Jak nasz rynek widać z innej perspektywy, część 2
Nasz rynek nie składa się jedynie z kontrowersji, jakie prezentowałem w poprzednim wpisie, dlatego dla równowagi podejrzyjmy co pozytywnego o nas myślą zagraniczni inwestorzy.
Nasz rynek nie składa się jedynie z kontrowersji, jakie prezentowałem w poprzednim wpisie, dlatego dla równowagi podejrzyjmy co pozytywnego o nas myślą zagraniczni inwestorzy.
Podczas ostatniej konferencji WallStreet organizowanej przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych, Michał Masłowski – wiceprezes SII – zaprosił mnie do rozmowy dotyczącej tego, czy możliwe jest wytrwanie w jednej strategii inwestycyjnej przez 30 lat? Temat jest nieco pokłosiem pewnych tez stawianych przez zwolenników inwestowania pasywnego.
Nagranie rozmowy (mam nadzieję) będzie dostępne w sieci, na razie jednak chciałbym odnieść się do pewnego odbioru tego co mówiłem podczas naszego spotkania. Część słuchaczy uznała, że zaorałem ideę pasywnego inwestowania, cześć (znacznie bardziej słusznie) – modę na pasywne inwestowanie.
Ostatnie wzrosty spółki Nvidia i zaproszenie pierwszego w historii producenta chipów do wąskiego grona spółek o bilionowych wycenach przywróciło na rynek obawy o formującą się bańkę w sektorze technologicznym. Argumentem ma być zdominowane rynku przez kilka spółek, których korekty mogą położyć się cieniem na wszystkich indeksach. Patrzymy więc na S&P500 w oderwaniu od dominacji kilku spółek z pytaniem: czy naprawdę mamy do czynienia z hossą, której należy się obawiać, czy też zwyczajnie z krótkim okresem, w którym wąski koszyk wygrywa z resztą rynku?
Pełnymi garściami korzystając z AI rewolucji zrobiłem eksperyment, którego wyniki wydały mi się na tyle ciekawe, że warte zaprezentowania publicznie.
Dzisiejsza reakcja rynku na prognozy spółki Nvidia przypomina o potencjale bohaterów poprzedniej hossy.
Spółka Compremum opublikowała dziś komunikat, który przypomniał wszystkim inwestorom w Polsce o ryzyku związanym z posiadaniem akcji spółki, która realizuje duży kontrakt budowlany.
Zanim włożyłem kij w mrowisko i zająłem się zagadnieniem kredytów frankowych w Polsce zaznaczyłem, że chcę poruszyć ten kontrowersyjny temat by pokazać blaski i cienie (głównie cienie) heurystyki oceniania idei na podstawie oceny propagatorów tych idei.
W swoich ostatnich tekstach Trystero porusza temat walutowych umów kredytowych udzielanych przez polskie banki – w kontekście masowego dochodzenia roszczeń przez niezadowolonych klientów. Z pomocom klientom przychodzą sądy oraz ostatnio TSUE. Temat jest o tyle interesujący, że obie strony wydają się mieć swoje za uszami. Banki – stosując niedozwolone, pokrętne i często niezbyt uczciwe zapisy w umowach, dzięki czemu od samego początku były na wygranej pozycji. Klienci zaś – bo chętnie korzystali z kredytów frankowych, zupełnie się nie licząc z ryzykiem walutowym przy obliczaniu zdolności kredytowej i wysokości rat lub go nie rozumiejąc. A gdy to ryzyko wreszcie się urzeczywistniło, postanowili przypomnieć bankom, że jednak umowy nie były rzetelne.
Relatywnie znaczące pozycje krótkie funduszy lewarowanych w S&P500, szeroko dyskutowane od tygodni przez Fintwit, utworzyły polaryzację jakiej jeszcze nie było, nie jest więc pewne, co z niej wyniknie.