Dymiące giełdowe wulkany
Moja intuicja czuje się znacznie pobudzona, więc w ramach przerywnika od tradycyjnych tematów pozwolę sobie na kilka weekendowych obserwacji, których wspólny mianownik brzmi:
Moja intuicja czuje się znacznie pobudzona, więc w ramach przerywnika od tradycyjnych tematów pozwolę sobie na kilka weekendowych obserwacji, których wspólny mianownik brzmi:
Rozpoczęty właśnie sezon publikacji wyników kwartalnych na Wall Street jest dobrym momentem, by spojrzeć na kondycję amerykańskiego sektora bankowego, z akcentem na bankowość inwestycyjną.
„Myśleliśmy, że ludzie, mądrzejsi o wcześniejsze doświadczenia, będą przygotowani by przeciwstawić się oszukańczym sztuczkom, które z wielkim powodzeniem używano w poprzednich wiekach”. W ten sposób redaktorzy Edinburgh Quarterly komentowali oszustwo, którego dokonał Gregor MacGregor na londyńskiej giełdzie w latach 20′ XIX wieku.
Niełatwe problemy z akceptacją strat – to ciąg dalszy tematu, rozpoczętego w poprzednim wpisie.
W związku ze świętami, wiosną i w kontrze do zamrożenia na GPW dzisiejszą notkę sponsoruje literka O jak optymizm.
Na początku grudnia zwróciłem uwagę na rozwijającą się hossę na chińskim rynku akcyjnym. Po sześciu niemal straconych latach (w połowie 2014 roku chiński rynek był zaledwie 23% powyżej dołka ostatniej bessy) indeks giełdy w Szanghaju wyraźnie ruszył do góry i zyskał 58% w drugim półroczu 2014 roku.
Żeby wroga oswoić i nauczyć się z nim żyć, skoro to nieuniknione, należy go dogłębnie poznać.
Jason Hsu, Brett Myers i Ryan Whitby przedstawili odpowiedź na tytułowe pytanie w artykule badawczym, którego omówienie opublikowano niedawno na stronach Research Affiliates. Czytelnicy Blogów Bossy mogą domyślać się odpowiedzi: słabe wyczucie rynku.
Od czasu do czasu natrafiam na inwestycyjne analizy, które wydają się być pozbawione większego sensu. Dobrym przykładem będzie opublikowane niedawno przez Bespoke zestawienie pokazujące stopy zwrotu z amerykańskiego rynku akcyjnego (S&P500) w zależności od tego, na którą cyfrę kończy się rok.