Czego hazard może nauczyć, część 2

Dla przypomnienia – w tym cyklu szukamy przede wszystkim użytecznych paraleli między inwestowaniem a hazardem.

A zaczęło się w poprzednim wpisie od dziennikarza sportowego, który przegrał majątek w zakładach bukmacherskich i przy okazji przyznał, że wdał się w niszczycielskie uzależnienie, z którego z sukcesem udało mu się wyjść. Spora dawka losowości i niemożliwość wiarygodnego prognozowania wyników z tego właśnie powodu, zarówno w hazardzie jak i na giełdzie, a także mylenie znajomości tematu z wypracowaniem strategii wygrywania (statystyczną przewagą) w obu dziedzinach, to zasadnicze powody przegranej. Bycie doskonałym analitykiem sportowym czy rynkowym to zupełnie co innego niż podejmowanie decyzji i gotowość do ryzyka. Kieruję te wnioski szczególnie do mało i średnio zaawansowanych inwestorów – proszę nie dać zwieść się znakomitym analizom rynkowym w mediach, to nie to samo co zyskowne inwestowanie, a co dopiero trading. Znam wielu doskonałych analityków, którzy nie poradzili sobie w realnej rozgrywce na rynku, ale naprawdę nie ma powodów do wstydu z tego powodu.

Bycie uznanym ekspertem, który próbuje sił na rynku lub w hazardzie, generuje swego rodzaju poczucie nadmiernej pewności siebie, niemal unoszenia się nad ziemią, które łatwo i niezauważalnie przeradza się często w ignorancję. To ułuda wielkości, która nie osadzona w realiach może poczynić właśnie szkody tego typu jak opisane wcześniej. Dostęp do większej ilości informacji i łatwość opisywania wybranej dziedziny, wymagającej było nie było analitycznego zmysłu, ułatwia wprawdzie częstotliwość pokazywania się w mediach i zdobywa uznanie czytelników, ale niekoniecznie oznacza łatwiejsza drogę do sukcesu gdy na własne zdanie trzeba postawić pieniądze.

Udowodniono to zresztą w szeregu eksperymentów, które opiszę wkrótce, gdzie np. profesjonaliści od giełdy byli odpytywani w zestawieniu z amatorami. Celem było wskazanie przyszłych ruchów rynków giełdowych. Okazało się, że eksperci mylili się dużo częściej niż przeciętnie znający się na tym inwestorzy! Co gorsza – mylili się z dużo większym poczuciem pewności siebie. Aureola nie jest więc żadnego rodzaju gwarancją sukcesu w realnym świecie.

Podobnego rodzaju dowód znajdziemy w książce „Expert Political Judgment: How Good Is It? How Can We Know?” Philipa Tetlocka. Udowodnił on, że zawodowi politycy są marnej jakości ekspertami w prognozowaniu politycznych zdarzeń. Te same wnioski ekstrapoluje się dziś na inne dziedziny wymagające wiedzy i umiejętności konkretnego rodzaju, w tym podejmowanie ryzyka finansowego.

Co i jak poddaje się w ogóle w rozgrywkach pieniężnych analitycznemu podejściu, pozwala na robienie w miarę realnych prognoz i podejmowanie uzasadnionych danymi i faktami decyzji? Z pewnością nie czysty hazard. Wyników rozgrywek zależnych kompletnie od losowości nie sposób poddać żadnego rodzaju sensownej analizie deterministycznej, która pomoże w trafnych obstawieniach w przyszłości. Numer czy kolor w ruletce, zestaw kilku liczb w lotto czy kolejną kartę na stole można tylko i wyłącznie odgadnąć, ale nie wywnioskować analitycznie, jedynie czysty przypadek decyduje w nich o trafieniu.

A jak wygląda to w zakładach sportowych? Cóż, nie wiem czy istnieje bukmacherska wersja Warrena Buffetta, statystyki wskazują na przykład, że to na wyścigach konnych zarobić można najpewniej, ale generalnie analityczne podejście do rozpracowania kondycji i umiejętności przeciwników w danej rozgrywce wydaje się być sensowną strategią. Wyniki wszelkich zawodów zależą przecież w dużej mierze od tego jaką formą, sprawnością i aktualnym potencjałem dysponują zawodnicy. Przynajmniej tak chcą wierzyć grający u bukmacherów kibice.

Tyle że realia są dużo bardziej odległe od tych przekonań.  O ile jeszcze wynik piłkarskiego meczu pewniaka ze słabeuszem (typu Polska-Niemcy) da się z dużym prawdopodobieństwem ustalić, to wypłata za wygraną faworytów jest zwykle marna. Za to w bardziej wyrównanych meczach decyduje głównie losowość, czyli coś nie do zanalizowania. A już to, że mistrz Polski za zeszły sezon – Lech Poznań- sromotnie przegrywa serię spotkań, wymyka się wszelkiego rodzaju analizom. Determinantów wygranej jest zwykle dużo więcej niż same umiejętności rywali w rozgrywce, w większości są to zmienne nieprzewidywalne, stąd zawodność analitycznego podejścia nie pozwala na w miarę stabilne zarabianie oparte na trafności.  Sama wiedza w temacie, obojętnie jak doskonała, jest więc być może bardziej złudnym przekonaniem o możliwości skutecznego typowania niż realnym czynnikiem zapewniającym zyskowność, ‘sport betting’ nadal więc pozostaje rozrywką hazardową, w której zgadywanie nie daje gorszych wyników niż profesjonalna analiza.

Biznes giełdowy z kolei to domena analityczna, dlatego też w tym przynajmniej zakresie istnieje wyraźna granica oddzielająca go od hazardu (chyba, że ktoś chce oprzeć inwestycje na zgadywaniu). Istnieje wiele dowodów (znów Buffett chociażby), że zyskowność na rynku można osiągnąć długoterminowo za pomocą jednej lub wielu rodzaju znanych branży analiz, które wyciągają wnioski z przeszłości (w sporcie to mocno zawodne), a poza korelacjami wydobywają również dające się określić czynniki deterministyczne. W tym tkwi przewaga inwestowania nad hazardem – istnieją bowiem narzędzia, za pomocą których profesjonaliści potrafią w pewnym stopniu ujarzmić przyszłość aktywów w kategoriach przyzwoicie określonego prawdopodobieństwa, którego zmienne da się ustalić, usystematyzować i wykorzystać.

Hazard i giełda są jednak w tej mierze często utożsamiane za równe sobie. Tak to wygląda choćby wówczas, jeśli za jedyny czynnik decyzyjny w tradingu bierze się intuicję, która ze zgadywaniem ma często wiele wspólnego. W obu również losowość stanowi bardzo mocną składową całego procesu. Giełda pozwala ją jednak pokonać w pewnej mierze dzięki analitycznemu podejściu i obróbce informacji, która potrafi zapewnić przewagę w grze. Oddanie w tej mierze pola losowości łatwo przekształca jednak inwestowanie w hazard.

Na koniec mała prowokacja intelektualna z mojej strony. Otóż trafność wyników ekspertów w zakładach sportowych nie jest wcale gorsza niż w tradingu, być może nawet o poziom wyższa. Są oni jednak skazani na porażkę, podczas gdy traderzy cieszą się przywilejem sporego marginesu na błędy. Ale przyczyną nie jest wcale zawodność analiz. A co? Odpowiem w kolejnym wpisie.

—kat—

2 Komentarzy

  1. Wojtek

    Witam,
    odnośnie ostatniego pytania uważam, że chodzi o relację zysk do ryzyka – na rynku inwestor ustala je sam, natomiast w zakładach ta relacja już z góry zależy od bukmachera.

    Wojtek

  2. investor_ts

    Nie za bardzo rozumiem co to znaczy być zależnym „kompletnie od losowości”. Po pierwsze, wynik na ruletce czy rzutu kośćmi jest w pełni zdeterminowany prawami fizyki. Po drugie, w tym kontekście można mówić o determinizmie statystycznym. Kolmogorov pisał, że „The epistemological value of probability theory is based on the fact that chance phenomena, considered collectively and on a grand scale, create non-random regularity”.

Skomentuj Wojtek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *