W USA kończą się tzw. ?stress tests”, czyli testy obciążeniowe systemu bankowego, mające udzielić odpowiedź na pytanie – czy amerykańskie banki posiadają wystarczająco wysokie aktywa i są w stanie funkcjonować samodzielnie bez pomocy państwa, co byłoby oznaką stabilizacji sektora i co ważniejsze – czy są w stanie rozpocząć nową akcję kredytową, dla stymulacji amerykańskiej gospodarki.
O co chodzi w tych testach?
Testy mają przybliżyć głównie to, czy największe amerykańskie banki posiadają wystarczająco wysokie aktywa, aby przetrwać głęboką recesję. Słowo ?głęboka” jest na pewno określeniem umownym, albowiem założenia przyjęte do testu to:
? spadek amerykańskiego PKB w 2009 roku o 3,3% procenta,
? wzrost stopy bezrobocia do 8,9% w 2009 i 10,3% w 2010 roku,
? spadek cen domów o kolejne 22% w 2009 i 7% w 2010 roku.
Założenia wydają się wyjątkowo optymistyczne, więc dla takich założeń, każdy wynik testu inny niż ?bajeczny” będzie moim zdaniem porażką, gdyż należy liczyć się ze znacznie gorszymi wskaźnikami gospodarczymi niż wartości przyjęte do testu. Wyniki testów poznamy na początku maja. W dniu dzisiejszym poznaliśmy informację dotyczącą amerykańskiego PKB. Skurczył się on w pierwszym kwartale b.r. o 6,1 procenta. Na tym tle ?pesymistyczne” założenia przyjęte w stress testach wyglądają naprawdę nazbyt optymistycznie.
Testy mają wykazać, ile kapitału potrzebują banki dla bezpiecznego funkcjonowania. Te, które posiadają w swoich aktywach więcej ryzykownych papierów lub potencjalnie niespłacalnych kredytów będą musiały ponosić kapitały w drodze pozyskiwania środków od akcjonariuszy, lub od państwa (ale pomoc rządkowa jest obwarowana licznymi warunkami). Z uwagi na to, iż pozyskiwanie kapitału może być utrudnione, wariant pesymistyczny, którego wszyscy chcieliby uniknąć zakłada w skrajnym przypadku przejęcie pakietów większościowych przez państwo, czyli tak naprawdę nacjonalizację banków.
7 lat chudych?
Pomoc państwa, wbrew pozorom nie jest dla banków tanim sposobem na poprawę sytuacji. W ramach dotychczasowych działań rząd oferował pomoc w zamian za akcje uprzywilejowane. Banki będą musiały wypłacać jednak z akcji objętych przez rząd (są to przypominam – akcje uprzywilejowane) 9-procentową dywidendę. Ponadto banki będą ograniczone w wypłacie dywidendy z innych akcji – zwykłych, jak również w możliwości przeprowadzenia buy-backu, w okresie obowiązywania pomocy rządowej. Akcje te będą mogły być skonwertowane na akcje zwykłe….. po upływie 7 lat (!). Można się zatem spodziewać, iż banki we własnym interesie będą starały się szukać kapitału gdzie indziej. Taki kapitał będzie im bardzo potrzebny, gdyż będzie on musiał również pokryć ryzyko nie tylko samego banku, ale także jego kontrahentów (będących np. przeciwną strona transakcji terminowych). Wcześniejsza pomoc państwa, jak również ukłon dla banków w postaci nowych zasad wyceny aktywów finansowych, każą z pewnością oceniać cały sektor lepiej niż jesienią poprzedniego roku, tym niemniej do normalizacji jest jeszcze daleko. Szacunki mówią bowiem o tym, iż amerykańskie banki będą musiały pozyskać dodatkowo około jednego biliona dolarów, co w porównaniu z dotychczasowymi zastrzykami kapitału jest sumą astronomiczną. Można zażartować, iż w tym worku, do którego wrzucane są pieniądze nie widać jeszcze dna. Na szczęście widać sam worek 🙂
In Barrack we trust !
Napis na odwrocie dolara brzmi „In God we trust” (?Ufajmy Panu”). Jak podają media aż 2/3 Amerykanów darzy obecnego prezydenta USA zaufaniem, czyli…. pozornie darzy zaufaniem działania, które mają pomóc w przezwyciężeniu kryzysu. Nieco mniejszy jest jednak odsetek, tych, którzy wierzą, iż Obamie uda się wyprowadzić kraj z kryzysu. Tak dziwna sprzeczność w deklaracjach pokazuje, iż Ameryka po prostu ?liczy na cud” (skąd my to znamy?) Barrack Obama jest wciąż utożsamiany z cudotwórcą i jego ogromny kredyt zaufania nie maleje. To, jaki jest poziom zaufania każe zastanowić jak się także jak mogą być interpretowane wyniki tych działań. ?Stress testy” to przecież decyzja administracji Barracka Obamy, więc jeśli powie on Amerykanom, że mimo obecnych trudności wynika z nich mimo wszystko odrobina optymizmu na przyszłość, to tak jakby mówił – kupujcie akcje, bierzecie kredyty (ale dopiero za jakiś czas wam powiem, czy warto to było robić). Co się stanie jeśli nastąpi jakiś większy kryzys zaufania do władzy, banki nadal będą przeżywać problemy a gospodarka nie będzie chciała ruszyć z miejsca? To samo co do tej pory… drukowanie pieniędzy, nacjonalizacja i podtrzymywanie oraz promowanie amerykańskiego stylu życia – za wszelką cenę. A cenę tę zapłacą sami Amerykanie – kolejną bańką spekulacyjną w sektorze finansowym i przedłużeniem recesji.
Czy igrzyska będą trwać nadal?
Gdy skończą się igrzyska i doraźne gaszenie pożarów nie przyniesie spodziewanego efektu – dolar znów o sobie przypomni, gdyż, jak sądzę kapitały amerykańskich instytucji będą ponownie (tak jak jesienią i na początku bieżącego roku) ściągane ze wszystkich rynków na ?łatanie finansowych dziur”, i dolar wbrew zdrowemu rozsądkowi zacznie się umacniać. Wówczas, znów można będzie powiedzieć – ?dolar jest amerykańską walutą, ale światowym problemem”. Chyba, że Barrack Obama będzie drukował…. i drukował… i drukował ?zielone”, coraz mniej wartościowe banknoty. Na jednym ze spotkań zaryzykowałem stwierdzenie, iż jeśli zaistnieje taka konieczność – rząd ograniczy również spekulacyjne transakcje terminowe, w szczególności krótką sprzedaż. Takie burzące rynek działanie byłoby wbrew pozorom korzystne dla rynków kapitałowych w okresie kryzysu, czyli także korzystnie oddziaływałoby na wyceny aktywów ?kasowych” i sytuacji samych banków, które takie aktywa posiadają. Jeśli pożary w sektorze finansowym nie będą gasnąć, jest to teoretycznie naprawdę możliwe. Taka determinacja na pewno budziłaby sprzeciw, choć byłaby w typowym ?amerykańskim stylu”, gdzie wszystko jest możliwe. Póki co, igrzyska trwają, a lud na arenie uśmiecha się do lwów.
Konkludując…
Moim skromnym zdaniem, test się skończy, stres zostanie – choć być może nieco mniejszy, ale bardziej rozłożony w czasie (a jeśli nie stres to przynajmniej kac, że można było inaczej rozegrać walkę z kryzysem). Jak to mówią – ?cel uświęca środki”. Jeśli zatem środki podejmowane przez Administrację Obamy, mimo mojego sceptycyzmu, przyniosą efekty – trzeba chyba będzie rezerwować miejsce na banknocie dla nowego ?Zbawcy Ameryki”. Sam taki banknot chętnie nabędę. Absolutnie !
Jacek Tyszko
7 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Dolar taniał, gdy w USA byl dodatni wzrost gospodarczy. Wynikało to z intensywnej ekspansji kredytowej denominowanej w $$. Dlaczego teraz, gdy mamy kredytową kontrakcję, drożenie dolara jest „wbrew rozsądkowi”? Toż to ten sam mechanizm.
@Tomek, teoretycznie waluta jednego z najsilniej slabnacych gospodarczo krajow powinna slabnac… w tym przypadku przeplywy finansowe sa nieco „na odwrot”, wbrew logice „poszukiwania przez kapital” rynkow najbardziej efektywnych…..
Sam też nadużywam określenia „stress testy”, ale może lepiej byłoby stosować istniejące polskie określenie, czyli „test warunków skrajnych”?
No a co do meritum, trwa wielka spekulacją i prawdopodobnie podrasowane raporty „wykażą”, że banki są w całkiem niezłej kondycji i tą ułudą możemy żyć dzień, tydzień, miesiąc, kwartał? Trudno powiedzieć, ale rynki mogą dalej rosnąć wbrew logice, więc może prościej płynąć z nimi niż za wiele myśleć? 🙂
@podrasowane raporty „wykażą”, że banki są w całkiem niezłej kondycji
Z tego co ja zrozumiałem ideę „stress testów”, to większość zgadza się, iż wiarygodność tych audytów zależy od tego, czy jednak cokolwiek pokażą – podrasowanie niczego tu nie da, bo rozminie się z tym, po co te testy były robione. Dlatego trzeba oczekiwać raczej ostrzeżeń związanych z tymi audytami i jednoczesnych propozycji terapii. Mówiąc inaczej, jeśli bank A będzie miał wynik B, to pojawi się informacja, że zrobią C. Przecież to teraz schemat na rynku – jak wyniki są słabe, to mówi się, że będzie cięcie kosztów i wszyscy są zadowoleni.
„Wcześniejsza pomoc państwa” – (czyli podtrzymanie przy życiu kilku zombies)
„jak również ukłon dla banków w postaci nowych zasad wyceny aktywów finansowych” – hochsztaplerka na WIELKĄ SKALĘ;)))
„każą z pewnością oceniać cały sektor lepiej niż jesienią poprzedniego roku” – hmmm……
„tym niemniej do normalizacji jest jeszcze daleko” – ano, daleeeeeeko;)
Jest jednak światełko w tunelu. Barrack ma dwie „gęby”. Pierwszą – dla potrzeb tych ciemniejszych wyborców (w każdym sensie), kiedy wypluwa z siebie nierealne obietnice (poważnie traktowane już chyba tylko przez tamtejszych Indian) oraz drugą, racjonalną, zakulisowo główkującą, jak ciąć wydatki. Jeżeli uda mu się wykiwać lobby „żebracze” (GM i reszta) oraz zapobiec zniszczeniu dolara drukowaniem – nie będzie aż tak źle. W każdym razie Baracka warto obserwować, chwilowo zakończył tournee pt. „Tońcie z nami i drukujcie” (szczyt G20 i inne), a zaczął sprzątać u siebie.
@thome, widze że jako jeden z nielicznych dostrzegasz te zakulisowe działania, moim zdaniem to jest to bardzo dobra taktyka Obamy, bierze facet sprawy w swoje ręce i się nie boi odpowiedzialności – i za to go cenię ! może mu wyślę jakąś „małpke” na znak poparcia 🙂
@jtyszko
Co do Obamy – paradoksalnie stopniowo okazuje się on rasowym republikaninem w kwestiach budżetowych, co nie jest jego zasługą, a okoliczności (i kilku doradców). Czasami, kiedy zrobiło się już wszystkie najgłupsze i niepotrzebne błędy (vide „dablju” i jego demokratyczny gest rozdawnictwa na odejście oraz rozbrajająo głupowaty Bernanke) – zostaje już tylko prawidłowy ruch. Czyli oszczędności. Prawdziwym testem będzie zachowanie wobec roszczeń wielkiego kapitału (a więc sponsorów całego cyrku)……………….
Co do małpek…….. ja bym jednak Panu odradzał…:))) Ameryka to kraj politycznie poprawnego totalitaryzmu. Za małpkę można pójść „na drzewo”;)