Wykres dnia: stan hossy na WIG
Kolejne części tego cyklu chciałbym przeznaczyć na rozwianie kilku mitów i na kilka praktycznych porad. W końcu u źródeł powstania tej serii wpisów była idea: jak poprawnie używać wzorców w praktyce.
Do wpisu o wpływie spółek Skarbu Państwa (SSP) na wyniki indeksu WIG20, który prezentowałem w zeszłym tygodniu, pojawiło się kilka zapytań i uwag. I były na tyle ciekawe, że postanowiłem dopisać krótki ciąg dalszy.
Ponownie dyskusje na X (d. Twitter) w tytułowym temacie skłoniły mnie do sprawdzenia obliczeń ze szczegółami, które prezentuję poniżej.
Mistrzem odnajdywania wzorców w działaniu rynków był legendarny Jesse Livermore, podziwiany przez jednych, sekowany przez innych, ale z jego wyczynów można, a nawet trzeba wyciągnąć właściwie nakierowane lekcje, bo jest ich tam bogactwo.
Na naszym twitterze tradycyjnie wybuchła dyskusja jak tylko pojawiła się kwestia uśredniania pozycji (tym razem w wykonaniu „Big Shorta”, czyli M. Burry’ego).
(We know more than we think we do)
– Adeel Ahmed Khan
Chiny to idealny przykład dysonansu między giełdą a gospodarką i między smart money a detalicznymi inwestorami.
Nauka badająca dogłębnie rynki finansowe skupia się na dowodach, przetwarzaniu wszelkich danych, deterministycznym wyjaśnianiu zjawisk, badaniach i testach pozwalających wysnuwać i dowodzić hipotezy, poszukuje możliwości prognozowania rynków. Niestety nie jest w stanie poradzić sobie z jednym zjawiskiem, które najczęściej stoi za sukcesami najlepszych w tej branży.
Akurat trafiła się okazja, by pokazać problem z wzorcami na realnym przykładzie z życia. Korzystam z niej, by przybliżyć przy okazji także pewien inny słaby punkt inwestycyjnego procesu.