Blaski i cienie dywersyfikacji geograficznej
W poprzednim tekście skupiłem się na jednym z argumentów za dywersyfikacją geograficzną: możliwości uniknięcia ryzyka, że lokalny rynek inwestora będzie miał wieloletni okres wyraźnej słabości.
W poprzednim tekście skupiłem się na jednym z argumentów za dywersyfikacją geograficzną: możliwości uniknięcia ryzyka, że lokalny rynek inwestora będzie miał wieloletni okres wyraźnej słabości.
Okres relatywnie słabszej postawy warszawskiego rynku giełdowego oraz oznaki więdnięcia tego rynku (czego sygnałem jest wysychająca płynność zwłaszcza w segmencie małych i średnich spółek) zachęcają polskich inwestorów do rozważenia idei dywersyfikacji geograficznej.
Popularną, sceptyczną reakcją na artykuły o tematyce inwestycyjnej podkreślające zalety pasywnego inwestowania z długoterminowym horyzontem inwestycyjnym jest przypomnienie sytuacji japońskich inwestorów w dekadach po przekłuciu bańki spekulacyjnej na tokijskiej giełdzie.
Gdy waluta trzynastej gospodarki świata zniżkuje w piątek nawet o 18% względem dolara a cały dzień kończy 14% spadkiem to w niedzielnym wykresie dnia trudno jest uciec od zagadnień związanych ze wspomnianym kryzysem walutowym.
Wśród entuzjastów rynku akcyjnego popularne jest powiedzenie, że w długim terminie na akcjach nie można stracić. Powiedzenie to ma swoje źródło w historii amerykańskiego rynku akcyjnego. Amerykańscy inwestorzy nigdy nie zanotowali dwudziestoletniego okresu z ujemnymi skumulowanymi stopami zwrotu.
Myślę, że w okresie ostatnich kilkunastu miesięcy zwiększyła się wśród polskich inwestorów świadomość ryzyka politycznego i geopolitycznego na rynku akcyjnym.
Home bias (skrzywienie lokalne) czyli przeważanie przez inwestorów akcji (oraz innych instrumentów finansowych) z lokalnego rynku to jedno z lepiej udokumentowanych zjawisk na rynku finansowym.