Stańmy przed wyborem: eksperta, od jakich prognoz wolelibyśmy wybrać? Takiego, który twardo trzyma się swoich przekonań, potrafi pokazać związek przyczynowo-skutkowy wielu zdarzeń. Co więcej z historii jego zmagań z prognozami wiemy, że zdarzają mu się spektakularnie poprawne przewidywania.
Drugi ekspert ma nieco inne podejście. Regularnie koryguje swoje prognozy, stara się na bieżąco monitorować napływające dane i informacje. Co więcej w początkowych okresach swoich prognoz bywa, że całkiem mocno zmienia podejście.
Wybór z jednej strony jest trudny, a z drugiej przewidywalny. Spójrzmy na perspektywę medialną. W trakcie trzyminutowego komentarza eksperckiego lepiej pokazać widzom czarno-białą wizję świata. Ciekawiej wypadnie ekspert, który będzie przekonywał, że zbliżamy się do krachu. W mediach społecznościowych też będzie się klikał o wiele lepiej. W papierowych magazynach i dziennikach również znacznie bardziej atrakcyjny jest tytuł „Doktor Prognosta zapowiada kataklizm nadchodzi”. W razie pomyłki, potrafią miesiącami (a nawet latami) przekonywać, że wszystko jeszcze przed nami.
Z pogardą lub politowaniem będziemy patrzyli na eksperta, który zdaje się mówić, że sytuacja się rozwija, że na obecnym etapie można uznać, że w najbliższych miesiącach może zdarzyć się coś, jednak prognozy trzymiesięczne są obarczone zbyt dużym błędem niepewności. Cóż to za ekspert, który jednoznacznie nie potrafi określić swojego stanowiska?
Philip Tetlock podzielił ekspertów na dwie grupy – jeże i lisy. Pierwsze z nich to właśnie ci pewni siebie progności, którzy nie mają żadnych wątpliwości. Ich zdaniem coś na pewno się zdarzy lub nie. Wieloletni monitoring tej grupy pokazuje, że ich skuteczność jest gorzej niż marna. Czasem zdarzy się im jakiś spektakularny sukces, co podtrzymuje ich karierę w mediach, mimo tego, że później potrafią konsekwentnie trwać w błędzie.
Z kolei lisy robią dobre (czyli skuteczne i poprawne) prognozy, za to źle wypadają w mediach. Ich tłumaczenia są zniuansowane, pokazują wiele możliwych wariantów, operują w kategoriach prawdopodobieństwa zdarzeń.
Łatwo jest zrobić na kimś wrażenie, gładząc brodę i deklarując „Istnieje 73 procent szans, że akcje Apple zakończą obecny rok na poziomie o 24 procent wyższym, niż go zaczęły”. Wystarczy rzucić kilka technicznych terminów, których większość ludzi nie rozumie – jak „stochastyczne” to albo „regresyjne” tamto – by dzięki ich usprawiedliwionemu respektowi do matematyki i nauki, skwapliwie przytakiwali twoim słowom.
To tylko jedna z refleksji Tetlocka w książce Superprognozowanie. Miło łechcze moje własne ego. Na podobne rzeczy zwracałem uwagę (choć bez odwołania do badań, eksperymentów i doświadczeń) w tekście o tym, jak zostać medialnym prognostą (https://blogi.bossa.pl/2011/08/08/prognozy-sa-latwe-i-nic-nie-kosztuja-przynajmniej-analityka/). Jeśli zależy nam na karierze w show-biznesie inwestycyjnym skuteczność prognoz jest na dalekim miejscu.
W tekście sprzed kilku dni Trystero pochylał się nad prognozami Międzynarodowej Agencji Energetycznej. Prognozami nietrafionymi. Przynajmniej pozornie. Z corocznych raportów wynika, że prognozy są każdorazowo niedoszacowane i za każdym razem były korygowane.
Przede wszystkim jednak warto pamiętać, że raporty publikowane są raz do roku, zaś opracowywane prawdopodobnie przez kilka miesięcy. Już ten fakt sprawia, że w momencie publikacji nie są prognozą, tylko raczej spojrzeniem na trendy. Druga sprawa dotyczy terminów. No cóż doskonale wiemy, że wszelkie prognozy długoterminowe można wrzucić do kosza, albo rozpatrywać w kategorii ciekawostek. Tetlock sugeruje, że okres prognostyczny powyżej 3 miesięcy to czysta fantazja. O wiele skuteczniejsze jest częste monitorowanie danych w danym segmencie (branży) i korygowanie ich wraz ze zmieniającymi się parametrami, bądź zdarzeniami. Tak postępują lisy i… traderzy na rynkach. W końcu stosowanie zleceń stop i przesuwanie ich, bądź nie w miarę rozwoju koniunktury jest właśnie dostosowywaniem się do zmieniających warunków.
Prognozy WEO nie doszacowywały dynamiki wzrostu energetyki słonecznej w długich okresach, ale w krótkich ich prognozy można uznać za skuteczne (zwłaszcza w pierwszych latach). Inne pytanie brzmi – do czego wykorzystujemy prognoz. Do planowania biznesu, transakcji, czy po prostu chcemy popisać się umiejętnościami analitycznymi? W każdym z tych wypadków nadrzędna powinna być świadomość złożoności świata, a co za tym stoi ograniczonej skuteczności prognoz.
Ogromnie polecam książkę Tetlocka i Gardnera Superprognozowanie. To powinien być jeden z najważniejszych podręczników dla ludzi zajmujących się rynkami i produkowaniem jakichkolwiek prognoz. Ale też dla tych, którzy sami prognozowaniem się nie zajmują, a powinni weryfikować napływające zewsząd opinie ekspertów.
Więcej na temat samej książki
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.