Najlepsze lekarstwo na panikę – dywersyfikacja

Nie ma wątpliwości, iż ostatnie sesje na GPW zostały zdominowane przez zamieszanie na akcjach LPP. Spójrzmy jednak na spadek przez pryzmat szumu rynkowego, na który jest stosunkowo proste lekarstwo.

Na początek odnotujmy jednak pewien paradoks, z którego część osób nie zdaje sobie sprawy. Cena LPP spadła w piątek o blisko 36 procent – z 17830 zł do 11450 zł. Jednak odrobienie straty – a więc wzrost z 11450 zł do 17830 zł – wymaga zwyżki o przeszło 55 procent. Oczywiście, gdyby zamieszanie okazało się fałszywe, to powrót na poziomy z czwartku byłby łatwiejszy, ale naprawienie strat nie będzie tak łatwe, jak zwyżka o 36 procent. W praktyce stratę odrobić będzie stosunkowo trudno między innymi z tego powodu, że do odrobienia jest procentowo znacznie więcej niż nominalnie, a jak wiemy na rynku kapitałowym stopa zwrotu ma swoje znaczenie.

Kiedy już wiemy, że odrobienie szkód nie będzie łatwe, spójrzmy na sytuację inwestora, który miał w piątek spółkę w portfelu, która zanurkowała, jak LPP. Dla czystości obrazu przyjmijmy założenie, że nasz inwestor miał w czwartek portfel 500 tys. złotych – tak wiem, że średni portfel krasnala jest znacznie mniejszy od tego 0,5 mln, ale o tym później – i był na tyle rozsądny, iż podzielił (albo jak mówimy na rynku zdywersyfikował się) ów portfel na 25 części. W takim wypadku, znów kolejne uproszczenie, jeśli akcje LPP kosztowały w czwartek 20 tys., to stanowiłyby dokładnie 4 procent. wartości owego koszyka 25 spółek.

I teraz powiedzmy, w piątek rano pojawia się tsunami w postaci 50-procentowego spadku akcji LPP, co wcale nie było niemożliwe, bo w trakcie zawieszenia oferty na LPP były tak niskie, iż spółka miała TKO 44 procent niższe od czwartkowego zamknięcia. Przy założeniu, iż reszta portfela była stabilna, 50-procentowe cofnięcie LPP ugryzłoby 10 tys. Na poziomie zmiany procentowej, cały szum związany z LPP daje stratę 2 procent portfela. Porażka wygląda imponująco na poziomie spółki, ale na poziomie naszego inwestora, który pilnował starej jak świat zasady, żeby nie wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka jest raczej ciekawostką niż jakimś dramatem. Spółkę zwyczajnie można wyrzucić z koszyka i zapomnieć.

Przypadek LPP jest ciekawy z jeszcze innych powodów. Pierwszym jest oczywiście fakt, iż na spółki tak nominalnie drogie zwyczajnie nie ma miejsca w portfelach o znacznie niższych sumach. Jak nasz inwestor ma portfel 100 tys. złotych, to LPP nie jest walorem dla krasnala nawet po przecenie o 36 procent. Można się na to oburzać, można widzieć straconą szansę, gdy taka spółka rośnie lub urośnie, ale nic z tym zrobić nie można. Paradoks polega też na tym, że krasnal, który miał szczęście kupić spółkę, która urosła tak, jak LPP zwyczajnie musi taką spółkę sprzedać – chyba, że ma możliwość inwestowania szczątkowego – bo może zdarzyć się coś takiego, jak miało miejsce w piątek.

Pilnowanie równych udziałów, rozdzielanie ryzyka na 25 czy więcej walorów jest właśnie po to, żeby jakaś katastrofa Hindenburga – która wcześniej czy później może mieć miejsce w portfelu w odniesieniu do każdej części – nie niszczyła kilku lat oszczędzania i budowania majątku. Naprawdę, nie ma znaczenia, czy ktoś spółkę zaatakuje, czy zdarzy się jakiś wypadek w stylu wybuch platformy wiertniczej. Błędy w zarządzaniu. Błędy w bezpieczeństwie. Wojny. Katastrofy naturalne, na skale, które dziś wydają się mało prawdopodobne będą miały miejsce w życiu każdego z nas. Takie wydarzenia się elementem ścieżki inwestora i są poza naszą kontrolą.

Pod naszą kontrolą jest zabezpieczanie się przed takimi wydarzeniami. Możemy kontrolować ryzyko pojedynczego waloru w portfelu. Celem jest zbliżenie się do ryzyka rynkowego, które kontroluje się czymś innym niż nadziejami na to, że jedna część z portfela nie dozna katastrofy Hindenburga. Ryzyko rynkowe redukuje się podziałem portfela np. na część akcyjną i część obligacyjną, co jeszcze bardziej uodparnia inwestora na np. 50-procentowy spadek jednego waloru w koszyku, bo kiedy nasz krasnal ma tylko 60 procent w akcjach i z tego ledwie 4 procent w jakimś walorze, to 50-procentowy spadek sprowadziłby się do straty odrabianej w jedną sesję.

 

2 Komentarzy

  1. Adrian

    Ale w drugą stronę też to działa. Jak spółka urośnie 100% to inwestor tego nie odczuje. No i czy do 25-tej spółki w portfelu będzie takie samo przekonanie jak do 1-szej?

    1. GZalewski

      tylko, dochodzi asymetria odczuwania zysków i strat. Ona ma ogromne znaczenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *

Opinie, założenia i przewidywania wyrażone w materiale należą do autora publikacji i nie muszą reprezentować poglądów DM BOŚ S.A. Informacje i dane zawarte w niniejszym materiale są udostępniane wyłącznie w celach informacyjnych i edukacyjnych oraz nie mogą stanowić podstawy do podjęcia decyzji inwestycyjnej. Nie należy traktować ich jako rekomendacji inwestowania w jakiekolwiek instrumenty finansowe lub formy doradztwa inwestycyjnego. DM BOŚ S.A. nie udziela gwarancji dokładności, aktualności oraz kompletności niniejszych informacji. Zaleca się przeprowadzenie we własnym zakresie niezależnego przeglądu informacji z niniejszego materiału.

Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.