Jak duży masz bufor chciwości i luzu

Obserwowaliśmy w tamtym okresie zarówno napływ nowych klientów, jak i w dużym stopniu reaktywację rachunków nieco uśpionych przez długi okres stagnacji na warszawskiej giełdzie. Można więc powiedzieć, że inwestorzy indywidualni trafili w optymalny moment rynkowy i wykorzystali nadarzającą się okazję, tym razem nie popełniając częstego behawioralnego błędu, jakim jest paniczna wyprzedaż taniejących walorów w czasie krachu – mówi Piotr Kozłowski, dyrektor BM Pekao. (źródło: Parkiet)

Przepraszam, jeśli wyrażę duży sceptycyzm jeśli chodzi o tę wypowiedź Piotra Kozłowskiego. Mimo dość gwałtownej zmienności i silnych przecen – w przypadku indywidualnych akcji sięgających kilkudziesięciu procent, to jeszcze nie jest TEN moment.

Nie chcę toczyć sporów na temat natury ludzkiej i skłonności do popełniania wciąż tych samych błędów, które Dan Ariely tak trafnie określił „przewidywalnymi irracjonalnościami”, ale w mojej opinii jeszcze nie zostały spełnione warunki, które sprawią, że inwestorzy masowo i w panice będą wyzbywać się posiadanych wcześniej walorów. Wciąż jeszcze warunki panujące na rynkach światowych (hossa w USA, na rynkach kryptowalut) sprawia, że wielu naszych rodzimych graczy – nie uzależnionych wyłącznie od GPW – może mieć bardzo wysoki „bufor chciwości”. Nazywam tak na własne potrzeby coś, co psychologowie behawioralni a przede wszystkim Richard Thaler nazwali „efektem pieniędzmi kasyna” (House Money Effect), a co lepiej brzmi po polsku jako „efekt pieniędzy, które spadły z nieba”. To jeden z elementów wchodzących w skład zjawiska zwanego księgowaniem mentalnym, które sprawia, że zupełnie inaczej podchodzimy do pieniędzy na przykład pochodzących z oszczędności, a inaczej do takich, które pochodzą z wygranych, zwrotów podatkowych, czy właśnie zysków giełdowych.

Wyobraźmy sobie tych szczęściarzy, którzy kupili akcje jakiejś spółki gamingowej, albo covidowej za powiedzmy 10 złotych. Z różnych powodów w relatywnie krótkim czasie jej cena wzrosła do 100 może więcej złotych. A może to była któraś z kryptowalut lub modnych spółek amerykańskich. Nie ma zupełnie znaczenia.

W chwili gdy, na danym rynku zacznie się przecena to wielu inwestorów, którym udała się tego rodzaju transakcja (z premedytacją piszę „udała”) mają bardzo duży bufor chciwości, który staje się równocześnie buforem luzu. „Wisi mi to, że akcje CDR spadły z 460 na 220, skoro kupowałem po 50”. Tego typu deklaracji w necie jest całkiem sporo. Do tego odpowiednia narracja, związana z wiarą w długi termin, perspektywy biznesu lub – w przypadku kryptowalut – inne argumenty i sprawa wydaje się załatwiona.

Osobiście w ten luz nie do końca wierzę. Bardziej skłonny jestem zaufać psychologom behawioralnym i heurystyce kotwiczenia, która sprawi, że owe 460 PLN uwiera o wiele, wiele więcej, niż publicznie są skłonni przyznać, ci wszyscy, którzy w necie po pięćdziesięcioprocentowych spadkach zdają się wzruszać ramionami. Nie wierzę w taki hart ducha.

Na rynkach (nawet na NASDAQ) jeszcze nie mieliśmy kilkumiesięcznej bessy, nawet nie zbyt silnej, ale choć trochę podkopującej wiarę we własne umiejętności. Dopiero ten warunek sprawi, że w momencie silnego załamania (krachu) panika przybierze na sile.

W podanych niedawno przez GPW danych o strukturze inwestorów pojawiło się to, o czym mówiło się już od miesięcy – napływie nowych graczy detalicznych. Udział inwestorów indywidualnych w handlu akcjami w II półroczu 2020 roku sięgnął 27%. To wynik największy od 2009 roku i niemal trzykrotnie wyższy niż pod koniec 2019. Stało się to oczywiście kosztem spadku udziałów instytucji – zarówno krajowych, jak i zagranicznych.

Jeszcze bardziej interesująco robi się, gdy spojrzymy na dane wartościowo. W II półroczu 2019 roku wartość obrotu akcjami wśród krajowych instytucji wyniosła 124 mld zł. Dla zagranicznych 43 mld zł, zaś indywidualni wygenerowali zaledwie 20,6 mld zł obrotu.

A w II półroczu 2020? Krajowe instytucje – 182 mld (więcej o 46%), zagraniczne instytucje 59,6 mld (więcej o 30%) i indywidualni 89,5 mld zł. Skok ponad czterokrotny. Świetnie jest pisać o tym, jak to indywidualni wyrolowali profesjonalistów, bo taka opowieść pojawiała się przy okazji między innymi wydarzeń wokół Game Stop, czy hossy Covidowej. Ja jednak poczekam, aż te masy zaczną panikować. Bo zaczną. Wcześniej czy później.

Na razie jednak trend jest trendem, jest trendem, jest trendem.

Bawmy się, zanim zabiorą wazę z ponczem.

[Foto: Kadr z filmu Titanic (reż. J. Cameron)]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *