Jak niepozorny bankier i Chińczyk z Szanghaju zmienili historię Wall Street

Gerald Tsai Junior był pierwszym celebrytą wśród zarządzających funduszami. Ale nie osiągnąłby imponujących wyników inwestycyjnych, gdyby nie pewien bankier – pisze Matt Stoller w książce „Goliath: The 100-Year War Between Monopoly Power and Democracy”.

Amerykańskie akcje nieźle sobie radziły w latach 50., ale większość Amerykanów zignorowała okazję do szybkiego wzbogacenia się. Wynikało to z traumy po Wielkim Kryzysie, ale także dlatego że inwestowanie w akcje przez osoby prywatne było, z logistycznego punktu widzenia, wówczas trudne. Jak opisuje autor w publikacji (jej polski tytuł to „Goliat: 100 lat wojny między władzą a demokracją”) sytuacja zmieniła się gdy w 1958 r. na Wall Street pojawił się urodzony w Chinach 29-letek Gerald Tsai Junior.

Pracował on w funduszu inwestycyjnym Fidelity Capital Fund. Tego rodzaju wehikuły zbiorowego inwestowania istniały w USA od dekad, ale nie miały wielkiego znaczenia. A to dlatego, że Ustawa o Firmach Inwestycyjnych z 1940 r. (ang. Investment Company Act) zakazała tzw. piramid w zbiorowym inwestowaniu, które umożliwiały gromadzenie olbrzymich środków od inwestorów posiadając bardzo niewiele kapitału własnego. Dlatego w 1940 r. w funduszach inwestycyjnych w USA zgromadzone było zaledwie 450 mln USD.

Ale w miarę jak na Wall Street coraz więcej osób korzystało z luźniejszych regulacji ta kwota rosła tak że pod koniec lat 50. Amerykanie trzymali w funduszach już 13 mld USD. W ciągu miesiąca od inauguracji prezydenta USA Johna F. Kennediego ceny akcji zaczęły rosnąć. Najpierw o 15 proc. od październikowych dołków, a do połowy kwietnia, tydzień po Inwazji w Zatoce Świń wzrosty sięgały 25 proc. Przez resztę dekady wzrosty były kontynuowane, głównie dzięki poluzowaniu polityki kredytowej przez banki i wydatkom wojskowym związanym z wojną w Wietnamie.

Z tym, że teraz przeciętni obywatele mieli możliwość wzbogacenia się na rosnących cenach walorów. Ilość pieniędzy w funduszach inwestycyjnych podwoiła się od 1963 r. do 1969 r. Duża w tym zasługa właśnie Geralda Tsaia, którego fundusz Fidelity Capital Fund rozpoczął kampanię reklamową mającą sprawić, że inwestowanie stanie się „sexy”. Sam Tsai był chodzącą reklamą inwestowania na giełdzie. Zawsze nienagannie ubrany z wypielęgnowanymi dłońmi i „eleganckimi francuskimi spinkami do mankietów”.

Chętnie pozował do zdjęć reporterom, którzy określali go mianem „nie dającego się rozszyfrować”. „Gerald Tsai Junior promienieje całkowitym spokojem” – napisał o nim „Newsweek”. Sława finansisty rosła w miarę jak polepszały się jego wyniki inwestycyjne, bijąc i tak rosnący jak na drożdżach rynek. W 1962 r. fundusz Tsaia zyskał 68 proc. w zaledwie trzy miesiące, z 1965 r. poszedł w górę o 50 proc. Sława Tsaia była tak duża, że kiedy w 1966 r. zdecydował się założyć swój własny fundusz inwestycyjny i szacował, że zbierze 25 mln USD od klientów (których zebrało się 200 tys.) okazało się, że powierzyli mu dziesięć razy więcej pieniędzy.

Tsai był pierwszym celebrytą wśród zarządzających funduszami inwestycyjnymi. Ale wszystko wskazuje na to, że jego wyniki nie były wynikiem jego wyjątkowych umiejętności, ale pojawieniu się we właściwym miejscu we właściwym czasie i wykorzystaniu nadarzającej się okazji. Hossa na giełdzie wynikała z dużej ilości pieniądza w obiegu a tę z kolei spowodowała szybko rosnąca liczba i wartość udzielanych kredytów bankowych.

A za hossę na rynku kredytów odpowiadał niejaki Walter Wriston(1919-2015) uważany za najbardziej wpływowego bankiera swoich czasów. Ale sam twierdził, że znalazł się w bankowości, ponieważ szukał pracy, która „umożliwiłaby mu zapłacenie za jedzenie”. Miało to miejsce w 1946 r. Wriston miał wówczas 26 lat i był weteranem II wojny światowej. Dostał wówczas pracę w banku, który wówczas nazywał się National City, a który dziś znany jest jako Citibank. Citibank przez poprzednie 20 lat, od czasów Wielkiego Kryzysu nie zatrudnił nikogo nowego.

Zadaniem Wristona było sprzedawanie usług bankowych wielkim firmom. Nie była to pasjonująca praca, ale Wriston miał szansę się wykazać, gdy przydzielono go do obsługi greckiego biznesmena Aristotle Onassisa. Onasiss widział boom na usługi transportu statkami i starał się kupić każdy dostępny tankowiec, by zarobić na rosnącym handlu ropą naftową. Problem polegał na tym, że bankowcy z którymi Onasiss miał na czynienia byli skłonni mu pożyczyć maksymalnie tyle pieniędzy, ile wart był okręt.

Wriston wymyślił na Onasissa nowy sposób finansowania, w którym podstawą ustalania wysokości kredytu była nie wartość statku, ale wysokość prognozowanych zysków z jego eksploatacji. W efekcie Wriston sprawił, że – na papierze – kredytowania zakupu tankowców stało się mniej ryzykowne a Onasiss był w stanie kupować większe, droższe statki rozwijać się szybciej, niż wcześniej.

Skutkiem zmiany sposobu obliczania wysokości kredytu było to, że mniej ważne stało się dbanie o stan statków a istotniejsze okazało się maksymalizowanie zysków z ich eksploatacji, na przykład poprzez wyszukiwanie sposobów na minimalizacje płaconych podatków rejestrując statki w rajach podatkowych takich jak Panama czy Liberia. „Nie trzeba być geniuszem by zarabiać pieniądze w biznesie, w którym nie płacisz podatków” – skomentował to wówczas jeden z prawników, który pracował dla Wristona.

W krótkim czasie model finansowania wymyślony przez Wristona zaczął być używany do kredytowania prawie wszystkiego od budowy samolotów Boeing, supertankowców czy wieżowców na Manhattanie. A Wriston dał się poznać jako agresywny gracz na Wall Street. Na przykład w 1955 r. doprowadził do końca jedną z najważniejszych fuzji dekady. Chodziło o przejęcie wartej 42 mln USD sieci statków Waterman Steamship Corporation przez agresywnego magnata z branży przewozów samochodowych Malcolma McLeana.

Chodziło o to, że koncern Waterman miał więcej gotówki w firmie, niż całkowita giełdowa wartość spółki. National City pożyczył McLeanowi całą kwotę potrzebną do zakupu tak, że biznesmen przejął firmę nie wykładając ani centa z własnych pieniędzy. Po zakupie Waterman wypłacił swojemu nowemu właścicielowi 25 mln USD dywidendy.

„Goliath: The 100-Year War Between Monopoly Power and Democracy” to bardzo wyczerpująca (książka ma 608 stron) pozycja będąca finansową historią Ameryki opowiedzianą za pomocą biografii osób, które próbowały skoncentrować w swoim reku jak największą władzę a tymi, którzy chcieli ich tej władzy pozbawić.

Najważniejszą osobą wśród tych ostatnich jest niejaki Wright Patman(1893-1973), amerykański kongresmen, który całe zawodowe życie spędził walcząc z monopolistami z sektora finansowego, w szczególności z bankami. W książce jest kilka interesujących wątków dotyczących Wall Street, które pozwalają lepiej zrozumieć dlaczego amerykańskie i światowe giełdy wyglądają dziś tak a nie inaczej. Książka Stollera jest ciekawie napisana, pełna smaczków i anegdot. Gorąco polecam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *