Zamieszanie wokół wojny celnej pomiędzy Chinami i USA zaczęło żyj swoim własnym życiem. Niemal wszystko daje się wytłumaczyć stanem negocjacji, ale spojrzenie na rynek chiński przez pryzmat koszyka MSCI China sygnalizuje, iż kapitał wraca na rynek chiński ignorując kolejne medialne salwy Waszyngtonu.
Na zachowanie giełd i akcji można patrzeć przez pryzmat codziennych newsów i podawać się rytmowi medialnego szumu. Można też ignorować całość medialnego zamieszania i skupiać się na fundamentach czy technice szukając okazji w zmianach trendów i niskich cenach oraz grze w kontrze do mainstreamowych opinii. Prawda bowiem jest taka, iż wszędzie tam, gdzie pojawia się dynamiczna przecena, otwiera się szczelina przez którą można dostrzec nowe możliwości. Schemat przerabiany jest niemal zawsze, gdy pojawiają się gorączkowe doniesienia „o rekordowych spadkach” czy „stratach mrożących krew w żyłach”.
Dobrym przykładem jest rynek polski, który mierzony indeksem WIG20 miał za sobą spadek o 20 procent. Przecena WIG20 była czytelnie mocniejsza od spadków innych rynków wschodzących, o czym świadczy fakt, iż warszawskie blue chipy znalazły się pod progiem technicznej bessy znacznie wcześniej niż sygnalizowany w niedzielę koszyk EEM. Podobnie wygląda sytuacja na rynku walutowym, choć tam nikt właściwie nie posługuje się pojęciami bessy czy hossy. Niemniej, waluty gospodarek o poprawnych fundamentach zawsze mogą liczyć na życzliwsze spojrzenie kapitału po stadnej przecenie z innymi partnerami.
Dziś podobną sytuację obserwujemy na rynku chińskim, który ma być „największą ofiarą wojny celnej z USA” i „przegrać walkę z USA o miano największej gospodarki świata”. W istocie medialna gorączka amerykańskiego prezydenta, której często sekundują medialni klakierzy, zdaje się nie zauważać faktu, iż Chiny i szerzej Azja już dawno przestały być gospodarkami skupionymi tylko na eksporcie do USA i Europy. Rozwój rynków wewnętrznych i handlu na szczeblu regionalnym uczynił Azję i Chiny graczami wspieranymi dynamikami gospodarek lokalnych i narodowych. Prawda jest bowiem taka, iż 60 procent handlu azjatyckiego odbywa się dziś w regionie samej Azji.
(źródło: stooq.pl)
W zarysowanym układzie sił nie dziwi fakt, iż koszyk MSCI China ETF odbija dynamicznie po fali mocnej przeceny. Z USA pod rękę czy też w kontrze do USA, chińskie spółki stają atrakcyjnymi dla inwestorów szukających tematów wzrostowych. Branża inwestycyjna dostrzega rosnącą rolę chińskiej siły i pomijając medialny szum konstruuje koszyki mieszające najgorętsze spółki amerykańskiego sektora technologicznego z chińskimi gwiazdami nowych technologii. Zapewne wszyscy czytelnicy blogów bossy słyszeli o skrócie FANG, który jest lokomotywą hossy na Wall Street. Jednak świadomość istnienia koszyka FANG+, w którym tradycyjny zestaw poszerzony został między innymi o chińskie spółki Alibaba i Baidu, jest zapewne ciągle relatywnie mała.

Klauzula informacyjna