Jeszcze jedno spojrzenie statystyczne na zmiany rynków giełdowych związane z różnymi okresami roku.
Kiedy tylko zaczął się sierpień, internet przypomina na szereg sposobów, że tradycyjnie największa rzesza inwestorów właśnie wtedy wyjeżdża na wakacje w USA, a rynek spowalnia. Niedługo po powrocie przychodzi z kolei najbardziej przyciągający kryzysy październik. Mało kto wspomina za to, że tak naprawdę horrendalnym okresem na inwestycje jest wrzesień! Wprawdzie sporo w tym wszystkim przypadkowości, nie znaleziono bowiem racjonalnych powodów tych anomalii, ale już sama świadomość tych nierówności działa być może jako samospełniająca się przepowiednia.
Proszę spojrzeć na ten oto wykres, na którym słupki pokazują średnią zmianę indeksu S&P500 w 1-miesięcznych okresach od 1928 roku. Rzuca się w oczy, że najgorzej wypadał do tej pory właśnie wrzesień, z łączną, średnią stratą 1,07%.
U góry wykresu dodano trafność czyli ile z lat zakończyło się zyskiem dla poszczególnych miesięcy, nie zawsze przecież mamy spadki. Wrzesień wypada najmarniej, choć w 45% przypadków zdarzyły się jakieś wzrosty.
Na podobnej zasadzie jak w poprzednich wpisach usunąłem z notowań naszego WIG ten właśnie miesiąc każdego roku, po to by sprawdzić jaki wpływ ma on na całość zmian warszawskiego indeksu. Niemożliwe bowiem, że marność zza oceanu nie odbija się na nas. Skorygowany WIG wygląda tak (czerwona krzywa) i celowo zrobiłem tym razem WIG, jest on bowiem indeksem dochodowym, czyli zawiera w sobie dywidendy:
Ponownie mamy sporą lukę, ok. 22 000 punktów, czyli opuszczając rynek każdego września mielibyśmy na rachunku ponad 47% kasy więcej, a więc naprawdę sporo. Niestety WIGu nie sposób zreplikować do portfela. Może to być miesiąc okazyjnych zakupów, nie tylko na GPW, 4 kolejne miesiące na wyżej pokazanym wykresie S&P 500 są w sumie statystycznie zyskowne.
—kat—

Klauzula informacyjna