Ryzyko polityczne okiem emigranta (finansowego)

Stali czytelnicy blogów bossy wiedzą, że od lat namawiam do częściowej emigracji z rynku polskiego na rynki zagraniczne. Dziś kolejny odcinek noweli, tym razem w kontekście zamieszania na scenie politycznej, które w slangu komentatorów giełdowych nazywa się wzrostem ryzyka politycznego.

Ryzyko polityczne jest specyficzną zmienną. Dotyczy głównie rynków wschodzących i frontier markets, ale i rynki rozwinięte dalekie są od impregnacji na jej wpływ. Dobrym przykładem jest zbliżające się referendum w Wielkiej Brytanii w sprawie wyjścia Brytyjczyków z Unii Europejskiej, które stawia przed inwestorami pytanie o konsekwencje potencjalnego „tak” dla funta, gospodarki brytyjskiej i biznesu. Nie ma jednak wątpliwości, iż ryzyko to jest znacznie mniejsze niż np. upadek rządu w jakimś kraju, który nie ma stabilnego systemu bankowego i generalnie kultury prawnej izolującej gospodarkę od polityków. Najważniejsze jest jednak to, że ryzyko polityczne może zmienić się w twarde fakty lub zwyczajnie pozostać tylko wydarzeniem potencjalnym.

Skłaniam się do tezy, iż Polska znalazła się gdzieś w szarej strefie pomiędzy rynkiem wschodzącym, a rynkiem rozwiniętym. Najlepiej będzie określić położenie polskiej gospodarki pojęciami „w transformacji” czy „w drodze do”. Nie jesteśmy już gospodarką, która ledwie awansowała z koszyka frontier markets do koszyka emerging markets, ale też daleko nam do gospodarki, której przyszłość została jednoznacznie określona przez prosty scenariusz liniowy. Myślę, że po 1990 roku zawsze robiliśmy na ścieżce do rynku rozwiniętego dwa kroki do przodu i jeden w tył. Czasami był to sprint do przodu. Bilans wypadł więc pozytywnie, ale w ostatnim czasie marszu w stronę rynku rozwiniętego było już mniej i w najlepszym przypadku zatrzymaliśmy się rozglądając na boki.

Wszyscy obserwujący działania i zapowiedzi działań polskiej klasy politycznej mają zapewne nieco bardziej radykalne spojrzenie na polską ścieżkę w stronę rynku rozwiniętego. W ostatnim czasie pojawiło się sporo działań, które były prostym wrzuceniem biegu wstecznego. Jakbyśmy nie wyjaśniali konieczności tego kroku, uruchomienie procesu wygaszania OFE zostało przez świat nazwane nacjonalizacją, a dążenia do ręcznego sterowania inwestycjami w upublicznionych spółkach i zapowiedzi administracyjnego rozwiązania problemów kredytów frankowych są kolejnymi przykładami wzrostu antyrynkowych postaw w klasie politycznej. Z tych powodów nasz bieg w stronę rynku rozwiniętego został zatrzymany. Części szkód już się nie da odrobić, a wiele jeszcze zostanie poczynionych.

Antyrynkowy zwrot w polskiej gospodarce jest doskonałym przypomnieniem, iż osoba poważnie traktująca swoje inwestycje zwyczajnie nie może już sobie pozwolić na ignorowanie ryzyka politycznego w Polsce. Z osobistego doświadczenia wiem, że nic tak dobrze nie izoluje od pełnych fantazji pomysłów władzy na politykę gospodarczą i biznesy poszczególnych spółek, niż zwiększający się udział w portfelu spółek zagranicznych. Oczywiście jest w tym pewna forma porażki, bo drugą stroną ucieczki przed lokalnym ryzykiem politycznym jest pesymistyczna diagnoza rynku polskiego i pożegnanie z nadzieją, iż swoje oszczędności będzie można lokować na rynku, który miał perspektywy dzięki konsensusowi gospodarczemu.

Chcemy tego czy nie, nadciągające zamrożenie Polski w statusie rynku wschodzącego oznacza, iż bezpieczną przystanią dla inwestora polskiego będą aktywa nominowane w walutach rezerwowych. Tak, jak część naszych dziadków kupowała dolary i chowała je w słoikach czy pościeli, tak my jesteśmy zmuszani do kupowania akcji spółek zagranicznych, gdzie akcjonariaty stabilizowane są przez wielkie fundusze inwestycyjne, a polityka wobec gospodarki, giełd i generalnie rynków finansowych jest pochodną szacunku dla mechanizmu rynkowego. W szerszej perspektywie nie będzie to jednak żadna zbrodnia i zdrada, tylko kolejny krok na ścieżce do bycia częścią normalności. Rozsądni inwestorzy lokują na rynkach wschodzących tylko marginalną część swojego kapitału właśnie dlatego, by jakieś polityczne tsunami nie utopiło dużej części kapitału. Dodam, że robią to niezależnie od miejsca, w którym rezydują.

20 Komentarzy

  1. _dorota

    1. Klasyczny wpis, który między wierszami krzyczy: trend wzrostowy na rynkach rozwiniętych jest już mocno dojrzały (żeby nie powiedzieć: przejrzały).
    2. Nasze zwiększone ryzyko polityczne i tak łatwiej ocenić tubylcowi niż to mniejsze zagraniczne.
    3. Wobec faktu, że każdy rozgarnięty bankier centralny teraz drukuje, a my akurat nie, to ten wpis szepcze też: ryzyko kursowe.

  2. astanczak (Post autora)

    @ _dorota

    Skupiasz się na krótkiej perspektywie, która nie jest problemem, bo w krótkim terminie większa zmienność rodzi nowe okazje. Zamieszanie wokół kredytów frankowych było, jest i będzie dobrą okazją do pogrania na akcjach banków.

    Problemem jest coś innego – jaką strategię przyjąć w perspektywie dekady czy dwóch i na jakie rynki orientować się np. oszczędzając na emeryturę w kontekście zarysowanych zagrożeń?

    Osobiście mam już odpowiedź udzieloną – od 2009 jestem emigrantem finansowym na rynku niemieckim. W 2010 roku miałem większą część inwestycji tam, a teraz to już sięga 80 procent. Jeśli kiedyś spróbujesz w takiej relacji tu vs. tam, to zrozumiesz dlaczego powrót jest właściwie niemożliwy i to niezależnie od średniookresowego ryzyka kursowego, które ja lokuję raczej po stronie złotego niż euro i to do tego stopnia, że każde przyszłe umocnienie złotego w perspektywie kilku lat traktowałbym, jako okazję do zakupów przecenionych akcji zagranicznych.

    1. trystero

      @ AStanczak

      Rozumiem dlaczego finansowo emigrowałeś poza Polskę ale zastanawiam się dlaczego zdecydowałeś się przerzucić oszczędności z jednego koszyka (PL) do drugiego (DE) zamiast je porozkładać.

  3. astanczak (Post autora)

    @ trystero

    Brak innych możliwości.

  4. _dorota

    @ astanczak
    „każde przyszłe umocnienie złotego w perspektywie kilku lat traktowałbym, jako okazję do zakupów przecenionych akcji zagranicznych”

    Mówi się, że łańcuch jest tak silny, jak najsłabsze jego ogniwo (a można to odnieść do każdego systemu złożonego z elementów). Jeżeli twierdzisz, że Grecja (jako najsłabsze ogniwo eurozony) jest w lepszej kondycji niż Polska, to raczej kontrowersyjne. Ewentualny grexit też strefie euro nie pomoże, bo rozpęta spekulacje nt. „kto następny”.

    Wygląda na to, że wśród motywów Twojej przeważającej inwestycji niemieckiej jest i postawienie na euro przeciw złotemu. Kontrowersyjne.

  5. ogif

    Gdy mowa o inwestowaniu na „dekadę lub dwie” to nie wydaje mi się żeby w takim okresie WIG wypadł gorzej od DAX. Poza tym w tak długim okresie złoty umocni się do euro.
    Proponuję jeszcze raz przemyśleć tą emigracyjną decyzję 😉

    W dodatku WIG jest pod sporym wpływem kilku „narodowych championów” czyli byle jakich spółek państwowych. Więc proponuję mWIG40 zamiast DAXa i powinno być dobrze.

  6. ogif

    Ewentualnie Azja selektywnie lub Afryka po całości.
    Jeśli już musi być klasycznie to chociaż USA.
    Niemcy to wybór zupełnie nieprzekonujący.

  7. astanczak (Post autora)

    @ ogif

    > Poza tym w tak długim okresie złoty umocni się do euro.

    Jakieś powody do tego optymizmu? Może warto spojrzeć na to, co działo się z koreańskim wonem, walutą gospodarki o znacznie większym sukcesie niż nasza i na pierwszym miejscu pod względem innowacyjności.

    Tylko drobna uwaga – nie namawiam nikogo na rynek niemiecki, zwłaszcza dziś. Podaję tylko własną ścieżkę z ostatnich pięciu lat.

  8. ogif

    1.Według wszelkiego prawdopodobieństwa wzrost gospodarczy Polski na przestrzeni 10-20 lat będzie znacząco szybszy niż rozwój Niemiec.

    2.Dzisiaj polskie spółki są niżej wycenione niż niemieckie.

    To są dwa bardzo poważne argumenty przeciwko inwestycyjnej emigracji do Niemiec.

  9. Jack

    @ astańczak

    Niemcy „w perspektywie dekady czy dwóch.”

    W takiej perspektywie czasowej ten rynek jednak także do najbezpieczniejszych nie należy, ponieważ Niemcy to jedno z najszybciej starzejących się społeczeństw Europy, mające dzisiaj jedne z najwyższych cen energii elektrycznej w EU. Dodatkowo władze Niemiec chcą do 2035 roku wydać ponad 500 mld euro na dopłaty do OZE. To wszystko razem raczej nie poprawi konkurencyjności gospodarki wobec innych krajów w długim okresie czasu. Dlatego ciekawią mnie motywacje dotyczące wyboru inwestowania akurat na tamtejszym rynku?

  10. astanczak (Post autora)

    @ ogif

    Dziękuję za udzielanie mi porad, co mam robić, ale grzecznie zapewniam, że nie posłucham. Od wielu lat nie posłuchałem nikogo w kwestiach inwestycyjnych, zarządzania pieniędzmi i nie przewiduję takiej sytuacji w przewidywalnej przyszłości.

    Jednocześnie proszę o uwzględnienie faktu, że tematem notki jest jednak uwolnienie się od bycia inwestorem na rynku z większym ryzykiem politycznym przez ucieczkę na rynki rozwinięte, a nie przeniesienie się konkretnie na rynek niemiecki.

  11. ogif

    @ AStanczak

    Nie udzielam Ci żadnych porad. Po prostu nie zgadzam się z Twoim zdaniem. Rynki rozwinięte są dobre dla grubasa z mnóstwem forsy. Jeśli ktoś potrzebuje wysokiej stopy zwrotu w długim okresie to raczej wybierze rynki nierozwinięte.

    Gdybym już musiał wchodzić w te rozwinięte to jednak USA, a nie sklerotyczna Europa.

  12. _dorota

    „(…) od lat namawiam do częściowej emigracji z rynku polskiego na rynki zagraniczne”
    „nie namawiam nikogo na rynek niemiecki, zwłaszcza dziś”

    Kolejny wpis (różnych Autorów), gdzie po krótkiej dyskusji teza zostaje istotnie uzupełniona 😉

  13. astanczak (Post autora)

    @ _dorota

    Teza notki pozostaje bez zmian. Nigdzie w notce nie pojawiła się propozycja wyjścia na rynek niemiecki. W komentarzu napisałem tylko, że sam emigruję na rynek niemiecki od 2009 roku. Proces jest właściwie zakończony, więc pozwólcie mi tkwić w moim błędzie. Niech wasze wybory będą lepsze.

  14. pit65

    @astanczak

    Problem z lokowaniem na 20-30 lat jest taki ,że w zasadzie każda miara pieniężna może nie wytrzymać próby czasu lub byc poddawana presji drukarzy celem zeszmacenia każdego wzrostu PKB co jest w opozycji do racji przyszłego rentiera czy emeryta.
    Inwestowac /spekulować/ możesz w Polsce i gdziekolwiek indziej.
    Racjonalny wybór w zasadzie dotyczy wielkości rynku,ilości płynnych instrumentów, kosztów, natomiast kwestia, która miara podtrzyma wartośc zarobionych tym sposobem funduszy w sile nabywczej bardziej i czy w ogóle to jest raczej wróżenie .
    Możemy tylko poprzez analogie wnioskować , że PLN nie ma żadnej twardej kotwicy podtrzymującej kapitał rodzimy przed erozją co widać gołym okiem od 2008.Co najwyżej wyrównujemy spadający poziom EUR przy znacząco wyższym wzroście PKB w PLN . Czyli drukarze /nie nasi/ importują niejako nasz PKB w sensie siły nabywczej pieniądza sąsiada , który takiego wzrostu nie ma , a korzysta z politycznej siły wynikającej z efektu skali i polityki dodruku kupując w swojej zeszmaconej walucie z dużym dyskontem owoce naszego wzrostu .
    Wybór chyba dobry jedni eksportują swoją pracę inni kapitał.
    Wnioski nasuwają się smutne dla tego smutnego kraju z mupetami na czyichś sznurkach miast politykami na czele.

    PS.

    Gzalewski potwierdził , że dane funduszy prezentowane w ofercie BOŚ są „oczyszczone” z opłat za zarządzanie przynajmniej tak to zrozumiałem, ale nadal
    Mam pytanie odnośnie ETF zagranica w ofercie BOS.
    Nie jestem pewien jaki jest koszt procentowy przewalutowania.
    MOże Ty mi powiesz czy podawane 1.5gr to jest procent od wartości dolara wyrażonego w złotówkach :
    czyli:

    0,015/3,7== ~0.4%

    Rozumiem ,że jest to dzielone po połowie dla transakcji kupna i sprzedaży bo tak zrozumiałem wyjaśnienie bodajże p. Zadory.

    Dobrze spekuluje czy nie, tylko dlaczego w tak prozaicznych sprawach musze spekulować 🙂

  15. astanczak (Post autora)

    @ pit65

    Naprawdę to nie lubię rozmawiać o inwestycjach na takim poziomie abstrakcji. Każdy przypadek jest inny. Mój jest taki, że nie sądzę, żebym inwestował aktywnie na rynku za 20 lat. Zresztą nie wiem, czy będę inwestował za lat 10. Wszystko zależy od tego, kiedy skończy się obecna hossa. Jak potrwa jeszcze kilka lat – powiedzmy do 2020-2022 – to już w następna raczej mnie ominie. Jak całość zwali się szybciej, to przy założeniu braku zmian na polach kolidujących (zdrowie, ekstra wydatki czy konkurencyjne oferty, typu rynek nieruchomości czy jakaś własna działalność z wkładem kapitału) pewnie będę jeszcze walczył w kolejnym cyklu.

    PS. przesłałem pytanie do działu rynków zagranicznych, bo nie chcę napisać z jakimś błędem. Tylko mam prośbę, o chwilę cierpliwości, bo dzisiaj jest mały młynek w firmie. Odpowiedź będzie na 100 procent.

  16. pit65

    @astanczak

    OK

    Dla mnie to raczej tło inwestycji aniżeli abstrakcja bo to, że będę zarabiał /inwestował/ przez lat dziesięć ze stopą 30% rocznie jest OK , ale jak po 10 latach kupie za to taką samą „furę” ,a nie dziesięć też ma znaczenie całkiem nieabstrakcyjne.
    W mojej ocenie zmieniłeś tło jawiące się na bardziej bezpieczne, choć niektórzy sugerują ,że można było lepiej , a jak bedzie : Who knows?

    Dzieki za zaangażowanie odnośnie pytania.

  17. astanczak (Post autora)

    @ pit65

    Widzisz, mnie te fury nie interesują, bo ja nie wierzę w 30 procent rocznie na długim odcinku bez ryzyka. Zresztą, o 30 procent rocznie można walczyć, jak się ma mniej zobowiązań i czas na zaczynanie od zera, bo – wiemy to – walka o 30 procent zwykle oznacza większe ryzyko.

    Odpowiedź na pytanie:

    1,5 gr spreadu jest wartością stałą i nie ma procentowego wyrażenia. 1,5 gr jest przy dolarze po 3 zł i po 4 zł. Kurs rozliczeniowy u naszego pośrednika to midReuters exchange rate (średnia z rynku międzybankowego, nie jest to forex). Przy pojedynczej transakcji doliczamy (dokładnie nie my tylko nasz pośrednik, DM BOŚ otrzymuje już rozliczone transkacje) oczywiście połowę spreadu czyli w przypadku dolara 0,75 gr.

  18. pit65

    @astanczak

    Dzięki z potwierdzenie .

    A co do tych 30% i fury to masz racje, to były jedynie rekwizyty do tego o czym pisałem 🙂
    Skupiłeś się jedynie na nich.

  19. Łukasz

    Nie mogłem się powstrzymać od naiwnego (a może nie do końca) pytania o możliwości inwestowania na rynkach zagranicznych z poziomu GPW. Mam na myśli tynek ETP. Mamy ETF na DAX i S&P. Certyfikaty dają nam możliwość inwestowania w indeksy zagraniczne, towary, waluty etc. GPW oraz emitenci tych produktów twierdzą że to wspaniały pomysł. Jaka jest Wasza opinia na ich temat? Cieżko mi ocenić czy jest to godna polecenia ale mało znana opcja czy też tkwią tam haczyki których osoba z małym doświadczeniem nie dostrzega.

Skomentuj ogif Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *