„Musisz się uczyć na błędach innych. Prawdopodobnie nie możesz żyć wystarczająco długo aby popełnić je wszystkie samemu”
/ Sam Levenson.
Kilka wpisów temu rozkładałem pod mikroskopem nasze własne, personalne błędy, które, jak podpowiada nauka dzięki postępowi technologicznemu, nie pomagają nam o dziwo w doskonaleniu własnych umiejętności poznawczych. Popełniane błędy zaburzają poprawność wnioskowania w kolejnych próbach. Pomaga natomiast w tym wyraźnie coś przeciwnego i pozytywnego- odnoszone sukcesy i poprawne decyzje, które znajdują gwałtowny odzew w komórkach mózgowych odpowiedzialnych za proces uczenia się. Na poziomie neuronalnym i decyzyjnym na własnych błędach uczymy się dużo wolniej lub niemal wcale – taką konkluzję trzeba by wstępnie przyjąć, choć sporo nowych badań w tym temacie może jeszcze nas zaskoczyć w przyszłości.
Nie można więc w takim miejscu nie wykorzystać okazji i nie postawić kolejnego, podobnego pytania: czy i jak uczą nas inwestowania/tradingu błędy innych?
Człowiek starający się racjonalnie, logicznie i trzeźwo myśleć, a przy tym dążący do jak najpełniejszego samodoskonalenia, czyli niemal każdy z czytających te słowa, zapewne potwierdzi, że jednym ze źródeł jego wiedzy i umiejętności jest właśnie nauka na błędach popełnianych przez innych. To ponoć tańsze i efektywniejsze. Jednocześnie byłby w stanie wymienić przynajmniej kilka, kilkanaście takich błędów. Kiedy jednak przeszlibyśmy do szczegółów, okazałoby się w wielu przypadkach, że sprawa tego rodzaju edukacji „na konto” osób trzecich w przypadku finansów wcale nie wygląda tak jak zwykle myślimy o tym i nie zupełnie pasuje do nabytych przekonań na ten temat. Poniżej zebrałem kilka przesłanek i przykładów świadczących o tym, że „pouczające” błędy innych to w tej branży raczej unikatowy rodzaj wiedzy, a więc nauka na ich podstawie ma bardzo ograniczone znaczenie. Nie posługuję się tym razem żadnymi badaniami naukowymi lecz jedynie zwykłą logiką, wiedzą, obserwacją i doświadczeniem.
Ograniczone zdolności poznawcze.
Pokaźny zestaw przykładów mógłby ilustrować konstatację, że wiele osób nie sięga wcale do źródeł wiedzy o błędach (jak również zresztą o sukcesach) lub robi to sporadycznie, choć niekoniecznie dlatego, że w ogóle nie czuje takiej potrzeby, lecz bardziej z powodu braku dostępu do rzetelnych i zrozumiałych materiałów, bądź też z obawy przed ich stopniem trudności, skomplikowania czy natłoku informacyjnego. Z drugiej jednak strony nawet ci, którzy mają z wiedzą kontakt, nie zawsze potrafią rozpoznać jej rzeczywistą wartość lub tracą przy nich głowę z powodu emocjonalnych impulsów i afektów.
Pierwszą z brzegu ilustracją tego pierwszego może być choćby afera Amber Gold. Ileż piramid i cudownych obietnic zysków wcześniej przerabialiśmy już w historii cywilizacji, a mimo to nawet profesorowie dają się złowić na haczyk hochsztaplerom wszelakiej maści. To jednak nie tylko wina samych poszkodowanych, ponownie stanę w obronie przynajmniej części z nich. Przeciętnie lub słabo zaznajomiony z finansami człowiek nie ma szans ocenić wiarygodności i rzetelności tam gdzie nawet ogromny aparat państwowy oraz media nie potrafiły sobie poradzić. Podobnie wyglądała sprawa polis inwestycyjnych czy funduszy akcyjnych wciskanych w okienkach bankowych ludziom w zasadzie bezbronnym w starciu z „fachowcami” od sprzedaży i marketingu (ale nie od samego rynku kapitałowego). Tego rodzaju błędy popełniane przez pokolenie jednego cyklu hossa-krach, wracają w kolejnym cyklu bez odrobionej lekcji.
Ale błędy poznawcze popełniają również fachowcy. Każda kolejna bańka spekulacyjna na dowolnych aktywach przyłapuje masy specjalistów od inwestycji z opuszczonymi spodniami i z mantrą „tym razem jest inaczej” na ustach, choć dokładnie ten sam scenariusz był przerabiany masowo w poprzednich cyklach i pokoleniach.
Dostęp do wiedzy
Wiedza o błędach innych inwestorów dość wolno, nieefektywnie, w ograniczony sposób, czasem wcale, często po fakcie dociera do tych, którzy jej naprawdę potrzebują, i którzy być może nawet jej poszukują. Zwykle kolejność jest bowiem taka, że tracimy środki (np. na giełdzie) po czym dopiero zanurzamy się w pozyskiwanie stosownej edukacji. Po części z powodu tego, że wcale nie jest łatwo dotrzeć do materiałów, które w tej mierze skutecznie i kompleksowo pouczą. Nie mam na myśli przy tym jedynie całej gamy książek o inwestowaniu, choć nawet do tych wcale nie prosto dotrzeć w sposób kompletny w księgarni czy bibliotece. Myślę przede wszystkim o tak podstawowym materiale jak przykłady działania piramid i innych oszustw finansowych, które byłyby dostępne na wyciągnięcie ręki. Z tego rodzaju podstawową wiedzą tak naprawdę powinno się wychodzić ze szkoły.
I choć żyjemy w wieku informacji, to prawdę mówiąc niewiele w tej powodzi udaje się znaleźć tych naprawdę wartościowych lub dotrzeć do wiadomości porządnie posegregowanych (informacyjna sieczka). Nie sięgajmy daleko – tysiące inwestorów przez dziesięciolecia dało się wciągnąć w hazard na giełdzie a mimo to masa kolejnych próbuje tego samego nieuzbrojona w stosowną informację w formie rzeczowego testamentu i przestrogi od tych co przed nimi. Czyż nie jest to paradoks dziejów? Jak pisałem niedawno: „Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, są skazani na jej powtarzanie.”
Brak jednolitej, rzetelnej bazy wiedzy.
Nawet gdy uda się dotrzeć do źródeł, przykładów i materiałów, często ich zawartość już na wstępie nie daje pełnego obrazu, albo daje obraz fałszywy. Błędy na tym etapie mogą zostać wdrukowane w pamięć czytającego albo może on wcale nie mieć świadomości ich istnienia i przechodzi nad nimi do porządku dziennego bez stosownej refleksji.
Zaczyna się już przecież na etapie zasadniczym, tam gdzie nawet Nobliści spierają się ze sobą. Szkoła efektywnego rynku uznaje za błąd próby pobicia rynku timingiem. A przecież stosy książek i przykładów sugerują, że spekulować z sukcesem da się przecież. Ileż o błędach mogliby rozprawiać zwolennicy rożnych rodzajów analizy, np. analizy technicznej? Ale świeżo upieczony czytelnik dostaje do ręku wolumin, z którego wynika, że to działa. Sporo naprawdę trzeba przekopać by dowiedzieć się o prawdziwej roli losowości i szczęścia, które powodują pomylenie rynku byka z umiejętnościami. Czy uwierzyć komuś, że stosowanie stopów czy automatycznych systemów albo konkretnych wskaźników jest błędem, ponieważ on na tym poległ? A jeśli to samo mówi ktoś z autorytetem i pokaźnymi wynikami, to jaką lekcję odbierzemy?
A może w takim razie problem powstaje już u podstaw kompleksowości finansów: co bowiem jest tak naprawdę błędem niosącym za sobą istotną wiedzę, której poznanie pozwala na efektywniejszą edukację? Czy na pewno poprawnie identyfikujemy błędy? I czy w ogóle chcemy na nich się uczyć?
O tym w ciągu dalszym.
–kat—
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.