W jednej z ostatnich notek Tomek pozwolił sobie postawić tezę, iż nie powinniśmy ryzykować pieniędzy na bazie analizy technicznej. Nie mogę wyobrazić sobie czegoś bardziej szalonego niż owo „nie próbuj tego w domu” w przypadku ścieżki edukacyjnej inwestora. Wyczuwam w tezie dwa elementy – obawy lub próba ochronny innych przed potencjalnymi stratami i przekonanie, iż praktykowanie analizy technicznej nie daje żadnych efektów na rynku. W istocie każda z nich jest błędna.

Straty

Straty są naturalną częścią tego biznesu. Zwyczajnie w tej branży traci się pieniądze niezależnie od tego, jak wyrafinowanymi narzędziami dysponujesz. Grasz systemem, czy wykresem, analizą fundamentalną czy arbitrażem – raz na jakiś czas dostajesz po portfelu. Nie ma rynku człowieka, który zawsze zarabia. Dlatego w tej niechęci do strat widzę fundamentalną niezgodę na rzeczywistość i obsesyjne zaprzeczenie faktom. Różni ludzie radzą sobie z tym w odmienny sposób. Część upiera się przy swoim zdaniu i krótkookresowe wejścia zamieniają w długoterminowe pozycje a inni próbują odegrać się za wszelką cenę. Kolejni potrzebują zleceń stop loss, o których już pisałem, że uważam za przereklamowane. Inni jeszcze z obsesją poszukują swojego graala, który daje im przewagę na danych historycznych i w większości wypadków próbują wygrywać ze światem, który właśnie przemija.

Chorobliwa wręcz niechęć do strat wydaje się w pełni zrozumiała, gdy umieści się ją w szerszym kontekście. Przekonanie, iż gra rynkowa jest grą o sumie zerowej – w której moja strata jest czyimś zyskiem – tylko pogarsza sytuację, bo wystawia zawodnika na pokusę porównywania się z innymi. W efekcie czyjś sukces staje się naszą porażką a nas sukces osładza jeszcze poczucie, iż pokonaliśmy innych. G. Gekko opisał to pięknym zdaniem It’s not about the money, it’s about the game. Przyznam się, iż osobiście udało mi się wypracować jeden model funkcjonowania na rynku – odczuwam zerowe zainteresowanie czyimiś pieniędzmi. W efekcie stając do gry, hipotezując i obstawiając pewne scenariusze zupełnie pomijam społeczny kontekst całości tego zamieszania. Nie interesują mnie zwycięstwa innych i ich porażki. Skupiam się tylko i wyłącznie na własnych celach. Oczywiście ktoś powie, iż to jakaś forma patologii – może socjopatii, choć nie znam takiej jednostki chorobowej – ale wyjątkowo dobrze łagodzi straty, bo nie wiąże się z tym utrata twarzy.

W świetle powyższego muszę postawić tezę, iż osoby, które nie potrafią pogodzić się ze stratami powinny dać się okradać inflacji w innych segmentach rzeczywistości. Giełda zawsze będzie ociekała krwią i zawsze będzie zostawiała rany. Uważni czytelnicy literatury giełdowej wiedzą, iż w USA autorzy bez opamiętania sięgają po powiedzenia rodem ze sportu. Nie ma w tym przypadku a jedno z nich trzeba sobie przykleić przy monitorze albo znaleźć inne zajęcie. Legendarny trener Duffy Daugherty powiedział kiedyś, iż Futbol to nie jest sport kontaktowy, to jest sport kolizyjny. Taniec jest sportem kontaktowym. Dlatego nie wierzcie nikomu, kto mówi wam, iż przez giełdowy parkiet można przelecieć niczym przez taniec z gwiazdami i zdobyć główną nagrodę będą tylko spoconym. Wchodząc na giełdowy parkiet trzeba być gotowym na wyjście poobijanym, posiniaczonym, podrapanym i pogryzionym.

Zyski

Na temat analizy technicznej i strategii rynkowych napisano setki książek i jeszcze więcej zdań. Większość daje się podzielić na trzy zbiory, w których autorzy będą zwolennikami, krytykami lub zdystansowanymi do AT. Odważę się na tezę, iż właśnie tak przebiega ścieżka edukacyjna wielu graczy. Najpierw są gorącymi zwolennikami AT, by z czasem przejść do krytyków a później osiąść gdzieś w punkcie, gdzie analizę techniczną traktuje się w kategoriach części rzeczywistości – mniej narzędzia a więcej rynku samego w sobie. W tej perspektywie patrząc „próbowanie tego w domu” jest zwyczajnym zdobywaniem doświadczenia. Notowanie strat na bazie AT jawi się jako niezbędna dawka doświadczenia, którego nie można nie mieć. Wielu przed nami traciło i zarabiało na bazie wykresów i przekonanie, że można taką fazę ominąć jest naiwnością.

Badania K. Andersa Ericssona nad studentami akademii muzycznej – cytuję za M. Gladwellem – wykazały, iż w edukacji muzycznej najlepszymi muzykami nie byli wcale ci, którzy dysponowali największym talentem. Kluczem do bycia wirtuozem były godziny ćwiczeń a nie jakiś talent. Przenosząc to na rynek trudno nie uznać waloru edukacyjnego w śledzeniu wykresów. Analiza techniczna w klasycznym tego słowa znaczeniu wymusza oglądanie zmian cen, szukania przyczyn zmian cen, oddzielania jednostkowych wydarzeń od treści ważnych i wreszcie kieruje w stronę wszystkiego tego, czym żyją również gracze ignorujący wykresy. Zwykle odbywa się to tak, iż filtrowanie – w przypadku GPW – kilkunastu spółek o ciekawym wykresie wiąże się z analizowaniem reakcji rynku na wiadomości i umieszczaniem jakiejś niestandardowej zmiany w kontekście fundamentalnym.

Naprawdę śledzenie wykresów – dziś coraz łatwiejsze przez narzędzia takie, jak nasz  Pettern Recognizer – i szukanie na ich bazie swojej szansy jest jednym z najlepszych sposobów nauczenia się, jak funkcjonuje rynek. Zwyczajnie przeglądanie przebiegów cenowych, wzajemnych korelacji pomiędzy instrumentami jest sposobem na to, żeby w praktyce poznać książkowe teorie i jakoś połączyć rzeczywistość teorii z tym, co na rynku najważniejsze – ceną. Możesz wierzyć lub nie w siłę wykresów, ale dla wielu innych są one rzeczywistością. Możesz mieć dystans do trendów, ale musisz wiedzieć, że inni traktują to jako rzeczywistość i to ma rzeczywiste konsekwencje. Inaczej mówiąc śledzenie rynku przez pryzmat AT to świetna szkoła.

Suma

Razem straty i zyski składają się na budowanie doświadczenia w czytaniu rynku, które nie poddaje się łatwej kwantyfikacji. W istocie lata pracy z wykresami połączone z poszerzaniem wiedzy daje gwarancję tego, co Gladwell określił mianem 10000 godzin doświadczenia, a więc granicy oddzielającej amatorów od zawodowców. Pogardzane przez wielu śledzenie kresek może w finale okazać się furtką, przez którą początkujący przejdzie do grona znanego na rynku jako smart money. W efekcie po latach, kilku przeżytych bessach i hossach, sporej dawce strat i zysków standardowy w tej branży Johnny-come-lately dochodzi do punktu w doświadczeniu, które bessy takie,  jak ta z 2008 roku zmienia w bramę do godnych doświadczenia zysków a nie okazję do wytrząsania się na temat absurdów dzisiejszego świata, w którym wszystko jest postawione na głowie.

10 Komentarzy

  1. NieObliczalny

    No proszę, Autor pisze o 10 tys godzin doświadczenia (raptem około 5 lat, nie kilka hoss i bess, mała dygresja), a tymczasem gdzie indziej podają, że przyszłośc tradingu wygląda tak:

    http://www.zerohedge.com/news/2014-04-03/hft-firm-hiring-traders

    lub dla leniwych wersja z zoomem

    http://www.zerohedge.com/sites/default/files/images/user5/imageroot/2014/03/HRT.jpg

    🙂

  2. kathay

    @Adam
    Muszę cię zmartwić, bo zbudowałeś teorię na błędnej podstawie.
    O ile chciałbyś odnieść się do rzeczywistego stanu rzeczy to dokładnie podaję cytat, w którym stwierdziłem:
    „o ile nie rozumiesz roli prawdopodobieństw, statystycznej przewagi, działań na ryzyku i wielkości pozycji, losowości a także realnych mechanizmów skuteczności oraz roli Analizy technicznej, nie próbuj jej na swoich pieniądzach”
    Może wytłumaczę się z niego i będzie jaśniej:
    Jeśli nie chcesz stracić pieniędzy na giełdzie za pomocą AT, najpierw musisz dokładnie zrozumieć takie rzeczy jak:… i tu wymieniam co.
    Jeśli chcesz obronię każdy z elementów tego co wyliczyłem.
    Nawet prawdopodobieństwo.

    Co więcej – nie opanowanie tych podstaw zawsze będzie prowadzić do strat, bez względu na to ile będziesz ćwiczyć.
    Nigdy nie neguję sensu ćwiczenia i praktykowania, mogę nawet książkę napisać o sensowności tego. Nawet nigdy nie wypowiedzialem się o tym, że bez strat mozna do czegoś dojśc.

    Dodam jeszcze jedno bo wycięty cytat miał szerszy kontekst. A chodziło w nim o to, że jeśli zrozumiesz mechanizm działania AT a wraz z nią ryzyka, losowości i przewagi, nikt nigdy nie wciśnie ci kitu o jakichś kreskach na wykresie, które same w sobie nie maja żadnego sensu.
    W związku z czym poproszę o replikę, ale w temacie 🙂

  3. astanczak (Post autora)

    @ kathay

    Twój tekst, z którym polemizuję, tylko sumuje twoje wszystkie teksty, które w efekcie prowadzą do skrajnego punktu. Moim zdaniem zawężasz AT do narzędzia, kiedy AT jest już dawno nie jest tylko narzędziem, ale językiem opisu rynkowej rzeczywistości. Dla wielu staje się rzeczywistością samą w sobie.

  4. kathay

    A widzisz! To czym w istocie jest AT to już zupełnie inna historia, którą rzeczywiście we wpisach rozwijam. Ale ja nie mam nic przeciwko temu by AT stała się opisem rynkowej rzeczywistości! Stawiam jednak szereg pytań, które mogą potwierdzić skuteczność tego podejścia. Jak choćby to o zyski: czy owych 90% grających, ktorzy tracą, to ci przywiązani do „wąskiego At jako narzędzia” a te reszta 10% posługuje się „językiem opisu rynkowej rzeczywistości”? I gdzie są te jachty apologetów „języka opisu”?

    We wpisie wyżej natomiast przypisujesz mi niechęć do strat. Gdzie i kiedy stwierdziłem, że ten biznes można uprawiać bez strat? Bo jesli chodzi o stwierdzenie przeciwne, że trzeba tu najpierw włozyć by wyjąć, jestem gotów podać linki do moich wpisów tak właśnie traktujących trading.

    Co do „obawy lub próba ochronny innych przed potencjalnymi stratami i przekonanie, iż praktykowanie analizy technicznej nie daje żadnych efektów na rynku” to rzeczywiście mam obawy. Potwierdzają to statystyki KNF o 80 czy 90% przegrywających, a więc martwię się zasadnie. Głównie dlatego, że oni właśnie odrobili lekcję strat, którą polecasz i nie nauczyli się za wiele poza tym że „don’t try it at home”.
    Co do praktykowania AT nie dającej żadnych efektów na rynku: najpierw musielibyśmy ustalić co jest „praktykowaniem AT”. W większości wypadków jest to praktykowanie intuicji przy pomocy AT. A więc coś co nigdy nie będzie nauką, nie da się replikować, ani przekazać w książkach, ani ustalić zakresu losowości, ani nawet ustalić przewagi nad rynkiem. Co więcej, jesli przeanalizujemy sposób gry tych 90% która traci to idę o zakład, że zdecydowana większość z nich praktykuje właśnie to co nazywasz „językiem opisu rynkowej rzeczywistości”. Nie uda nam się to z oczywistych względów, ale zaczynają pokazywać to prace naukowe. Natomiast 90% z tych, z którymi miałem kontakt przez te lata, praktykowało właśnie „jezyk opisu” zanim pobankrutowali.

    I na koniec odnośnie cytatu „Nie ma rynku człowieka, który zawsze zarabia.”. Otóż podawałem przykład:
    https://blogi.bossa.pl/2014/04/05/wykres-dnia-jeden-tysiaca/
    Virtu miało tylko jeden dzień stratny z powodu błędu człowieka.
    Dodam, że w 100% robią wszystko mechanicznie za pomocą algo.

    1. astanczak (Post autora)

      > I gdzie są te jachty apologetów „języka opisu”?

      OK – teraz będziemy uprawiać pornografię finansową? Osobiście nie pływam, ale pokażesz nam jakąś marinę, gdzie stoją jachty krasnali, którzy dorobili się na algorytmach? Ktoś inny?

      Dwa pytania:

      1. naprawdę nie wiesz, że Virtu to HFT czy udajesz?
      2. jeśli to taka maszynka do robienia kasy, która nigdy nie traci pieniędzy, to po co ją upubliczniać?

  5. kathay

    Zresztą bez znaczenia jak traderzy stosują AT. Straty to zwykle błędy niezwiązane bezpośrednio z samą AT lecz ułomnością ludzką. W takim razie po raz kolejny mamy dowód , ze to człowiek sam jest dla siebie największym wrogiem a nie mniej czy bardziej abstrakcyjna analiza dowolnego rodzaju.

  6. kathay

    Ależ oczywiście, że Virtu to HFT! Zaprogramowane przez człowieka do 100% mechanicznego tradingu. A więc z tego samego gatunku co mechaniczna AT, która opiera się wyłacznie na komputerowej analizie cyferek. Jesli jednak stwierdzimy, ze HFT to nie człowiek w takim razie musimy wyjąć i quantitative AT progarmowaną przez ludzi z puli „nie ma człowieka, który nie stracił”. Nie wiem czy jest człowiek ze 100% trafnością, nie mam danych. Ale wiem jak zrobić 100% trafność: kupujemy ETF na indeks, który w historii i tak w koncu przekraczał historyczny max. Lesson learned 🙂

  7. kathay

    > jeśli to taka maszynka do robienia kasy, która nigdy nie traci pieniędzy, to po co ją upubliczniać?

    bo zmieni się rynek albo prawo więc trzeba zdyskontować sukces juz teraz – to odpowiedź realna
    bo trzeba kasy na rozwój – to odpowiedź dla inwestorów giełdowych

  8. kathay

    > pokażesz nam jakąś marinę, gdzie stoją jachty krasnali, którzy dorobili się na algorytmach?

    Dlaczego ograniczać się do drobnych inwestorów? At uprawia się na wielu szczeblach dziobania w tym biznesie.
    Jeśli nie znajdujemy jachtów praktyków AT żadnego rodzaju to znaczy, że to kruchy sposób na życie? Niestety nie jest tak. Straty wynikają jedynie z błędów samych inwestorów. W przypadku intuicyjnej AT to błędy poznawcze i emocjonalne, które nie pozwalają udanie użyć intuicji. W przypadku ilościowej AT to błędy na etapie projektowania. Co to oznacza? że stawiamy z jednej strony intuicję z drugiej matematykę opartą na cenach. To rodzi spór, którego tutaj teraz nie rozstrzygniemy. Ważne jest jednak co innego: co w tym wszystkim jest tak naprawdę skuteczne? na 100% odpowiedzi nie znajdziemy w książkach ani w analizach. Nie są to jednak same kreski na wykresach. Chodzi bowiem głównie o zarządzanie ryzykiem, MM, kwestie losowości, podatność na błędy. Wszystko to co książkowe AT zwykle omijają. W rezultacie 90% grających gubi się w tym i nawet nie jest świadoma dlaczego. Choć zwykle padają określenia „AT nie działa”. Nie ma tak naprawdę znaczenia czy to owa intuicyjna czy ilościowa. Chodzi o granice AT. Nie ma sensu nazywać intuicji Analizą techniczną bo to robi za dużo szkód. Mówmy o analizie intuicyjnej pod wpływem wykresu. Może wówczas inwestorzy zrozumieją, że to nie w kreskach drzemie siła a w nich samych, czego niestety z książek do At się nie dowiedzą. Wypełniam tę lukę. Nie ja jeden zresztą. Świetna jest w tym choćby „Evidence based AT” i kilka dobrych prac akademickich. Nie spłycajmy tego do problemów strat i zysków, nigdy zresztą tak problemu nie stawiałem.

  9. NieObliczalny

    @ Kathay

    „Ależ oczywiście, że Virtu to HFT! Zaprogramowane przez człowieka do 100% mechanicznego tradingu. A więc z tego samego gatunku co mechaniczna AT, która opiera się wyłacznie na komputerowej analizie cyferek.”

    A czy jesteś Kathayu przekonany, że to całe legendarne już Virtu to taki poczciwy mechaniczny trading, jaki nam od lat pracowicie przedstawiasz? Taki, który przy odpowiednim zaangażowaniu, talencie i epsilonie szczęścia mógłby dac nam szanse w konkursie takim jak ten
    http://championship.mql5.com/???

    Czy może Virtu to coś dużo bardziej mrocznego, wymagającego dostępu do danych, których nikt z nas nie ma i miec nie może? Innymi słowy: front running i insider trading w wersji quant ?

    Ja tego nie wiem, nie interesowałem się dostatecznie mocno. Po prostu wątpię, by Virtu robiło to co my (czyli zajmowało pozycje na bazie patternów, które w przeszłości okazały się warte zagrania wychodząc w odpowiednim momencie), tylko lepiej.

    Zdaje się czytałeś Lewisa?

Skomentuj kathay Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *