Wszystkie pytania postawione podczas konferencji w Kołobrzegu ujmę w ramach prostego do tagowania cyklu F.A.Q. (Frequently Asked Questions).
Pytanie o to „jaką literaturę mógłbym polecić” pojawiło się nie tylko tam (z braku czasu nie odpowiedziałem), ale również w prywatnych rozmowach i korespondencji. Wyjawię jednak, że brak szybkiej i prostej odpowiedzi łączy się z jeszcze jedną kwestią, która wymaga szerszego wyjaśnienia.
Jeśli ktoś zapyta: „co przeczytać by nauczyć się pilotować śmigłowiec?”, odpowiedź byłaby nadwyraz prosta, informatycy ujmują ją zwykle w bardzo banalne, ale dosadne: RTFM (Read This F*****g Manual). Zrobienie jednej książki do pilotażu jest możliwe dzięki temu, że każda wajcha, dźwignia i pokrętło posiada jednoznacznie przypisane funkcje, a manipulowanie każdym z tych elementów przynosi zawsze ten sam, z góry określony precyzyjnie efekt. Przełożenie w dalszej kolejności tej wiedzy na język praktyki wymaga oczywiście wielu ćwiczeń, ale nauczyć się tego może niemal każdy z uwagi na proste powiązanie przyczyn i skutków. I o ile wajchą zmiany kierunku zawsze ruszymy helikopterem do przodu tylko przy jednym jej ustawieniu, nie uzyskamy podobnego przełożenia gdyby odnieść ten przykład do inwestowania i tradingu w szczególności – tam bowiem ustawienie tej dźwigni za każdym razem do tej samej pozycji może generować ruch we wszystkie kierunki, których przewidzieć nie sposób, natomiast lot do przodu można uzyskać czasem dopiero za pomocą kilku działań jednocześnie. I nie ma prostej wskazówki jak tego dokonać w miarę regularnie i bez niespodzianek.
Dlatego też podręczników „pilotażu” inwestycjami jest dziś kilkadziesiąt, a może już kilkaset. Tego, który mógłby być dla każdego z nas najbardziej pomocny nie sposób z góry określić, oczy otwierają się na to dopiero wraz z doświadczeniem, praktyką i wiedzą albo może chęcią zalepienia w niej dziur, które co raz bezczelnie się pojawiają. Niemal w każdej z owych książek dostajemy nieco różny zestaw poleceń na poszczególne dźwignie i pokrętła, ale część w ogóle o zgrozo nie działa a część działa tylko w określonych warunkach. Albo aby ruszyć naszym „inwestycyjnym helikopterem” w przód musimy przeczytać kilka takich manuali, i to bez gwarancji sukcesu!
Znam inwestorów, którzy nie przeczytawszy żadnego podręcznika radzą sobie niezgorzej (rzadkie okazy) oraz całą rzeszę, która przeczytała kilka i potraciła kapitał (czasem kilkukrotnie), a także tych, którzy czytając to i owo potrafili przełożyć to na sukces. Ci pierwsi mają ze sobą wiele wspólnego: dość szybko połapali się, że trading to gra w numerki, statystyki i prawdopodobieństwa. Ogromna rzesza, w tym niżej podpisany, aby do tego dojść musiała najpierw przerzucić tonę kartek, tylko po to by najpierw zajść na manowce a potem patykiem lub maczetą szukać bezpiecznej drogi wyjścia lub powrotu.
Nie znając człowieka jaki zestaw literatury mógłbym mu ułożyć? Nie sposób bowiem trafić jedną pozycją w: jego zdolności analityczne, podejście mentalne, kompetencje nabyte w innych dziedzinach, nastawienie i oczekiwania (inwestycja czy spekulacja?), emocjonalną dojrzałość, samodyscyplinę, czy też dotychczasowe naleciałości w tematach inwestycyjnych. Tak naprawdę inwestując człowiek dopiero odkrywa w sobie ogromne, nieznane dotychczas pokłady osobowości. Być może przeczytanie jednego poradnika przyniesie niektórym piorunujące efekty, zakładam jednak, że trzeba w wielu przypadkach jednak przejść „książkową ścieżkę zdrowia” by znaleźć swoją niszę…
Nieuchronnym pierwszym krokiem byłoby poznanie różnic między analizą techniczną, fundamentalną, portfelową i systemami transakcyjnymi (analizy intuicyjnej niestety nie wykłada się w podręcznikach, ale szybko tworzy się ją na podstawie wyżej wymienionych 🙂 ). Omiatam wzrokiem swoją biblioteczkę a także próbuję skanować swoje wspomnienia w poszukiwaniu takiej książki, która przekrojowo omawiałaby wszystkie owe sposoby na giełdowe inwestycje, ale niestety nic nie przychodzi mi do głowy jeśli chodzi o wydawnictwa dostępne w języku polskim. Może ktoś z czytelników zasugeruje? O ile nie, to znaczy, że mamy lukę na rynku 🙂 Jest wprawdzie popularna na całym świecie seria „dla opornych”, ale zdaje się nie zawiera ona takiej uniwersalnej pozycji.
Może więc prościej będzie wyrobić sobie wstępną opinię czytając bossowy kącik edukacyjny, link -> tutaj
A potem sięgnąć do szczegółowych pozycji.
W zakresie analizy fundamentalnej (A.F.) sam skierowałbym do:
„Inteligentny inwestor” Benjamin Graham
lub/i
“Analiza fundamentalna” John C. Ritchie
Jeśli Cię drogi czytelniku sen szczególnie morzy przy tej lekturze to znaczy, że organizm intuicyjnie podpowiada, że nie tędy droga, gdyż zamierza się buntować przy tego typu działaniach, więc może trzeba spróbować analizy technicznej (A.T.). W zasadzie jej biblią pozostaje ciągle:
„Analiza techniczna rynków finansowych” John Murphy
I jeśli uda się tam szczególnie żywo którymś z narzędzi zainteresować to kolejnym etapem będzie sięgnięcie do pozycji profilowanych pod ich kątem, a wówczas bez trudu można znaleźć w sieci wszystko o świecach japońskich, klasycznych formacjach, wskaźnikach, Elliocie, Fibbonaccim itd.
Naturalną konsekwencją sprawdzenia wartości A.T., ale także wszelkich innych pomysłów spoza niej, byłoby sięgniecie do książek o systemach transakcyjnych. Stosowną listę przygotowałem już 3 lata temu (siedzi tutaj) i jest w miarę aktualna choć tylko 3 miejsca na niej obejmują książki w języku polskim.
W zakresie analizy portfelowej od lat za speca uważam (nie tylko dlatego, że to mój znajomy z dawnych lat) Marka Wierzbickiego i jego książkę „Analiza portfelowa”, tyle że zdaje się nie jest ona obecnie dostępna (co najwyżej Allegro). Ale Marek zestawia do wyboru całkiem miłą listę na swojej stronie:
http://www.motte.pl/literatura.php
A dalej bez względu na wybór dalszej drogi edukacji zawsze będę polecał:
„Giełda, wolność i pieniądze. Poradnik spekulanta” Van Tharp
Po to głównie by odnaleźć sens pracy nad zarządzaniem pozycją i kapitałem.
A ponieważ coraz większy tłum zaczyna okupować derywaty i forex dlatego nie mogę zapomnieć o kolejnej „biblii” czyli:
„Kontrakty terminowe i forex. Teoria i praktyka” Zalewski Grzegorz
i dla bardziej wymagających
„Kontrakty terminowe i opcje” Hull John
W ramach krótkiego podsumowania mało pocieszająca wiadomość: choć istnieje tyle książek o inwestowaniu we wszelkich jego wymiarach wymiarach to dotyczą one sposobów podejmowania decyzji lub teorii funkcjonowania rynków, nie sposób natomiast znaleźć podręcznika o zarabianiu. Cóż, trzeba go dopiero napisać 🙂 Być może tę lukę wypełniają choć w części nasze blogi. Pisząc „zarabianie” mam na myśli przełożenie wszystkich metod podejmowania decyzji na praktyczne, kompleksowe transakcje giełdowe od A do Z, z naciskiem na to co i dlaczego nie działa, gdzie czekają pułapki i wąskie gardła, ile tkwi przewagi w poszczególnych narzędziach, jak ową przewagę zdobywać i rozwijać, jak w tym wszystkim miesza psychologia, czego nie pisze się w książkach, albo jak oszczędzić sobie czas, nerwy i pieniądze nie wchodząc do tej samej toksycznej wody, w której utonęło tysiące inwestorów już wcześniej. Najprostszym sposobem, i zawsze będę to polecał, jest przyjrzenie się temu jak robią to komputerowe systemy transakcyjne………
Powodzenia!
***–Kat–***
71 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
odradzam pozycje Hulla…chociaz w sumie nie, do pisania pracy magisterskiej okazala sie bardzo przydatna…w ogole piekna teoria, kompendium i encyklopedia w jednym, kamien milowy chcialoby sie rzec.
Napisalem prace, skonczylem studia, radosnie dzierzylem dyplom w temacie, natomiast kiedy przyszlo co do czego to musialem uczyc sie wszystkiego od poczatku 🙂 Nic dziwnego, ze w branzy rownie czesto spotkasz absolwenta fizyki, filozofii, prawa, biologii, medycyny, wojskowego jak absolwenta finansow.
Czy można gdzieś poczytać o sukcesach finansowych piszących tu blogi??
Ja mam wrażenie ze jak sie to wszystko czyta to predzej się zostanie literatem niż odnoszącym sukcesy traderem.Czy jest jakaś literatura pozwalająca zidentyfikować odnoszącego sukcesy tradera literata-blogera od blagiera?? Wszyscy wiemy , że lucek zarabia bo to nieprawdopodobny trader /każdy kto ma z nim do czynienia prędko podłapuje to i owo/ no ale o piszących tu blogi NIC NIE WIEMY /jako szeroka publika/ i śmieszy mnie jak ktoś zadaje pytania np.Kathey’owi kompletnie nie mając podstaw do wiary że nasz szacowny prelegent cokolwiek zarabia na rynku:) Ludzie , z kąd wiecie że ktoś tu zarabia?? Pyta się tego kto coś UDOWODNIŁ a nie tego co coś przemyca miedzy liniami bloga..Jedno wiemy: prelegenci są obeznani z literaturą dot.tradingu, wiemy że publikują książki , wiemy że piszą blogi. Poza tym NIC NIE WIEMY. I tak się toczy ta gra w ciuciubabkę:)
lucek ,pokaż wykres.. przynajmniej zobaczymy dlaczego powinniśmy BYLI zagrać tak a nie inaczej:))
Zapomniałem dodać że wiemy , że prowadzą szkolenia, warsztaty,etc.Dlaczego nie pisze tu wspomniany pan Marek zwyciezca bossa na fx?? Dlaczego nie pisze pan Piróg?? No jedna z możliwości jest taka ,ze panowie nie mają zacięcia literackiego ..inna taka , ze mają z czego żyć 🙂
vinc
Po co czytasz skoro nie wierzysz? Nie lepiej spijać wiedzę z tajemnych wykresów Lucka? Stamtąd to się można dowiedzieć ho, ho, ho.
Jestem tu od niedawna i tak się zastanawiam jak dużo vinc’ów, Lucków i innych chce się ogrzać w blasku popularności blogów. A może Panowie krytykanci stworzyć coś swojego i tam się sobą zachwycać? Łatwiej pisać „eh co Wy wiecie o tradingu, nie to co ja”. Gdyby była jeszcze w tym jakaś strategia (ponarzekam, żeby się wylansować, a później pyk własny blog). Ale wygląda na to, że to tylko takie polskie narzekactwo. Folklor ;( Smutne.
@ vinc
Waszmość nie byłeś na wręczeniu nagród? Każdy z wygranych podkreślał, że ma inne zajęcia niż giełda. Może zatem czas zmienić punkt widzenia i zrozumieć, że częścią tego biznesu jest również dywersyfikacja przychodów? Wreszcie, że łatwiej jest podejmować ryzyka na zlewarowanym portfelu, jeśli ma się gwarancję, że za następnym rogiem nie ma spotkania z rzeczywistością, w której nie masz na czesne za szkołę dla dziecka i na zapłacenie rachunków za prąd czy składki ubezpieczenia na życie, które zabezpiecza rodzinę?
Z mojego punktu widzenia wygląda to tak: trader, który nie zabezpiecza sobie tyłów jest tylko kilka tygodni od pracy w supermarkecie. Nie ma 100-procentowego zabezpieczenia przed wyzerowaniem rachunku a już szczególnie, jak się gra na pochodnych. To jest cały czas jazda po bandzie i żadne zaklęcia tego nie zmienią. Takie rzeczy się rozumie, jak chociaż raz przeżyło zjazd na rachunku przez 6 miesięcy. Tylko w historii GPW były okresy, kiedy na rynku pochodnych zajmowało się pozycje przez kilkanaście tygodni ze świadomością, że i tak się utopi kasę w trendzie bocznym.
BTW jeśli dobrze pamiętam Larry Williams powtarzał, że jego jedynym pewnym źródłem dochodów są książki, które napisał i nikt nigdy nie robił mu z tego powodu zarzutów.
@astanczak
„Z mojego punktu widzenia wygląda to tak: trader, który nie zabezpiecza sobie tyłów jest tylko kilka tygodni od pracy w supermarkecie.
Z tym to się nie zgodzę. Bez urazy ale takie żeczy może pisać tylko ktoś kto nigdy nie próbował utrzymać się tylko z gry albo próbował i mu nie wyszło. Sam już od dłuższego czasu nie zabezpieczam sobie tyłów i nie widzę problemów. Jeśli jakieś problemy mogą się pojawić to raczej z wypaleniem jeśli nie stawiamy sobie coraz wyższych celów do realizacji i mamy wrażenie, że nie rozwijamy się. Dlatego nie jest dobrą żeczą jeśli zamierzamy utrzymywać się z gry na tej zasadzie, że mamy pewną kwotę, zarabiamy kilka tys. to wypłacamy z rachunku brokerskiego na życie i w kolejnym misiącu robimy to samo. Takie balansowanie na krawędzi może zryć psychikę. Tu musi być bardzo wysoka premia za ryzyko, musimy mieć świadomość, że na tym rynku możemy osiągnąć znacznie więcej niż zwykły Kowalski zarabiający maksymalnie kilka tys. w przeciwnym wypadku lepiej pojść na etat. Jak ktoś woli to może to nazwać syndromem Boga ale pewne poczucie wyjątkowości wynikające z faktu, że jako nieliczni potrafimy utrzymać się z gry i jeszcze pomnażać kapitał pomaga, świadomość perspektywy ogromnych zysków daje ogromną satysfakcję która obok znacznie wyższych dochodów jest tą premią za ryzyko.
Przy odpowiednich dużych dochodach nie ma co dywersyfikować. Bo ile można zarobić na tych szkoleniach, książkach? Chyba jak sie wyciąga maksymalnie kilka, kilkanascie tys. na handlu to ma jakieś znaczenie. Rozumiem, taki model biznesowy, wielu go prowadzi. Ale skąd ten brak wiary, że inny model oparty wyłącznie na handlu ma się zaraz skończyć w supermarkecie?
Jeśli zajmę się dodatkową działalnością a pewnie to bedzie miało miejsce to na pewno nie po to aby szukać dywersyfikacji ale raczej żeby szukać nowych wyzwań gdy znudzi mi się siedzenie w domu.
Ja nie wiem czy ci co prowadzą szkolenia, piszą książki potrafiliby sie utrzymać wyłącznie z gry. Myśle, że większość pewnie nie ale w sumie mnie to nie interesuje. Ich sprawa, akceptuję ich model biznesu choć dla mnie raczej ktoś taki autorytetem nigdy nie zostanie. Jednak zgodzę się z opinią vinca i uważam że nazywanie ich profesjonalnymi traderami jest trochę na wyrost bo w zasadzie nic nie wiadomo o ich osiagnięciach na polu spekulacji (nie chodzi mi o liczbę sprzedanych książek).
Ja w każdym razie z miłą chęcią posłuchałbym co ma do powiedzenia laureat konkursu niż miałbym tracić czas na czytanie kolejnej książki Eldera czy Tharpa mimo że konkursom można zarzucić pewne wady jako środkom weryfikacji umiejętności tradera.
Co do książek, ja ich sporo czytałem gdy zajmowałem się wyłącznie GPW. Do tej pory prawie wszystko zapomniałem. Wyleciały mi z głowy nazwy formacji słupkowych, zapomniałem już wzory na RSI, ROC itd. Musze przyznać, że AT nauczyłem sie dopiero czytając wykres a nie z książek. Czasami książki mogą pomóc i nadal z ciekawości coś poczytam bo lubie czytać choć książek stricte dotyczących AT unikam. Robię to tylko tak właśnie z ciekawości czytając „do poduszki” bo nawet nie liczę że wiedza w nich zawarta będzie miała jakikolwiek wpływ na mój trading.
>Z tym to się nie zgodzę. Bez urazy ale takie żeczy może pisać tylko ktoś kto nigdy nie próbował utrzymać się tylko z gry albo próbował i mu nie wyszło
Masz problem z dużymi kwantyfikatorami.
Masz problem z postrzeganiem życia, jako czegoś, co nie jest procesem.
@ Klondike
Moim skromnym zdaniem popełniasz przynajmniej dwa poważne błędy w swoim rozumowaniu.
Po pierwsze, ktoś kto nie osiąga sukcesów w tradingu może być dobrym trenerem tradingu, tak jak część sportowych trenerów była bardzo przeciętnymi sportowcami. Poza systemami 100% mechanicznymi, które jednak trzeba mieć odwagę włączyć i których trzeba mieć odwagę nie wyłączać (albo wyłączyć) przy kilkumiesięcznym, kilku-dziesięcioprocentowym obsunięciu kapitału, poza umiejętnościami i wiedzą trzeba mieć pewne predyspozycje mentalne, psychiczne by odnosić sukcesy na rynku. Bez problemu wyobrażam sobie ludzi, którzy mają mnóstwo cennej wiedzy do przekazania, a którzy nie potrafią jej wykorzystać (tak właśnie patrzę na jednego z kontrowersyjnych komentatorów (nie-blogerów) na Blogach Bossy).
Rozważania o sensie pisania bloga czy prowadzenia szkoleń mają sens jeśli obie strony będą znać stawkę godzinową takiej aktywności i miesięczne dochody, a tych z oczywistych powodów się nie ujawnia. Do tego dochodzi kwestia tego, że bloguje się z reguły dla przyjemności – to jedna z tych fenomenalnych rzeczy, których robienie się lubi i za których robienie dostaje się pieniądze.
Po drugie, zakładając, że nie dostałeś spadku i wchodzisz na rynek z samodzielnie zarobionymi pieniędzmi oraz że obracasz się w realnym świecie (a nie świecie 1500% zysku w miesiąc) to może minąć dobrych kilka, kilkanaście lat zanim zarabiając fenomenalne 20%-30% rocznie osiągniesz poziom, na którym spokojnie możesz zacząć polegać tylko na tradingu.
A blackswan swoją drogą też ma fenomenalną uwagę, którą jednak zrozumieć może tylko ktoś kto zdaje sobie sprawę jak trudne jest wyznaczenie w jakim stopniu track record jest wynikiem umiejętności a w jakim szczęścia.
Wreszcie, osoba, która tak jak Ty utrzymuje się z rynku powinna zauważyć, że mamy różne poziomy awersji do ryzyka i rożne krzywe użyteczności i nie powinieneś mieć problemów wyobrazić sobie, że ktoś chętnie weźmie 1/10 pieniędzy z tradingu za aktywność pozarynkową właśnie po to by tradować ze spokojnym snem.
@vinc, klondike
znacie pojecie „monkey at the typewriter”?
@blackswan
Chodzi o małpy piszący na przykład dzieło Szekspira? Szczerze mówiąc nie wiem o co chodzi.
@klondike
bylbym ostrozny z ocena tradera na podstawie jego track record – o to chodzi w idei malpy przy maszynopisie; jestem traderem, a mimo to sto razy wole czytac autorow tych blogow, mimo ze w wielu kwestiach kompletnie sie z nimi nie zgadzam, od tekstow czlowieka ktory ma genialne stopy zwrotu, a ktory sam moze nie do konca wiedziec o co chodzi w jego bojach z losowoscia.
Wszystko co piszę tutaj na blogu można,a nawet trzeba samemu sprawdzić, przetestować, zweryfikować (identycznie jest z literaturą). Nie ma zresztą potrzeby ponieważ ja sam to już robię zanim
powstanie wpis. Nie ma również konieczności czytania naszych blogów, ani bezkrytycznej konsumpcji ich treści, pomysłów, testów, opinii itd.
Nie przypominam sobie by ktokolwiek zapłacił chociaż 1 zł za
możliwość czytania tych blogów, uczestnictwa w moich bardzo
rzadkich prelekcjach, rozmowach ze mną lub wymianę maili na
tematy tradingu. Jeśli natomiast ktoś czuje, że otrzymał ode
mnie złą poradę, podpowiedź, opinię to proponuję wspólną dyskusję nad
tym problemem by przyjrzeć się temu co tam nie zadziałało.
Nie zgodzę się z tymi, którzy uważają, że świat były piękniejszy
bez literatury i blogów. Chyba nie polubiłbym siebie gdybym miał tutaj uzasadniać to zdanie.
Zgodzę się z tymi, którzy uważają, że najefektywniejszy rodzaj nauki to podglądanie transakcji i ich uzasadnień. Najprostszy sposób
polega choćby na wejrzeniu w systemy transakcyjne- one bowiem stanowią pierwszą linię obrony tego co w literaturze ma wartość a co nie. Nie piszę celowo „trading za pomocą systemów” tylko uczenie się
rynku, decyzji, (nie)działania narzędzi, zarządzania pozycjami i ryzykiem czyli wszystko to czego książka nie nauczy.
Ja mam malenki problem ze zrozumieniem pewnej logiki. Prosze wytlumaczcie mi jak pudlowi – rozumiem, ze prawdziwy trader to taki, ktory nie pisze, nie uczy, nie ma go w tv. Czyli nikt o nim nie wie – bo jest tak dobry ze nie musi nikomu nic udowadniac, czyli mowic? Czyli skad wiemy, ze istnieje? Sprawa druga – po co zuzywac czas na czytanie cudzych wypocin, jesli sie uznaje ze piszacy je nie maja pojecia o tradigu, a co najwyzej o pisaniu. No i juz na koncu – lubicie swiat za roznorodnosc, czy jednorodnosc? Bo moze po prostu to jest jakis klopot
Wydaje mi się, że zostałem źle zrozumiany. Wcale nie uważam, że trener tradingu, szkoleniowiec musi być dobrym traderem. Tak samo jak psycholog leczący policjanta z depresji nie musi sam być policjantem. Ja po prostu rozgraniczam te dwie żeczy. Bycie traderem a szkoleniowcem to dwie zupełnie inne działalności. Chętnie poznałbym jaki profit factor ze stu ostatnich swoich transakcji ma Elder ale brak takiej wiedzy wcale nie musi oznaczać, że mu w pewien sposób ujmuję. Dla mnie może być dobrym szkoleniowcem ale traderem już nie koniecznie. Poza tym bywa tu sporo niejasności, które często wprowadzają w błąd nieświadomych osób korzystajacych ze szkoleń. Przykładowo pewien czas temu był w Polsce Tharp i widziałem reklamę jego pobytu w internecie. Napisano o nim, że jest profesjonalnym traderem w sytuacji gdy sam raz przyznał, że z tradigiem ma pewne problemy choć oczywiście ma sporą wiedzę i doświadczenie na polu, które może być przydatne traderom i to jest jego konik.
Dla mnie mnie dobry trader to osoba, która potrafi zarabiać. Szkoleniowiec, pisarz książek to osoba, która może pomóc zarabiać innym ale nawet jeśli jest w tym dobra wcale nie czyni to z niej dobrego tradera bo o tym decydują inne dowody.
Nie wiem o co chodzi z przedstawianiem Tharpa jako tradera. Od zawsze sam powtarzal ze jest trenerem. Cos tam oczywiscie handluje ale raczej dla mechanizmow niz pieniedzy. Szczegolnie u nas ten mit Tharp-trader jest wiecznie zywy. I nie bronie go, bo mam sporo watpliwosci co do pewnych technik treningowych przez niego stosowanych, ale nie tworzmy nieprawdy.
@ gzalewski
Może ktoś myli Thorpa i Tharpa?
No mysle ze w przypadku Thorpa to juz zupelna zagwozdka by byla. Jak jajoglowy moze byc traderem 😉
Prawde mowiac nie sadze. Chyba u nas malo kto wie, kto zacz i jakie bylo jego znaczenie dla rynkow
Ja wiem,że internet, netykieta, wolność, savoir-vivre i te sprawy,
ale niektóre „RZECZY” po prostu wypalają oczy! 🙁
@ kathay
„ale niektóre „RZECZY” po prostu wypalają oczy! :(”
A które konkretnie? Bo nie będę czytał, żeby przypadkiem nie oślepnąć. 🙂
Less, ułatwię ci w trosce o twoje oczy, przeczytaj mój pierwszy post(pierwsza linijka)
Aaa, i żeby było zabawniej dodam jeszcze, że napisała tak osoba z wykształceniem wyższym humanistycznym. Trzeba trochę rozweselić towarzystwo bo widzę, że komuś nadepnąłem na odcisk.
O proszę, w drugim moim poście ten sam błąd. Jak ktoś sie poczuje lepiej to nie ma sprawy, poszperam to może parę literówek jeszcze się znajdzie.
upuście troche powietrza 🙂
zdarzają sie wpadki w pisaniu. Po prostu.
Ważne, zeby sie na nich uczyć
Może wracając nieco do tematu np Amazon jest pełen książek, z których większość wydaje się bezwartościowa, w kółko te same podstawy i faktycznie trudno coś znaleźć na czym faktycznie można by było na prawdę skorzystać, często książka jest reklamą danej firmy prowadzącej szkolenia albo strony z płatnym dostępem. I spora część jest bardzo ogólnikowa i wydaje się być przeznaczona dla początkujących. Wydaje się, że wystarczy napisać góra 300 stron, coś tam o oscylatorze stochastycznym, coś o zarządzaniu ryzykiem i już sprzedajemy książkę jako rynkowy guru. Mam wrażenie, że
to naciąganie. Ponadto mnoży się i w Polsce masa szkoleń, prowadzony przez wątpliwej wiedzy specjalistów, którzy sprzedają za np 3 tyś zł złotego graala. Racja Trystero, że można być wykładowcą teorii natomiast ciężko się zgodzić by osoba, której wiedza o tradingu jest wątpliwa mogła wyszkolić skutecznego tradera. I oczywiście mentalność jest b trudną sprawą, niestety dość często sprzedaje się i przekazuje pseudo wiedzę, która jest jakby dla wtajemniczonych. I nie mówimy tu o ludziach zajmujacych się wsparciem psychologicznym traderów jak Ari Kiev i jemu podobni (chyba też Van Tharp – ale jakoś ta postać budzi duża moją podejrzliwość). Psychologowie tego typu mogą uczyć jak radzić sobie ze stresem ale nie sądzę by znali się na price action w odpowiednim stopniu. Dalej Np niejaka grupa Jaguar Trend promowana przez XTB, na szkoleniach z AT, prowadzonych dla amatorów usiłujących tradować z domu, sprzedaje szkolenia i filmy itd mając z zeszłym roku ujemną stopę zwrotu. Czyli do poziomu constant profitable trader im daleko ale i tak sprzedają tą swoją wiedzę. No tak to też jest sposób na zarobek ale pytanie czy nie jest to delikatnie mówiąc dyskusyjny sposób na zarabianie? Poza tym jeśli na około sprzedaje się i piszę masę bzdur dot rynku i wciska się to ludziom jako prawdę objawioną i sposób na zarobienie pieniędzy nie powoduje tylko poszerzenie ciemnogrodu?
Ari Kiev, Van Tharp, A. ELder i inni – podejrzewam, ze w zaleznosci od tego do którego siegniemy jako pierwszego zrobi na nas wrazenie ( o reszcie bedziemy mowic, ze są wtorni).
Po drugie – jedną z najlepiej sprzedajaych sie ksiazek w Polsce są Liczby Fibonaciego – niejakiego Fischera. Ksiazka pelna bledow metodologicznych, ktore tlumacz wychwycil i czesciowo „zablokowal”.
Po trzecie – jedni potrzebuja oscylatorow, inni nie. Jedni uwazaja, ze psychologia ma znaczenie, inni nie.
„spora część jest bardzo ogólnikowa i wydaje się być przeznaczona dla początkujących” – tak bo to najszerszy rynek.
Co z tego ze zrobie wyrafinowaną pozycję o MM, jesli sprzedam jej 100 sztuk.
„Poza tym jeśli na około sprzedaje się i piszę masę bzdur dot rynku i wciska się to ludziom jako prawdę objawioną i sposób na zarobienie pieniędzy nie powoduje tylko poszerzenie ciemnogrodu”
Ale.. kazdy z nas jest na innym etapie. POmysl sobie, gdyby ktos na poczatku probowal cie przekonac, ze oscylatory sa bezuzyteczne, ze najwazniejszych jest kilka prostych zasad – uwierzyłbyś?
Ładnee RZECZY! Dopiero teraz zauwarzyłem, że chodzi ortografię, w przyszłości muszę bardziej uważać, no i dbać o oczy.
Ja jednak zadałem pytanie do rzeczy, gdyż myślałem że kathayowi chodzi o rzeczy, od których mu skóra cierpnie, jako że ja zauważyłem w komentarzach rzeczy, które budzą mój sprzeciw.
Nie od rzeczy będzie, że popełniłem szerszy komentarz, zwracajać między innymi, uwagę na fakt że wpis ten poświęcony jest literaturze, a nie temu czy autorzy na blogu są dobrymi traderami czy nie.
Pech jednak chciał, że mi się był sfajczył dziś zasilacz od laptopa i de blada, a nie chce mi się pisać od nowa. Ja jutro pojadę na giełdę komputerową to wrócę i nie zasmucę. Zaraz mi córka notbooka zabierze więc konćzę prosząc, piszcie do rzeczy, czyli na temat literatury przedmiotu.
A ja uważam że vinc i klondike mają sporo racji w tej dyskusji. Jest w Polsce wiele osób traktowanych jako giełdowych guru, którzy jak nikt znają się na traceniu pieniędzy.
Znam jeden przypadek z autopsji i kilka ze słyszenia takich właśnie osób- wszyscy są wybitnymi jeśli nie najwybitniejszymi w Polsce specjalistami i szkoleniowcami analizy technicznej obecnymi w mediach, telewizjach biznesowych itp od wielu lat, ale na realnej gieldzie zawsze umaczali kasę. Wielu jest też takich i to nie żart, którzy się mądrzą w telewizji a nigdy nie mieli nawet rachunku inwestycyjnego. Zresztą każdy może sobie obejrzeć Milion w portfelu na TVN CNBC Biznes żeby zobaczyć, jak różni guru tracą pieniądze i to nawet nie realne, tylko wirtualne , bez obciążenia mentalnego.
Śmiać mi się chce jak w nagłówkach gazet nazywa się Zenona Komara albo Eldera legendarnymi traderami. To na pewno wybitni teoretycy ale nie znamy historii ich rachunków maklerskich. Podejrzewam, że jest ona mierna skoro panowie cały czas piszą książki i dają szkolenia.
Nie to żebym kwestionował wiedzę teoretyczną i umiejętności dydaktyczne takich ,,teoretyków” ale prości ludzie i dziennikarze z CNBC na serio wierzą, że to są bogowie giełdy, którzy żyją z tradingu.
A ja mimo wszystko wolałbym mieć takiego trenera który sam był dobry w tym czego szkoli. Może za dużo wymagam.
@ davidoff
Tylko problem w tym, że vinc i klondike napisali to na blogach bossy a my już na starcie zadeklarowaliśmy coś takiego „Blogi.bossa.pl będą redagować ludzie znani naszym inwestorom. Ludzie, którzy mają świadomość swojej wiedzy i niewiedzy. Ludzie, którzy nie nazywają się ekspertami”. To był manifest programowy ogłoszony na blogach przeszło 1000 notek wstecz >> https://blogi.bossa.pl/o-blogach-bossapl/
Nas interesuje rozmowa a nie wygłaszanie prawd objawionych. Każdy tekst jest punktem widzenia a nie słowami guru. Ideałem jest, żeby komentujący wiedzieli więcej lub inaczej widzieli pewne sprawy.
2 davidoff
Masz sporo racji, gdyż u nas namnożyło się ekspertów i rynkowych guru, takich medialnych gadających głów, którzy często gadają głupstwa bez pojęcia a i książki zdarza im się pisać.
Tyle, że vinc i klondike trochę zbaczają z tematu wiodącego, czyli Polecana literatura. Oczywiście dobrze by było gdybyśmy mieli do czynienia z książkami autorów, którzy sami osiągnęli sukcesy w tradingu, ale nie zawsze ci parają się pisaniem albo nie chcą przekazać swoich sekretów a jeśli nawet, to nie zawsze potrafią.
W tym przypadku mamy zaś do czynienia z cenną inicjatywą kathaya, który wychodzi na przeciw prośbą i oczekiwaniom ludzi proszących o zarekomendowanie jakieś wartościowej literatury, jego zdaniem. Pozycji które pozwoliłyby tym ludziom lepiej zrozumieć rynek i pomogły osiągnać lepsze rezultaty w grze.
Można oczywiście dyskutować, czy wymienione pozycje to akurat te najlepsze, gdyż dobór jest subiektywny. Można też inaczej oceniać ich wartość i przydatność, ale trzeba o tym samemu napisać w komentarzu, a nie podliczać czy i ile autor akurat zarobił, gdyż to automatycznie nie musi przekładać się na wartość książki.
Można również samemu polecić coś wartościowego innym, ze znanej sobie literatury, i przedstawić swoją listę rekomendacji.
Doskonały trader Niederhoffer napisał książkę w apogeum swoich sukcesów a potem 2 razy utopił miliony $ klientów.
Widzę, że potrzebny będzie kolejny wpis, który pomoże rozwiać
kilka wątpliwości:)To przynajmniej inspirujące…
> Można również samemu polecić coś wartościowego innym, ze znanej sobie literatury, i przedstawić swoją listę rekomendacji.
od lat polecam jedną książkę, którą każdy powinien przeczytać zanim usiądzie do monitora – „Gracz” Dostojewskiego. Krótko i treściwie. Po tej książce w innych książkach szuka się narzędzi a nie nadziei.
A jak ktoś ma ochotę, to jeszcze mały dopisek do tego z punktu widzenia kogoś bliskiego.
Cudowny cytaty na zachętę:
„Graczowi zawsze coś przeszkadza, „jakaś rosyjska dama, która cały czas trajkotała”. Anna pisze: „Przegrał, a to wszystko dlatego, że z tyłu za nim stał bogaty Polak z jakimś drugim Polakiem. Ten drugi Polak stawiał trochę talarów, ale mówił tak dużo, jakby stawiał stosy złotych talarów. (…) To tak rozzłościło Fiedię, że grał bardzo nieostrożnie i przegrał”. (Polaków pisarz nie znosił). Dziennik pełen jest też różnych uwag składających się na intymny opis pisarza. Czasami Anna podgląda, jak Fiedia gra w ruletkę: „Wyglądał strasznie, miał czerwone oczy, cały był purpurowy. Sprawiał wrażenie pijanego”. Albo: „Był bardzo pochmurny. Przy kolacji powiedział, że stół przesunęłam na pewno jemu na złość”. Albo: „Podano nam kawę, ale było za mało cukru i Fiedia musiał poprosić o dodatkową porcję, za którą zapłacił tyle, co za całą filiżankę”.
http://zwierciadlo.pl/2010/bez-kategorii/gracz-i-jego-anna
To tekst Jastruna napisany dla „kolorowego magazynu dla kobiet” wiec akcenty są tak a nie inaczej położone, ale warto przymknąć oko i wyłowić treści.
„Dynamic Hedging” Nassim Taleb
wymagana znajomosc wszystkich zagadnien omowionych w Hull’u; natomiast niestety sama znajomosc tych zagadnien nie gwarantuje zrozumienia tej ksiazki – dlatego stopniowe wgryzanie sie w nia, za pomoca internetu itd. zapewne jest mozliwe.
Pozycja dla bardzo ambitnych
Tyle, że dla ambitnych to inny wpis 🙂
Potrzeba natomiast czegoś co na wstępie rozjaśni obraz inwestowania komuś kto nie wie w co wdepnął…
To prawda, szkoda tylko, ze te rozpoczynajace przygode osoby beda czesto zadawac pierwsze pytanie w stylu: „a ile zarobil na gieldzie?”. Pod tym wzgledem wspolczuje.
„Śmiać mi się chce jak w nagłówkach gazet nazywa się Zenona Komara albo Eldera legendarnymi traderami. To na pewno wybitni teoretycy ale nie znamy historii ich rachunków maklerskich. Podejrzewam, że jest ona mierna skoro panowie cały czas piszą książki i dają szkolenia.”
No to pojdzmy dalej.
POwiedzmy, ze taka osoba oglasza, od 20 lat mam CAGR 20%.
Co wtedy uslyszymy – oczywiscie grono tych, którzy powiedzą „ahahahahaha” tylko 20%. Patrz a nasz koles w konkursie stuknął w miesiąc 20 000%.
Oglosi 20 000 % – uuuuuu, ale kanciarz. Przeciez to niemozliwe.
A co polecają inni:
zobaczcie filmik do końca
http://www.youtube.com/watch?v=aacVKplbGWA&list=PLF202971857AD06C0&index=114&feature=plpp_video
Co przeczytać???
Schwager – Mistrzowie rynków finansowych
Van Tharp
Zalewski Grzesiu, Zaleśkiewicz Tomek
A potem, dopiero potem można zająć się AT, AF i innymi subiektami związanymi z metodą, MM.
I pamiętajcie: GRAL(Edge) jest w nas a nie na wykresie, narzędziach itd.
,,No to pojdzmy dalej.
POwiedzmy, ze taka osoba oglasza, od 20 lat mam CAGR 20%.
Co wtedy uslyszymy – oczywiscie grono tych, którzy powiedzą „ahahahahaha” tylko 20%. Patrz a nasz koles w konkursie stuknął w miesiąc 20 000%.
Oglosi 20 000 % – uuuuuu, ale kanciarz. Przeciez to niemozliwe.”
Jeśli kogoś określa się mianem legendarnego inwestora to wystarczyłoby mi na wstepie do jego książki/ szkolenia
coś w deseń ,,Giełda to moje podstawowe źródło dochodu. Osiągam stopę zwrotu wyższą od stopy wolnej od ryzyka” lub ,,Jestem na plusie, ale inwestycje to dla mnie jedynie dodatkowa działalność” lub ,,Inwestowanie to moje hobby, zarabiam na książkach” lub ,,Nie gram na giełdzie. Jestem trenerem”.
Ja sie poddaje. Ta dyskusja nie bedzie miala konca. Przecie Tharp o tym mowil wprost. Ale wystarczy ze ktos kto tego nie uslyszal/przeczytal walnal gdzoes na forum „gdyby byl taki dobry, to nie musialby szkolic” i juz mamy grono klakierow, ktorzy nie przeczytali, ale swoje wiedza. Inna sprawa to ta pogarda dla slowa pisanego. Takie jakby zaprzeczenie wielowiekowej nauce. No i to glupie uproszczenie – pisze bo nie umie zarabiac. Mozna mu wskzyawc autorow typu soros, rogers i wielu innych, ale i tak swoje wie. Kiedys ktos mi powiedzial, ze kazdy powinien przez pol roku popracowac przy sprzedazy np w mcdonalds, zeby zobaczyac jakie ludzie moga miec pytania i pretensje i ze nie da sie zadowolic wszystkch, a przy tym kazdy przekonany jest o wlasnej racji. Zgadzam sie z tym w 100 %
https://blogi.bossa.pl/rekomendowana-literatura/
Przecież jest ten link, myślę że warto było by albo zrobić kolejny albo ten poszerzać, dzięki blogowi np. przeczytałem „one good trade” i myślę że warto ją rekomendować. ciekawe ile przeoczyłem z książek o których były wpisy
@gzalewski psychologia jest b ważna, niemniej sama psychologia nie stworzy tradera, natomiast odpowiednio wsparty trader psychologicznie
myślę że warta przeczytania jest:
http://www.amazon.co.uk/Daily-Trading-Coach-Becoming-Psychologist/dp/0470398566/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1323593718&sr=8-1
I to może być propozycja dla wydawnictwa Linia. Apropos Panie Grzegorzu mógłby Pan zrobić na Facebookowej stronie wydawnictwa tak jak Helion tam można dawać linki z Amazona jako propozycje wydania. Obecnie polskie wydania informatyczne nie są już tak bardzo „do tyłu” jak finansowe. I tak bardzo się cieszę z inicjatywy wydawnictwa.
@GZalewski myślę, że nie ma co się poddawać tylko spojrzeć na problem szerzej. Na pewno jest wielu autorów, którzy mają głęboką wiedzę i chcą (mają potrzebę) się nią podzielić i chwała im za to, niemniej rynek finansowy przyciąga różnego rodzaju
szarlatanów i ludzi którzy usiłują sobie dorobić sprzedając pseudo wiedzę bo ciężko to się weryfikuje. Oni psują rynek właśnie książek i szkoleń i powodują takie wpisy jak powyżej. Prawdopodobnie nie da się nic na to poradzić, można jedynie zebrać recenzje linki itp do stron i książek szkoleń, które są tego warte …
>Giełda to moje podstawowe źródło dochodu. Osiągam stopę zwrotu wyższą od stopy wolnej od ryzyka
Do zdanie niczego nie mówi. Osoba, która jest 20 lat związana z rynkiem mogła mieć zupełnie różne okresy w życiu. Mogła chcieć iść do pracy do biura, żeby pobyć z ludźmi lub zwyczajnie miała dość tradingu.
Problem polega – jak sądzę – na czymś innym. Ludzie mają tendencje do tworzenia sobie w głowie typu idealnego tradera, który zawsze bije rynek, zawsze jest na rynku, zawsze gotowy do walki. Tylko do takiego modelu nie pasuje zupełnie ktoś, kto jest krasnalem i inwestuje swoje pieniądze a nie instytucji. Przecież po drodze trafiają się inne zajęcia. Dzieci, budowy domów, inwestycje w nieruchomości, które powodują, że pieniądze z rynku przesuwa się w inne segmenty. Z wiekiem coraz mniej kasy jest na rynku, bo poziom ryzyka dostępny dla 30-latka i 50-latka jest zupełnie inny.
Pominę już fakt, że ten yeti-trader, o którym wszyscy mówią a którego niewielu widziało, to taki typ oderwany od konkretnych przypadków. Jak mamy młodego zawodnika, który ma poduszkę w postaci kasy od rodziców i zabezpieczenie w postaci pomocy w przypadku straty, to jego próg ryzyka jest inny niż gościa, który ryzykuje na rynku wakacje z rodziną.
Giełda jest dla ludzi typu Soros i dla takich, co mają kilkanaście tysięcy do włożenia. Znam gościa, który giełdę traktuje, jako sposób na kupowanie samochodów. Jak przychodzi największa zwała, to kupuje blue chipów za 15 tys i czeka aż dojdą do 45 tys. Kasuje zysk, oddaje stary samochód dealerowi i kupuje sobie nowy. W efekcie co trzy, cztery lata zmienia sobie auto bez kredytowania. Stopy zwrotu ma imponujące, ale on nie myśli o sobie, jak o traderze. Z nikim się nie ściga. Spekulacja go nie interesuje. Nie musi pokazywać wyników.
„od lat polecam jedną książkę, którą każdy powinien przeczytać zanim usiądzie do monitora – „Gracz” Dostojewskiego. Krótko i treściwie. Po tej książce w innych książkach szuka się narzędzi a nie nadziei.”
Jeżeli ta przedziwna analogia między ruletką a inwestowaniem na giełdzie jest prawdziwa, to całkowicie wywraca moje pojęcie o rynku. Na szczęście nie jest 🙂
Mnie zaciekawili dwaj autorzy: Bulkowski i Brooks.
Co prawda książki te w zasadzie nic mi nie dały jak zresztą też inne ale to tylko dlatego, ze choć sam jestem technikiem to dla mnie temat AT powoli staje się tematem zamkniętym. Nie wiem czy mogę z czystym sumieniem polecać te książki ale zaintrygowało mnie podejście do tradingu prezentowane przez tych pisarzy.
Bulkowski dlatego, że reprezentuje ciekawe podejście do tradingu polegające na wykorzystaniu statystyki przy badaniu formacji.
Brooks bo tu mamy książkę praktyka-tradera, w dodatku skalpela czyli coś nowego. Choć sam uprawiam naked trading to jednak mam inny styl ale nie o to chodzi. Na końcu tej książki jest krótki rozdział „Trading Guidelines”. Może nie wszystkie wskazówki tam zawarte do mnie trafiają bo wiadomo, że często trader bazujący na własnym doświadczeniu dorabia się własnych zasad współgrających z jego indywidualnym podejściem a jednocześnie sprzecznych z zasadami innych (na przykład Brooks uważa, że nie ma zasad, dlatego guidelines a nie rules) niemniej niektóre wypunktowane wskazówki tam zawarte są dla mnie więcej warte niż niejedna cała książka.
Jest to jedna z tych książek, która pokazuje nam warsztat innego tradera i nawet jeśli nic z niej nie wyniesiemy to może być po prostu ciekawa, choć czasami jest trudna w czytaniu.
No tak, nie podałem tytułu jakby wszyscy znali już te książki.
Brooks:”Reading Price Charts Bar By Bar”
Bulkowski:”Encyclopedia of Chart Patterns”
„Encyclopedia of Candlestick Charts”
„Trading Classic Chart Patterns”
Brooks jest traderem samoukiem, teraz wyda wkrótce 3 nowe książki, mam nadzieję że tym razem wydawnictwo dopilnuje (i ponoć taki jest cel) by książka była napisana mniej chaotycznie a bardziej czytelnie i mniej skrótów myślowych, też myślę że warta jest polecenia (albo te 3 nowe) z tym, że czytanie tego nie jest łatwym zadaniem. I tak jak napisałem Klondike poznanie warsztatu innego tradera ( i to bądź co bądź b. doświadczonego) może być wartościowe o ile się posiada oczywiście pewien poziom wiedzy. Ten facet wie o czym pisze. W odróżnieniu od 150 innych książek (oczywiście miedzy nimi są perełki)
*miało być jak napisał Klondike
>Jeżeli ta przedziwna analogia między ruletką a inwestowaniem na giełdzie jest prawdziwa
Nie o rynki tu idzie i analogie, ale o osobę, która siada do stołu.
„Jestem tu od niedawna i tak się zastanawiam jak dużo vinc’ów, Lucków i innych chce się ogrzać w blasku popularności blogów. A może Panowie krytykanci stworzyć coś swojego i tam się sobą zachwycać?”
Gdy się czyta takie zdania jakiegoś „maksia”, to człowieka ogarnia pusty śmiech.
Cofnijmy się o dekadę.
Nie ma blogów, działają z rzadka jakieś portale, na których komentarze czyta sie za darmo.
Większość aktywnych graczy giełdowych pisze na pl.biznes.wgpw
Także kathay, także GZ.
Zwłaszcza Grzegorz Zalewski jest znanym i cenionym autorem.
W 2000 roku WIG-Press wydaje jego książkę „Kontrakty terminowe w praktyce”. Ukazujący się wówczas miesięcznik „Profesjonalny Inwestor”
w sierpniu 2000 drukuje wywiad z GZ zatytułowany „Wolę futures niż akcje”. To po przeczytaniu wspomnianej książki i tego wywiadu nastepuje u mnie zmiana nastawienia do giełdy. Dotąd nie dotykałem kontraktów tylko akcje, ale skoro GZ tak to ładnie opisał i omówił, postanowiłem spróbować.
Zacząłem analizować wykres FW20 i testować jakieś „systemy”, których stosowanie wydawało mi się jedynym możliwym sposobem funkcjonowania na tym rynku.
Starałem się także czytać forum na futures.pl, gdzie można było znaleźć wiele cennych wskazówek.
Tymczasem giełda dołowała i dołowała i jesienią 2002 ustanowiła swoje minimum. Obroty były mizerne i na forum pl.biznes.wgpw ludzie pisali, iz upadek giełdy warszawskeij to kwestia miesięcy. Najbardziej aktywni forumowicze, w tym kathay nawoływali do wchodzenia na rynek forex, który wówczas właśnie rozpoczynał swoją ekspansję na nasze podwórko. Ich zdaniem, tylko forex gwarantował jakieś zyski, skoro rynek futures na wgpw zamierał.
Miałem odmienne zdanie na ten temat.
Zniechęcony tonem wypowiedzi kathaya, który deprecjonował każdego, kto miał odmienne od niego zdanie, postanowiłem założyc swoją własną stronę internetową.
W październiku 2002 wystartowałem, dzięki pomocy innego uczestnika forum na „lucek-info.org.pl”. Codzienna aktualizacja wykresów nie tylko kontraktów na wig20, ale także wszystkich spółek wchodzących do tego indeksu oraz najważniejszych giełd światowych, była pracą dla jednej osoby wymagającą poświęcenia temu dużo czasu.
Strona ta istniała do końca maja 2005r.
W tamtym czasie stosowałem trading oparty na danych EOD i podawałem codziennie sygnały z systemu wraz z equity.
To wtedy właśnie, 4 lutego 2004 moje zdanie na temat tego co piszą różni „mędrcy” zostało ugruntowane.
To nie kto inny, ale kathay dostał bolesną nauczkę od rynku, bo pisał później o tym na pl.biznes.wgpw. Nie wiem czy składał doniesienia do prokuratury, ale taki miał zamiar.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło, także w moim spojrzeniu na rynek, na metodę tradingu, bo giełda wymaga ciągłego doskonalenia się w pracy.
Wpisy takich „maksiów” niewiele mnie już denerwują, raczej śmieszą, bo wydaje im sie, że świat i giełda zaczęła się w momencie, gdy oni się tym zainteresowali.
A dla zaspokojenia „maksia” tezy, celem „ogrzania się w blasku bloga”
wycinek z wykresu owego systemu, który działał wtedy, działa teraz i bedzie jeszcze jakis czas działać:)
http://charts.dacharts.net/2011-12-11/Lucek_EOD_20040204.png
Lucek dzieki za ten tekst bo chcialem napisac cos niemal identycznego, tylko o hipotetycznej sytuacji za powiedzmy 10 lat. Gdy przyjda nowi na rynek i beda mowic a ten tam Brooks czy jak mu tam, to co on tyle ksiazek napisal. Pewnie mu nie szlo na rynku
@gzalewski
masz moze ochote przyjac kolejny zaklad? Moje twierdzenie brzmi nastepujaco:
„Za 10 lat fundamenty naszego obecnego postrzegania rzeczywistosci gieldowej oraz sposoby ich opisu za pomoca takich form jak analiza techniczna czy tez analiza fundamentalna zostana doszczetnie zniszczone. Zaowocuje to kompletna ewolucyjna smiercia tych gatunkow i ich funkcjonowaniem wylacznie na obrzezach intelektualnego framework’u”
Nie bedzie to nauczane na akademiach (bo na uniwersytetach to juz powinno byc zakazane) i zostanie zepchniete do lamusa.
Taki zaklad z checia przyjme.
Pozdrawiam z gor 🙂
Ale chyba nie mowisz o polskich uczelniach 🙂
Ponieważ Lucek tak się wywnętrzył, pokazując historię swojej przygody z rynkiem, to i ja nie będę gorszy, z tym że u mnie więcej będzie o literaturze tematu.
Jestem tu od niedawna ale na rynku giełdowym jestem od bardzo dawna, dłużej zapewne niż większość z komentujących na tym blogu jest na świecie.
I mam tu na myśli przede wszystkim bytność, a nie tylko prywatną grę, która siłą rzeczy wiązała się z koniecznością, a właściwie to chęcią studiowania literatury fachowej.
Mój kontakt z międzynarodowym rynkiem giełdowym na dobre zaczął się w 1978 r, gdy pojechałem na 15 tygodniową praktykę do Londynu. Pojechałem jednak przygotowany – pierwszą bowiem książką jaką przeczytałem na ten temat to była „Modern Commodity Futures Trading” Goulda oraz samizdat firmowy – „Czartyzm – metody graficznej analizy rynku” (opracowanie będące uogólnieniem rozdziałów o AT, z kilku książek).
Tak mi się ta tematyka spodobała, że po tym pobycie w firmie pracującej w City przywiozłem sobie kilka pozycji książkowych, które kupiłem lub dostałem w prezencie i kilka kserokopii książek, które były drogie lub trudne do dostania: a mianowicie: „Economic of futures trading, for commercial and personal profits”, Hieronimusa, „The theory of futures trading” Gossa, „The economics of futures trading” (readings) Gossa i Yameya, , „Trading in commodities” Gibsona-Javie, oraz „The London Metal Exchange – a commodiy market” tegoż, „The random character of stock market prices” Cootnera,, „Commodities speculation with profits in mind” Belveala ” oraz „“Technical Analysis of Stock Trends” Edwardsa i Magee.
Na lotnisku okazało się, że przez te cholerne książki muszę zapłacić 12 funtów za nadbagaż, co mnie długo bolała, ale niech tam, czego się nie robi dla wiedzy.
Po dwóch latach ponownie pojechałem do Londynu na cztery tygodnie, ale już będąc po lekturze wymienionych pozycji i dyskusjach z ludźmi trochę bardziej doświadczonymi. Po powrocie dokonywałem już pierwszych transakcji samodzielnie i zgłębiałem tajniki raczkującego wtedy rynku opcji zbywalnych.
Cały czas jednak czytałem i czytałem nowe rzeczy już ściśle fachowe (commodity trading, hedging, opcje , forex, etc) bo mi to po prostu sprawiało przyjemność.
Potem miałem okazję parę lat pracować jako trader w londyńskim City, w ciekawych czasach, i potem przywiozłem sobie do kraju parę skrzyń tej cholernej makulatury, jak mawia moja żona, często w
ręcz unikalnej. No ale wypadało przecież być „o kur.nt”, bo przecież zaczął sie tak dynamicznie rozwijać rynek financial futures i opcji.
Potem już rzadziej kupowałem książki, bo już mało co mnie interesowało, bo nie bardzo chciało wchodzić do głowy, no może poza tematykom świec japońskich, które zafascynowały mnie swoim urokiem już w połowie lat 80-tych ubiegłego wieku i nowych pozycji z AT, a szczególnie o zarządzaniu kapitałem.
Jedno muszę wyraźnie podkreślić, generalna tendencja jaką zauważyłem w tej dziedzinie to to, że z reguły stare książki były bardziej pomocne i zrozumiałe, dawały lepszy wgląd z zagadnienie, gdyż były wyraźnie głębsze, mniej było filozofowania, przematematyzowania, lania wody. Jest top zresztą zauważalne powszechnie czy chodzi o opracowania popularnonaukowe, naukowe czy nawet podręczniki szkolne.
Przeczytawszy setki książek i opracowań fachowych, jestem w stanie dosyć szybko ocenić kto pitoli i orzec która pozycja jest warta grzechu a która jest guzik warta.
Niestety wiele z obecnie publikowanych pozycji to taki bardziej chłam beletrystyczny jest, bo autorzy nawet praktykujący często wręcz nie rozumieją tak naprawdę istoty rzeczy, choć zabierają się za pisanie. Czasem jednak trafiają się perełki pisane przez praktyków, które pokazują i warsztat i sposób myślenia, i te warto poczytać.
Gdy tworzyła się w Polsce giełda papierów wartościowych, pamiętam, że do nas do biura zgłaszali się ludzie z Giełdy, Komisji Papierów Wartościowych, a później z Warszawskiej Giełdy Towarowej, z prośbą o pożyczenie jakiejś pozycji z literatury albo bu skonsultować jakieś zagadnienie, które nie do końca było przez nich rozumiane.
Śmieliśmy się wtedy często z tych raczkujących wtedy jeszcze napalonych amatorów, a dziś proszę mamy już rynek giełdowy pełną gębą i rzesze specjalistów od wszystkiego. A człowiek starzeje się i jest coraz głupszy, mimo ze stara się poduczyć, podczytuje blogi, ale gdzie mu tam do naszych dzisiejszych guru.
A jeśli idzie o literaturę to pamiętam takie zabawne zdarzenie związane z książką “Technical Analysis of Stock Trends”, Edwardsa i Magee.
Otóż zgłosił się do mnie, swojego czasu, jakiś człowiek z WGPW czy KPW i chciał pożyczyć bo mieli u siebie w bibliotece bardzo lichą kopię (kopia z kopii) tak, że wykresy były wręcz nieczytelne (w książce były są papierze milimetrowym). Obiecałem, ze mu pożyczę jak odda ją jeden praktykant, a praktykant twierdził, że gdzieś mu się ona zapodziała (ja zaś podejrzewałem że ją buchną). No to ja „pożyczyłem” ją z firmy w Londynie (wstyd się przyznać ;() by odzyskac swoja własność.
Po latach jednak odnalazła się w biurku praktykanta (spadła pod dolna szufladę) i bilans się zgodził, z tym że ja mam ja z pieczątką firmową, bo ja ostęplowali. Natomiast ten człowiek obraził się na mnie podejrzewająć, że jestem nieużyty, ja taki dusza człowiek.
PS
Jedno co mi się w międzyczasie odwróciło to podejście do analizy technicznej, którą kiedyś zasadniczo lekceważyłem, a obecnie po wielu refleksjach, doszedłem do wniosku, że w tym szaleństwie jednak jest metoda, a to dzięki temu, ze trafiło się parę starych i nowych pozycji, które otworzyły mi oczy i pozwoliły inaczej spojrzeć na to zagadnienie.
@gzalewski
„Ale chyba nie mowisz o polskich uczelniach ”
a co tam, niech w tym zakladzie uczelnie beda rozumiane jako polskie uczelnie, co by latwo bylo zdefiniowac warunki propozycji
@blackswan
„Za 10 lat fundamenty naszego obecnego postrzegania rzeczywistosci gieldowej oraz sposoby ich opisu za pomoca takich form jak analiza techniczna czy tez analiza fundamentalna zostana doszczetnie zniszczone. Zaowocuje to kompletna ewolucyjna smiercia tych gatunkow i ich funkcjonowaniem wylacznie na obrzezach intelektualnego framework’u”
Jeśli myślisz, że jesteś najbardziej ekstrawaganckim facetem, który powąchał giełdy, to się mylisz.
Przed Tobą był niejaki „flashka”, który za punkt honoru postawił sobie nabijanie się z mojego podejścia do giełdy opartego na AT.
Pisywał na wspomnianym przeze mnie forum pl.biznes.wgpw.
Jeden z jego wpisów trzymam w swoim archiwum, tak samo jak będę trzymał Twój wpis zacytowany przeze mnie na wstępie.
„Flashki” nie widać od lat, a prawie dekade temu pisał tak:
„Moja zasada: wszystkie (prawie wszystkie) akcje rosną, potrzeba tylko na to czasu. Inwestuję w akcje od około 2 lat, nie utrzymuję się tylko z tego bo mam jeszcze inne źródła dochodów, nie wchodziłem nigdy w nic innego niż akcje, chociaż często miałem ochotę, ale uznałem (to moja prywatna opinia) że to byłby już typowy, zwykły hazard. Macie szanse mnie przekonać do czegoś innego, może zmienię zdanie…
Jak dotąd WGPW była rynkiem wschodzącym i tutaj tylko widziałem największe możliwości zarobków, po co mam ładować się w Dax-a ? żeby komus zaimponować znajomością tamtejszego rynku ? ja nie mam na to czasu i takiej potrzeby, chcę zarabiać wraz z rynkiem, i tak np. tylko 40% w ciągu roku dla mnie to jest już bardzo dużo, wszystko. Na giełdę wszedłem z większą sumą, co do mojej krytyki analytyka(-ków) to krytykuję, bo te ich rady można o kant d…y potłuc 🙂 a mimo to (nie rozumiem dlaczego) są uwielbiani przez tłumy – przecież ja postępując wbrew ich zaleceniom jestem lepszy od nich ! vide mój portfel 🙂 Mój cel to doprowadzić do sytuacji, kiedy będę się
utrzymywał z samych tylko dywidend.”
Jak więc widzisz, nie takie rzeczy były już czytane i zapamiętywane.
Jeśli GZ nie przyjmuje zakładu, ja go chętnie przyjmę.
Gdy rynki będą funkcjonować, gdy będą zawierane transakcje na giełdach, także wykres będzie odzwierciedlał ich poziom.
Nie wiem jak można przyjmować, że w transakcji występuje ktoś inny niż kupujący i sprzedający. Jeśli nie cena wyrażona w pieniądzu, to co będzie ekwiwalentem takiej transakcji? Ilośc wpisów na blogu?
Lucek, zbytnio sobie schlebiasz sugerujac, ze stawiajac GZalewskiemu propozycje zakladu sugerowalem sie w jakimkolwiek stopniu Twoja osoba, czy tez w jakimkolwiek stopniu bralem ja pod uwage. Jestes mi rownie obojetny jak zeszloroczny snieg i nie obraz sie, ale jestes jedna z tych osob, ktorych zdanie oraz opinie, jak rowniez istnienia nie moglby mi byc bardziej obojetny.
Niemniej jednak serdecznie dziekuje za odniesienie sie do mojej osoby i zycze samych sukcesow!
„ale jestes jedna z tych osob, ktorych zdanie oraz opinie, jak rowniez istnienia nie moglby mi byc bardziej obojetny”
Popatrz, gówniarz, a jaki wyszczekany!:-)
Gdyby mi zależało na twojej opinii, zapytałbym cię o to, a jak widać nie zrobiłem tego.
Twoja opinia jest tyle warta co twoje zdanie na temat AT.
Nie masz niczego na udowodnienie swojej intelektualnej przewagi za wyjątkiem szczeniackiej bezczelności.
Niczego ci nie życzę, bo nie lubie zarozumiałych chłopców z trądzikem na twarzy!