Po egzotycznej wyprawie po afrykańską ropę, miałem zamiar zająć się tematem znacznie bliższym rynkowi w Polsce, ale wtorkowy ranek przyniósł informację o podwyżce stóp procentowych w Australii a środa dane o dynamice PKB. Dla inwestorów zaangażowanych na rynku walutowym decyzja Reserve Bank of Australia (w skrócie RBA) nie była zaskoczeniem, gdyż zeszłoroczny, dynamiczny wzrost zmienności na rynku pary AUD/JPY (australijski dolar vs. japoński jen) uczynił Australię i jej walutę ważnym punktem poszukiwania szybkich zysków.
Serwisy wykorzystały podwyżkę stóp procentowych w Australii, do przypomnienia, iż nie wszystkie banki centralne świata zawieszone są pomiędzy brakiem obniżek stóp (np. Europejski Bank Centralny, czy Bank Japonii) a obniżkami stóp procentowych (Rezerwa Federalna i Bank Anglii). W tle pojawiają się informacje, iż Australia zdaje się być odporna na globalne spowolnienie i recesyjne strachy dzięki temu, iż blisko położone Chiny zapewniają stały i dynamiczny popyt na dobra oferowanie przez jej gospodarkę.
Rzućmy zatem okiem na ten egzotyczny i daleko położony od Polski kraj, który wyjątkowo rzadko trafia na pierwsze strony rodzimych serwisów giełdowych i gazet. W istocie to dość nudne i stabilne politycznie państwo, które większości rodaków kojarzy się głównie z kangurami i Aborygenami a miłośnikom egzotycznych dźwięków z didgeridoo – ponoć gra na tym oryginalnym instrumencie relaksuje. Zapewne młodsi wiekiem dołożą do tego zestawienia kilka gwiazd kultury pop.
Z punktu widzenia rynku surowcowego Australia jest krajem wyjątkowym. Przeglądając opracowania organizacji Minerals Council of Australia zobaczymy, iż wyspa jest światowym liderem w produkcji różnego rodzaju rud metali (np. tlenku glinu, tlenku tytanu). Drugim na świecie producentem cynku, diamentów, rudy żelaza, ołowiu, uranu i złota. Trzecim na świecie producentem niklu oraz srebra i wreszcie piątym na świecie producentem aluminium, miedzi oraz węgla brunatnego. Wyjątkiem jest ropa i gaz, które w Australii występują rzadko, co powoduje, iż blisko 12 procent australijskiego importu przypada właśnie na paliwa.
Jeszcze lepiej prezentują się statystyki eksportu, który czyni Australię światowym liderem na rynku rud kilku metali, cynku, ołowiu i węgla oraz drugim na świecie eksporterem uranu. Wyliczenia fenomenu surowcowego Australii należy poszerzyć jeszcze o statystyki economic demonstrated resourses (EDM) – niestety nie znam polskiego tłumaczenia terminu – którymi mierzy się ilość udokumentowanych źródeł możliwych do wykorzystania w zgodzie z rachunkiem ekonomicznym.
To bogactwo naturalne czyni Australię jednym z największych beneficjantów dynamicznego rozwoju gospodarek azjatyckich. W istocie na przestrzeni ostatnich 10 lat udział eksportu minerałów z Australii do gospodarek chińskiej i indyjskiej wzrósł z 5 procent do blisko 30 procent. Oznacza to, iż gospodarka australijska staje się jednym z głównych źródeł, dzięki którym rozwijają się nowi gracze na globalnym rynku – Chiny i Indie – a zarazem wskaźnikiem i możliwą ofiarą potencjalnego spowolnienia. Nie wspominając już o tym, iż popyt ze strony rynków wschodzących spowodował, iż rozgrzała się ona zbyt mocno.
Przykład Australii jest kolejnym dowodem na to, iż centrum surowcowego świata przesuwa do Azji, która nabiera własnej wagi. W kolejnych latach informacje z Australii będą pojawiały się w serwisach giełdowych coraz częściej a pożary, cyklony i susze nawiedzające ten kraj będą równie ważne, jak huragany zbliżające się do wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, czy burze śnieżne w Chinach. W wolnej chwili warto rzucić okiem na jeszcze ciepłą prezentację (format ppt – PowerPoint) z konferencji, która odbywa się właśnie w Canberze. To obraz gospodarki australijskiej w pigułce.
20 Komentarzy
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
W takim razie proponuję obejrzeć Brazylię i Bovespę.
Dodatkowo podpowiem, że nawet Buffett w zeszłym roku miał część kasy w brazylijskich realach.
kiedyś była taka moda na rynku, że porównywało się np. kondycję polskich indeksów z indeksami Ameryki Płd. – najczęściej Bovespy – ale rzadko poparte było to prostym narzędziem w stylu korelacja. Często były to widzimisia analityków.
Miałem okazję kiedyś rozmawiać z jednym z pracowników naukowych zajmujących się Ameryką Płd. i mówił mi, że "to przestało być modne" – coraz mniej magistrantów, coraz mniej artykułów i książek na ten temat. Passent pisał to samo o dziennikarzach – że właściwie nie ma w Polsce dziennikarzy przybliżających Amerykę Płd (wymienił dwóch z GW: M. Stasińskiego i A. Domosławskiego (piszącego z pewnych pozycji ideologicznych).
Ciekawostką jest to, że np. rynek miedzi – bardzo wdzięczny temat na jakiś kolejny post – pojawia się w Polsce bez analiz największych producentów surowca z Ameryki Płd. Nie wiem, czy jest w Polsce osoba, która jest wstanie z pamięci wymienić największych producentów miedzi na świecie mimo tego, że kondycja KGHM i rynku miedzi jest nową moda w komentarzach analityków. Zapewne w kolejnych latach zainteresowanie krajami Ameryki Płd. będzie rosło – jak wieloma krajami, które są bogate w surowce.
Czyli okazuje się, że nie jesteśmy jedynym krajem w którym podnoszą stopy% 😉
Zastanawiają mnie 2 rzeczy (po przejrzeniu prezentacji).
W jak dużym stopniu gospodarka Autralii zależy od surowców? Trudno przecież ich nazwać gospodarką rozwijającą się. Czy wie Pan coś
na temat innych przemysłów czy usług, które napędzają wzrost PKB?
Z drugiej strony uderzył mnie brak bezrobocia, który jednak nie generuje wzrostu inflacji. W opracowaniu mówi się o tym, że Australia
dotarła do ściany, przemysł narzeka na brak rąk do pracy, a nie występuje praktycznie presja płacowo – cenowa patrz sytuacja w Polsce.
Podejrzewam, że rząd zdecyduje się na szersze otwarcie na emigrantów z Azji i za parę lat będą mieli Azjostralię 😉
@barbaba
większość danych o Australii można znaleźć na stronie Australian Bureau of Statistics (http://www.abs.gov.au) – przekopanie się przez te dane może zająć tygodnie.
I teraz odpowiedzi na pytania:
Bezrobocie i emigracja: bezrobocie jest najniższe od lat siedemdziesiątych (dziś 4 procent) i to powoduje, że pracodawcy muszą płacić więcej – tylko w zeszłym roku płace w Australii wzrosły o 4 procent.
To jednak połowa opowieści. Australia ma 21 mln ludności i przyjmuje rocznie około 150.000 emigrantów. W efekcie populacja kraju rośnie o blisko 1,5 procent (łącznie ze współczynnikiem urodzeń, który sięga 0,9 procent). Mimo tego można mówić raczej o braku rąk do pracy niż bezrobociu – stopa bezrobocia na poziomie 4 procent oznacza, że gospodarka idzie właściwie na pełnym zatrudnieniu i jest na dobrej drodze do dynamicznego wzrostu inflacji.
Eksport i PKB: eksport minerałów daje około 40 procent całego eksportu Australii, ale Australia to potęga pod względem rolnictwa – np. światowy lider na rynku wełny. Przeszło 60 procent całej produkcji rolnej trafia na eksport. Jednak sama gospodarka ma strukturę nowoczesną – około 60 procent PKB wytwarzanych jest w usługach. Proszę jednak zobaczyć w tej prezentacji wykres terms of trade (maszeruje – delikatnie mówiąc – na północ) – to wskazanie, że dobrobyt kraju zależy od eksportu.
Już po opublikowaniu tekstu na blogu pojawił się w The Economist artykuł o gospodarce Australii:
http://www.economist.com/finance/displaystory.cfm?story_id=10809492
Obok i przy okazji zadanych przez Pana pytań: warto przeczytać tekst na blogu Janusza Jankowiaka "O inflacji trochę inaczej":
http://januszjankowiak.bblog.pl/wpis,o;inflacji;troche;inaczej,444.html
który pokazuje, że przyszedł czas, w którym o inflacji trzeba myśleć w nowy sposób.
Witam serdecznie,
podobny post popełniłem dzisiaj na blogu Pana Piotr Kuczyńskiego. Temat nie związany z australia a z rynkiem. Swoją drogą to gdzie można zamieszczać swoje komentarze do tego co sie dzieje na rynku ale nie w kontekście tygodnia (podsumowanie tygodnia sesji etc)??
Pozwole sobie wkleić to tutaj i prośba o komentarz.
Przeczytałem ostatnio ciekawy komentarz o tym dlaczego M1 do M3 nie mówi już nic o podaży pieniądza i dlaczego ta korekta to coś większego niż każdy by się podziewał (wg mojej prywatnej oceny)
http://www.urbandigs.com/2007/12/making_money_out_of_thin_air.html
I tu powstaje pytanie. Czy związku z tym że wracamy do początku, czyli momentu kiedy to dług był na bilansach banków, nie oznacza że możemy mieć niezły jednak kryzysik jak w 1929? Pytam tu w kontekście standardowej dźwigni różnych innych instytucji i instrumentów które "przejmowały" pożyczki banków tzn bank nie miał ich dłużej na swoim bilansie. Skoro banki główne (ale nie centralne) maja dźwignie 10:1, a pożyczki trafiły do hedge fundów i innych a ci mieli znowu 10:1 albo lepiej (tu ciekawostka,Thornburg ktory ostatnio sie ?[edycja]? – przepraszam za zwrot, miał dźwignie 18:1, Carlyle który [edycja] się wczoraj mial 36:1) to w związku z tym wykreowano dużo wirtualnego pieniądza, nie mierzalnego M1 do M3. Teraz mamy proces de-leveragingu (przepraszam za taki zwrot), a czy właśnie problem dźwigni nie był problemem kryzysu 1929? Czy nie grozi nam powtórka z rozrywki, chociaż połowa tego co w 1929?
Dziękuję za komentarz.
@m13czu
Na początek: zrobiłem edycję komentarza, bo były w nim słowa, których na stronie biura być nie może. Niestety pamiętam jeszcze czasy cenzury i ramki w tekstach wskazujące ingerencję. Nie znoszę tego i dlatego mam prośbę o panowanie nad językiem. To pierwszy taki przypadek na tym blogu i dlatego została zrobiona edycja – każdy następny komentarz będzie usuwany bez czytania. To uczciwsze rozwiązanie, każdy może pisać słowa, jakie mu pasują do opisu sytuacji rynkowej, ale w dowolnym miejscu w sieci z wyjątkiem tego miejsca.
>gdzie można zamieszczać swoje komentarze
Platform blogowych jest kilka. Na portalu blogowym Agory (blox.pl) jest kilka osób, które prowadzą blogi związanie z giełdą. Tam można liczyć na wzajemną dyskusję pomiędzy piszącymi blogi – osoby wzajemnie czytają swoje blogi i linkują do siebie w ramach tzw. syndykatu. Proszę spróbować swoich sił.
> a czy właśnie problem dźwigni nie był problemem kryzysu 1929?
Kryzys 1929 miał wiele przyczyn. Jedną była zapewne zła odpowiedź na ten kryzys. Dziś wszyscy wiedzą, że wówczas problemem była między innymi płynność i zorientowani monetarnie ekonomiści powiedzieliby, że kryzys 1929 można było opanować/złagodzić poprzez zwiększenie płynności. Z tego punktu widzenia dzisiejsze działania Fed i innych banków centralnych są słuszne, bo pracują min. nad płynnością systemu.
Źródła kryzysu to nie leczy, ale daje nadzieje na to, że system będzie działał dalej i wróci do równowagi. Pewnie wykreuje to nową bańkę – być może właśnie obserwujemy ją na rynku towarowym.
Jeśli miałbym wyrazić swoją opinię, to dla mnie miarą wiarygodności osoby piszącej komentarz lub ocenę dzisiejszej sytuacji w USA jest właśnie to, czy powołuje się na kryzys z 1929 roku. Mówiąc w skrócie, jak widzę datę 1929, to nie czytam dalej.
>Czy nie grozi nam powtórka z rozrywki, chociaż połowa tego co w 1929?
Załamanie gospodarki światowej? Hiperinflacja? Głód? Warto jednak mieć proporcje wobec dzisiejszych wydarzeń – zresztą nie wiem, jak zmierzyć kryzys miarą typu „1 kryzys ala 1929” lub „1/2 kryzysu ala 1929”.
Dziękuję za komentarz, rozumiem edycje. pozdrawiam.
Dodam może jeszcze że nie jestem zwolnennikiem teorii mega kryzysu. Bardziej skłaniam się do teorii "7 lat chudych" dla całej gospodarki. Pewnie że są rynki na których zarobić można zawsze, patrz forex:).
P.S. Rok 1929 nie został wymieniony w podany przeze mnie arcie. To było moje pytanie. Temat głodu wbrew pozorom jest "na topie". Żywność bije rekordy cenowe a dofinansowanie dla krajów trzeciego świata pozostało na tym samym poziomie bądź zostało obcięte.
> skłaniam się do teorii „7 lat chudych” dla całej gospodarki.
Żadna z ostatnich recesji – jeśli mówimy o Stanach Zjednoczonych – nie trwała 28 kwartałów (7 lat). To jest jeden z błędów, który moim zdaniem popełniają komentatorzy – kreślą recesyjne scenariusze na lata nie patrząc, iż dane historyczne nie uzasadniają takich prognoz. Kolejny błąd, to utożsamianie zmian indeksów giełdowych z całą gospodarką.
Zgadzam się z okresem recesji w stanach. Jednak już za granicą takie cuda wianki się zdarzały. Jestem skłonny twierdzić że ta obecna recesja, czy też kryzys na rynkach finansowych (odmieniany przez wszystkie przypadki), to nie zwykły standardowy przypadek. Zaczęło się to w sierpniu 2007, zobaczymy czy coś wyjaśni się po drugim kwartalem 2008. Teoretycznie odbicie akcji powinno nastąpić przez końcem drugiego kwartału aby zająć dobrą pozycję. Już pojawiają się jednak opinie że potrwa to dłużej. Czytałem ostatnio opinię z Bear stearns, iż zakładają że potrwa to co najmniej do "po wakacji" czyli Q3 – mieli tu na myśli problemy na rynkach kredytowych. Skoro problem jest na tym podstawowym rynku, a Warren Buffet twierdzi że game is over dla jednego z elementów tego rynku (ubezpieczycieli, dokładnie chodzi o marże) to twierdzę że bez kredytu nie można liczyć na szybki wzrost.
pzdr
P.S. W innym miejscu dodałem komentarz odnośnie filmu.
Kryzys na rynku kredytowym to tylko część gospodarki. Wygląda na to, że przekłada się na jej resztę i możliwe, że zaowocuje recesją. Nie ma wątpliwości, że dziś w USA nie cena kredytu, ale jego dostępność jest problemem. Im dłużej będzie trwało zacieśnianie dostępności finansowania kredytem – ale też obligacjami – działalności gospodarczej, tak długo ryzyko dłuższej recesji będzie wysokie. Problem w tym, że dochodzi tam już do paradoksów i rynek zagalopował się w recesyjnych scenariuszach. Dla przykładu obligacje municypalne w USA sięgnęły statusu obligacji śmieciowych. Nic – poza emocjami i strachem – nie uzasadnia takiego postrzegania tego segmentu rynku. Dlatego min. Buffet chciał zjeść kawałek tego tortu, ale ubezpieczyciele powiedzieli mu, że nie oddadzą najlepszej części swojego biznesu.
A w kwestii prognozowania długości i głębokości recesji, to zrobił się z tego jakiś nowy sport międzynarodowy – każdy ma coś tu do powiedzenia. Możliwe, że to wynik działalności dziennikarzy, którzy żyją z zadawania pytań typu, czy to już dno? Myślę, że nikt dziś nie wie, czy to już dno.
W takim razie US gov z FEDem będą drukować coraz więcej pieniędzy, coraz więcej a dolar będzie sobie spadał w dół dopóki cały świat nie siądzie i nie zastanowi się co z tym fantem dalej zrobić. FED będzie również powoływał się coraz częściej na wczoraj (14/03/2008) wyjęte z kapelusza prawo ustanowione w 1930 roku o możliwości ratowania "nie banków" a la Bearn Stearns. Wg mnie US traci pozycję supermocarstwa, jest coraz bardziej (czy da się więcej?) przeżarta korupcją (nazwijmy to lobbingiem) i władzą korporacji, zakłamane w mediach. Zwykli ludzie w prawdziwym życiu (nie tym z telewizji) wiążą koniec z końcem a klasa średnia w usa ulega rozmyciu, ceny idą do góry bardziej niż pokazują to wspaniałe wskaźniki. I będzie jeszcze gorzej. Tak to nie kryzys z 1929 roku bo chłopaki będą drukować coraz więcej pieniędzy bądź dawać pożyczki (czy właściwie pieniądz bo czy 28 dniowa pożyczka nie przerodzi się w "stałą pożyczkę"?) aby tylko firmy nie upadały z wielkim hukiem przed wyborami. Sprawa jest poważniejsza niż się wydaje. Czekam jeszcze tylko na zmaterializowanie się plotki o giełdzie w iranie gdzie ropą będzie handlować się euro czy czymś innym. Nie twierdzę że na takim rynku nie da się zarobić.
P.S. Ba, nawet trzeba:)
P.S.2 Cały czas twierdzę że taki boom się już nie powtórzy i byle kto w usa nie będzie jeździł super samochodem. Te czasy odchodzą w zapomnienie.
Uważam, że wtorkowy krok Rezerwy Federalnej to bardzo dobre posunięcie i nietypowe. Z perspektywy piątkowego zamieszania wygląda na nieskuteczne, ale to – mimo naturalnego wiązania obu wydarzeń – jednak coś innego. Proponuję poczekać z ocenami do czasu, kiedy pojawią się wyniki kwartalne spółek finansowych. Zobaczymy, czy poczynione w zeszłym kwartale rezerwy wyczyściły już księgi i jakie trupy w szafie ma sektor finansowy. Ja akurat byłem entuzjastą np. kroku Citi – w zeszłym kwartale wrzucili do koszyka pod nazwą straty wszystko, co się dało i to z zapasem. Myślę, że wyniki kwartalne będą tym razem bardzo, bardzo ważne i w kolejnych tygodniach najczęściej powtarzanym słowem na rynku będzie rollercoaster.
>Cały czas twierdzę że taki boom się już nie powtórzy
to proszę rzucić okiem na ostatnie dane o bilansie handlowym – deficyt na 16-letnich minimach i to nie dlatego, że popyt w USA spada, ale dlatego, że eksport rośnie.
>to proszę rzucić okiem na ostatnie dane o bilansie handlowym – deficyt na 16-letnich minimach i to nie dlatego, że popyt w USA spada, ale dlatego, że eksport rośnie.
Eksport mozę sobie rosnąc ale tego zwykli ludzie nie odczuwają. Mam rodzinę w usa i wiem jak sytuacja wygląda od środka. Jest coraz gorzej a nie lepiej. Kolejne restauracje zamykają – pewnie przez ceny żywności.
W kontekście głodu:
http://opinion.inquirer.net/inquireropinion/columns/view/20080324-126033/After-oil-and-rice-crises-a-power-crisis
i jeszcze coś o kradzieży metali:
http://www.usnews.com/articles/news/national/2008/03/27/price-hikes-lead-to-rash-of-metal-thefts.html
Coż, nasze Ministerstwo Prawdy (patrz orwell) serwuje nam ciągle dobre dane tylko że te dane odbiegają od rzeczywistości dla zwykłego człowieka. To świat pigmenów (czytaj wallstreet) ma może dobrze. Co ciekawe wiele osób zapomina że w wiele osób żyje z odsetek (osoby na emeryturze w usa) a już drugi raz w ciągu 10 lat oprocentowanie depozytów spada (brawo Ben) tym razem przy wysokiej inflacji (tak tak inflacja jest wyższa w rzeczywistości niż te cyferki które widzimy – dzięki Ci Ministerstwo Prawdy).
pzdr
Dorzucam jeszcze w kontekście zamieszek i głodu z NY times
High Rice Cost Creating Fears of Asia Unrest
http://www.nytimes.com/2008/03/29/business/worldbusiness/29rice.html?_r=2&adxnnl=1&oref=slogin&pagewanted=1&adxnnlx=1206872326-aKmYX8qvg1cL2puIH34I7g
Warto pamiętać o tym że jest coraz więcej ludzi w miastach na świecie a ludzie w miastach łatwiej mogą się zorganizować i zbuntować niż mieszkańcy wiosek
P.S. Ładna pogoda, lecę na spacer:)
Jeszcze raz o głodzie. Wreszscie mainstreamowe media zajęły się tym tematem.
http://www.rp.pl/artykul/119964.html
"Rośnie "strefa głodu"
reg 12-04-2008, ostatnia aktualizacja 12-04-2008 21:22
O "groźbie głodu i rozruchów głodowych" w wielu najbiedniejszych krajach świata pisze prasa europejska, relacjonując ogłoszony w piątek w Rzymie raport Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) w sprawie przewidywanych konsekwencji wzrostu cen zbóż."
"Do tej ponurej wizji nawiązuje m.in. wielki nagłówek, jakim swą korespondencję na temat raportu opatrzył w sobotę madrycki dziennik "El Pais".
"FAO przewiduje, że rachunek za zboża, który zapłacą w tym roku niektóre najbiedniejsze kraje świata, będzie aż o 74 proc. wyższy niż w roku ubiegłym" – napisał dziennik.
Dlatego wyspecjalizowana agencja ONZ wystosowała do bogatszych państw apel o wprowadzenie w życie wielkiego planu wysłania do tych państw nasion, nawozów i środków do produkcji.
Na podstawie przewidywań ekspertów FAO rzymski dziennik "La Repubblica" w sobotnim numerze obliczył, że podczas gdy w krajach uprzemysłowionych przeciętne wydatki rodziny na żywność wynoszą 20 proc. jej całkowitych kosztów utrzymania, w krajach na drodze rozwoju stanowią one aż 60 do 80 proc.
Francuska "Liberation" pisze zaś o bezpośredniej groźbie szybkiego poszerzenia się "strefy głodu" na świecie.
Szef FAO Jacques Diouf przedstawiając raport na temat produkcji zbóż zauważył, że w 12 krajach świata doszło w ostatnich miesiącach do buntów i rozruchów z powodu wzrostu cen zbóż. Protesty miały miejsce w Egipcie, Kamerunie, Wybrzeżu Kości Słoniowej, Senegalu, Burkina Faso, Etiopii, Indonezji, Madagaskarze, Filipinach, Haiti, Pakistanie i Tajlandii.
"Nie można już dłużej liczyć na światowe zapasy zbóż, ponieważ są one najniższe od 1980 roku, a w porównaniu z rokiem ubiegłym zmniejszyły się o 5 procent" – powiedział Diouf."
No i się Pan Panie astanczak pomylił:)
Pana tekst:
"Ja akurat byłem entuzjastą np. kroku Citi – w zeszłym kwartale wrzucili do koszyka pod nazwą straty wszystko, co się dało i to z zapasem. Myślę, że wyniki kwartalne będą tym razem bardzo, bardzo ważne i w kolejnych tygodniach najczęściej powtarzanym słowem na rynku będzie rollercoaster."
a to dzisiejszy nius
Citigroup Has Second Straight Loss After $12 Billion Writedown
http://www.bloomberg.com/apps/news?pid=20601087&sid=a0kaBj2MOm_M&refer=home
"Citigroup Inc. posted its second straight quarterly loss as the biggest U.S. bank by assets wrote down loans and bonds by at least $12 billion and customers fell behind on home, car and credit-card payments amid a stalled housing market and weakening economy.
The first-quarter net loss of $5.11 billion, or $1.02 a share, compared with earnings of $5.01 billion, or $1.01, a year earlier, New York-based Citigroup said in a statement. Analysts estimated the company would report a loss of $4.75 billion, according to a survey compiled by Bloomberg.
Only Zurich-based UBS AG has reported bigger asset writedowns and credit losses than Citigroup from the collapse of the subprime mortgage market. Chief Executive Officer Vikram Pandit has bailed out about 10 investment funds, replaced his chief risk officer, raised $30 billion to replenish capital and cut more than 6,000 jobs since he succeeded Charles O. Chuck” Prince in December.
It was a difficult quarter,” said Peter Kovalski, portfolio manager at Alpine Woods Investments in Purchase, New York, which oversees about $12 billion and holds about 32,000 Citigroup shares. You’re still seeing a deterioration in the residential market, which has really been a driving force in the writedowns, and that’s going to continue.”
Revenue plunged 48 percent to $13.2 billion, compared with the average estimate of $11.1 billion from analysts surveyed by Bloomberg.
Havens, Freiberg
Citigroup, created a decade ago from the merger of Citicorp and Travelers Group Inc., slumped 54 percent in New York trading during the past year as credit-market losses piled up. The decline led to the ouster of 58-year-old Prince, who served as CEO for four years, as Citigroup’s market value fell below those of Bank of America Corp. and JPMorgan Chase & Co. New York-based JPMorgan reported first-quarter earnings earlier this week of $2.37 billion, matching analysts’ estimates.
Pandit, 51, is close to the end of a six-month companywide review that has taken him to offices in Warsaw, Istanbul and Seoul. He put former Morgan Stanley colleague John Havens in charge of trading and investment banking, moved U.S. consumer head Steve Freiberg to head a new credit-card division and recruited former Wells Fargo & Co. executive Terri Dial to oversee consumer banking in the U.S.
He also is taking steps to free up capital by selling assets such as $12 billion of leveraged-buyout loans and announcing a plan to pare U.S. mortgage holdings by $45 billion this year. Under Prince, Citigroup’s balance sheet swelled by $689 billion, an amount larger than the entire balance sheet of Wells Fargo & Co., the fifth-biggest U.S. bank. Total assets stood at $2.2 trillion at the end of last year.
No Control’
Pandit is doing what needs to be done, focusing on capital management, allocating capital to areas that he wants to grow and exiting businesses that he doesn’t think are core to the overall franchise,” Alpine’s Kovalski said. The variable he has no control over is the global economy, and how much further deterioration there’s going to be.”
Oppenheimer & Co. analyst Meredith Whitney wrote in a March 27 report that Citigroup’s growing consumer-loan losses may force it to raise more capital. The prospect of such infusions can weigh on a stock price because they dilute the earnings of existing shareholders. Citigroup already has sold stakes to investment funds controlled by the governments of Abu Dhabi, Kuwait and Singapore.
Citigroup Chief Financial Officer Gary Crittenden said in January that the bank wouldn’t need to raise more capital, and that its assumptions were stress-tested” against a range of economic conditions, including multiple recessionary scenarios.”
Capital Cushion
Merrill Lynch & Co. analyst Guy Moszkowski has said he believes Citigroup has a capital cushion of about $17 billion above and beyond” what was needed to offset writedowns recorded last year.
The bank’s Tier 1 capital ratio — a financial measure monitored by regulators that gauges a bank’s ability to withstand loan losses — stood at 7.1 percent at the end of 2007. The minimum for a `well-capitalized” rating from U.S. regulators is 6 percent. Citigroup sets its own target at 7.5 percent, partly to assure its AA- rating from Standard & Poor’s.
The bank had its rating cut one notch from AA in January. A lower credit rating implies a higher risk of default, forcing companies to pay higher interest rates on borrowings.
When it announced year-end earnings in January, Citigroup slashed its dividend for the first time since the 1998 merger. The 41 percent reduction allowed the bank to retain about $4.4 billion of additional capital per year.
Citigroup may soon have to cut its dividend again, according to Whitney, who was one of the first analysts last year to predict the depth of the credit crisis."
Strata Citi nie mówi niczego nowego. Po reakcji rynku widać, że nie specjalnie przejął się kolejnym kwartałem straty Citi.
Panie Adamie,
wg mnie to tylko pokazuje paranoje rynku na którym nie liczą sie wyniki:) Cóż, czeka nas pewnie korekcyjne odbicie do lipca z wielu powodów. Całkiem możliwe że nawet dolar do lipca będzie zyskiwał – FED wyhamowuje z obniżką stóp.
Prognozy dla polskiego rynku akcji do końca 2008 roku
Akcje wzrosną, ale mało:
rp.pl/artykul/122849.html
Fakt, ostatnio pojawiło się kilka pozytywnych rekomendacji co do polskiego rynku. Zastanawia mnie jednak pewna rzecz. Zakładając że ostatnie dane o produkcji przemysłowej są prawdziwe (tzn. GUS dobrze przedstawił dane, gdyż pojawił się nawet zarzut dotyczący sezonowości) i zakładając że w kolejnych miesiącach zobaczymy jeszcze większe potwierdzenie hamowania wzrostu polskiej gospodarki to gdzie tu miejsce na wzrosty? Rozumiem że raz na jakiś czas rynek musi odbić ale w perspektywie roku to chyba nie wygląda to już tak wspaniale. Do tego dochodzi jeszcze zbliżająca się prawdopodobnie globalna recesja.
To co skłania mnie jedynie do sądzenia że będzie lepiej na naszym parkiecie to fakt, że $ popłyną do rynków wschodzących tym polski (co właśnie potwierdzają rekomendacje graczy światowych). Z drugiej jednak strony – pytanie o złotówkę w perspektywie najbliższego roku czy nawet jego końca (2008). Jeśli nadal miała by się umacniać, szybciej giełda to inwestorzy zagraniczni są przecież na minusie. Wydaje się że obecnie, dosłownie od wczoraj, jest jednak miejsce na wyhamowanie podnoszenia stóp a zatem zastopowania diabelskiego tempa umacniania się naszej waluty. Kolejnym czynnikiem jest popyt naszych rodzimych inwestorów indywidualnych i saldo wpłat i umorzeń do funduszy. Biorąc pod uwagę zmasowany atak medialny na zwykłego śmiertelnika na temat kryzysu finansowego, problemów z globalnym rynkiem nieruchomości, również problemy na naszym własnym podwórku rynku nieruchomości (jest bardzo źle mimo że developerzy starają się uśmiechać) to jakoś nie jestem napełniony optymizmem co do dobrych wyników na koniec 2008 roku.
Osobiście wstrzymam się, przynajmniej na razie, z wejściem w polską giełdę bo sytuacja jest niepewna.
Do tego aby ukazać jak jest źle w usa zapraszam pod ten link:
Shopping Center Economic Model Is History
globaleconomicanalysis.blogspot.com/2008/04/shopping-center-economic-model-is.html
Co do samego Citi to jest źle wg mnie – polacam Panu art. oparty zresztą na arcie z WLJ
Digging Into Citigroup’s Numbers
globaleconomicanalysis.blogspot.com/2008/04/digging-into-citigroups-numbers.html
wycinek:
"The phenomenon was on display Friday, as Citigroup reported that first-quarter profit in its wealth-management division, long considered a crown jewel of the financial empire, fell 33%, dragged down by the poor performances of internal hedge funds that were ravaged by turmoil in the credit markets.
The disappointing showing in the wealth-management business — which includes the Smith Barney retail brokerage and a private bank catering to ultrarich individuals — illustrates a pitfall of Citigroup’s "universal bank" model, in which a diverse array of businesses are supposed to complement each other and yield superior results. Now, it turns out that ailing units can infect each other as well."
"Profits in all four of Citigroup’s main business lines fell sharply from a year ago, and executives warned that the tough times are likely to drag into next year."
pzdr
pzdr
Jeszcze mała uwaga co do reakcji rynku na wyniki citi. Wg mnie całkiem możliwe może być to związane z faktem że ostatnio sporo się mówi (zresztą przedstawiciele obecni i byli FED również) o wyhamowaniu cięcia stóp w usa. W związku z tym całkiem możliwe że ponieważ krzywa "yieldów" bonów skarbowych US robi się "płaska" to inwestorzy uciekają w akcje. Kto wie, czas pokaże. W tym kontekście polecam ten link:
Bond Market Starting To Price in End To Rate Cuts?
http://www.urbandigs.com/2008/04/bond_market_starting_to_price.html