Wykres dnia: wojny celne a giełda
Minął tydzień od rozpoczęcia przez Trumpa drugiej wojny celnej, co na szczęście odbiło się na indeksach tylko na poniedziałkowym otwarciu. Ale co dalej?
Minął tydzień od rozpoczęcia przez Trumpa drugiej wojny celnej, co na szczęście odbiło się na indeksach tylko na poniedziałkowym otwarciu. Ale co dalej?
Poprzednią część zakończyłem takim wnioskiem:
emocje powstają w wyniku procesów myślowych i przekonań, a w takim razie to zarządzaniem przekonaniami trzeba się zająć w pierwszej kolejności (jako źródło), a ewentualnie emocjami w dalszej kolejności (jako skutek).
Od wyroku Sądu Najwyższego z 2018 roku coraz więcej Amerykanów ma dostęp do legalnych zakładów sportowych, a ich popularność dynamicznie rośnie.
Najnowszy sondaż NerdWallet i The Harris Poll pokazał, że jeden na pięciu Amerykanów choć raz postawił pieniądze w zakładach sportowych w 2024 roku. W sondażu sprzed dwóch lat było to 12%.
Spojrzenie z dystansu na moją aktywność inwestycyjną w 2024 roku skłoniło mnie do wniosku, że zbyt mało uwagi poświęcam zagadnieniu ustalania wielkości pozycji w portfelu.
Styczeń na rynkach europejskich można uznać za zaskakujący. Najwięcej wątpliwości wzbudzał niemiecki DAX, który maszerował na północ w cieniu recesji, zagrożenia wojną celną i w asyście kryzysu politycznego związanego z nowymi wyborami oraz rosnącą popularnością partii AfD. Spójrzmy zatem na DAX-a przez pryzmat kilku zmiennych, które mogą odpowiedzieć na pytania o korzenie tej wspinaczki po ścianie strachu.
Wielu inwestorów i traderów nie jest przygotowanych od strony emocjonalnej na spotkanie z rynkiem. Potwierdza to sonda, którą jakiś czas temu wywiesiłem na naszym profilu X, potwierdzają to głosy na grupach dyskusyjnych, na które co jakiś czas trafiam.
„Ból wynikający z ceł to cena jaką wartą zapłacić za to, że Ameryka znowu będzie wielka” – oświadczył prezydent USA Donald Trump. Giełdy zareagowały lekkimi spadkami, a ekonomiści na całym świecie twierdzą, że Trump nie rozumie jak działa gospodarka. I nałożenie przez niego ceł na towary z Kanady, Meksyku i Chin będzie miało opłakane skutki. Kto w tym sporze ma rację? I jak to się przełoży na stopy zwrotu z parkietu?
Skończyłem w weekend czytać niezmiernie przyjemną powieść Johna Ironmongera „Wieloryb i koniec świata”. Głównym bohaterem jest analityk z londyńskiej firmy inwestycyjnej, koncentrującej się na transakcjach krótkiej sprzedaży. W tle mamy ogólnoświatową pandemię, załamanie rynków, genialne algorytmy prognozujące, rozważania o naturze ludzkiej oraz mnóstwo optymizmu. Więcej na temat samej powieści można przeczytać na speculatio.pl, mnie zaś do dzisiejszej notki zainspirowało jedno ze zdań, które pojawia się w trakcie rozmowy między bohaterami, gdy rozmawiają na temat przyszłości i wyborów.
To nie jest plan. To marzenie.
Ponieważ książka traktuje częściowo o rynku finansowym, decyzjach i ich konsekwencjach, zatrzymajmy się przez chwilę przy tym zdaniu, choć w powieści dotyczy ono raczej sytuacji między dwojgiem ludzi.
Wiele wskazuje na to, że w weekend rozpoczęła się globalna wojna handlowa. Trump ogłosił wprowadzenie 25% ceł na towary z Meksyku i Kanady (z pewnymi wyjątkami) oraz 10% ceł na towary z Chin.
„Trading nie jest grą, w której rywalizujesz o to, by zobaczyć, czy Twoje przewidywania są prawidłowe”
– Yumi Sakura