Założona w 1999 r., u progu krachu bańki internetowej, firma z Wall Street Guggenheim Partners ma dziś 2400 pracowników i 325 mld USD zarządzanych aktywów. Kluczem do błyskawicznego wzrostu była nazwa firmy będąca najpotężniejszą marką na świecie na rynku sztuki. Tak twierdzi Dirk Smillie w książce „The Business of Tomorrow: The Visionary Life of Harry Guggenheim: From Aviation and Rocketry to the Creation of an Art Dynasty”.
Guggenheim Partners to nazwa, która na Wall Street zwraca uwagę. Spółka zatrudnia 2400 osób i zajmuje się m.in. bankowością inwestycyjną i zarządzaniem aktywami. Spółka zdołała ich zgromadzić już 325 mld USD. W jaki sposób udało się to założonej ledwo w 1999 r. firmie? Otóż jak twierdzi Dirk Smillie w publikacji (jej polski tytuł to „Biznes jutra: wizjonerskie życie Harry Guggenheima, od lotnictwa przez rakiety aż do stworzenia dynastii opartej na sztuce”) to skutek nadania firmie najpotężniejszej marki na rynku sztuki, czyli Guggenheim.
I faktycznie podejrzewam, że 99 proc. osób które kojarzą obecnie nazwisko Guggenheim, kojarzą je ze słynnego muzeum sztuki z Nowego Jorku i jego odpowiednika w Bilbao w Hiszpanii. Wykorzystanie nazwiska Guggenheim w nazwie firmy z Wall Street było świadomą decyzją jej twórców, w tym Petera Lawsona- Johnsona II (nazywanego potocznie LJ), prawnuka założyciela placówki Salomona Guggenheima.
Autor opisuje jak to pod koniec lat 90. LJ poszukiwał kapitału dla funduszu nieruchomości rodzinny Guggenheim. Rozmawiał na ten temat m.in. z przyjacielem ze stanu Connecticut Toddem Morleyem, szefem domu maklerskiego Links Securities. W toku rozmów dołączył do nich jeszcze Mark Walter, partner w firmie Liberty Hampshire. Padł pomysł by połączyć trzy podmioty w jeden pod mocną marką Guggenheim Partners.
Wydaje się, że marka faktycznie sporo dała, bo założona u progu kryzysu finansowego (firmę założono w 1999 r., a w marcu 2000 r. miał miejsce szczyt bańki internetowej) w ciągu pierwszych dziesięciu lat działalności zgromadziła 100 mld USD zarządzanych aktywów. To właśnie Guggenheim Partners był głównym doradcą przy fuzji telekomunikacyjnych gigantów w 2013 r. firm Verizon i Vodafone(była to trzecia największa fuzja w historii). W toku tworzenia firmy jej współzałożyciel i prezes Mark Walter stał się multimiliarderem (Forbes wycenia jego majątek na 5 mld USD).
To Walter zorganizował grupę inwestorów(wśród nich były koszykarz Magic Johnson), która za 2,2 mld USD wykupiła drużynę Los Angeles Dodgers. O roli marki i nazwiska „Guggenheim” w sukcesie firmy świadczy to, że jednym z pierwszych pytań zadawanych przez firmę jest „Jakie są wasze powiązania z muzeum?”. LJ często wspomina gdy jako dziecko oglądał z trybuny wyścigi konne z Harrym Guggenheimem, a w siedzibie firmy w Nowym Jorku dumnie prezentowane jest trofeum z Kentucky Derby zdobyte przez konia należącego do Harrego. Obok wisi portret nestora rodu Meyera Guggenheima.
Bo to od niego wszystko się zaczęło. Na stronie Guggenheim Partners można przeczytać, że pierwszą ważną decyzją biznesową w historii rodu Guggenheimów był zakup w 1881 r. za 5000 USD (warte dzisiejszych ok. 140 tys. USD, czyli ok. 600 tys. zł) przez Meyera Guggenheima jednej trzeciej udziałów w dwóch kopalniach ołowiu i srebra w stanie Kolorado. Jej konsekwencją było to, że przez końcem I wojny światowej rodzina kontrolowała 80 proc. światowych zasobów srebra, miedzi i ołowiu.
Ale autor książki cofa się w historii rodziny jeszcze bardziej. W 1848 r. pierwsi członkowie rodziny Guggenheim – Simon Guggenheim wraz z żoną i dziećmi – wyemigrowali z Lengrau, niewielkiej żydowskiej miejscowości leżącej ok. 30 km na północ od Zurichu do Philadelphii(co ciekawe, samo rodzinne nazwisko pochodzi od miejscowości Gougenheim leżącej w wschodniej części Francji, tuż przy granicy z Niemcami).
Główną przyczyną emigracji były listy od krewnych z USA, w których pisali oni iż za oceanem nikt nie zabraniał Żydom pałać się częścią profesji, jak to miało miejsce w Europie. Simon Guggenheim był obwoźnym sprzedawcą. Wraz z synem Mayerem chodzi od drzwi do drzwi sprzedając m.in. przyprawy i wyroby haftowane. Ale ich hitem sprzedażowym był czyściki do kuchenki. Sprawiał, iż kuchenka nie rdzewiała.
Podobne rzeczy sprzedawano wszędzie, ale ten Guggenheimów zawierał mydło (pomysł Mayera) co ułatwiało zmycie go z rąk. Mayer zainwestował zarobione pieniądze w maszynę do robienia kiełbas, którą wykorzystał do produkowania ulepszonych czyścików na większą skalę. Zarobione pieniądze dalej inwestował tym razem w produkcje kawy. Ale znowu wpadł na pomysł jak robić to lepiej niż konkurencja.
Otóż wówczas smaczna kawa była dość droga. Mayer kupował tanie ziarna w dużych ilościach, które następnie mieszał z cykorią, by poprawić ich smak. Tania kawa stała się hitem w czasie wojny secesyjnej podobnie jak drewniane kołki którymi żołnierze mocowali zelówki do butów. Zarobione środki Mayer włożył w zakup patentów na produkcje mydła z łogu. Ulepszył proces technologiczny i zaczął sprzedawać produkty taniej, niż jego główny konkurent, firma która jeszcze niedawno miała prawie monopol z branży.
W efekcie konkurent złożył Mayerowi propozycje odkupu firmy za 150 000 USD (wartych 3,5 mln USD obecnie), którą tamtej przyjął. Kolejnym biznesem Mayera była nierentowna linia kolejowa. Linia miała problemy finansowe i jej akcje były tanie. Dlaczego zatem Mayer je kupił? Otóż zauważył, iż na kolei ma miejsce koncentracja i uznał, że wcześniej czy później dostanie dobrą propozycję jej odkupienia. I tak się stało.
Po wojnie secesyjnej kolejowy magnat Jay Gould odkupił linię od Mayera płacąc mu za nią 320 tys. USD (ok. 5,6 mln USD obecnie). Kolejna okazja na zarobienie pieniędzy pojawiła się, gdy daleki krewny z St. Gallen w Szwajcarii zaproponował Mayerowi, by odkupił od niego zapasy wyrobów szydełkowanych (wówczas były bardzo modne). Mayer wysłał synów Daniela, Murraya i Solomona by nauczyli się biznesu w Europie, a następnie zbudował fabrykę w St. Gallen w której maszyny masowo produkowały wyroby koronkowe. Kolejnego syna – Isaaka – wysłał by otworzył biuro zajmujące się importem wyrobów koronkowych ze Szwajcarii do USA.
Jednak najważniejsza propozycja biznesowa w historii rodziny Guggenheimów przyszła w 1881 r. od wcześniejszego wspólnika biznesowego, z którym Mayer prowadził sklepy spożywcze. Otóż partner ten prosił Mayera o pożyczkę na inwestycje w dwóch kopalniach srebra w Leadville w stanie Kolorado. Mayer przeanalizował propozycję i złożył kontrofertę: zamiast pożyczki zaoferował kupno jednej trzeciej udziałów za 5000 USD. Partner propozycję przyjął.
Mayer pojechał na miejsce i zobaczył że kopalnia „cienko przędzie” bo jest zalana. Dokupił kolejny pakiet udziałów i stał się głównym właścicielem biznesu. Następnie zatrudnił inżyniera i nabył pompy o mocy 25 koni mechanicznych. Następnie kazał wypompować wodę i kopać głębiej. Kilka tygodni później Mayer dostał telegram z Leadville, że na natrafiono na bogatą żyłę ołowiu i srebra. Wkrótce jego dochody z kopalni wynosiły ok. 1000 USD (ok. 30 tys. współczesnych dolarów) dziennie.
To tylko niewielki fragment sagi rodu Guggenheimów. Warto go poznać nie tylko dlatego, że to „Guggenheim” to dobra marka pozwalając nawet w XXI w. zarabiać miliardy dolarów na Wall Street. To także fascynująca i mało znana historia. Bo choć z publikacji dowiemy się sporo o początkach fortuny Guggenheimów, to większość publikacji poświęcona jest postaci Henrego Guggengeima, wnuka nestora rodu. W pierwszej połowie XX w. pełnił on podobną rolę w propagowaniu awiacji, jaką dziś w dobie początków ery elektrycznych aut pełni twórca Tesli Elon Musk. Podsumowując: jeżeli ktoś szuka pełnej barwnych postaci historii z pogranicza historii kapitalizmu i dziejów Wall Street, to nie będzie zawiedziony.
3 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Dopowiem, bo brak tutaj puenty: Wall Street sama nie generuje wiarygodnych marek. Panuje powszechne (i zbliżone do prawdy) przekonanie, że jest skupiskiem wyjątkowo sprawnych cwaniaków.
Dlatego musi się uwiarygadniać w inny sposób – marka największego w dziejach kolekcjonera sztuki robi robotę. To więcej mówi o Wall Street niż o Guggenheimie.
A poza tym: ars auro prior.
Zeszmacenie waluty 280x nie spina mi się zupełnie z pozostałymi stosunkami w tym tekście, które są poniżej 30x.
"ok. 1000 USD (ok. 280 tys. współczesnych dolarów) dziennie."
Poprawiłem. Dziękuję za zwrócenie uwagi!