O 97 proc. spadła kapitalizacja giełdy na Islandii w czasie kryzysu w 2007 r. O tym jak do tego doszło pisze Jared Bibler w książce „Iceland’s Secret: The Untold Story of the World’s Biggest Con”.
Dla porównania, w tym samym okresie amerykański indeks giełdowy S&P 500 i niemiecki Dax spadły o ok. 55 proc. Także sporo, ale jednak nie do okolic zera. Jak to było możliwe? Otóż jak podaje autor w publikacji (jej polski tytuł to „Sekret Islandii: nieopowiedziana historia największego przekrętu świata”) większość kapitalizacji islandzkiej giełdy przed kryzysem to była wartość akcji trzech banków. Kiedy one zbankrutowały, to nie giełdzie nie pozostało wiele wartościowych firm.
Jak to możliwe, że trzy mające tak duże znaczenie dla gospodarki banki jednocześnie „poszły z torbami”? Właśnie o tym opowiada „Iceland`s secret”. Historia jest opowiedziana z punktu widzenia Amerykanina Jareda Biblera (to on jest autorem książki), który w kwietniu 2009 r. został pracownikiem Fjármálaeftirlitið (FME), czyli islandzkiego odpowiednika polskiej Komisji Nadzoru Finansowego, organu mającego za zadanie pilnowanie przestrzegania prawa na rynku finansowym.
Tu warto uściślić, że Jared przez wiele lat pracował w firmach z Wall Street, a do Islandii przeniósł się ze względu na swoją ówczesną narzeczoną, która z tego kraju pochodzi. Otrzymał także islandzkie obywatelstwo i nauczył się języka nowej ojczyzny. Początkowo pracował w jednym z islandzkich banków, gdzie zajmował się m.in. zagranicznymi inwestycjami lokalnego funduszu emerytalnego, jednak zrezygnował z tej pracy.
„Jared, możesz na to spojrzeć? Nikt z nas nie wie, co z tym zrobić” – zagaił kolega z działu – prawnik – kilka dni po rozpoczęciu nowej pracy. I położył mu na biurku trzystronicowy list zawierający tabelki wysłany przez Islandzką Giełdę Papierów Wartościowych. Wynikało z niego, że podczas trzech dni poprzedzających krach traderzy z każdego z trzech największych islandzkich banków, którzy dysponują pieniędzmi banków, skupili niemal każdą akcję swoich pracodawców wystawioną na sprzedaż.
„To nie tylko jest nielegalne, ale zupełnie nie do przyjęcia” – punktuje autor. I porównuje to do sytuacji, w której właściciel supermarketu widząc, że nikt kupuję zgniłych pomidorów wystawionych na sprzedaż, wynająłby aktorów by stali w kolejne przez sklepem i za pieniądze sklepu kupowali je. Bibler poprosił giełdę o przesłanie danych. I po godzinie w jego skrzynce mailowej znalazł się plik Excela ze szczegółami transakcji za ostatnie dwa tygodnie.
I okazało się, że skupowanie własnych akcji przez islandzkie banki miało miejsce przez cały ten czas. Następnie sprawdził dane za sześć miesięcy, potem za pięć lat – cały czas skupowano akcje. Nie było widać początków tego procederu. Z analizy wynikało, że banki przystępowały do kupowania swoich walorów jak tylko cena zaczynała spadać. Przykładowo największy z banków Kaupþing tylko w ciągu roku przed swoim upadkiem skupił akcje wart 1,25 mld USD, przy całkowitej kapitalizacji 5 mld USD, czyli jedną czwartą wszystkich w obrocie.
Podobnie wyglądało to w pozostałych instytucjach. Pojawiło się kolejne pytanie: co banki zrobiły z tak dużą liczbą własnych akcji? Zgodnie z prawem musiałby ujawnić, że są ich właścicielem. Bibler w toku śledztwa ustalił, iż na koniec każdego kwartału banki oficjalnie nie posiadały własnych walorów. Okazało się, że skupowały je biura maklerskie banku w imieniu swoich klientów. Było to o tyle dziwne, że walory warte 200-300 mln USD „połykano” jedną czy dwoma transakcjami.
Co więcej, robiono to w imieniu zamożnych klientów banku, którzy często udzielali bankowi pełnomocnictwa do dokonywania transakcji ich pieniędzmi i nawet nie wiedzieli, że stali się dużymi akcjonariuszem instytucji. Dlaczego banki to robiły? Oczywiście dlatego, że znaczna część wynagrodzenia zarządzających była w formie akcji i opcji i na akcję. A więc zawyżając kurs walorów banku zwiększali swój prywatny majątek.
Ale samo śledztwo to tylko część książki. W gruncie rzeczy„Iceland’s Secret” to bowiem pamiętnik Biblera z pierwszych lat jego życia na wyspie. Śledztwo jest w to tylko wplecione, dzięki czemu książkę się bardzo dobrze czyta i nie jest ona „sucha” jak można by się spodziewać po publikacji urzędnika nadzoru finansowego. Jest w niej także opisanych sporo zabawnych sytuacji. Jak chociażby ta, jak Bibler dostał pierwszą pracę w Islandii, w banku Landsbanki.
Jednego z pierwszych dni w pracy zagadał kolegę z biurka obok, niejakiego Fabio. Spytał go o człowieka, który zarekomendował go do tej roboty. „Wiesz, nie mogę rozgryźć tego gościa” – zagaił Bibler. „Wydawał się być takim d…, a jednak mi pomógł. Wygląda na to, że źle go oceniłem”. „O nie, on jest d… Wysłał mi twoje CV z informacją: „popatrz na tego frajera, którego spotkałem na imprezie, a któremu wydaje się, że może u nas pracować”. Chciał, żebym cie zaprosił na rozmowę kwalifikacyjną po to, byśmy mogli się potem z ciebie pośmiać. Kiedy jednak spojrzałem na twoje CV, to uznałem że jest całkiem niezłe.”
Inny ciekawy moment, który wiele mówi o atmosferze panującej na Islandii przed kryzysem finansowym, miał miejsce gdy Bibler sprowadził sobie z USA swoje auto – terenową Toyotę Rav4 (w Polsce ceny nowych zaczynają się od ok. 150 tys. zł). „Co to za kawał złomu?” – zagaił Biblera Islandczyk pracujący w doku wskazując na jego samochód.”Myślałem, że wy w Ameryce jesteście bogaci” – dodał i pokazał rząd Porsche Carrera, które rozładowywał w zeszłym tygodniu. W książce jest też niewielkie nawiązanie do Polski, gdy autor podaje iż po kryzysie finansowym Islandia stała się krajem ze „szwajcarskimi cenami, przy polskich płacach”.
Z książki można się także dowiedzieć, że nie jest tak, jak się powszechnie uważa iż winni kryzysu zostali surowo ukarani. Co prawda, postawiono przed specjalnym sądem premiera kraju z czasu kryzysu Geira Haarde i został on uznany winnym zaniedbań. Ale nie skazano go ani na więzienie, ani nie zasądzono żadnej innej kary z tego względu iż miał „aż” 61 lat i żadnych wcześniejszych zatargów z prawem. W efekcie jego „karą” było zesłanie do USA na funkcję ambasadora Islandii w tym kraju. Bardzo polecam „Iceland’s Secret”, bo to solidnie napisana, ciekawa i pouczająca lektura.
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.