W osiemnastowiecznej Francji powstała szkoła ekonomiczna, która zakładała, że jedynym źródłem bogactwa społeczeństwa jest wyłącznie praca produkcyjna. Taka, dzięki której powstają konkretne fizyczne dobra, w szczególności zaś płody rolne. Rolnicy tworzą największą wartość, zaś poza nimi mamy do czynienia jeszcze z klasą jałową, w skład której wchodzą między innymi przemysłowcy, kupcy i rzemieślnicy.
Dwieście lat później podobny pogląd zdaje się głosić Roman Pawłowski, który w materiale z 6 lipca 2014 „Figury byka i niedźwiedzia to symbole pychy rynków finansowych” pozwolił sobie na następujące stwierdzenie „Jeżeli nasza gospodarka jeszcze jako tako funkcjonuje, to nie dzięki wirtualnej, przypominającej hazard grze na zwyżkę lub spadek na giełdzie, ale pracy milionów Polaków, którzy swoje zarobki wydają na rynku wewnętrznym, napędzając w ten sposób wzrost gospodarczy.” To tylko jedno zdanie z tekstu poświęconego propozycji wystawienia figury byka na placu Trzech Krzyży w Warszawie. Figura w tej chwili, znajduje się siedzibie Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.
Giełdy akcji na całym świecie z punktu widzenia przedsiębiorstw pełnią rolę bardzo podobną do banków udzielających kredytów. Firmy mogą w ten sposób pozyskiwać kapitał na swój dalszy rozwój. Oczywiście biznes, czasem się udaje, czasem nie i ludzie często tracą pieniądze, wpędzając się w kłopoty, podobnie jak mogą wpędzić się w kłopoty biorąc w niezbyt rozsądny sposób kredyty. Dzięki „hazardzistom” i „spekulantom”, którzy dla sporej części społeczeństwa są jedynym synonimem giełdy, firmy pozyskujące kapitał mogą liczyć na to, że ich plany – czyli pozyskanie środków będą możliwe.
Roman Pawłowski nie jest jedyną osobą, która nie rozumie znaczenia giełdy w gospodarce i utożsamia ją wyłącznie z hazardem czy spekulacją przeciwstawiając ją „rzetelnej pracy”. Niestety we współczesnym świecie (ale również w XVIII wieku) próba tego przeciwstawiania przegrywa z faktami.
Osiemnastowieczni fizjokraci uważali, za jedyną wartość rolnictwo. Co dziś miałoby być taką wartością – przemysł? Łatwo oskarżyć różnego rodzaju gałęzie przemysłu o schlebianie konsumpcjonizmowi, ogólnemu rozpasaniu czy też tworzeniu produktów, na które dopiero rozbudza się apetyt konsumentów. Czy taki popyt ma wartość? Oczywiście on wpływa na wzrost gospodarczy co postuluje Roman Pawłowski. Przypominam tylko, że jedną z miar owego wzrostu jest choćby Produkt Krajowy Brutto. Jak wiemy z niedawnej informacji Głównego Urzędu Statystycznego, do PKB będą wkrótce doliczane dochody z prostytucji, sprzedaży narkotyków i przemytu. Czy „hazard” na giełdzie jest czymś gorszym?
Idąc dalej – na poczatku XXI wieku mamy dziennikarstwo i mamy różnego rodzaju produkty plotkotwórcze, które z dziennikarstwa wyrosły – czy one tworzą jakąś wartość? I czy na pewno tworzą wzrost gospodarczy? Jeśli pomyślimy sobie o tych wszystkich ludziach, którzy w pracy klikają na kolejne newsy o ustach, biustach i rozwodach, to mam poważną wątpliwość. Czy w związku z tym mamy postulować o usunięcie Memoriału Wolnego Słowa, znajdującego się na ulicy Mysiej? Wszak część dzisiejszego dziennikarstwa i wolności słowa nie jest tym, o co walczyli przedstawiciele podziemnego ruchu wydawniczego.
Teksty z tezą mają to do siebie, że łatwo w nich przekroczyć pewną granice, która sprawia, że nie wiadomo, czy nie mamy do czynienia z żartem. Roman Pawłowski wyraża się dość jednoznacznie o pomyśle wystawienia figury na widok publiczny.
„Od czasu kryzysu systemu bankowego z 2008 roku zaufanie do rynków finansowych dramatycznie zmalało, także w Polsce. Szarżujący byk z Wall Street, którego chcieli skopiować panowie z warszawskiej giełdy, nie kojarzy się już z powszechnym dobrobytem i optymizmem, ale z chciwością, cynizmem i bezwzględnością hochsztaplerów z sektora finansowego, którzy swoimi nieodpowiedzialnymi operacjami doprowadzili setki tysięcy ludzi do bankructwa, a cały świat na krawędź wielkiej recesji.”
Byk i niedźwiedź są symbolami trendów rynkowych – hossy i bessy. Pierwsze wzmianki o „bykach” i „niedźwiedziach” na giełdzie pochodzą z osiemnastego wieku. Od tamtej pory trwale zakorzeniły się w języku angielskim i nikt nie próbuje oskarżać biednych dwóch ssaków o sprzyjanie banksterom i hochsztaplerom z WallStreet. Również w sztuce owa symbolika ma swoje miejsce. A figura nowojorskiego byka ma swoje miejsce nie tylko w popkulturze, ale jest jedną z atrakcji turystycznych. Pomijając ten prosty fakt, czyli przyciągania turystów dzięki różnego rodzaju atrakcjom, nie wiem czy Roman Pawłowski zna historię 3,5 tonowej figury „Szarżującego Byka” z WallStreet. Jego twórcą jest Sycylijczyk Arturo Di Modica, który z grupą przyjaciół w nocy 15 grudnia 1989 roku postawił go przed budynkiem giełdy w Nowym Jorku. Miał to być jego prezent dla mieszkańców tego miasta. Byk miał symbolizować siłę Amerykanów i zdolność do podniesienia się z krachu w 1987 roku.
Niestety akcja ta nie spotkała się z uznaniem władz. Byk został zaaresztowany i przetransportowany do Bowling Green Park (stoi tam do dziś, uzyskując tymczasową zgodę na pobyt). Co więcej przedstawiciele owego strasznego biznesu finansowego, początkowo dość krytycznie wyrażali się o całej „nielegalnej akcji”. Koniec końców jest to jedna z najbardziej znanych atrakcji Nowego Jorku i nikt nie próbuje na siłę dorabiać do tego ideologii.
Estetyka warszawskiego byka mi nie odpowiada. Jeśli ten nowojorski ma symbolizować siłę Amerykanów i ich zdolność do podniesienia się z kryzysu, to strach pomyśleć, czego symbolem jest ten nasz cherlawy, jakby nie dokończony, pospawany z różnych elementów. Jednak czasem warto wykorzystać pewne rzeczy do promocji miasta, zdarzeń, gospodarki, niż na siłę dobudowywać do tego ideologię.
Więcej o historii nowojorskiego byka:
https://blogi.bossa.pl/2011/06/01/o-byku-raz-jeszcze/
7 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
„wirtualnej, przypominającej hazard grze na zwyżkę lub spadek na giełdzie”
Ciekawi użycie przez p.Romana przymiotnika „wirtualny”. Wnoszę, że nie miał fizycznego kontaktu z giełdą.
PS. Czytam właśnie powtórnie (lepiej byłoby powiedzieć: delektuję się) „Czarodziejami rynku” w Twoim przekładzie. Pomysł, zeby przetłumaczyć i wydać w Polsce był zacny.
Może gdyby p.Roman choćby poczytał na temat, to nie operowałby tak prostymi stereotypami.
Cóż, każdy ma swoje poglądy. Co do tej szkoły francuskiej to poniekąd bym się nawet zgodził. Większość zawodów jest zwyczajnie zbędna i jest to przelewanie z pustego w próżne. Całe stada pośredników, stada analityków tworzących tony raportów, które napędzają niszczarki i mnóstwo innych zajęć. Z drugiej strony, co z nimi zrobić jeśli by nie pracowali?
W tej chwili „wzrost” i pieniądz są nową religią. Taką samą jak każda inna. Gigantyczne zadłużanie wymaga ciągłego wzrostu, a chciwość napędza całą resztę. Ponzi w skali globalnej.
@_dorota
Dzieki, bardzo mi miło. Choc niestety nie uniknąłem drobnej wpadki w tłumaczeniu (głupi czeski błąd, którego nie wychwycił redaktor)
@Pompon
Gdybysmy mieli sie koncentrowac wylacznie na „uzytecznych” zawodach, to ciężko widzę naszą cywilizację.
„niestety nie uniknąłem drobnej wpadki w tłumaczeniu”
Nie wychwyciłam. Jedyne, do czegoby się można przyczepić, to definicja macierzy w jednym z przypisów (nieco, hm, naiwna). Ale to naprawdę szczegół w doskonałej robocie.
Ależ postawa panująca niegdyś we Francji jest w ogromnej mierze prawidłowa! Przemysł, rolnictwo i wiele usług może istnieć bez zaawansowanego systemu finansowego. Oczywiście pełni on ogromną rolę asystującą wobec reszty gospodarki, bez niego obecny poziom rozwoju cywilizacyjnego byłby nieosiągalny, ale bez rolnictwa wszyscy zginęlibyśmy z głodu. Rozumienie tej reguły mogło niegdyś być przesadnie uproszczone, ale jej odrzucenie zakrawa na ignorancję.
Dlatego też ratowanie systemu finansowego kosztem reszty gospodarki to głupota. Nie tnie się bloku silnika, aby zdobyć materiał na naprawę turbosprężarki.
@mcravier
„Dlatego też ratowanie systemu finansowego kosztem reszty gospodarki to głupota.”
gdzieś coś takiego zasygnalizowałem?
@dorota
Swoją drogą, jak już o ksiązkach mowa, ciekaw jestem opinii na temat „To boli!”