W jednym z dawnych wpisów wspominałem o grze planszowej Can’t Stop (Gra się na giełdzie i na planszach). Gra powstała w 1980 roku, jej twórcą był autor innych świetnych planszówek, Sid Sackson. Zasady gry są banalne. Plansza symbolizuje tory, po których wspinają się alpiniści (w pierwszej wersji były to tylko puste pola). Torów jest jedenaście o różnych długościach, odpowiadających wynikom rzutu dwiema klasycznymi kostkami do gry – od 2 do 12 etapów. Tor jest tym dłuższy, im wynik rzutu dwiema kośćmi jest bardziej prawdopodobny. Każdy gracz w swojej kolejce rzuca czterema kostkami i tworzy według własnego uznania dwie pary.
Gracz sumuje wynik na dwóch kostkach i na odpowiadającym torze wartości stawi własny znaczniki lub dwa, jeśli była taka możliwość. Następnie może rzucić ponownie kostkami lub zrezygnować z rzutu. Jeśli postanowi rzucić, znów układa dwie pary i znów przesuwa znaczniki, ale… tu zaczyna się rozgrywka. W jednej rundzie gracz może wybrać wyłącznie te same tory, które już wybrał wcześniej w tej rundzie (w niektórych wariantach gry – istnieje możliwość wyboru trzech torów w rundzie). Jeśli w rzucie kostkami będzie w stanie przesunąć znacznik na wybranych pierwotnie torach – robi to i wszystko jest w porządku. Może podjąć decyzję czy rzucać znów, czy przestać. Jeśli jednak nie uda mu się dobrać odpowiednich par. Jego znaczniki wracają na miejsca startowe, te na których rozpoczynała się dana runda.
Gra jest absolutnie losowa. Do nas należy wyłącznie decyzja, czy rzucamy kostkami w danej rundzie, czy przestajemy i dzięki temu zmieniamy pozycję znaczników. Can’t stop – czyli „nie mogę przestać”, oznacza rozterki graczy, którzy chętnie rzucają kostkami, żeby przesunąć się jak najdalej na torze, licząc się z ryzykiem utraty całego przebytego dotychczas dystansu.
Dlaczego po raz kolejny wspominam o grach losowych na blogach dotyczących rynku? Bo w ogromnym stopniu podejmowane przez nas decyzje na rynku związane są z tym, czy w danym momencie podjąć ryzyko (zajęcia pozycji, utrzymania pozycji, zamknięcia pozycji), czy też odpuścić. Czy zadowolić się zyskiem już osiągniętym, czy czekać na więcej. Czy zamknąć pozycję ze stratą na ustalonym poziomie, czy może nie stawiając stopów („can’t stop”) liczyć na to, że zła passa się odwróci.
Pisałem przed tygodniem w notce Założysz się? o tym, w jaki sposób gracze mogą zbudować transakcję na podobieństwo zakładu z jasno określonym ryzykiem, oraz możliwym do osiągnięcia oczekiwanym zyskiem. Ilustracyjnie wykorzystałem w tym celu sytuację na indeksie WIG. Choć nie ma instrumentów pozwalających bezpośrednio spekulować tym indeksem, to chodziło wyłącznie o przykład. A aktualna sytuacja była dodatkowo bardzo interesująca.
Przypomnę tamten wykres wraz z opisem:
Przez trzy kolejne dni w zasadzie nic się nie działo, co zmieniło by warunki tamtego „zakładu”. Zmiana nastąpiła podczas dwóch ostatnich sesji. W tym wypadku, gracz czerwony, który obstawiałby spadki byłyby wygrany i do niego wrócimy za chwilę. Zobaczmy, jak wygląda to teraz, po sesji poniedziałkowej.
Po drugiej stronie był gracz zielony – obstawiający wzrosty. Jego „zakład” powinien zakończyć się w piątek. Ze stratą większą niż zakładał pierwotnie. Rynek otworzył się poniżej poziomej zielonej linii „stop”. Byłaby to dobra transakcja (zgodna z wcześniejszymi warunkami), choć zakończyłaby się stratą.
A jeśli gracz uznałby, że jednak „can’t stop”, czy też mówiąc popularnym w niektórych kręgach tekstem „stopy są dla dziewczynek” i nie zamknął pozycji? Gdyby liczył na to, że kolejna sesja przyniesie zmianę nastrojów? Niestety, po sesji poniedziałkowej jego strata byłaby trzykrotnie wyższa niż wcześniej założona wynikająca z poziomu obrony. To byłaby nie tylko stratna transakcja, ale ponadto bardzo zła stratna transakcja.
Resztę historii mogą dopowiedzieć sobie Czytelnicy na podstawie własnych lub zasłyszanych opowieści. Czy warto realizować tak dużą stratę, czy liczyć na zmianę, czy uznać, że „teraz to już jest mi wszystko jedno”. Możliwości jest bez liku.
Wróćmy do gracza czerwonego. Ten po dwóch ostatnich sesjach powinien być bardziej niż zadowolony. Rynek doszedł do poziomu, który wyznaczył sobie potencjalnie jako zasięg spadków. Ale co teraz?
„Can’t stop”? Chcę zarobić jeszcze więcej czy wystarczy mi tyle ile mam? Tom Hougaard, autor książki Wygrywają ci, którzy potrafią przegrywać jest przeciwnikiem poziomów docelowych. Oto co pisze o jednej ze swoich transakcji:
Zająłem krótką pozycję w kontraktach na indeks Dow Jones, udostępniając tę transakcję na Telegramie. Początkowo rynek zwrócił się przeciwko mojej pozycji, ale potem zmienił kierunek i zaczął zniżkować. Kiedy tak się stało, wiedziałem, że mój umysł będzie namawiać mnie do realizacji zysku. Jego głos stawał się coraz bardziej natarczywy. Ja jednak byłem tak skupiony na procesie, że właściwie go nie słyszałem. Bo najważniejszy jest dla mnie nie doraźny wynik, lecz sam proces. W pewnym momencie, gdy miałem już 200 punktów zysku, rynek zatrzymał się na poziomie wcześniejszego minimum. Musiałem wziąć pod uwagę możliwość, że jego kurs w tym miejscu odbije w górę, a wtedy znaczna część mojego dwustupunktowego zysku zniknie. To jest właśnie sytuacja dyskomfortowa. Ja jednak zaakceptowałem ją i postanowiłem utrzymać pozycję. Dlaczego tak zrobiłem? Ponieważ widziałem, że jeśli zrealizuję teraz mój zysk, a rynek będzie spadał dalej, będę się czuł okropnie.
To esencja tego, co czuje wielu graczy. „Będę się czuł okropnie”. Zobaczmy co dalej pisze Hougaard:
Nie jest przyjemnie, kiedy widzi się, że rynek mógł dać ci większy zysk, gdybyś na nim został. Jeśli o mnie chodzi, ten ból jest dużo dotkliwszy niż ból, który czuję, widząc, jak znikają moje papierowe zyski.
Zupełnie jak w planszowej grze w kości „Can’t stop”. Nie jest przyjemnie przestać rzucać kostką, gdy jesteśmy już na torze do celu – została nam do wyrzucenia tylko jedna para i kończymy rozgrywkę! Ale warto pamiętać, że Trader Tom (to jego ksywka) pisze o swoich odczuciach i swoich przemyśleniach. Zwróćmy uwagę, że dla niego mniej komfortowa jest sytuacja, gdy oddaje możliwe zyski i wychodzi zbyt wcześnie. Ale istnieje wielu graczy dla których mniej komfortowa będzie sytuacja gdy nie zrealizują wcześniej wyznaczonego celu. To jest bardzo indywidualne.
Zwróćmy też uwagę na pewien paradoks – zarówno gracz taki jak Hougaard, jak i ktoś, kto wykorzystuje stopy docelowe i realizuje zysk mogą z zawartej w tym samym momencie transakcji mieć identyczny wynik, choć ich strategie będą zupełnie inne i zależne od tego, co każdy z nich uznaje dla siebie za mniej komfortowe. Hougaard – pozwoli, w punkcie X żeby rynek dalej spadał, a gdy zawróci najwyżej zamknie go na stopie, który w międzyczasie przesunie się do poziomu X. Gracz, który stosuje poziomy docelowe, po prostu wcześniej zamknie transakcję na poziomie X i nie będzie żałował (czuł dyskomfortu jak Trader Tom), że dalej będzie spadało i potencjalnie mógł zarobić więcej.
Co po sesji takiej jak poniedziałkowa mógłby zrobić nasz hipotetyczny „czerwony gracz”?
Z jednej strony może zrealizować zysk. Rynek doszedł do poziomu, na którym mu zależało pierwotnie. Wynik jego ustalonego przed tygodniem zakładu to 2:1. Zarobił dwukrotnie więcej niż ryzykował. Ale… może też – idąc tropem Hougaarda – obniżyć swój pierwotny poziom zlecenia stop i nadal utrzymywać pozycję. Do jakiego poziomu powinien obniżyć stop, to zależy od strategii. Dla przejrzystości naszego wywodu przyjmijmy, że ustawił go na poziomie połowy wcześniej wyznaczonego ruchu docelowego. Gdyby rynek zawrócił, zyska tyle ile pierwotnie zaryzykował – 1:1. Choć naturalnie, przy takiej zmienności rynek może ruszyć się z luką i okaże się, że zysk ostatecznie będzie mniejszy.
Na rynku nie ma prostych decyzji. Wszystko zależy od tego czy bardziej męczy nas żal podecyzyjny czy oczekiwany, o których pisał psycholog Barry Schwartz (Wybierz i żałuj).
W planszowej grze Can’t Stop, nie chcemy przerywać rzutów kostkami, bo obawiamy się, że inny gracz nas wyprzedzi i zwycięży. Na rynku jesteśmy sami ze sobą. Z naszymi stratami i zyskami. Z naszymi oczekiwaniami i strachem. Żalem i nadzieją. To właśnie sprawia, że możemy nie chcieć przerywać (w tym wypadku transakcji), bo liczymy na większy zysk.
3 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
…i w tym momencie wchodzi koncepcja trendu (cała na biało): jeśli zidentyfikujemy trend (ze wszystkimi tego konsekwencjami), to pomysł "poziomów docelowych" traci rację bytu.
Jest jeden problem (dla mnie osobiście), zawsze gwałtowny ruch, poza zmienność z ostatniego czasu, rozkłada moje przywiązanie do trendu. Po prostu doświadczenie mi podpowiada "teraz może być równie gwałtowny odwrót".
Można tę wątpliwość rozwiązać pozostając w paradygmacie trendu. Określić (choćby z grubsza), jaka zmienność nam trend odwraca, a jaka jeszcze nie (co skutkuje utrzymaniem pozycji).
Przepraszam za powtórzenie się, ale po prostu pomysł "poziomów docelowych" jest dla mnie dzikim absurdem, to jest zamierzone ucinanie sobie zysków.