Jednym z paradoksów sektora finansowego jest fakt, że ci sami inwestorzy, którzy deklarują, że długoterminowe prognozy cen aktywów finansowych mają niską użyteczność w inwestowaniu regularnie czytają i komentują takie prognozy.
Sytuacja przypomina tę z historycznymi wynikami inwestycyjnymi. Ci sami inwestorzy powtarzają z przekonaniem, że dobre wyniki w ostatnim czasie nie gwarantują zysków w przyszłości i pilnie śledzą wpisy na forum użytkownika, którego portfel zanotował wysokie zyski w poprzednim roku. Ci sami inwestorzy deklarują, że nie da się prognozować rynku akcyjnego w kilkuletnim horyzoncie czasowym i bacznie śledzą grudniowe prognozy czołowych analityków na następny rok.
Dziś chciałbym zaproponować nietypowy sposób wykorzystania prognoz finansowych: archiwalne prognozy mogą nam pomóc zrozumieć historyczne nastroje na rynku.
Analitycy BNY Mellon zdecydowali się na interesujący eksperyment w swoim najnowszym raporcie z 10-letnimi założeniami dla rynków kapitałowych: omówili główne wnioski ze swojego raportu sprzed 10 lat. Takie raporty mają stanowić pomoc w procedurze alokowania inwestowanego kapitału pomiędzy główne klasy aktywów. Prognozy zanualizowanych stóp zwrotu w 10-letnim horyzoncie powstają w oparciu o modele analizujące zarówno dane makroekonomiczne jak i historyczne dane rynkowe.
Tak wygląda zestawienie prognoz analityków BNY Mellon z 2013 roku z rzeczywistymi wynikami. Biała linia na słupkach i cyfra obok to prognozowane stopy zwrotu. Szara kropka i cyfra obok to rzeczywiste zrealizowane stopy zwrotu. Zielony obszar słupka to zakres jednego odchylenia standardowego.
W powyższym zestawieniu uwagę przyciągają dwa zagadnienia, dwie nieudane prognozy. Z jednej strony zdecydowanie nie doszacowano stóp zwrotu z amerykańskich blue chipów i średnich spółek. Z drugiej strony zdecydowanie przeszacowano stopy zwrotu z akcyjnych rynków wschodzących i akcyjnych rynków rozwiniętych innych niż USA (czyli Europa i Japonia).
Po ponad dekadzie fantastycznych wyników amerykańskich rynków akcyjnych, generowanych przez blue chipy z bardzo dużym udziałem segmentu Big Tech inwestorzy mogli zapomnieć, że przez praktycznie całą dekadę 2010-2020 popularną opinią analityczną i inwestycyjną była idea, że amerykańskie blue chipy są drogie, przewartościowane i nie oferują atrakcyjnych stóp zwrotu w przyszłości. W przeciwieństwie do tanich rynków wschodzących i tanich akcji europejskich. Ten nurt analityczny był też popularny w Polsce a można go streścić formułą: Amerykańskie akcje są drogie a polskie MiSie są tanie.
W tym miejscu zwrócę uwagę na jeszcze jeden paradoks związany z prognozami. Z jednej strony duża część inwestorów nisko ocenia skuteczność i użyteczność prognoz. Z drugiej strony, duża część inwestorów, uzbrojona w efekt pewności wstecznej, traktuje to co stało się na rynkach jako w pełni przewidywalne, niemal oczywiste.
W sferze publicznej może to wynikać z faktu, że obawiają się, że inna postawa będzie sygnalizować brak kompetencji, brak umiejętności inwestycyjnych. W sferze prywatnej może to wynikać z naturalnej potrzeby rozumienia świata i takiego postrzegania rzeczywistości by miała jakiś sens i logikę.
Na rynku rządzą dobre narracje. Zawsze jest ich dostatek i zawsze znajdą się takie, które doskonale wyjaśnią co stało się na rynku w ostatnich miesiącach i latach. Tym bardziej, że zawsze znajdzie się archiwalne wypowiedzi inwestorów i analityków, którzy poprawnie przewidzieli rozwój sytuacji (często sami inwestorzy i analitycy przypominają światu swoje trafne prognozy).
W 2023 roku łatwo jest wyjaśnić rynkową hegemonię amerykańskiego Big Tech (a wraz z nim świetną postawę amerykańskich blue chipów). Dziesięć lat wcześniej scenariusz, który na naszych oczach się zrealizował dla wielu inwestorów nie wydawał się oczywisty.

Klauzula informacyjna