W swojej ostatniej notce Trystero poruszył niezwykle inspirujący wątek dotyczący w zasadzie tego co jest esencją rynku. W dowolnym momencie rynkowym, każdy inwestor ma możliwość ukształtowania swojego własnego podejścia i zrealizowania swoich własnych planów.

Dla wielu inwestorów, nawet tych z wieloletnim stażem, takie podejście wcale nie jest oczywiste. Uparcie trwają w przekonaniu, że istnieje „jedna metoda”, „jeden sposób”, „jeden rodzaj analizy” i „najlepszy możliwy moment kupna/sprzedaży”. Trudno jest im zaakceptować, że w danej chwili może na rynku istnieć kilku, kilkunastu, czy kilka tysięcy graczy, z których każdy ma swoją własną koncepcję (swoją grę), kluczowe zaś jest to, żeby znać jej zasady. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że sprowadza się to do banalnego „posiadaj strategię i podążaj za nią”.

W tej samej chwili różni inwestorzy i gracze, z różnych powodów będą otwierać długie i krótkie pozycje, na kilka chwil, albo na wiele miesięcy. Dzięki temu przecież jest obrót, dzięki temu widzimy co chwilę zawierane transakcje między kupującymi i sprzedającymi.

Przywołam fragment książki Pokerowe oblicze WallStreet Aarona Browna, który opowiada o tradingu, przez pryzmat gry w pokera.

 Oszacowanie skuteczności odpowiedniej strategii bez odwoływania się do teorii gier wymaga odgadnięcia, jakie strategie obrali inni gracze. Nie wydaje się to wcale takie złe, ale jest dość skomplikowane z matematycznego punktu widzenia. Każda gra, a tak naprawdę każda interakcja z innymi ludźmi, niesie ze sobą ryzyka, których nie da się oszacować. Powinno to skutecznie zniechęcić cię do grania. Zawsze pamiętaj o idiocie z horrorów, który znajduje stary zwój papieru z zaklęciem pozwalającym przywołać demony, po czym postanawia sprawdzić, czy to zaklęcie zadziała. To, co się z nim stanie, jest cenną lekcję poglądową na temat ryzyka, którego nie daje się oszacować. Jeśli mimo wszystko zdecydujesz się grać, postaraj się nie tworzyć iluzorycznego świata, w którym ryzyko daje się oszacować.

Problem z teorią gier jest taki, że ludzie nie zachowują się w sposób, jaki ona sugeruje.

Oczywiście na rynku, jak i w pokerze nieustannie mówimy o ryzyku. Niemniej podczas inwestowania ważne jest, żeby przestać łudzić się przekonaniem, że znamy ryzyko rynku. W gruncie rzeczy znamy wyłącznie własne ryzyko. Jest ono określone szerokością stopa, wielkością pozycji, tym ile jesteśmy gotowi stracić. Nic więcej. Zmienność rynku ma znaczenie jeśli ją rozumiemy przez pryzmat tego ile jesteśmy w stanie zaryzykować. Jeśli nagle na rynku zaczynają pojawiać się gwałtowne luki, zaś kurs waha się z dnia na dzień bez konkretnego kierunku, my zaś czekamy na wybicie i ukształtowanie trendu, nie powinniśmy liczyć na to, że „dziś się uda” albo na podstawie wymyślnych technik szukać tego jedynego momentu wejścia.

Raczej zastanawiamy się na co możemy sobie pozwolić – czy próbować codziennie ustrzelić wejście kosztem małych strat, czy poczekać na wyraźny sygnał wybicia, wejść nieco później oddalając bardziej stop. Czyli jak napisał Trystero – zdecydować czy jesteśmy traderem czy inwestorem.

Przeskakiwanie z jednego podejścia na drugie, bo „tym razem będzie tak lepiej”, to dobra droga do katastrofy. Istnieją oczywiście możliwości połączenia obu podejść.

Gdy wiele lat temu, na naszym rynku jedynym dostępnym kontraktem był ten na WIG20, wielu graczy próbowało „wewnętrznej dywersyfikacji”. Grali kilkoma metodami/systemami – na jednym rynku. Zakładali oddzielne rachunki, albo subkonta (jeśli istniała taka możliwość) i w skrajnej sytuacji mogli mieć coś pozornie niezrozumiałego – w tym samym czasie otwartą zarówno długą, jak i krótką pozycję. Dziwne? Ani trochę. Jeśli znali swoje ryzyko (to ile ryzykują), a nie domniemane rynkowe.

Na tej samej zasadzie inwestorzy z rynku akcji może mieć zupełnie inne oczekiwania długo- i krótkoterminowe i będzie starał się swój pakiet akcji redukować, w chwilach, gdy sądzi, że jest to dobra decyzja. Często nie będzie, ale czasem uniknie gwałtowniejszych korekt (choć będzie przekonany o sile fundamentów). Nie zrozumieją tego wyznawcy kościoła „kup i trzymaj”, ale często chodzi tu o strategię, której jednym z założeń jest własny komfort – np. nie posiadanie akcji podczas silnej bessy lub w chwilach, gdy zupełnie nie rozumiemy co dzieje się na rynku.

[Photo by Soroush Karimi on Unsplash]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *