Ze względu na opisywane kontrowersje w podejściu do uśredniania pozycji zostałem zapytany wprost: więc robić to czy nie?
Oczywiście nie ma prostej odpowiedzi w tematach inwestowania, choć większość inwestorów uśrednia ceny nabycia akcji/ETFów jak wynika z naszej ankiety. Sama metoda ma uzasadnienie z matematycznego, statystycznego czy finansowego powodu, posiada też wiele wariantów działania, problemem są jednak towarzyszące jej ryzyka. Jeśli posiada się ich świadomość i potrafi dopasować zarządzanie kapitałem i pozycją, można je zmniejszyć, choć nie wyeliminować w całości. A weryfikatorem najlepszym racjonalnego podejścia do owych ryzyk jest właśnie bessa.
Do ryzyk opisanych w poprzednich 2 wejściach dodajmy jeszcze 2 poniższe, które chyba w największym stopniu decydują o negatywnym postrzeganiu uśredniania.
3. Ryzyko strategii/ systemu
Część inwestorów a także traderów świadomie rezygnuje z klasycznego zarządzania ryzykiem, które polega na zamykaniu pozycji stratnych, czyli nie rokujących, nie spełniających już początkowych założeń, być może nawet błędnie otwartych lub otwieranych w warunkach nie posiadania wszystkich informacji. W uproszczeniu nazywamy to technicznie stop-lossem, choć w wydaniu np. analizy fundamentalnej może nazwa ta brzmieć nieadekwatnie. Chodzi jednak o zrozumiały opis samego działania i jego skutki.
Wspomnę tylko, że sam Warren Buffett potrafił sprzedawać akcje spółek, które utknęły w stratach i według niego nie rokowały, albo zostały kupione z powodu błędnych szacunków.
Część z tych, którzy rezygnują z takiego zarządzania ryzykiem, zastępują je celowo właśnie metodami uśredniającymi, które teoretycznie owo ryzyko pojedynczej pozycji podwyższa zamiast zmniejszać. Celem takiej strategii ma być obniżenie średniej ceny nabycia, co pozwala wyjść z pozycji z zyskiem dużo wcześniej przy ruchu powrotnym niż bez dodawania kolejnych transz po niższych cenach.
Nie jest to tożsame z metodami celowego uśredniania typu DCA. Te ostatnie bowiem nie mają na celu powiększenia ryzyka, lecz utrzymania go na stałym poziomie, wiążą się bowiem zwykle z regularnym dodawaniem kapitału, który wymaga zainwestowania. Strategia klasycznego uśredniania to operowanie tym samym kapitałem, ale przez powiększanie stratnej pozycji w celach spekulacyjnych.
Uśrednianie w przypadku akcji i ETFów ma szanse się powieść, o ile portfel jest w miarę dobrze zdywersyfikowany. Jak wcześniej już opisywałem, cykliczne wzrosty cen akcji/indeksów powyżej poprzednich rekordów pozwalają się wybronić z bess, czyli tzw. ryzyka systematycznego. Odpaść mogą pojedyncze spółki, które wejdą z powodów fundamentalnych w fazę śmieciową lub wręcz bankructwo.
Problemem jest w tym przypadku co innego: jakość procesu decyzyjnego prowadzącego do OTWARCIA pozycji. Skoro bowiem spółka przestaje spełniać nasze założenia kupna jej akcji (fundamentalne czy techniczne), to znaczy, że powiększając takie pozycje zaprzeczamy własnym strategiom, które mają przynosić Przewagę na rynku!
Jaki sens ma na przykład powiększanie stratnej pozycji w spółce, która przestała spełniać warunki jej kupna? Racjonalne jest jedynie powiększanie pozycji wtedy, gdy nasze warunki się nie zmieniły (np. wycena nadal powyżej kursu), ale dochodzi do korekty.
Jeszcze silniej widać to w przypadku strategii typowo technicznych. Jeśli kupiliśmy te akcje za pomocą narzędzi z zakresu AT i wejście okazało się fałszywym sygnałem, to dlaczego ten fałsz jeszcze bardziej powiększać?
Prowadzi to w rezultacie do 3 wniosków przy spekulacyjnym uśrednianiu:
a. Nasza strategia wejścia na pozycję pozbawiona jest tak naprawdę Przewagi, chyba że Przewagę dawało jej tylko same jej uśrednianie.
b. Skoro Przewagę daje tylko uśrednianie, to po co robić analizy jakiekolwiek przed decyzją o wejściu? Przecież jak coś pójdzie nie tak, to po prostu się uśredni. Wejścia w tej sytuacji mogą być całkowicie intuicyjne czy losowe, szkoda czasu na analizy.
c. Tak naprawdę cały proces decyzyjny jest w tej sytuacji fikcją, liczy się tylko uśrednienie. Ale tylko dlatego, że pozwala ono zabić nieprzyjemne emocje związane ze stratami, dać nadzieję i przykryć naszą bezradność.
4. Ryzyko przelewarowania
Prawdopodobnie to właśnie ono zrobiło najwięcej czarnego Pi_aRu wszelkim metodom uśredniania. Potrzebny jest jednak właściwy kontekst by to zanalizować.
Przelewarowanie to najprościej rzecz ujmując otwarcie pozycji o nadmiernej wielkości wobec naszych możliwości finansowania jej, czy w stosunku do wartości całego portfela. Trzeba bowiem pamiętać, że uśrednianie to powiększanie naszego ryzyka w jednej pozycji. Bardzo łatwo więc przesadzić z zaangażowaniem, a w skrajnym przypadku doprowadzić się do bankructwa z tego powodu.
Oczywiście na rynku akcji i ETFów to ostatnie jest trudniejsze gdy nie używamy żadnej dźwigni finansowej, kredytowania czy wysoko oprocentowanych pożyczek. To nie znaczy, że niemożliwe. Wystarczy, że akcje jednej spółki w kłopotach, którą uśrednimy do poziomu 50 czy więcej procent wartości portfela, już nie wzrosną powyżej średniej ceny nabycia. Portfel staje się ugotowany przez przelewarowanie.
Także uśrednianie krótkich pozycji prowadzić do szkód i to znacznie większych. Kiedy bowiem akcje kupimy, mogą spać maksymalnie o 100%, ale jeśli je sprzedajemy krótko, limitu strat nie ma.
Problem jednak się nagłośnił za pomocą lewarowanego rynku walut, kryptowalut i derywatów typu kontrakty terminowe, kontrakty CFD i opcje. Tam dźwignie mamy wbudowaną już na starcie, więc ryzyko przy powiększaniu stratnych pozycji rośnie wykładniczo w tempie błyskawicznym. To zwielokrotnia wszystkie inne ryzyka opisywane w tym wątku do tej pory.
Na forexie bardzo duża część traderów rujnuje swoje rachunki właśnie z powodu uśredniania lewarowanych pozycji zanurzonych w stratach. Czy nazwiemy to gridem czy czymkolwiek innym o niekojarzącej się negatywnie nazwie, działanie i wynik końcowy jest ten sam.
Autor cytatu „Losers average losses” (Przegrani uśredniają straty), czyli legenda tradingu Paul Tudor Jones, sam przecież inwestuje na rynku derywatów. I to przede wszystkim do owego rynku odniósł swoje zastrzeżenie, zresztą na podstawie własnych obserwacji. To wystarczyło, by zła sława przylgnęła do całej giełdy. Podobnie ostrzegał Jesse Livermore, który największe zyski odnosił przeciwko spekulantom uśredniającym swoje straty.
Nie znaczy to jednak, że akcje i ETFy są bezpieczne. Mam nadzieję, że opisem tych ryzyk przekonałem czytelników do zrozumienia dlaczego.
—kat—
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.