Tematem ostatnich dni na giełdach jest szum wywołany kłopotami chińskiej spółki Evergrande. Na blogach bossy temat był już poruszany z punktu widzenia ryzyk, jakie niesie w sobie potencjalne bankructwo firmy. Naprawdę jednak temat jest mniejszy niż wskazują na to reakcje giełd i pozostanie ograniczony do rynków wschodzących, które obrywają rykoszetem. Dla Wall Street czy innych rynków rozwiniętych problemy Evergrande są niczym więcej niż pretekstem do korekty.


Pierwszą zmienną izolującą świat od rynku chińskiego jest fakt, iż Chiny już nie mają tej marki, którą miały przed kryzysem finansowym. Świadomość ryzyka jest większa i ograniczenia są większe. Dlatego – jak wyliczył jeden z analityków – zaangażowanie amerykańskich banków na rynku chińskim jest dosłownie ułamkowe. JP Morgan ma ledwie 0,6 procent swoich aktywów w Chinach. Dla Bank of America udział wynosi 0,5 procent. Morgan Stanley zaangażował 0,4 procent, a Goldman Sachs 1,5 procent aktywów. Wreszcie w przypadku Citigroup udział sięga 1 procent. Każdy przyzna, iż tak niskie ekspozycje na drugą gospodarkę świata można uznać za zaskoczenie. Niemniej, w tym wypadku okazują się to atutem.

Naprawdę znacznie większy problem mają rynki wschodzące postrzegane są jako element tego samego spektrum i lokowane – zwłaszcza w pierwszych reakcjach – w ramach adekwatnej odpowiedzi. Z czasem pojawi się różnicowanie zbudowane na stadnym uatrakcyjnieniu wycen, ale w pierwszych odpowiedziach problemy chińskie rozsiewają wątpliwości po wszystkich rynkach wschodzących i walutach gospodarek z tego koszyka. Trudno o lepszy przykład skoku wątpliwości niż spojrzenie na notowania funduszu ETF iShares MSCI Emerging Markets na ostatnich sesjach. Luka goni lukę. Sesja przeczy sesji. Każde rozdanie walczy o miano zmieniającego nastroje. Nie dziwmy się zatem, iż w tym zamieszaniu GPW potrafi jednego dnia podnieść WIG20 o 2,5 procent, a drugiego ignorować zwyżki na rynkach bazowych.

za: stooq

Nie ma wątpliwości, iż wygranymi w tym zamieszaniu będą Wall Street i inne rynki rozwinięte. Po wzroście ryzyka regulacyjnego w Chinach wzrosło właśnie ryzyko inwestycyjne i gospodarcze. Najprostsza droga dla inwestorów z tego szumu prowadzi przez zredukowanie i tak szczątkowej ekspozycji i skierowanie się tam, gdzie odporność na chińskie katary jest największa. Wall Street wygra na kłopotach Chińczyków nawet jeśli za kilka tygodni nie będziemy pamiętali o Evergrande. Dlatego oczekujmy zakładu o to, że szum wokół Chin stanie się okazją do zakupów na rynkach w drobnym stopniu odczuwającym problemy chińskiej spółki. Im większe kłopoty Chin, tym większa atrakcyjność dolara i aktywów dolarowych. W skrócie rzecz ujmując to nie są problemy dla ludzi szukających swojej szansy na Wall Street.

3 Komentarzy

  1. Simon

    Ciekawe panie Adamie jak to wpłynie na nasz rynek w najbliższym czasie?

    1. Tu de mun

      Wzrośnie albo spadnie. Teraz już wiesz. Pytanie co z tą wiedzą zrobisz? Kupisz? Sprzedaż?

  2. kamilp

    Lubie czytac takie wpisy, z ktorych bije taka pewnosc tego co sie stanie. Wtedy swiat wydaje sie prostszy, a mi zapala sie lampka, ze ktos tu sie moze mylic.
    Czas pokaze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *