Na blogu Marginal Revolution, który uważam ze jedno z najlepszych w internecie źródeł wartościowych informacji na tematy ekonomiczne i społeczne, znalazłem przypomnienie o artykule z 2019 roku o zjawisku przedwczesnej imitacji i zbyt dużych ambicjach biurokratyczno-regulacyjnych indyjskiego państwa.

Temat może wydawać się odległy ale omawiane zagadnienie można bezpośrednio odnieść do wszystkich organizacji, w tym firm i instytucji regulacyjnych, a nawet do indywidualnych decyzji zawodowych i finansowych. Poza tym omówione zagadnienie jest interesujące a podane przez autorów tekstu fakty „wbijają czytelnika w fotel”.

Kluczowe zagadnienie bardzo dobrze wyjaśnia jeden z akapitów tekstu, który napisali Shruti Rajagopalan i Alexander Tabarrok: Indie posiadają w gruncie rzeczy te same regulacje, kontrole i przepisy co państwa rozwinięte – jak USA – ale przy federalnych wydatkach na poziomie 235 dolarów na obywatela (dane dla 2017 roku) rząd Indii najzwyczajniej w świecie nie jest w stanie zrealizować wszystkich zadań, które sobie założył. Rozważmy: wydatki federalne per capita w USA były w 1902 roku pięciokrotnie wyższe niż indyjskie wydatki federalne per capita w 2006 roku. Jednak indyjski rząd w 2006 próbował zrobić zdecydowanie więcej niż amerykański rząd robił w 1902 roku.

Warto byłoby uwzględnić parytet siły nabywczej i porównać tylko wydatki na szeroko rozumianą administrację. Jednak główny argument Rajagopalana i Tabarroka wydaje się oczywisty: Indie dysponują nieporównywalnie mniejszymi kompetencjami biurokratycznymi niż państwa rozwinięte (co w dużym stopniu wynika z różnicy w poziomie zamożności) a jednocześnie kompulsywnie naśladują aparat regulacyjno-administracyjny tych dużo bardziej rozwiniętych państw.

Rajagopalana i Tabarroka podają kilka porównań:

  • Indie mają 12 sędziów na milion populacji przy 108 w USA
  • Indie mają 115 policjantów na 100 000 mieszkańców przy 239 w USA i 333 dla wszystkich państw (średnia)

Autorzy artykułu przekonują, że postawienie sobie przez państwo albo inną organizację zbyt ambitnych celów i próba ich realizacji nie tylko sprawia, że zadania realizowane są w sposób mało efektywny. Taka postawa tworzyć może na przykład masową korupcję. Jeśli nieadekwatnie mała liczba słabo opłacanych urzędników kontroluje przestrzeganie nieadekwatnie ambitnych wymagań regulacyjnych (na przykład przepisanych z bogatego państwa przepisów sanitarnych w sektorze restauracyjnym w biednym państwie) to można zakładać, że system znajdzie równowagę w masowej, drobnej korupcji.

To jest pierwsza część argumentu Rajagopalana i Tabarroka. Druga część jest równie interesująca. Autorzy przekonują, że kompulsywne naśladowanie przez Indie środowiska regulacyjno-administracyjnego państw rozwiniętych w dużym stopniu wynika z charakterystyki indyjskiej elity, która pod względem ideologiczno-społecznym dużo bliżej jest wyższej klasy średniej z Europy czy USA niż reszty indyjskiego społeczeństwa. Według autorów, dla indyjskiej elity, punktem odniesienia dla tego „co powinno robić państwo” są rozwinięte i kilkunastokrotnie bogatsze państwa.

Rajagopalan i Tabarroka podają kilka przykładów ambicji indyjskiej elity. W 2017 roku wprowadzono w Indiach płatny urlop macierzyński o długości 26 tygodni. Autorzy podkreślają, że w tym czasie tylko dwa państwa na świecie, Kanada i Norwegia, wymagały od pracodawców finansowania dłuższego urlopu macierzyńskiego niż Indie – były to państwa odpowiednio 27 i 47 razy bogatsze (w kryterium PKB per capita) niż Indie. Dla porównania: płatny urlop macierzyński trwa w Polsce 20 tygodni (ale jest jeszcze 32 tygodnie rodzicielskiego, z których pierwsze 6 tygodni jest płatne w 100% a kolejne w 60%). Zakładam, że autorzy nie uwzględnili innych uprawnień poza urlopem macierzyńskim w tej analizie.

To nie wszystko. Autorzy podkreślają, że z powodu niskiej aktywności zawodowej kobiet i bardzo niewielkiego udziału oficjalnego zatrudnienia, i zatrudnienia w podmiotach większych niż mikrofirmy w zatrudnieniu ogółem nowe prawo dotyczyć będzie niewielkiej części zatrudnionych i niewielkiej części kobiet. Badacze realistycznie zakładają, że obejmie około 1% wszystkich kobiet i 1,3% siły roboczej.

Drugim przykładem jest prawo budowlane. Autorzy przytaczają przykłady regulacji z indyjskich miast, które wymagają między innymi: recyklingu szarych ścieków, wyłapywania wody deszczowej i fotowoltaicznych systemów podgrzewania wody. Mówimy o państwie z największą na świecie liczbą obywateli żyjących w slumsach (24% miejskiej populacji).

Moim zdaniem artykuł Premature Imitation and India’s Flailing State jest interesującą bazą do dyskusji o tym czym są kluczowe, rdzeniowe funkcje państwa, czym są kompetencje administracyjne państwa i co się dzieje jeśli ambitne państwo bierze na siebie zadania zdecydowanie wykraczające poza ograniczone kompetencje administracyjne. Warto jednak podkreślić, że wymienione wyżej zagadnienia odnoszą się do niemal każdej organizacji: od instytucji regulacyjnych po giełdowe spółki.

Chciałbym omówić wątek, który ma bezpośrednie zastosowanie w inwestowaniu. Otóż regularnie spotykamy się ze zjawiskiem polegającym na tym, że w powszechnej opinii od państw, organizacji i ludzi na pewnym poziomie oczekuje się pewnej postawy. Istnieje na przykład pewne wyobrażenie co do tego co powinni robić odnoszący sukcesy inwestorzy. Są one często kształtowane przez media społecznościowe. To co kreujący się na odnoszących sukcesy inwestorów ludzie piszą w tym mediach.

Moim zdaniem inwestorzy mogą wpaść w tę samą pułapkę, w którą wydaje się wpadać indyjska elita – odczuwać pragnienie kopiowania, naśladowania pewnych wzorców nawet jeśli są kompletnie niedostosowane do ich indywidualnej sytuacji. Podam dwa przykłady.

Kryptowaluty a obecnie także rynek NFT uchodzą za miejsce, w których odnoszący sukcesy inwestorzy powinni być i powinni spekulować. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Sam uważam obydwa segmenty rynkowe za fascynujące i oferujące duże możliwości inwestycyjne (i sporo pułapek). Jestem obecny na rynku kryptowalut (tyle, że pasywnie). Jednocześnie uważam, że ze względu na dużą zmienność i specyficzne ryzyka (związane z początkową fazą rozwoju przypominającą trochę sytuację na terenach pogranicza) nie jest to rynek dla wszystkich inwestorów (zwłaszcza tych z niewielką tolerancją na straty). Uważam, też że oparta na planie spekulacja na tych rynkach wymaga zdobycia sporej wiedzy o nowym, nieznanym dla większości inwestorów (zwłaszcza bez tła technologicznego czy programistycznego) środowisku inwestycyjnym. Myślę, że część inwestorów wchodzących z aktywnym inwestowaniem na rynek kryptowalut „bo tak wypada, bo każdy tam jest” może popełnić pomyłkę.

Podobne refleksje dotyczą giełdowych „grzanek”. Spółek, które w krótkim czasie szybko zyskują na popularności, generują wysokie, często trzycyfrowe kilkudniowe stopy zwroty i co do których wydaje się, że każdy odnoszący sukcesy inwestor w mediach społecznościowych albo ma je w portfelu albo miał je i sprzedał z zyskiem. Wielu inwestorów może odczuwać przymus spekulowania na tego rodzaju spółkach. Przymus emocjonalny wynikający z przekonania, że wszyscy „porządni, cieszący się szacunkiem” inwestorzy to robią. Uleganie tego rodzaju emocjom może być błędem. Jestem aktywnym inwestorem i z reguły staram się podłączyć pod tego rodzaje akcje na GPW ale daleki jestem od przekonania, że jest to właściwa postawa dla wszystkich inwestorów. Zwłaszcza dla tych, którzy nie spędzają całej sesji przed notowaniami.

Niedawno jeden z inwestorów wyłamał się z tego schematu i napisał w mediach społecznościowych, że on w tego rodzaju grzanki nie lubi i nie potrafi inwestować. O wyborze aktywów czy segmentów do aktywnego inwestowania nie powinna decydować moda czy presja środowiska inwestycyjnego tylko dopasowanie do indywidualnej strategii inwestycyjnej i osobowości.

3 Komentarzy

  1. Adam

    Mała korekta fragmentu "jeden z inwestorów wyłamał się z tego schematu"
    To powinno brzmieć tak:
    Niedawno kozak z redakcji StockWatch.pl, Przemysław Staniszewski wyłamał się z tego schematu i napisał w mediach społecznościowych

  2. Michal

    To co 'wbiło w fotel' to że USA ma znacznie mniej policjantów na 100K mieszkańców niż pozostałe państwa.

    1. trystero (Post autora)

      @ Michal

      Dla czytelników Marginal Revolution nie jest to nowa informacja bo autorzy MR często pisali o tym, że w USA jest relatywnie mało policjantów i relatywnie dużo strażników więziennych i sugerowali, że jest to kombinacja wyborów skrajnie niekorzystna dla obywateli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *