Na naszym twitter’owym koncie odnotowaliśmy ostatnio ostrzeżenie ze strony szefa SEC dla spółek chińskich, które sprowadziło się do prostej alternatywy – dostosowanie do reguł obowiązujących na giełdach w USA albo delisting. Chiny zdążyły dziś zapowiedzieć powołanie nowej giełdy w Pekinie, oficjalnie dla spółek małych i średnich, ale chodzi naprawdę o większą kontrolę nad rynkiem i podmiotami gospodarczymi oraz pozostawienie spółek pod kontrolą chińskiego kapitału i prawa. Szum robi się na tyle duży, iż prestiżowy tygodnik Barron’s poświęcił tematowi okładkę z poradą Jak inwestować w Chinach (w nowej sytuacji).
Oszczędzę czytelnikom czasu i powiem, że porada sprowadza się do drogich usług brokerów, którzy dają dostęp rynku chińskiego przez giełdę w Hong Kongu. Klasyczną propozycją są również ETF, które nie inwestują w ADR notowane w USA, tylko bezpośrednio w spółki na giełdach w Szanghaju lub Hong Kongu. Gdzieś w tym wszystkim umyka idea, iż delisting spółek chińskich w USA zapewne pociągnąłby za sobą ograniczenia w dostępie do rynku chińskiego dla amerykańskiego kapitału, więc wyprawa za morze, by pozbyć się kłopotów we własnym porcie jawi się jako tymczasowa i naprawdę odsuwająca w czasie problem, który może pojawić się jako echo obecnych problemów i ryzyk.
Przyznam szczerze, że nie wiem, jak na taki zwrot zapatrują się europejskie fundusze oferujące ekspozycję na rynek chiński i jakie mają plany w zabezpieczeniu swoich klientów przed ryzykami kolejnej bitwy pomiędzy Chinami i USA, która jawi się jako nieunikniona. Niemniej, inwestorzy zafascynowani ciągle potęgą i potencjałem Chin powinni mieć na uwadze ryzyka z tym związane i poświęcić nieco więcej czasu tej części portfela, bo mogą czaić się tam niespodzianki w formie naprawdę poważnych zaskoczeń, jak i niespodzianek w postaci większych kosztów. Z mojej strony zawsze w takich wypadach pada sugestia, by nie mylić marzeń z rzeczywistością i traktować Chiny tak, jak na to zasługują – jako rynek wschodzący i rynek o skrajnym ryzyku regulacyjnym.
Paradoksalnie w najlepszej sytuacji są spekulujący kontraktami CFD na platformach forexowych, którzy handlują pochodnymi na spółki chińskie i chińskie indeksy. Mogą spekulować w każdą ze stron, z właściwie płynnymi lewarami, które pozwalają dostosować pozycje do każdego portfela. Jak zawsze w przypadku platform FX trzeba zwracać uwagę na koszty, swapy (jeśli są) i spready, a najbardziej na zmienność, którą jedni potrafią wykorzystać, a inni nie potrafią przeżyć. O platformach FX i niebezpieczeństwie lewarowanego grania trudno pisać tylko w jednym kolorze i traktować jako miejsce do prostych inwestycji, ale trzeba przyznać, iż za jakiś czas mogą pozostać jedynymi drzwiami do spekulacji na rynku, na którym materializują się przeszkody, których nie braliśmy pod uwagę, gdy chcieliśmy inwestować w przesunięcie centrum świata do Azji.

Klauzula informacyjna