Ben Carlson z blogu A Wealth of Common Sense zwrócił niedawno uwagę na swoją aktywność w mediach społecznościowych, którą można zakwalifikować jako rodzaj kontrariańskiego sygnału podobnego do sygnału okładkowego.
Sygnał okładkowy to sygnał rynkowy w postaci umieszczenia na okładce znanego magazynu jakiegoś gospodarczego lub ekonomicznego zjawiska. Często sam opis zjawiska uzupełniony jest o przekonanie, że mamy do czynienia z „nową normalnością”. Legendarnym przykładem sygnału okładkowego jest okładka Newsweeka z 1979 z hasłem „Śmierć rynku akcji”. Dominuje kontrariańska interpretacja takiego wydarzenia – inwestorzy zakładają, że skoro sprawa trafiła na okładkę to wszyscy o niej wiedzę i należy oczekiwać, że trend szybko się odwróci.
Wielokrotnie pisałem na Blogach Bossy, że inwestorzy przeceniają skuteczność sygnałów okładkowych. Wynika to z faktu, że w czasie długich trendów rynkowych wszystkie okładki, które nie trafiły w szczyt lub dołek „wyparowują” z pamięci inwestorów a w pamięci pozostają te nieliczne, które idealnie zgrały się w czasie z końcem trendu.
Wpis na Twitterze, do którego nawiązał Ben Carlson nie jest klasycznym sygnałem okładkowym bo Carlson nie zawarł w nim opinii o przyszłości trendu, nie zawarł prognozy. Pod koniec października zwrócił po prostu uwagę, że stopa zwrotu z sektora energii (reprezentowanego przez Energy Select Sector SPDR Fund) jest ujemna od 2005 roku czyli sektor ma trwające półtora dekady obsunięcie. Kilka dni temu zauważył, że od wspomnianego tweetu XLE zyskał ponad 80%.
Ja pisałem o sektorze energii (przypominam, że w USA w tym sektorze są głównie spółki naftowe i gazowe) pod koniec grudnia i zestawiłem tę branżę z sektorem energii odnawialnej. Moje wyczucie w czasie nie było idealne ale i tak od mojego wpisu w serii wykres dnia branża energii zyskała w USA ponad 20%. Była też w tym czasie relatywnie silniejsza niż branża zielonej energii. Umieściłem obydwa nawiązania na wykresie funduszu Energy Select Sector SPDR:
Podam inny przykład tego zjawiska. W piętek, 5 marca, pojawił się na merytorycznie świetnym FT Alphaville (część Financial Times) artykuł pod tytułem: To jest bańka w sektorze samochodów elektrycznych oraz jej przekłucie i krach. Dziennikarze z FT Alphaville od dłuższego czasu zwracają uwagę na „naciągane” wyceny w sektorze. W piątek po kilkudziesięcioprocentowej korekcie na akcjach producentów samochodów elektrycznych zdecydowali się na „okrążenie zwycięstwa”. Pośpieszyli się o jedną sesję giełdową – lokalny dołek korekty miał miejsce w poniedziałek. Od minimum cenowego z poniedziałku akcje Tesli zyskały około 20%. Równie dynamiczne odbicie zaliczyli inni notowani na giełdzie producenci (lub przyszli producenci) pojazdów elektrycznych.
Moim celem dzisiaj jest przypomnienie, że takich przykładów można znaleźć tysiące w mediach społecznościowych, na blogach i w prasie biznesowej. Przez „takie przykłady” rozumiem sytuacje, w których dziennikarze, blogerzy, komentatorzy czy inwestorzy zwracają uwagę na jakiś rynkowy trend akurat w okresie jego przesilenia, w momencie wyznaczania lokalnego albo długoterminowego szczytu i dołka. Jestem pewien, że dziesiątki takich przykładów znajdziemy na Blogach Bossy czy na naszym profilu na Twitterze.
Nie zamierzam krytykować tego zjawiska. Nie mówimy przecież o rekomendacjach rynkowych (także tych nieformalnych). Zresztą należy oczekiwać, że duża część rynkowych opinii czy prognoz będzie błędna.
Chciałbym też zwrócić uwagę, że za powszechnością tego zjawiska nie muszą odpowiadać negatywne czy nieetyczne czynniki. Oczywiście „klikalność” będzie odgrywać tu istotną rolę – pisanie o gorących rynkowych tematach generuje zapewne więcej odsłon (także w mediach społecznościowych – problem pogoni „za klikalnością” nie dotyczy jedynie portali ani blogów) bo inwestorzy preferują czytać o spółkach, które zwróciły ich uwagę. Naturalnie wybieranie gorących rynkowych tematów zwiększa ryzyko, że trafi się na rynkowego przesilenie.
Jednak pogoń „za klikalnością” to tylko jedno wyjaśnienie. Faktem jest, że cały nasz aparat poznawczy skonstruowany jest w ten sposób, że interesują nas ekstremalne, nietypowe zjawiska. Zjawiska rynkowe stają się ekstremalne po długich, dynamicznych trendach więc to zupełnie normalne, że wtedy dziennikarze, blogerzy czy inni inwestorzy zwracają na nie uwagę i dzielą się tym z innymi.
Nikt przecież nie zrobi wpisu czy tekstu w stylu: Patrzcie na to aktywo! Nic specjalnego się z nim nie dzieje. Przeciętne stopy zwrotu, ani nie wysokie, ani nie niskie. Umiarkowana zmienność. Brak ekstremalnego sentymentu rynkowego. W otoczeniu biznesowym i gospodarczym też nic nie specjalnego się nie dzieje.
Po pierwsze jest spora szansa, że potencjalny autor nie zwróci uwagę na „przeciętne” aktywo czy spółkę. Po drugie nawet jeśli zwróci uwagę (na przykład w ramach „przeglądania” rynku) to nie uzna tematu za interesujący.
Tak więc silne, naturalne mechanizmy odpowiadają za to, że rynkowe otoczenie (dziennikarze, komentatorzy, inni inwestorzy) piszą o aktywach znajdujących się w jakimś kontekście w ekstremalnym położeniu. Inwestorzy powinni mieć świadomość, że gdy „cały internet” omawia jakieś rynkowe zjawisko to trend jest już pewnie dojrzały, a może zaawansowany.
Z drugiej strony nie ma żadnego powodu by traktować każde takie zjawisko jako kontrariański sygnał. Skuteczność tego rodzaju sygnałów, które zaliczam do sygnałów sentymentu rynkowego, jest niewielka. W ostatnich latach, zwłaszcza w 2020 roku, inwestorzy wielokrotnie przekonywali się, że zasięg ruchów rynkowych ma tendencję do wyraźnego przekraczania ich oczekiwań.
Świadomość tego, że często będę zwracał uwagę na jakieś rynkowe tendencje czy zjawiska dopiero wtedy gdy będą wyraźnie widoczne (a więc gdy będą już dojrzałe) jest jednym z powodów, dla których podjąłem decyzję o unikaniu podawania kierunkowego nastawienia do rynku. Jednak nawet bez podawania prognoz czy opinii mogę być swego rodzaju „anty-wskaźnikiem” (oczywiście o przeciętniej skuteczności więc inwestycyjnie bezużytecznym) przez sam dobór tematów. Przyjmuję, że dotyczy to wszystkich dziennikarzy, komentatorów czy aktywnych w mediach społecznościowych inwestorów. Odbiorcy wytwarzanych przez nich treści powinni mieć tego świadomość.
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.