Zaledwie kilka dni po najbardziej dotkliwej fazie lutowo-marcowej przeceny na rynku akcyjnym Vanguard opublikował raport, z którego wynikało, że zdecydowana większość klientów spółki nie dokonała w trakcie 30% zjazdu indeksu S&P 500 w dniach 19 luty do 20 marca żadnej transakcji na swoim rachunku inwestycyjnym.
„Zdecydowana większość” może być w tym kontekście niedopowiedzeniem bo konkretna liczba to 92%. Co więcej, z 8% klientów, którzy w wspomnianym okresie gwałtownego spadku S&P 500 zrobili jakieś ruchy na rachunku, połowa zrealizowała tylko jedną transakcję.
Zwróciłem uwagę na raport Vanguarda w kontekście idei, że cierpliwość i oponowanie w obliczu znacznie podwyższonej zmienności na rynku (zwłaszcza tej „skierowanej w dół”) można traktować jak „inwestycyjną supermoc”. Jest to realna przewaga w przypadku inwestorów z długoterminowym horyzontem inwestycyjnym.
Interesujący w raporcie Vanguard był fakt, że klienci spółki z jednej strony wykazali robiące wrażenie opanowanie a z drugiej potwierdzili, że nawet tak specyficzna grupa inwestorów jak klienci Vanguarda podatna jest na rynkową zmienność. Okazuje się bowiem, w okresie dotkliwych spadków S&P 500 aktywność klientów Vanguard (wspomniane 8%) była dwukrotnie wyższa niż w typowym miesiącu w latach 2011-2018.
W lipcu Vanguard opublikował raport, który skupił się na tych 8% inwestorów, którzy dokonywali transakcji w czasie gwałtownej przeceny S&P 500. Ściślej mówiąc skupił się na wyjątkowej podgrupie tych klientów: na inwestorach, którzy całkowicie lub niemal całkowicie „uciekli do gotówki”. Okres badania dotyczy okresu od 19 lutego do 30 marca a więc kończy się jakiś tydzień po zanotowaniu przez S&P 500 lokalnego dołka (po niemal 35% obsunięciu).
Z raportu Vanguard wynika, że w tym okresie transakcje zawierało 5% klientów posiadających pracowniczy rachunek emerytalny zdefiniowanej składki (z reguły zautomatyzowany) i 17% inwestorów indywidualnych z rachunkiem brokerskim lub indywidualnym rachunkiem emerytalnym. Vanguard podaje, że zaledwie pół procenta klientów „uciekło w tym czasie do gotówki”. Ich przeciętna alokacja na rynku akcyjnym wynosiła na koniec 2019 ponad 70%. Raport podaje szczegóły demograficzne dotyczące tej grupy klientów, którzy zdecydowali się na mocny i ambitny market timing i „uciekli do gotówki” ale moim zdaniem bez zestawienia z grupą porównawczą mają one niewielką wartość informacyjną.
Częścią raportu, na którą chciałem zwrócić uwagę jest porównanie wyników zrealizowanych przez „gotówkowych uciekinierów” w okresie do 31 maja z hipotetycznymi wynikami, które osiągnęliby gdyby nic nie robili, gdyby przesiedzieli przecenę z „rękami pod tyłkiem”. Wykres dnia podsumowuje to zestawienie:
Do końca maja S&P 500 wzrósł o ponad 35% od marcowych dołków ale nie zdołał osiągnąć nowych szczytów. Historyczne szczyty poprawił później. Okazuje się, że około 85% „gotówkowych uciekinierów” wyszłoby lepiej gdyby nie podejmowało drastycznych decyzji inwestycyjnych w czasie wyprzedaży. Warto zauważyć, że obecnie S&P jest jakieś 12% powyżej poziomu z końca maja. Można więc oczekiwać, że koszty prób wyczucia rynku są obecnie jeszcze wyższe dla „gotówkowych uciekinierów”.
Omawiam jedno z trzech zestawień w raporcie: dwa pozostałe dotyczą okresu do końca marca i do końca kwietnia. O ile w okresie do końca marca około 57% „uciekinierów” notowało lepsze wyniki, że gdyby pozostali przy swoim typowym portfelu to już na koniec kwietnia ten odsetek spadł do około 31%, a na koniec maja wyniósł 15%.
Należy zauważyć, że badanie dotyczy okresu, w którym rynek zaliczył potężne uderzenie, 35% w spadek w okresie kilku tygodni, a następnie bardzo szybkie odbicie. Bardzo interesujące byłoby podobne badanie dla okresu wielkiego kryzysu finansowego. Nie można więc z powyższych rozważań wyciągnąć wniosku, że kupowanie cholernej korekty (BTFD) albo ignorowanie cholernej korekty (ITFD) jest poprawną postawą inwestycyjną. Ten raport Vanguard nie jest argumentem w tej dyskusji.
Raport Vanguard pokazuje natomiast, że udany market timing wymaga dwóch trafnych decyzji. Skuteczne ominięcie przeceny wymaga dobrej decyzji o wyjściu z rynku i dobrej decyzji o powrocie na rynek. Raport Vanguard skupia się na inwestorach, którzy podjęli niezłą pierwszą decyzję. Przecież mogli uciec do gotówki duża wcześniej. Na przykład w 2013 roku gdy aktorka Mila Kunis ogłosiła, że przenosi oszczędności z depozytów bankowych na rynek akcyjny co wielu komentatorów interpretowało jako sygnał ultra-optymistycznego sentymentu i argument za rychłą korektą. Klienci Vanguard „uciekli do gotówki” już w czasie przeceny na rynku akcyjnym. Jednak już po dwóch miesiącach odbicia zdecydowana większość z nich notowała gorsze wyniki niż gdyby nic nie zmieniali w swoich portfelach.
W tytule tekstu założyłem, że „ucieczka do gotówki” była wynikiem paniki. To jeden z potencjalnych powodów. Innym powodem może być duża wiara w własne umiejętności inwestycyjne i przekonanie, że będzie się w stanie wyczuć rynek: uciec z niego w trakcie korekty i powrócić na wczesnym etapie odbicia. Okazuje się, że ta druga część planu jest trudniejsza do realizacji niż może się to wydawać.
Moim zdaniem ucieczka nie jest złym pomysłem zwłaszcza jak się opuściło np. Spółki skarbu państwa z wyjątkiem kghm i np. Wróciło na covid owe hity typu mercator biomed czy fotowoltaike np. Mls oraz w brokera Xtb i tak najważniejsza jest selekcja czego przykładem są niezniszczalne Dino czy Cdr.każda nowa decyzja może czegoś dobrego też wnieść.