Michael Batnick zwrócił uwagę na popularną w segmencie porad finansowych ideę, że drobne ale regularne oszczędności mogą w długim horyzoncie czasowym przynieść fenomenalne rezultaty.

Na wspomnianej wyżej idei opiera się artykuł z portalu CNBC, którego autorzy korzystają z doświadczeń i sugestii milionera i autora – Davida Bacha. Bach propaguje ideę rezygnacji z jakiegoś drobnego ale regularnego zwyczaju konsumenckiego – na przykład kupowania kawy w drodze w pracy. Autorzy przedstawiają wyliczenia, że rezygnacja z codziennej kawy (wycenianej na $5) może w okresie 40 lat przynieść prawie milion dolarów ($948 611 według wyliczeń z artykułu).

Warto zwrócić uwagę na te wyliczenia bo pokazują one znaczenie jakie w poradnikach z dziedziny oszczędzania i inwestowania odgrywają przyjęte założenia. W przypadku artykułu z portalu CNBC założenia są obecne w głównym tekście ale często przenoszone są do przypisów. Kluczowym założeniem dla ujmującej idei, że przeciętnemu człowiekowi do zostania milionerem wystarczy rezygnacja z codziennej kawy, jest uzyskiwanie 10% przeciętnej rocznej stopy zwrotu z zaoszczędzonych pieniędzy.

Jeśli przyjmiemy bardziej realną stopę zwrotu na poziomie 3% to skumulowane przez 40 lat korzyści z rezygnacji z codziennej kawy skurczą się do około 140 000 dolarów. Przykład z kawą jest o tyle użyteczny, że po zamianie dolara na złote można go używać w polskich realiach.

Nie zamierzam krytykować idei ograniczania drobnych wydatków konsumpcyjnych bo nie jest to zły pomysł. Choć przekonanie, że jest to droga prowadząca do statusu milionera wydaje się mi zdecydowanie zbyt optymistyczne.

Zwróciłem natomiast uwagę na komentarz Batnicka, który zauważył, że dużo większy sens ma skupienie się na najważniejszych wydatkach. Przykładem takich wydatków może być koszt wynajmu mieszkania lub rat hipotecznych i koszt rat kredytu samochodowego. Istotą rolę w kształtowaniu tych kosztów ma oczywiście cena domu i samochodu. Z punktu widzenia realizacji długoterminowych celów finansowych duży sens może mieć ograniczenie oczekiwań konsumpcyjnych w tych dwóch dziedzinach a także poświęcenie wysiłku na wybranie najbardziej atrakcyjnych ofert kredytowych. Niewielkie różnice w marży kredytu hipotecznego mogą okazać się ważniejsze niż decyzja dotycząca sposobu konsumpcji codziennej kawy.

Rozważania te skłoniły mnie do zastanowienia się jakie są najważniejsze decyzje, które powinni podjąć inwestorzy. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że decyzje dotyczące wyboru konkretnych spółek czy funduszy do portfela nie znajdą się na czele rankingu kluczowych wyborów dla przeciętnego inwestora.

Najważniejszą decyzją, z całą pewnością pierwszą w kolejności, jest wybór stopy oszczędności determinującej wielkość środków, które zasilać będą inwestycyjny kapitał. Dla przeciętnego inwestora walka o istotnie wyższe od rynkowych stopy zwrotu będzie bardzo trudna. Stopa oszczędności to jeden z dwóch kluczowych czynników, nad którymi inwestor posiada pewną kontrolę. Drugim czynnikiem są koszty inwestowania czyli prowizje i opłaty. Oczywiście stopa oszczędności determinowana jest wielkością dochodów ale czytelnicy zgodzą się, że istnieje tu spore pole manewru – tym większe im wyższe są dochody. Na tym etapie budowania portfela inwestycyjnego zwróciłbym uwagę na trzy kwestie:

  • wczesny start (nawet symbolicznymi zasileniami)
  • systematyczność
  • automatyzację

Świetnym przykładem automatyzacji decyzji o stopie oszczędności jest zasada by do portfela inwestycyjnego trafiała określona część otrzymywanych podwyżek (na przykład 20%). Wprowadzana w młodym wieku może zbudować świetne nawyki oszczędnościowe i przy niskich kosztach emocjonalnych (odkłada się „nowe dochody” a nie ogranicza „już istniejącą” konsumpcję) może zbudować bardzo wysoką stopę oszczędności już po dekadzie kariery zawodowej.

Drugą kluczową decyzją jest wybór klas aktywów, w które inwestor będzie inwestował. Dyskusja na Blogach Bossa o roli rynków kapitałowych w realizacji indywidualnych celów finansowych dobrze uwypukla znaczenie tego wyboru. Większość inwestorów rozważać będzie lokaty, rynek nieruchomości, rynek akcji i rynek obligacji jako miejsce lokowania swoich oszczędności. Część inwestorów rozważy jeszcze metale szlachetne, aktywa emocjonalne a także kryptowaluty. Niewielki odsetek będzie mieć dostęp do inwestycji typu venture capital lub private equity.

Na tym etapie budowania portfela inwestycyjnego inwestor powinien wziąć pod uwagę

  • potencjalne stopy zwrotu z różnych klas aktywów (ważne dla realizacji celów finansowych)
  • zmienność i płynność poszczególnych aktywów (ważne dla poziomu tolerancji na ryzyko)
  • indywidualne kompetencje (ważne dla osiągnięcia ewentualnej przewagi)

Ostatnim etapem wstępnym będzie decyzja o poziomie aktywności inwestycyjnej – czy inwestor samodzielnie będzie dokonywał inwestycji czy zdecyduje się na pasywne formy inwestowania. Ten wybór będzie kluczowy dla inwestorów alokujących dużą część swoich środków na rynku akcji i obligacji. Na wybór na tym etapie wpływać powinny umiejętności i kompetencje inwestora oraz koszty dostępnych produktów inwestycyjnych. Efektem tej decyzji nie musi być albo aktywne inwestowanie albo fundusze indeksowe. Inwestorzy mogą się zdecydować na przykład na aktywne zarządzanie niewielką częścią portfela.

Moim zdaniem dopiero po przejściu powyższych trzech etapów inwestorzy, którzy zdecydują się zarządzać aktywnie przynajmniej częścią swojego portfela mogą zająć się szukaniem i budowaniem konkretnych strategii inwestycyjnych. Z rozmów ze znajomymi oraz z lektury mediów społecznościowych odniosłem wrażenie, że duża część inwestorów niemal zupełnie pomija pierwsze trzy etapy albo poświęca im minimalną uwagę. Dużo mniejszą uwagę niż na przykład decyzji o wyborze konkretnej spółki do portfela.

Tymczasem z punktu widzenia realizacji długoterminowych celów finansowych poprawne wybory na trzech pierwszych etapach (ile inwestuje? gdzie inwestuje? aktywnie czy pasywnie?) będą mieć dla przeciętnego* inwestora dużo większe znaczenie niż selekcja spółek do portfela. Rozważania o znaczeniu codziennej konsumpcji kawy skłoniły mnie do przypomnienia inwestorom o najważniejszych decyzjach w procesie budowania portfela inwestycyjnego.

* Inwestora, który nie będzie wygrywać z rynkiem o kilkanaście punktów procentowych rocznie przez kilka dekad jak legendarni inwestorzy

8 Komentarzy

  1. cw

    Bardzo dobry artykuł!

    1. trystero (Post autora)

      @ cw

      Dzięki

  2. GZalewski

    "Nie zamierzam krytykować idei ograniczania drobnych wydatków konsumpcyjnych bo nie jest to zły pomysł. Choć przekonanie, że jest to droga prowadząca do statusu milionera wydaje się mi zdecydowanie zbyt optymistyczne"
    Jeśli się przyjmie to dosłownie – czyli zrezygnuj z kawy za 5$ albo (to przykład z którego wyjątkowo darła łacha "nowa lewica") nie kupuj drogich awokado – to faktycznie można mieć wątpliwości. Ale jeśli zastanowimy się głębiej, to w gruncie rzeczy chodzi o dziesiątki drobnych transakcji – na kawę, na burgera, na coś tam – bo musze, bo mi się należy, bo mam prawo.
    I nie chodzi o nadmierne skąpstwo tylko pewną relację produktu A do możliwego do uzyskania wcale nie większym nakładem produktu B.
    Mam taką zasadę, że w polskich restauracjach nie zamawiam zwykle makaronu. Najczęściej bowiem kosztuje nieproporcjonalnie wysoko w stosunku do tego, co można uzyskać samemu. To jest proste jedzenie, a nie polędwica Wellington, której samemu w większości przypadków nie będzie chciało mi się przygotowywać.

    1. trystero (Post autora)

      @ GZalewski

      Sama idea ograniczania niepotrzebnych wydatków jest mi bliska bo jest spójna z moją niechęcią do konsumpcjonizmu i świadomością ekologiczną. Tyle, że w moim przypadku nie obejmuje jedzenia bo lubię dobre jedzenie. Ale już w przypadku elektronicznych gadżetów jak najbardziej.

      Żyjemy w świecie nachalnego marketingu, który nakłania nas do wydawania pieniędzy na rzeczy, które są zbędne, które w ujęciu netto mogą nawet nie dawać nam zadowolenia. Zidentyfikowanie takich wydatków i ograniczenie ich na rzecz wyższych oszczędności trudno krytykować bo to się wydaje sensowne. Natomiast oszczędzanie dla oszczędzania może być moim zdaniem demotywujące i może popsuć stronę dochodową.

      1. GZalewski

        jedzenie jest tylko przykładem. Tak masz rację. Jeśli ktoś ledwo przędzie, ale bierze kredyt na superlepszy telefon to niestety jest to odpowiednik kupionych przez pół roku dzień w dzień kaw po XX złotych.

        Czekam na całość badań D. Maison z wczorajszej konferencji Nienieodpowiedzialni właśnie o konsumpcjonizmie i materializmie, bo zwróciły moją uwagę dwa zestawienia, związane co prawda nie z inwestowaniem, ale oszczędzaniem, celami oszczędzania i skłonnością do materializmu (rozumianego jako subiektywne poczucie szczęścia przez pryzmat posiadanych przedmiotów/pieniędzy)

  3. _dorota

    1. "w gruncie rzeczy chodzi o dziesiątki drobnych transakcji"
    To jednak również powinno być przedmiotem analizy uwzględniającej osobiste preferencje. Bo z jednej strony mamy całe lata wyrzeczeń (które mogą być postrzegane jako uciążliwe, może nawet niwelujące przyjemność z życia). A z drugiej strony jakieś mgliste widmo gratyfikacji po wielu latach. Po drodze może być wojna, ciężki kryzys (niejeden), zawał, udar etc. etc.

    Jak się choćby pobieżnie zastanowić, to opłacalne jest jedynie inwestowanie w zdrowie i sprawność (drobne przyjemności pozostawiamy jako szczepionkę przeciwdepresyjną 🙂 ).

    2. Proszę mnie nie zrozumieć źle: leitmotywem kilku ostatnich lat mojego życia jest gruntowne, konsekwentne upraszczanie życia (w tej chwili jestem już wręcz minimalistką, głęboko przemyślaną, w duchu zen).

    Ale zaczynam się zastanawiać, czy narastająca moda na prostotę, ekologię (zero waste), minimalizm etc. nie jest jakoś sterowana. Bo mamy teraz dziwną sytuację, w której warstwa ludzi naprawdę bogatych jest coraz bardziej absurdalnie bogata, a szerokiej publiczności sprzedaje się ideologię wyrzeczeń i samoograniczania. Coś mi tu nie gra.

    Moda na prostotę i ograniczenia jest równie fałszywa jak każda moda. Warto mieć to na uwadze.

    1. dzemeuksis

      Odnośnie pkt. 2 i Twoich wątpliwości polecam (jeśli nie znasz) ten artykuł: https://nowyobywatel.pl/2018/01/02/swiadoma-konsumpcja-to-klamstwo/

      1. _dorota

        Autorka ma całkowitą rację, dzięki za link. Mam zresztą natychmiastowe potwierdzenie jej tezy: co z tego, że w domu ograniczam chemię (i doskonale mi to idzie), skoro przed chwilą otworzyłam okno i niemal powalił mnie smród. Bez działań systemowych krzewienie wśród konsumentów postaw ascetycznych jest tylko tworzeniem nowych rynków zbytu na produkty "eko", z recyklingu etc.

        Co nie zmienia faktu, że droga do minimalizmu jest tą własciwą.

Skomentuj GZalewski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *