Spekulacje o pierwszej bańce spekulacyjnej

Kilka lat temu w czasie wakacji w Holandii wybrałem się do Frans Halls Museum w Haarlemie by zobaczyć obraz bezpośrednio nawiązujący do jednego z najgorętszych zagadnień sektora finansowego: baniek spekulacyjnych.

W kolekcji muzeum jest obraz Hendricka Gerritsza Pota pod tytułem Wóz głupców bogini Flory. Przedstawia grupę ludzi na napędzanym wiatrem wozie jadących na zatracenie. Za wozem podążają tkacze z Haarlemu, którzy porzucili swoje zajęcia by oddać się zabawie z Fortuną (bogini o dwóch twarzach siedzi na wozie). Napędzany wiatrem wóz może nawiązywać zarówno do współczesnego artyście wynalazku jak i do kontraktów terminowych na cebulki tulipanów, którymi obrót nazywano handlem na wietrze:

Za Frans Halls Museum

To jedno z dwóch znanych dzieł nawiązujących do tulipomanii. Satyra jest jeszcze ostrzejsza w obrazie Alegoria tulipomanii Jana Brueghela młodszego. Na tym obrazie spekulantów obracających cebulkami tulipanów przedstawiono jako małpy – symbol chciwości i głupoty. W centralnej części obrazu jeden ze spekulantów mierzy wartość cebulki tulipana: okazuje się cenniejsza niż grudka złota. Po lewej stronie można dostrzec najsłynniejszą i jedną z najdroższych odmian tulipana: Semper Augustus.

Za Wikipedia

Jedną z lektur w czasie tych wakacji była książka Anne Goldgar: Tulipmania – Money, Honor and Knowledge in the Dutch Golden Age. O książce specjalistki od historii społeczeństwa i kultury w XVII i XVIII wieku przypomniał mi wrześniowy tekst na stronach Smithsonian pod tytułem There Never Was a Real Tulip Fever. Tekst ma błąd w tytule. Pod koniec lat 30. siedemnastego wieku miała miejsce gorączka tulipanowa w Holandii. Anne Goldgar nie kwestionuje spektakularnego wzrostu cen z lat 1636-1637. Autorka kwestionuje popularne wyobrażenia o tulipomanii, przede wszystkim dotyczące jej zasięgu i skutków.

Godziny żmudnej pracy badawczej skłoniły Goldgar do wniosku, że samą spekulacją cebulkami zajmowała się relatywnie niewielka grupa ludzi. Z reguły z zawodowymi związkami z biznesem kwiatowym albo handlem. O ile społeczeństwo mogło interesować się tulipomanią bo uprawa egzotycznych kwiatów (i generalnie kolekcjonowanie egzotycznych rzeczy) była popularnym hobby holenderskiej klasy średniej to finansowe uczestnictwo w gorączce było ograniczone do wąskiego grona osób. Z tego powodu nie ma śladów makroekonomicznych skutków załamania trendu cenowego w lutym 1637 roku. Wbrew popularnym wyobrażeniom nie ma nawet dowodów na falę bankructw nie wspominając o kryzysie finansowym lub recesji. Goldgar twierdzi, że co najwyżej kilku ludzi mogło wpaść w finansowe tarapaty wskutek załamania się cen na początku 1637 roku.

Tak więc tulipomania była epizodem bańki spekulacyjnej porównywalnym do bańki na kartach bejsbolowych w USA w latach 80. i 90. a nie do bańki technologicznej z przełomu stuleci czy do bąbla na rynku nieruchomości.

W przypadku tulipomanii mamy do czynienia z trzema poważnymi problemami. Po pierwsze istnieje problem z tworzeniem rzetelnej bazy danych zawieranych transakcji. Stworzenie trendu cenowego wymaga wielu uproszczeń i założeń. Generalnie dotyczy to niemal wszystkiego co działo się przed XX wiekiem. Wiele na ten temat może powiedzieć Thomas Piketty, a raczej jego krytycy. Po drugie istnieje problem z interpretacją otoczenia regulacyjnego i jego wpływu na zachowanie uczestników spekulacji. Wiadomo, że po pierwszych turbulencjach w Haarlemie w lutym 1637 roku pojawiła się idea nieważności zawartych kontraktów terminowych, która ewoluowała w ideę zamiany tych kontraktów w coś co przypomina raczej opcje (a więc prawo do kupna a nie zobowiązanie). Formalnym zakończeniem tego zamieszania była możliwość anulowania zobowiązania do kupna po uiszczeniu 3,5% kary. Z jednej strony możemy się więc dopatrywać jakiegoś rodzaju regulacyjnego bailoutu. Z drugiej strony należy pamiętać, że chodzi o nieformalne transakcje, zawierane w nieformalnych miejscach i całkowicie oparte na osobistym zaufaniu.

Po trzecie przez bardzo długi czas kluczowym źródłem wiedzy o tulipomanii były propagandowe pamflety z siedemnastego wieku. Pozwolę sobie nazwać te pamflety ówczesną krytyką neoliberalnego systemu ekonomiczno-społecznego. Tyle, że z pozycji kalwinistycznych a nie lewicowych. Bogactwo, konsumpcjonizm i urynkowienie obrotu gospodarczego były dla autorów tych pamfletów zagrożeniem dla moralności społeczeństwa. W takie myślenie idealnie wpisywały się historie o ogarniętych rządzą chciwości lub ostentacyjnej konsumpcji (bo najdroższe cebulki tulipana były symbolem statusu) głupcach, którzy potracili majątki i literalnie zatracili się. Z tych źródeł bezrefleksyjnie korzystał Charles Mackay autor kanonicznej książki Extraordinary Popular Delusions and the Madness of Crowds z 1841. Przedstawiona przez niego wersja tulipomanii należała do kategorii spraw, w które chce się wierzyć. Kolejne pokolenia komentatorów rynkowych powtarzały tę wersję. Pętlę zamknął szef Holenderskiego Banku Centralnego, który w 2013 roku porównał do tulipomanii nic innego a bitcoina.

Trudno o lepsze unaocznienie tego fenomenu niż artykuł na Business Insider w całości oparty na książce Anne Goldar a zatytułowany: Tulipomania – jak cały naród totalnie zwariował na punkcie cebulek tulipana.

Kontekst, w którym tulipomanię osadza Goldar jest interesujący bo pokazuje, że wbudowana w technologiczne i społeczne nowości niepewność jest świetnym podłożem do tworzenia rozgorączkowanych rynków. W XVII wieku takim sektorem była uprawa i kolekcjonowanie egzotycznych kwiatów. Rozmnażanie i pozyskiwanie cennych odmian było technologicznym wyzwaniem. Niepewność dotyczyła też trwałości nowej społecznej mody. W takich niepewnych sytuacjach z reguły do głosu dochodzą optymiści. Także dlatego, że z reguły łatwiej jest zająć długą pozycję na jakimś nowym trendzie.

2 Komentarzy

  1. GZalewski

    Według Kindlebergera tulipany były tylko częścią ogólnej manii spekulacyjnej w różnych segmentach (nieruchomości, Holenderska Kompania Wschodnioindyjska), czyli tak jak u nas w 2005-2007 gdzieś tam szalał rynek akcji, nieruchomości, ale i nagle amatorzy zaczęli się monetami interesować. W porównaniu do innych segmentów było to niedużo, ale jednak zwracało uwagę. Zresztą Kindleberger cytuje P. Garbera, który też miał wątpliwości, czy skala była taka duża, jak widzimy to w pop-kulturze czasem. Z kolei cytowany J. Israel wprost sugeruje, że to była gorączka kupców i ogrodników.
    Więc być może w tym okresie było wiele przeróżnych spekulacyjnych przedmiotów, ale tulipany zyskały popularność w przekazach, no bo aż się same o to proszą "piękne i nietrwałe".

    1. trystero (Post autora)

      @ GZalewski

      Tak. Graber argumentuje, że to było typowe zachowanie kwiatowej nowości i ceny innych kwiatów miały podobny trend (na przykład hiacyntów) na początku swojej popularności: silny trend wzrostowy i załamanie. Ale Earl Thompson krytykuje podejście Grabera i sugeruje, że tulipany mialy ten trend cenowy "na sterydach". Mówi o 20-krotnym wzroście cen w latach 1636-1637. On natomiast skupia się na otoczeniu prawnym, czyli wykonywalności kontraktów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Proszę podać wartość CAPTCHA: *

Klauzula informacyjna

Administratorem Pani/Pana danych osobowych jest Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. („My” lub „DM BOŚ”) z siedzibą w Warszawie (ul. Marszałkowska 78/80, 00-517 Warszawa). Będziemy przetwarzać, Pani/Pana dane na potrzeby udzielenia odpowiedzi na Pani/Pana zapytanie, możliwości skorzystania z usługi oferowanej przez DM BOŚ, a także realizacji naszych prawnie uzasadnionych interesów, tj. rozpatrywania skarg oraz obrony przed roszczeniami. Ma Pani/Pan prawo dostępu do danych, żądania ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania i przenoszenia. W dowolnym momencie może Pani/Pan także wnieść sprzeciw, z przyczyn związanych z Pani/Pana szczególną sytuacją, wobec przetwarzania Pani/Pana danych dla realizacji prawnie uzasadnionych interesów DM BOŚ. Może się Pani/Pan z nami skontaktować wysyłając e-mail na adres: makler@bossa.pl lub list na adres: ul. Marszałkowska 78/80, 00-517 Warszawa, dzwoniąc na infolinię pod numer + 48 225043104 lub odwiedzając jedną z naszych placówek (lista dostępna pod http://bossa.pl/dmbos/oddzialy/). Może Pani/Pan skontaktować z Inspektorem Ochrony Danych m.in. korzystając z e-mail: iod@bossa.pl lub listownie na nasz adres. Więcej informacji o przetwarzaniu Pani/Pana danych, czasie przechowywania, prawach i sposobach kontaktu znajduje się w naszej Polityce Prywatności.