„chciwość lub strach mogą rozdmuchać pojedynczą informację do niebotycznych rozmiarów, co z kolei może błyskawicznie wpędzić nas w finansowe kłopoty” Carl Richards, Luka behawioralna
Gdyby Moody’s w ubiegłym tygodniu zatrudnił jakiegoś młodziana od social mediów lub choćby na jeden dzień wstawił jakiś baner reklamowy na swoją stronę mógłby zarobić mnóstwo dodatkowej kasy. Ruch z polski na strony internetowe agencji był tak duży, że serwery nie wytrzymały obciążenia. W piątek miała zostać podana informacja o zmianach bądź nie w ratingu polski. Od kilku już tygodni żyli tą informacją przede wszystkim politycy. W mniejszym stopniu (tak mi się wydaje) ludzie z rynków finansowych. Zgodnie z zasadą, że istotna jest reakcja na informację, a nie sama informacja, rozsądniejsze było cierpliwe oczekiwanie, zamiast stawiania prognoz, budowania scenariuszy i stwierdzania, że na pewno coś się wydarzy, lub nie.
Tymczasem informacja została podana nie w piątek, tylko w sobotę, rynki miały więc całe dwa dni na przemielenie jej. Uznajmy, że zmiana perspektywy na negatywną nie jest optymistyczna. Ale akcje na warszawskiej giełdzie łaskawie to zignorowały. Również złoty wzruszył ramionami. No cóż, można się było spodziewać, że ta część strony politycznej, której ta zmiana jest nie na rękę, mogła z triumfem ogłosić, że to wcale nie jest zła decyzja, a w ogóle to jest ona bez znaczenia. Jeśli w tym tygodniu jednak indeks zmieni się na minus, przeciwna strona polityczna ogłosi, że jednak reakcja była.
A tymczasem…
Już gdzieś przeczytałem, że właściwie to decyzja Moody’s nie była taka istotna. O wiele ważniejsza będzie lipcowa decyzja kolejnej agencji ratingowej – Fitch. Zieeew.
No to teraz przez cały maj i czerwiec będziemy odmieniać przez przypadki – ficz, ficzowi, ficzowemu.

Klauzula informacyjna