Za sprawą Tomasza Symonowicza i Wojciecha Głąbińskiego na Blogach Bossy na nowo zagościła dyskusja o edukacji finansowej – jej ograniczeniach i potencjalnych korzyściach. Chciałbym dodać kilka przemyśleń do tej dyskusji.
Mam wrażenie, że dyskutując o edukacji finansowej często mamy na myśli dwa różne aspekty tego zagadnienia. Pozwolę sobie nazwać jeden z aspektów teoretyczną edukacją finansową – to elementarne zagadnienia matematyczne (procenty, ułamki, etc), finansowe (na przykład dywersyfikacja), ekonomiczne (na przykład wpływ inflacji na siłę nabywczą oszczędności) i prawne (na przykład preferencyjne traktowanie podatkowe części inwestycji). Ten aspekt edukacji finansowej jest bardzo łatwy do mierzenia i moim zdaniem dosyć łatwy do przekazania, nauczenia.
Z tym aspektem edukacji finansowej związane są też świetne anegdoty: na przykład historia o wprowadzeniu na początku lat 80. w USA przez sieć barów szybkiej obsługi A&W hamburgera, który miał rywalizować ze sprzedawanym w McDonald’s ćwierćfunciakiem (znanym w Paryżu jako Royal). Hamburger A&W ważył jedną trzecią funta – był więc większy od ćwierćfunciaka. W testach smakowych otrzymywał wyższe noty. A do tego był tańszy od ćwierćfunciaka. A&W zorganizowała szeroką kampanię reklamową podkreślającą zalety swojego hamburgera.
Okazało się, że klienci zupełnie go zignorowali. Z przeprowadzonych przez spółkę zogniskowanych wywiadów grupowych managerowie dowiedzieli się, że klienci nie chcą przepłacać za mniejszego hamburgera. Jedna trzecia funta wydawała im się mniejsza od jednej czwartej funta bo „3” jest mniejsza od „4”. Ćwierćfunciak z McDonald’s wydawał się im lepszą okazją.
Przemysław Barankiewicz z Pulsu Biznesu opublikował na Twitterze wyniki niedawano przeprowadzonego w Polsce sondażu (w ramach badania stanu wiedzy ekonomicznej Polaków), które pokazują inne zagadnienia z teoretycznej strony edukacji finansowej (działania na procentach i wpływ inflacji na siłę nabywczą oszczędności):
Można jednak wyodrębnić drugi aspekt edukacji finansowej – pozwolę go sobie nazwać behawioralnym. Mam wrażenie, że o tym aspekcie myślimy gdy komentując sprawę Amber Gold pomstujemy na niski poziom wiedzy finansowej w społeczeństwie. Część behawioralna edukacji finansowej to zestaw reguł i nawyków, których przyjęcie ułatwi podejmowanie dobrych decyzji finansowych, a przynajmniej unikanie katastrofalnych błędów (takich jak inwestowanie oszczędności w trzy kolejne piramidy finansowe). Moim zdaniem ten aspekt edukacji finansowej jest nie tylko trudny do zmierzenia ale także trudny do przekazania. Mimo tego, gdy mówimy o korzyściach związanych z edukacją finansową to z reguły mamy na myśli korzyści związane z behawioralnym aspektem edukacji finansowej.
Zastanówmy się przez chwilę nad największymi porażkami, błędami finansowymi w Polsce w ostatnich kilku latach. Moja subiektywna lista wygląda tak:
- kredyty hipoteczne denominowane w walutach obcych
- masowe wejście na rynek akcyjny (zwłaszcza w segment małych i średnich spółek) indywidualnych inwestorów w ostatniej fazie poprzedniej hossy
- opcje walutowe
- tworzone przez instytucje para-finansowe piramidy finansowe (Amber Gold, Finroyal, etc)
- popularność oferowanych przez instytucje para-finansowe wysoko oprocentowanych krótkoterminowych pożyczek (tzw. chwilówek)
- skomplikowane produkty inwestycyjne takie jak poliso-lokaty i lokaty strukturyzowane
Zaryzykuję stwierdzenie, że teoretyczny aspekt edukacji finansowej w niewielkim stopniu pomógłby w opisanych wyżej sytuacjach, z całą pewnością byłby mniej skuteczny niż behawioralna strona edukacji finansowej. Być może najlepszą ilustracją tej opinii jest problem opcji walutowych, który dotyczył osób posiadających bardzo dobrą edukację finansową – dyrektorów finansowych, którzy z reguły byli odpowiedzialni za zawieranie asymetrycznych transakcji opcyjnych.
Z drugiej strony, proste zasady behawioralne, skoncentrowane na unikaniu głupich pomyłek, mogłyby się okazać bardzo skuteczne w wymienionych wyżej przypadkach. Zakładając oczywiście, że byłyby stosowane. Spróbuje wymienić takie zasady:
- zadłużanie się w walucie, w której osiąga się dochody
- niepoleganie na niedawnych (rocznych, trzyletnich) stopach zwrotu przy wyborze inwestycji
- wystrzeganie się transakcji z ryzykiem nieograniczonej straty
- sceptyczne, krytyczne podchodzenie do inwestycji oferujących istotnie wyższe od rynkowych stopy zwrotu
- unikanie wysokooprocentowanego zadłużenia gdy nie jest ono absolutnie niezbędne (żadnych dyskrecjonalnych dóbr konsumpcyjnych na kredyt)
- unikanie złożonych produktów finansowych, nieinwestowanie w produkty inwestycyjne, których się nie rozumie
Moim zdaniem, stosowanie się do powyższych zasad wyszłoby na dobre przeciętnemu uczestnikowi życia gospodarczego i pomogłoby uniknąć wielu bardzo kosztownych błędów. Czytelnicy, korzystając z własnej wiedzy i doświadczenia, mogliby zresztą znacznie rozszerzyć tę listę.
Istnieje jednak poważny problem z behawioralnym aspektem edukacji finansowej. Pomiędzy samym stworzeniem użytecznych reguł i nawyków a sprawieniem by duża część społeczeństwa stosowała je w życiu istnieje olbrzymia przepaść i moim zdaniem niespecjalnie wiemy jak tę przepaść przeskoczyć.
Artykuł na temat edukacji finansowej na stronach Vox zwrócił uwagę na doświadczenia związane z kampaniami edukacyjnymi w dziedzinie zdrowia i zdrowego trybu życia. W raporcie Brookings Institution zauważono, że kampanie w segmencie zdrowia i zdrowego trybu życia przeciętnie sprawiają, że od 5% do 10% ludzi więcej (niż przed kampanią) podejmuje oczekiwane, preferowane działania.
Zaryzykuję stwierdzenie, że przeciętny człowiek przywiązuje dużo większą wagę do problemów zdrowotnych niż finansowych a wizja zrujnowania sobie zdrowia czy śmiertelnej choroby jest dużo bardziej przerażająca (i motywująca) niż wizja finansowych trudności czy bankructwa. Jeśli powyższe założenia są poprawne to wniosek dotyczący skuteczności edukacji finansowej w zmienianiu autodestrukcyjnych postaw finansowych jest raczej pesymistyczny. Moim zdaniem nie powinniśmy oczekiwać, że łatwiej będzie skłonić ludzi do odkładania na emeryturę większej części dochodów niż do unikania nałogów istotnie zwiększających ryzyko bolesnej i śmiertelnej choroby.
Oczywiście, aspekt teoretyczny i behawioralny edukacji finansowej nie są oddzielone wyraźną granicą, przenikają się w wielu miejscach. Myślę jednak, że warto wyodrębnić te aspekty przy dyskusji o edukacji finansowej i jej potencjalnych korzyściach.
Posłużę się przykładem z dziedziny kampanii edukacyjnych w dziedzinie zdrowia i żywienia: istnieje spora różnica pomiędzy nauczeniem ludzi ile łyżeczek cukru (w postaci syropu glukozowo-fruktozowego) zawiera butelka popularnego napoju a skłonieniem ich by przestali regularnie pić ten rozpuszczony w zabarwionej wodzie cukier. Myślę, że podobny problem dotyczy edukacji finansowej.
Duża część społeczeństwa może skorzystać na zwiększeniu swojej teoretycznej wiedzy finansowej. Tomasz Symonowicz zwrócił dziś uwagę na raport Instytutu Wolności i Raiffeisen Polbank na temat stanu wiedzy ekonomicznej Polaków. Wynika z niego między innymi, że świadomość tego, że limit na koncie, pozwalający wypłacać pieniądze nawet wtedy, gdy ich nie ma, może być oprocentowany, ma mniej niż połowa Polaków. Myślę, że dotarcie do społeczeństwa z tą informacją może być korzystne ale nie będzie równoznaczne z przekonaniem Polaków do unikania za wszelką cenę kredytu rewolwingowego.
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Interesujące porównanie edukacji finansowej do prozdrowotnej. Proszę jednak zauważyć, że naszą wiedzę i zachowania w obu dziedzinach kształtują nie tylko szkoły czy media, ale też pracownicy służby zdrowia/instytucji finansowych. W przypadku obu dziedzin mamy/mieliśmy do czynienia z zawodami zaufania publicznego. O ile w służbie zdrowia dobro pacjenta wciąż jakoś się trzyma, to banki z instytucji powierniczych przeszły w stronę wyższej kultury … sprzedaży.
Wyobraźmy sobie, że lekarze bombardują nas propozycjami niepotrzebnych nam procedur medycznych czy namawiają do ryzykownych zachowań. (W przypadku lekarstw OTC taka sytuacja nawet istnieje – i skutkuje).
Wielkie gratulacje za bardzo trafny artykuł. Faktycznie, edukacja finansowa opiera się na wspomnianej dychotomii: technikalia i aspekt behawioralny, przy czym dyskusja nt. programów edukacji finansowej skupia się zazwyczaj na tym pierwszym elemencie, lub, co gorsza, rozpowszechnia się mit, że im więcej wiedzy technicznej, tym społeczeństwo będzie podejmowało lepsze decyzje finansowe. A badania pokazują, że takie założenie jest z gruntu błędne.
Polecam w tej kwestii największą jak dotąd meta-analizę [1] skuteczności programów edukacji finansowej – wnioski z analizy 188 badań (dotyczyły programów edukacji finansowej, w której wzięło udział ponad 500 tys. beneficjentów) są dosyć przygnębiające. Wskaźnik istotności statystycznej (r) dla najbardziej wiarygodnych badań (grupy kontrolne, zrandomizowane testy) wyniósł zaledwie 0,009 %, a po dwóch latach od zakończenia jakiegokolwiek kursu edukacji finansowej stopień wiedzy spadł niemal do zera – beneficjenci tych programów zapominają niemal wszystko, czego się nauczyli wcześniej.
Trafnie Pan zauważa, że aspekt behawioralny w dużej mierze sprowadza się do nawyków. Z dwoma zastrzeżeniami. Dobre nawyki niekoniecznie muszą być dobre w równym stopniu dla wszystkim. Przykład: nawyk oszczędzania 10 % dochodów miesięcznie ma sens u tych osób, których na to zwyczajnie stać, a dla mniej zamożnych lub nadmiernie zadłużonych jest to praktycznie niewykonalne (kolejny temat-rzeka).
Po drugie, nawyki mają to do siebie, że nie da się ich całkowicie wykorzenić, tylko można je umiejętnie zamienić innymi, korzystnymi (dobrą pozycją popularyzującą te odkrycia, które zapoczątkowała Ann Graybiel z MIT, jest chociażby Siła nawyku Ch. Duhigga). I tu wkracza korelacja z nawykami wyniesionymi z domu. Trudno zmienić nawyki u dzieci i młodzieży w oderwaniu od zwyczajów rodzinnych, dlatego pomijanie rodziców w procesie edukacji finansowej dzieci jest jednym z poważniejszych błędów metodologicznych.
Najkrócej rzecz ujmując, w przypadku edukacji finansowej program nauczania powinien być maksymalnie spersonalizowany, nakierowany na zmianę nawyków, oraz skorelowany z ważną decyzją finansową, którą beneficjent danego programu będzie wkrótce podejmował. Niestety, wspomniane strategie są zazwyczaj nieobecne w programach edukacji finansowej. Dołóżmy do tego brak modułów poświęconych kwestiom behawioralnym, jak choćby zaznajomienie z błędami poznawczymi i poznanie kilku strategii radzeniami sobie z nimi (tzw. debiasing), szczególnie podczas podejmowania kluczowych decyzji finansowych, a otrzymamy dosyć pesymistyczny obraz obecnej edukacji finansowej.
[1] Wnioski ze wspomnianej meta-analizy i linki źródłowe: http://www.edukacjafinansowadlarodzicow.pl/wnioski-z-najwiekszej-meta-analizy-na-temat-skutecznosci-edukacji-finansowej/