Przypuszczalnie dla większości stosujących Analizę Techniczną nie ma specjalnego znaczenia czy rynki są efektywne czy nie.
Tym bardziej traci to na znaczeniu jeśli uwzględnimy, że wśród ekspertów nie ma jednomyślności co do istnienia owej (nie)efektywności. Dla praktyków ważne jest to czy i w jakim stopniu układy cen znalezione w historii notowań powtarzają się z odpowiednią siłą w przyszłości, a także czy pojawiają się na wykresach trendy pozwalające zyskiwać. To czy rynek dyskontuje w kursach wszystkie informacje czy tylko ich część, ma drugo- lub wręcz czwartorzędne znaczenie. Krótko mówiąc – Analiza techniczna ma działać a nie hamletyzować o nieefektywnościach.
We wskazywanym w poprzednim wpisie artykule „Czy analiza techniczna może być skuteczna?” Łukasz zawarł taki oto passus:
„Zatem jak sprawdzić czy rynek jest efektywny?
Po pierwsze można zastosować narzędzia analizy technicznej tj. formacje liniowe, wskaźniki, oscylatory i sprawdzić czy system transakcyjny zbudowany przy pomocy tych narzędzi przynosi sukces.”
Stwierdzenie jak najbardziej poprawne logicznie. Jeśli bowiem A.T. generuje zyski to znaczy, że jest ona skuteczna a więc rynki spełniają tym samym automatycznie wymóg nieefektywności, czyli nie dyskontują w pełni wszystkich informacji w cenach (lub inaczej – dyskontują z opóźnieniem). Kłopot jednak pojawia się przy praktycznej weryfikacji owej skuteczności, co zresztą prowadzi do kilku istotnych konsekwencji:
1/ Szerokiej krytyki A.T., szczególnie przed świat akademicki.
Nie tylko akademia, ale i część praktyków inwestowania giełdowego w instytucjach, związanych z tradycyjnymi metodami, odrzuca możliwość użycia A.T. jako skutecznego narzędzia dla osiągnięcia na giełdzie zysków, a konkretnie tzw. alfa – zysków wyższych niż wynikające z pasywnej ekspozycji na średnią rynkową czyli indeksy. W instytucjach finansowych A.T. była przez lata pogardzana i wyszydzana, choć to zmienia się nieco w ostatnich dekadach. Nadal jednak często traktuje się ją jako voodoo i kładzie na półce z astrologią i wróżbiarstwem.
Akademicy próbowali, i robią to nieustannie, falsyfikować hipotezy o jej zyskownym działaniu za pomocą aparatu i rygoru naukowego. Nie jest to łatwe, po części z powodu subiektywności części narzędzi wchodzących w skład A.T., ale również z powodu niedoskonałości metod badawczych (o czym niżej). Generalnie wyniki prac nie są jednorodne, jedynie mniejsza ich część potwierdza wartość niektórych metod technicznych, a więc zasadniczo przyjmuje się za prawdziwą hipotezę o efektywności rynku w jego słabej formie, czyli tej dotyczącej braku możliwości działania A.T. lepszego niż pasywne indeksowanie rynku. Realnie rzecz biorąc użyteczność A.T. istnieje głównie w literaturze popularno-naukowej, którą zna większość zainteresowanych tematem inwestorów, ale nie można tego mylić ze skutecznością. O tej ostatniej przede wszystkim zaświadczyć powinny rzeczywiste wyniki osiągane przez inwestorów, a z tym bywa różnie, o czym więcej wkrótce.
Nieco obraz ten poprawiły demoniczne algorytmy (w tym HFT), które wyczesały z rynków ostatnimi laty trochę pieniędzy (sztandarowy przykład wspominałem tutaj), i które w zakresie technik ilościowych wyrastają z tego samego pnia. Włącza się bowiem do nich typowe systemy trend following, wykorzystujące efekt impetu (momentum), wypełniający definicję nieefektywności (choć akademia traktuje go jako anomalię). Można poczytać o wykorzystaniu ilościowych technik identycznych jak w A.T. w świetnej książce R.Naranga „Inside black box”.
2/ Niedoskonały aparat badawczy
Przeprowadzenie weryfikacji hipotez o działaniu A.T. napotyka problem, który nazywa się „data snooping” w pracach naukowych lub „overfitting” (lub po naszemu przeoptymalizowanie) w transakcyjnych systemach mechanicznych. Polega to w skrócie na tym, że w serii danych historycznych bardzo łatwo wykryć zyskowne strategie, które tak naprawdę są jedynie dopasowaniem do danych, o losowym charakterze, co powoduje, że często nie działają potem w czasie rzeczywistym. Szczególnie gdy danej serii używa się jednocześnie i do szukania zyskownych parametrów i do ich sprawdzenia.
Ostatnie lata to jednak pewien progres w tej mierze. Akademicy wymyślają coraz lepsze metody statystyczne, które ów problem rozwiązują, np. bootstraping. Nie likwiduje to wszystkich problemów (choćby subiektywności użycia narzędzi A.T.) lecz rzetelniej mierzy zyskowność i poziomy ufności. I choć niektóre narzędzia rzeczywiście jakąś przewagę wskazują, to nie wyciąga się generalnie z tego pozytywnych wniosków nawet w metaanalizach czyli przeglądach przekrojowych wielu prac naukowych.
W systemach dzieli się dane na te do testów (in-sample) i do sprawdzenia wyników (out-of-sample). To jednak niewiele pomaga ponieważ wielu testerów popełnia błąd zwany „burning data”. Polega on na tym, że testując dane wystarczająco długo, bez problemu znajdzie się parametry, które zyskownie działały w przeszłości i na serii in-sample i na out-of-sample. Takie dopasowanie działania technicznej metody do danych historycznych trudno jednak nazwać oceną efektywności rynków. Pokazuje jedynie co mogłoby się hipotetycznie zdarzyć. Choć to samo można by zarzucić portfelowej analizie rynków, robionej choćby w funduszach. A sprawę dodatkowo komplikuje niestacjonarność rynków, która wprowadza wiele zaburzeń w cykliczności działania poszczególnych metod.
Co więc pozostaje dla udowodnienia skuteczności A.T.?
Primo – bardziej zaawansowane testy, które uwzględniają również metody zarządzania ryzykiem i kapitałem. Nie sięga po nie jeszcze akademia, testując najprostsze metody, pracują nad nimi za to w zaciszu miłośnicy automatów i algorytmów, ale wyniki to cenne know-how, którego nie ogłasza się na prawo i lewo.
Secundo- realne sprawdzenie w czasie rzeczywistym czyli w grze (realnej lub papierowej). I tutaj liczą się twarde fakty, które ignorują rolę (nie)efektywności.
I jeszcze wisienka na torcie, czyli kwestia owej realnej praktyki, a więc trzecia i najważniejsza konsekwencja dla samych inwestorów, o czym w kolejnym wpisie.
ps. Wtrącę małą dygresją z okazji zbliżających się wyborów, doskonały tekst z mojej ex-macierzystej redakcji, który wyjaśnia w szczegółach kilka spraw z historii naszego rynku:
http://www.forbes.pl/arkadiusz-ozieblo-czlowiek-jkm-10-lat-bezkarnosci,artykuly,177139,1,1.html
—kat—
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.