Zamieszanie wokół OFE i government shutdown w USA spowodowały, iż właściwie bez echa przeszliśmy nad ważnym wydarzeniem na rynku, jakim była zmiana składu indeksu DJIA. W istocie od samego faktu zmiany ważniejszym wydaje się jakość owej zmiany.
Zanim przejdziemy do kluczowej części notki musimy odnotować, iż DJIA to indeks o specyficznej konstrukcji, która wymusza takie układanie koszyka, by żadna ze spółek nie wyrosła na giganta i nie przykryła reszty swoją ceną. Dlatego w indeksie nie mogą znaleźć się spółki o wysokiej cenie nominalnej, jak Apple czy Google mimo tego, iż są dziś w dużym stopniu powodem do dumy z amerykańskiej innowacyjności. Również spółki o niskiej wartości nominalnej są usuwane, bo oddają pola spółkom o wyższej cenie nominalnej. Inaczej mówiąc indeks, który ma w nazwie average naprawdę najlepiej oddaje kondycję rynku, gdy ma w sobie akcje o średniej na tle rynku wartości nominalnej.
Nie można mieć wątpliwości, iż decyzje zarządów o splicie akcji firm Apple czy Google otworzyłoby drogę obu do indeksu DJIA. Cena nominalna akcji wybranych firm po około 50 dolarów idealnie wpasowałaby się w metodologię, jaka stoi za liczeniem średniej Dow’a. Stany potencjalnie możliwe mają jednak to do siebie, iż otwierają drzwi dla faktów, które większość inwestorów zdaje się ignorować. Naprawdę krytyka braku Apple czy Google przykrywa banalny fakt, iż zmiana w DJIA mówi więcej o świecie niż nieobecność wspomnianych spółek w koszyku o wadliwości samego indeksu.
Mniej skupieni na pytaniu, dlaczego nie Apple czy Google odnotowali, iż usunięcie z indeksu spółek Alcoa oraz Hewlett-Packard i promocja Goldman Sachs oraz Visa oznacza, iż Dow Jones Industrial Average staje się mniej industrial a bardziej financial. Naprawdę zmiana była bardziej subtelna, bo z indeksu wypadł Bank of America a wpadła spółka Nike. Niemniej drobna złośliwość pomija banalny fakt, iż 5 lat po upadku banku Lehman Brothers i fali bankructw sektor finansowy wrócił do łask. Do rangi symbolu urasta nadanie szlachectwa bankowi Goldman Sachs, który dla wielu – słusznie czy nie – był i jest symbolem ciemnej strony Wall Street.
Obecni dłużej na rynku gracze pamiętają zapewne poprzednie zmiany indeksu, z którego kryzys roku 2008 wyrzucił inną finansową spółką – AIG. Dziś obserwujemy proces odwrotny, który jak w soczewce skupia odbudowę potęgi Wall Street. Ledwie pięć lat po kryzysie amerykańskie banki są dobrze zabezpieczone gotówką, pomaga im środowisko niskich stóp procentowych i wszyscy chcą, żeby wreszcie ruszyły z akcją kredytową na miarę prawdziwego ożywienia, która jeszcze bardziej poprawi sytuację sektora finansowego. Do pełni szczęścia potrzeba nowego bumu na rynku nieruchomości, który feniksowi doda nie tyle skrzydeł, co silników odrzutowych.
Dobrze czy źle, dynamika z jaką Wall Street odzyskuje utracone pozycje jest kolejnym przypomnieniem faktu, iż sektor finansowy w USA pozostaje jedną z kluczowych gałęzi gospodarki. W tym sensie promocja, jaką bez wątpienia jest wejście do indeksu DJIA, spółek Goldman Sachs i Visa, powinna być przyjmowana mniej, jako zwycięstwo mrocznego imperium i utracona okazja, do uporania się z znienawidzoną branżą a więcej, jako symbol powrotu do zdrowia sektora uznawanego za zombie. Dla osób, które chciałyby wątpić w symboliczne potwierdzenie ozdrowienia branży i powrót Wall Street do centrum sceny warto przywołać jeszcze wydarzenia ostatnich tygodni. Dziś władze nie boją się smagać dużych banków wielkimi karami. Kilka lat wcześniej największemu potworowi pożyczano pieniądze bez zająknięcia modląc się, żeby nie dostał nawet czkawki.
44 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
To „uszlachcenie” GS przez kooptację do DJIA nie zmienia faktu, że cały czas – oprócz możliwej gigantycznej kary finansowej – wisi nad zarządem zarzut kryminalny zagrożony karą pozbawienia wolności:
http://www.forbes.com/sites/halahtouryalai/2013/10/21/13b-plus-criminal-charges-entrapment-or-does-jpmorgan-deserve-whats-coming/
Ale ostatecznie w takiej np. londyńskiej Tower też chłystków nie trzymali, więc może to i szlachectwo…
Geez, pomyliłam Goldmana z Morganem. Idę spać, narozrabiałam 🙂
„Geez, pomyliłam Goldmana z Morganem. Idę spać, narozrabiałam.”
To raczej kolega AS pomylił zaszlachtowanie z uszlachceniem.
Banksters are to big to jail, a przecież noblesse obliż (a raczej obejdź się smakiem).
Idę narozrabiać. 🙂
@ lesserwisser
Rozumiem, że jak lesserwisser widzi nazwę Goldman Sachs, to ręka sama sięga do kabury. Niemniej, GS jest w DJIA i kropka.
„(…) proces odwrotny, który jak w soczewce skupia odbudowę potęgi Wall Street.”
„GS jest w DJIA i kropka”.
Czy jednak nie generalizujesz przypadku GS? Bo postępowanie wobec JPM nie świadczy o „odbudowie potęgi”. Szczególnie groźba więzienia dla jego wyższego managmentu – to jest przełamanie pewnego tabu. Postrzeganie Jamiego Dimona jak… Madoffa to jest nowa jakość.
O włączeniu spółki do indeksu decydują twarde przesłanki statutowe/regulaminowe, więc może przeceniasz ten gest.
@ _dorota
Jeśli GS wzbudza takie emocje, to promowanie jej w postaci wejścia do czegoś tak prestiżowego, jako DJIA nabiera rangi symbolu.
Również fakt, że prokuratorzy latają znów po Wall Street, jak niegdyś Spitzer sygnalizuje, że Wall Street wróciła do zdrowia. Znów można robić karierę (jak Spitzer) pod hasłem not too big to jail. Fakt, że rynek nie zwraca na to uwagi sygnalizuje, że nikt nie postrzega tego, jako zagrożenia dla sektora w całości.
GS w indeksie DJIA zastąpił m.in. BofA, więc jedna spółka finansowa została zastąpiona inną. Po prostu wyrzucili „poor performersów” na korzyść lepszych performersów.
„Również fakt, że prokuratorzy latają znów po Wall Street, jak niegdyś Spitzer sygnalizuje, że Wall Street wróciła do zdrowia.”
Budzi zainteresowanie prokuratury, znaczy się – zdrowy? 🙂
Ja bym raczej obserwowała, co utarguje Dimon. To lepiej określi perspektywy sektora.
Obok GS weszła też Visa. BofA i GS, to jednak troszkę odmienne instytucje.
„Jeśli GS wzbudza takie emocje, to promowanie jej w postaci wejścia do czegoś tak prestiżowego, jako DJIA nabiera rangi symbolu.”
Jeśli hosztapler zostanie przyjęty do prestizowego klubu dżentelmenów to przecież nie stanie śię on dżentelmenem (na tę nazwę nie będzie zasługiwał) a co więcej klub ten przetanie być klubem dżentelmenów.
W danym przypadku GS może pełnic rolę robaczwego jabłka w koszyku.
Jako odtrutkę na wrogą propagandę polecam lekturę poniższego.
http://www.huffingtonpost.com/dan-solin/illegal-conduct-is-critic_b_1673265.html
http://www.rawstory.com/rs/2012/07/10/survey-24-percent-of-financial-executives-say-illegal-conduct-is-necessary-for-success/
A w tym tego fragmentu:
„In a recent survey, a quarter of Wall Street executives viewed wrongdoing as „a key to success.” Sixteen percent indicate they would engage in insider trading if they knew they would not be caught. Almost a third said they felt pressured to „compromise ethical standards or violate the law.”
Jak widac na Wall Street bez zmian, szum zmalał i chłopacy czujać się bezkarni znów złapali wiatr w żagle. 🙁
Tak było, jest i chyba niestet będzie a skala tego rosnie z roku na rok.
@ lessewisser
Niniejszym informuję, iż komentarze pod tekstem i odbiór już są fundamentem i sponsorem kolejnej notki. Postaram się pokazać malutki paradoks związany z takim myśleniem. Ostrzcie noże!
@astanczak
Pozwól, że zapytam. Pracowałeś kiedyś w banku inwestycyjnym? Tylko pls, nie odpowiadaj, że znasz kogoś kto pracował 🙂
@ blackswan
Nie próbowałem. Nigdy nie zrobiłem niczego, żeby pracować. Dzisiaj nie jestem zainteresowany.
Pozwól, że zapytam. Byłeś kiedyś w punkcie w życiu, w którym możesz nie pracować? Tylko pls, nie odpowiadaj, że możesz to sobie wyobrazić.
@less
Niezłe linki. Pierwszy to pudelkowo, drugi to artykułu człowieka już w pierwszym zdaniu stawiającego znak równości pomiędzy działaniami nieetycznymi i prawnie niedozwolonymi. Mniam.
@astanczak
Twoje pytanie jest odczapowe. Nie ma nic wspólnego z tematem. To nie ja jestem apologetą branży, której nie znam i której degeneracja jest znana każdemu, kto miał z nią kontakt. W przeciwieństwie do Ciebie pracowałem w tej działce. Rzuciłem bardzo ciepłą, bardzo dobrze płatną posadkę tylko dlatego, że coś mi nie klikało i źle się z tym czułem. W oczach prawdziwego cynika tylko z tego powodu jestem zapewne kretynem. Nie muszę jednak chyba pisać co sądzę o cynikach i tanich branżowych oportunistach, prawda?
@ blackswan
W każdej branży pojawiają się momenty, w których musisz iść na kompromis z wartościami. Jeśli nie stajesz wobec konfliktu wartości, to znaczy, że jesteś w punkcie, w którym nic od ciebie nie zależy. Idzie o to, co zrobisz, kiedy przyjdzie czas twojej próby.
> Nie muszę jednak chyba pisać co sądzę o cynikach i tanich branżowych oportunistach, prawda?
Napisz. Będę miał materiał do kolejnej notki.
@ blackie
„Niezłe linki. Pierwszy to pudelkowo, drugi to artykułu człowieka już w pierwszym zdaniu stawiającego znak równości pomiędzy działaniami nieetycznymi i prawnie niedozwolonymi. Mniam”
Nie żadne mniam tylko raczej a feee. 🙂
Przekaźniki jak przekażniki ale fakty podali prawidłowo, i o te porazająca fakty mi chodziło. Zresztą inni (czytaj bardeziej renomowani) raportowali podobnie jesli nie tak samo, gdyz ten raport nie pozostał bez echa, choć oczywiście bli i jego krytcy.
Tu jest tekst wspomnianego surveu firmy Labton Sacharow z 2012 r.
Wall StreetFleet StreetMain Street: Corporate Integrity at a Crossroads.
http://labaton.com/en/about/press/upload/us-uk-financial-services-industry-survey.pdf
Mozna powiedzieć, to bylo rok temu a teraz może jest lepiej, bo jak napisał nasz A.S. Wall Street wyszlachetniała.
Niestety jest to pic na wodę, gdyż drugi surver z tego roku pokazuje, że na Zachodzie bez zmian. Cytuję ich zajawkę prasową.
„Wall Street Professional Survey Reveals Widespread Misconduct, Acceptance of Illegal Activities, and Disregard of Client Interests.”
http://www.labaton.com/en/about/press/Wall-Street-Professional-Survey-Reveals-Widespread-Misconduct.cfm
W tym tekście masz linka do tego raportu – Wall Street in Crisis:
A Perfect Storm Looming.
Mam nadzieję, że dzieki temu kolega Adam będzie miał pełniejszy materiał do kolejnej notki. 🙂
Ah, jak lubię byc inspiracją dla autorów, czyli robić za natchnienie i/lub tzw wenę!
byłeś kiedyś w Stanach? Nie. No właśnie, a ja znam kogos kto był, i opowiedział mi to i owo!
http://www.youtube.com/watch?v=3k0yGVFkbo8
🙂
@ lesserwisser
Przeczytałeś to w całości ten raport w całości?
Masz jakieś doświadczenia w takich badaniach survey’owych? Przeczytałem key findings i widzę, że to klasyczny tekst reklamowy. Nikt uczciwy nie posługuje się we wnioskach z badań słowami typu: shockingly czy alarming. To jest język propagandy lub publicystyki.
Odnotowałeś, że badania robiła firma, która zajmuje się prawną obsługą ludzi, którzy procesują się z Wall Street?
Powiem ci, że nie miałbym żadnego problemy ze skonstruowaniem tak pytań w survey’u, żeby sprzedawcy pryszniców wymusili na rodzicach presję na rząd, żeby w każdej szkole były zbudowane prysznice. To banalnie proste.
@ astanczak
Przeczytałem oba raporty w całości.
Nie mam żadnych doświadczeń w takich badaniach surveyowych.
Co do wiedzy to nie wiem. 🙁
„Nikt uczciwy nie posługuje się we wnioskach z badań słowami typu: shockingly czy alarming. To jest język propagandy lub publicystyki.”
Czyżby? Według mnie to shocking i alarming byłab sytuacja gdyby np. napisali, że nie jest źle bo przecież mogłoby być znacznie gorzej.
Odnotowałem!
„Powiem ci, że nie miałbym żadnego problemy ze skonstruowaniem tak pytań w survey’u, żeby sprzedawcy pryszniców wymusili na rodzicach presję na rząd, żeby w każdej szkole były zbudowane prysznice. To banalnie proste.”
Wierzę na słowo – zuch chłopak!
PS
A tak na marginesie to powiem ci prywatnie, ze dla mnie nie tyle shocking co alarming jest to jak do tych przegladów podszedłeś i jak za wszelką cenę próbujesz je zdezawuować, zamiast się zadumać na powszechnie znaną zgnilizną w branży, której skale one niestety potwierdzają.
@ lesserwisser
> jak za wszelką cenę próbujesz je zdezawuować
Niczego nie próbuję – pokazałem tylko, że goście, którzy krzyczą o konflikcie interesów sami mają z nim problem. Dla mnie to tekst reklamowy.
> skale one niestety potwierdzają.
Niczego nie potwierdzają. To survey – jedno z najtańszych i najszybszych narzędzi badawczych i najbardziej ułomne.
> na powszechnie znaną zgnilizną w branży
A o tym przeczytacie w kolejnym odcinku 🙂
„A o tym przeczytacie w kolejnym odcinku.” 🙁
A zanim przeczytamy to poczytajmy o innej obronie niewinniątek z WS.
http://mediamatters.org/blog/2013/07/12/wall-street-ceo-charged-with-fraud-was-a-fox-re/194854
@astanczak
„W każdej branży pojawiają się momenty, w których musisz iść na kompromis z wartościami.”
Mocna teza.
„Jeśli nie stajesz wobec konfliktu wartości, to znaczy, że jesteś w punkcie, w którym nic od ciebie nie zależy”
Można wiedzieć jakie wartości masz na myśli w przypadku konfliktu przed którym staje przedstawiciel branży finansowej? Zwróć uwagę, że w życiu – na szczęście – niezmiernie rzadko mamy do czynienia z prawdziwymi dylematami moralnymi.
Jak używasz czegoś takiego, jak prawdziwy lub mniej prawdziwy to godzisz się na stopniowalność i subiektywność pewnych ocen. To, co dla jednego jest banałem dla innego jest konfliktem. Chyba to nie wymaga już rozwinięcia?
> Można wiedzieć jakie wartości masz na myśli w przypadku konfliktu przed którym staje przedstawiciel branży finansowej?
Hipotetycznie. Osobiście nie mógłbym z moją wiedzą sprzedać kredytu walutowego 99 procent ludzi, którzy taki kredyt dostali w ostatnich latach. Moje przekonanie kłóciłoby się w trendem na rynku i interesem pracodawcy, który wprowadził do oferty coś, czym konkurencja wygrywała na rynku. Jeśli sam miałbym kredyt i ryzykowałbym pracę odmawiając „doradzania” takich kredytów prawdopodobnie straciłbym pracę. W lżejszej opcji pewnie ryzykowałbym też premię roczną. Może dobre wakacje dla dziecka. Może dobrą szkołę. Musiałbym pewnie wybierać między tym, co wiem a czego klient nie rozumie. De facto postawiłbym na szali ryzyko klienta z ryzykiem własnym.
Skoro nie czujesz niestosowności zadawania pewnych pytań, to ja teraz zadam – jeśli byłbyś na miejscu tego hipotetycznego sprzedawcy i ryzykował utratę posady – sprzedałbyś kredyt walutowy klientowi, o którym wiesz, że nie ma zielonego pojęcia co robi, czy ryzykowałbyś własną posadę?
@ stanczak
Kolega napisał tak, w odpowiedzi na moje linki, podważające jego tezy o nobilitacji WS:
„Przeczytałeś to w całości ten raport w całości?
Masz jakieś doświadczenia w takich badaniach survey’owych?
Przeczytałem key findings i widzę, że to klasyczny tekst reklamowy.
Nikt uczciwy nie posługuje się we wnioskach z badań słowami typu: shockingly czy alarming. To jest język propagandy lub publicystyki.
Odnotowałeś, że badania robiła firma, która zajmuje się prawną obsługą ludzi, którzy procesują się z Wall Street?”
Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że przeczytałem i w całości i dokładnie.
Natomiast zostawiłem sobie na deser pytanie czy kolega AS przeczytał w całości i dokładnie oba surveye? Bo mnie się coś widzi, że chyba nie, o czem poniżej.
Odpowiedziałem też szczerze, że nie mam zdnych doświadczeń w badaniach survetyowych, natomiast z formy pytania i dalszego komentarza wynika że z kolegą sprawa ma się wręcz przeciwnie.
Odnotowałem również, że kolega napisał „że badania robiła firma, która zajmuje się prawną obsługą ludzi, którzy procesują się z Wall Street?”
Tylko to nie jest tak do końca prawda albowiem, badania robiła nie firma prawnicza Labaton Sucharow tylko na jej zlecenie wyspecjalizowane firmy surveyowe, o czym zresztą wspomniano w linku.
„Survey Methodology
On June 18-27, 2013, ORC International conducted a confidential online survey of 250 respondents 18 years of age or older who work in the financial services industry. These respondents were employed as traders, portfolio managers, investment bankers, hedge fund professionals, financial analysts, investment advisors, asset managers, and stock brokers. Full methodology is provided in the survey’s executive summary at http://www.secwhistlebloweradvocate.com/LiteratureRetrieve.aspx?ID=182189”
W raporcie z 2013 dopisane jest jeszcze, kto zaczz jest ta firma OCR.
„ORC International is a collaborative and consultative research partner to hundreds of organizations around the globe.
As a founding member of the Code of Standards of the Council of American Survey Research Organizations (CASRO) and a member of the European Society for Opinion and Marketing Research (ESOMAR), ORC International adheres to a rigorous Code of Standards and Ethics for Survey Research. ORC International is ISO 20252 certified.”
Natomiast z raportu z 2012 – wynika, że survey przeprowadziła inna firma badnia rynku – angielska firma Populus.
„Populus conducted 250 online interviews in the UK and 250 in the US with senior individuals within the financial sector, including, but not limited to, Fund Managers, Bankers, Analysts and Asset managers.
Respondents were screened to ensure that only senior individuals qualified and that interviews were spread across a variety of different roles within financial markets. The sample was drawn from online panels and the screening criteria created a regional distribution towards the major financial cities of London and New York City.
Populus is a founding member of the British Polling Council and abides by its rules. Further information can be found at www.populus.co.uk”
Ponieważ nie mam doświadczenia w surveach, jak napisałem, najwidoczniej błędnie założyłem, że znane profesjonalne firmy badawczo-ankietowe wiedzą jak prawidłowo sformułować pytania by rzetelnie przeprowdzić taki survey.
Oczwiście nie można wykluczyć, że obie te firmy po prostu odp…liły manianę i/lub tendencyjnie ułożyły pytania, a nawet są nieuczciwe (albo nieuczciwi są pracownicy firmy Labaton sucharow) co sugeruje autor wpisu.
Jeśli zaś idzie o zarzut „że badania robiła firma, która zajmuje się prawną obsługą ludzi, którzy procesują się z Wall Street?”, to nie jest tak szanowny kolego.
Labaton Sucharow występuje nie jako adwokat ludzi poszkodowanych przez Wall Street ale jako adwokat ludzi z Wall Street, którzy zdecydowali się puścić parę z ust, ujawnić machlojki i przestępstawa firm (czyli tzw whistleblowers), w ramach SEC Whistleblower Program, a ci podlegają ochronie prawa według Dodd-Frank Act z 2010 r.
„Labaton’s whistle-blower practice will include an in-house team of investigators, financial analysts and forensic accountants with federal and state law enforcement experience,”
L S wspołpracuje w tym zakresie z SEC.
Odwróce kwestię i spytam tak:
Czy mam rozumieć, że gdyby surey przeprowadzila firmą, która broni interesow banksterów i macherów z Wall Street to jej wyniki błyb bardziej wiarygodne?
PS
Zainteresowanych szczegółami odnośnie programu whistleblowers odsyłam do:
http://ethisphere.com/magazine-articles/the-inside-man-all-about-the-whistle-an-interview-with-jordan-a-thomas/
Tak więc uwagi i zarzuty kolegi były bezpodstawne i niecelne, ale nie trafily w prożnię. 🙂
> Czy mam rozumieć, że gdyby surey przeprowadzila firmą, która broni interesow banksterów i macherów z Wall Street to jej wyniki błyb bardziej wiarygodne?
Byłyby tak samo niewiarygodne. Pytając, udowadniasz, że nie rozumiesz, jak to działa.
> profesjonalne firmy badawczo-ankietowe wiedzą jak prawidłowo sformułować pytania by rzetelnie przeprowdzić taki survey.
Wiedzą, jak sprzedać survey, którego życzy sobie klient. Nie wiesz nic o pytaniach, o tym, czego chciała się dowiedzieć firma. Jesteś troszkę, jak uczeń, który z pełną wiarą odpowiadał na pytanie, kto jest twoim idolem i dlaczego Lenin? Przy okazji wykazujesz zadziwiającą asymetrię w postaci zaufania do biznesu ankietowego przy jednoczesnym braku zaufania do biznesu giełdowego. Nazywam to uprzedzeniem.
„Przy okazji wykazujesz zadziwiającą asymetrię w postaci zaufania do biznesu ankietowego przy jednoczesnym braku zaufania do biznesu giełdowego. Nazywam to uprzedzeniem.”
Przy okazji to wjaśniam, że ja biorę poprawkę na znany socjologom i psychologom fakt, że ankietowani w takich sytuacjach nie są do końca szczerzy i obawiają się ujawnić niewygodną prawdę lub przyznać się że łamali prawo (nawet anonimowo).
Tak więc wyniki tych badań i tak uważa się za podkolorowane, a faktyczny obraz patologii branż jest sporo gorszy, co zresztą nie jest chyba dla wiekszości jakimś zaskoczeniem.
Ja nie jestem uprzedzony tlko jestem realistą i na podstawie swojego doświadczenia i nieoficjalnej wiedzy o patologiach w branż wiem, że jest to obraz prawdziwy, a kto temu zaprzecza i uparcie twierdzi że jest inaczej to albo jest pierwszy naiwny albo wyrachowany ściemniacz.
@ lesserwisser
> Tak więc wyniki tych badań i tak uważa się za podkolorowane
Jest zupełnie inaczej niż sobie to wymyślasz. Brałem kiedyś udział w dużym badaniu na temat korupcji dla szanowanej instytucji. Badacze wiedząc, że ludzie mają potrzebę ukrywania własnych przewin stosują w badaniach fortel w postaci zadawania pytania nie o to, czy sam coś przewinili, ale czy spotkali się z sytuacją, że znajomi byli w takim położeniu. Czasami nawet chodzi się na skróty i zadaje pytanie, czy słyszeli. Rozumiesz wpływ takiego a nie innego sposobu zadania pytania na przyszłe tezy o rzeczywistości? Wyniki wychodzą zupełnie różne. Dla przykładu, nie pyta się ludzi, czy dawali łapówkę w szpitalu, tylko pyta się, czy ich znajomi dawali. Jak zadasz pierwsze pytanie, to większość odpowiada, że nie z prostej przyczyny – danie łapówki jest przestępstwem takim samym, jak wzięcie. Jak zadasz drugie, to liczba pozytywnych odpowiedzi rośnie. Jak znasz się troszkę na metodologii badań survey’owych stosowanych w marketingu, to czytając badanie, na którym wpadłeś w taki zachwyt będziesz mógł zrekonstruować sposób, w jakim mniej więcej całość musiała wyglądać. Szanowny lesserwisserze – chętnie uznam twoje kompetencje na innym polu, ale tu macasz temat, którego kuchni nie znasz.
„Przy okazji to wjaśniam, że ja biorę poprawkę na znany socjologom i psychologom fakt, że ankietowani w takich sytuacjach nie są do końca szczerzy i obawiają się ujawnić niewygodną prawdę lub przyznać się że łamali prawo (nawet anonimowo).
Tak więc wyniki tych badań i tak uważa się za podkolorowane, a faktyczny obraz patologii branż jest sporo gorszy, co zresztą nie jest chyba dla wiekszości jakimś zaskoczeniem.”
Less, uspokój się. Właśnie walnąłeś tutaj logikę:
Badanie w ankietach nie do końca szczerzy -> wnioski z ankiet mocniejsze a forteriori. Twoja „logika” zresztą pasowałaby do każdej ankiety. Mniam.
Jezu, czekam na tą notkę AStanczaka, bo już chyba nawet nie będzie warta flejma. Cała ta dyskusja przestałaby warta jakiegokolwiek flejma.
> czekam na tą notkę
Masz rację, chyba się wycofam, bo role zostały już obsadzone.
@astanczak
„godzisz się na stopniowalność i subiektywność pewnych ocen”
Nie, na to się nie godzę. Używam „prawdziwy” dla odróżnienia od sytuacji, która nie stanowi dylematu moralnego, przynajmniej w sensie, w jakim funkcjonuje to pojęcie w etyce. Przecież sytuacja, w której na jednej szali stawiamy prawdomówność, a na drugiej premię, wakacje dla dziecka itp. nie jest żadnym dylematem. To zwykła pokusa zarobienia „łatwych” pieniędzy.
„sprzedałbyś kredyt walutowy klientowi, o którym wiesz, że nie ma zielonego pojęcia co robi, czy ryzykowałbyś własną posadę?”
Nie wiem co zrobiłbym, ale wiem co powinienem zrobić w takiej sytuacji.
> na jednej szali stawiamy prawdomówność, a na drugiej premię, wakacje dla dziecka itp. nie jest żadnym dylematem. To zwykła pokusa zarobienia „łatwych” pieniędzy.
Ładnie uciekłeś wybierają konflikt pomiędzy normą moralną „mów prawdę” z pogardzaną wartością (w deklaracjach głównie), jaką jest przyjemność konsumowania. Jak zastąpisz wyjazd na wakacje czesnym dla dziecka w dobrej szkole, to też nazwiesz to tylko pokusą? Ja nazwałbym to dylematem.
> Nie wiem co zrobiłbym, ale wiem co powinienem zrobić w takiej sytuacji.
To połowa problemu – problem zaczyna się, jak chcesz na bazie własnych wyborów moralnych oceniać innych.
@astanczak
Podpowiem Ci, bo widzę nie zrozumiałeś i po raz nty w ciągu kilku dni atakujesz słomianą kukłę. Investorowi piszącemu o dylematach moralnych chodzi o coś innego niż Tobie. On pisał o tym:
http://plato.stanford.edu/entries/moral-dilemmas/
Investor wyraźnie napisał:
„(…) odróżnienia od sytuacji, która nie stanowi dylematu moralnego, przynajmniej w sensie, w jakim funkcjonuje to pojęcie w etyce.”
Ty zaś odpowiedziałeś o „dylemacie” polegającym na wyborze: czesne czy wakacje, smalec czy ogórek kiszony, narty czy snowboard.
„problem zaczyna się, jak chcesz na bazie własnych wyborów moralnych oceniać innych”
Kompletnie nie kumasz astanczak. Ale nie zamierzam Ci już tego tłumaczyć.
@ blackswan
> Kompletnie nie kumasz astanczak. Ale nie zamierzam Ci już tego tłumaczyć.
Błagam nie tłumacz, bo dojdę do punktu, w którym będę musiał założyć prywatny blog, żeby wyjaśnić Ci elementarną nierówność relacji, jaka pojawia się pomiędzy rolą pracownika biura piszącego na blogu firmowym a publicznością, która narzuca mi pewne sposoby odpowiadania na pytania, również agresywne. Podsyłałem Ci już literaturę do odrobienia pracy domowej o kulisach i scenie, która obejmuje coś więcej niż jakieś encyklopedyczna hasełka dla studentów filozofii pierwszego roku.
Teraz pozwól, że wyjdę z roli, posłużę się Twoją manierą i zadam ci ostatnie pytanie w Twoim stylu: message received and understood?
Rozkoszne.
Re-trolling:
>”żeby wyjaśnić Ci elementarną nierówność relacji, jaka pojawia się pomiędzy rolą pracownika biura piszącego na blogu firmowym a publicznością”
Przecież już to wcześniej napisałeś, z czym się zresztą zgadzam i trochę się do tego pośmiałem, że nawet czujny less w jednej z Twoich odpowiedzi do niego nie zauważył jakiego samobója strzeliłeś w temacie wiarogodności głoszonych opinii w świetle partykularnych interesów:
„Byłyby tak samo niewiarygodne. Pytając, udowadniasz, że nie rozumiesz, jak to działa.”
Umieść tę swoją wypowiedź w szerszym kontekście własnych wpisów odnośnie branży inwestycyjnej i zrozumiesz jaką laurkę wystawiłeś własnej wiarygodności. Gwarantuję, że już nie tyle student filozofii pierwszego roku, co po prostu bystry licealista to zrozumie.
„Podsyłałem Ci już literaturę do odrobienia pracy domowej o kulisach i scenie, która obejmuje coś więcej niż jakieś encyklopedyczna hasełka dla studentów filozofii pierwszego roku.”
Wydawało mi się, że ten link z hasełkiem dla studenta filozofii pierwszego roku był adekwatny biorąc pod uwagę Twoją pomyłkę i niezrozumienie wpisu investora. Ale ok, rozumiem, że to ukłucie które poczułeś, to była duma.
„message received and understood?”
Jak najbardziej. Morał jest taki, że nie mamy sobie nic do powiedzenia. Zostawiam Ci pole do popisu w merytorycznych rozmowach z innymi. Obiecuję nie komentować. Zbytnio się tutaj pobrudziłem.
errata:
„Zbytnio się tutaj pobrudziłem”
powinno być:
„Zbytnio Was tutaj pobrudziłem.”
@ blackswan
> wiarogodności głoszonych opinii w świetle partykularnych interesów
Nic nie wiesz o moich partykularnych interesach i wyborach, jakich dokonuje, więc wyjaśnię ci to ostatecznie ryzykując nieco własnymi interesami. Kilkugroszowe wahnięcie złotego w ciągu jednego dnia zmienia wartość mojego prywatnego kapitału na rynku – jako inwestora indywidualnego – o sumy, które przekraczają to, co zarabiam w bossie? Ciągle uważasz, że mam jakiś wielki, partykularny interes, który wart jest ryzykowania własnego obrazu mniej lub bardziej publicznego? Zrozum wreszcie, że biurze detalicznym w Polsce nie zarabia się wystarczająco dużo, żeby stawiać na szali reputacje w obronie Goldman Sachs.
Musisz jeszcze przeczytać troszkę literatury – zwłaszcza z historii finansów Europy – żeby zrozumieć, że swoją perspektywą żaby wpisujesz się w nurt obecny w krytyce branży finansowej od czasów, kiedy po Wall Street mogły biegać bizony. Wydaje ci się, że jesteś oryginalny, ale jak mniemam nie miałeś okazji przeczytać „Bagatelles pour un massacre” Celine’a, bo nie zdajesz sobie sprawy, że masz w głosie kopie tam zarysowanych nurtów.
Kolejna notka – która już nie powstanie – miała zaczynać się cytatem z Portretu Doriana Grey’a, w którym Wilde scharakteryzował maklerów zdaniem „W wieczorowym stroju i w białym krawacie nawet makler giełdowy może zdobyć reputację człowieka cywilizowanego”. To jest zdanie gdzieś z 1890 roku. Wówczas nie było branży na dzisiejszą skalę a resentyment był równie duży, jak dzisiaj. Miałem zamiar udowodnić, że niechęć do maklerów w Polsce jest – de facto – kalką antymerkantylnego wstrętu do lichwiarzy, ale wybaczysz, już tego nie zrobię, żebyś nie czuł się zbytnio ubłocony kontaktami z polską brokerką.
„niechęć do maklerów w Polsce”
Co to za strawman i bieda ekstrapolacja?
„Miałem zamiar udowodnić, że niechęć do maklerów w Polsce jest – de facto – kalką antymerkantylnego wstrętu do lichwiarzy”
Nie dość, że kolejny strawman (antymerkantylny wstręt do lichwiarzy) to jeszcze do tego próba porwania się na analizę tematu, którego się nie rozumie. How very anal of you.
„Musisz jeszcze przeczytać troszkę literatury – zwłaszcza z historii finansów Europy”
Fajnie, że znasz temat z książek. Może w następnym życiu będziesz mógł porobić coś o czym w tym życiu tylko czytasz. Poza tym błędnie zakładasz, że jako jedyny mieszkaniec wsi masz dostęp do biblioteki. Są inni rolnicy z kartą czytelnika.
Natomiast jesli sobie sugerujemy literaturę, to w kontekście wykresików, które ostatnio podrzucasz sugeruję poczytanie jakiegoś wstępniaka do analizy zmienności, jakieś podstawy statystyki itd. Przyda się. Polecam Taleba, który jest, cytując Ciebie, „banalny”.
„Wydaje ci się, że jesteś oryginalny”
Mam to gdzieś czy jestem oryginalny. Gdybym chciał być teraz oryginalny, to broniłbym modelu bankowości inwestycyjnej, ale tego niuansu zdaje się nie zauważyłeś waląc w kolejne słomiane kukły, które sobie hurtowo ustawiasz. Ty jesteś oryginalny. Nie zapominaj o tym nawet przez chwilę.
„Wówczas nie było branży na dzisiejszą skalę a resentyment był równie duży, jak dzisiaj.”
Czy mówisz teraz o resentymencie w stylu Graebera, czy tez może resentymencie w stylu Chomskiego, bo ja wiem Zizka czy może pani bez logo Klein? A może sięgasz aż do Manifestu Komunistycznego? Podejrzewam jednak, że jest to kolejna słomiana kukła, którą zamierzałeś na strzępy rozszarpać.
„żebyś nie czuł się zbytnio ubłocony kontaktami z polską brokerką.”
Czyżbyś nie zauważył mojej erraty?Poza tym litości, jaką znowu polską brokerką? Odkąd to rozmawiamy o polskiej brokerce? To już może w tej bieda ekstrapolacji posuń się do polskich sprzedawców ziemniaka cukrowego.
Ps. myślałem, że zakończyliśmy tego flejma? To co piszesz jest dla mnie smutno-śmieszne i zapewne vice versa.
> jako jedyny mieszkaniec wsi masz dostęp do biblioteki. Są inni rolnicy z kartą czytelnika.
Znów projekcje, które nie trafiają w rzeczywistość. Nie mam karty do biblioteki tylko mam bibliotekę.
„Znów projekcje, które nie trafiają w rzeczywistość. Nie mam karty do biblioteki tylko mam bibliotekę.”
No to faktycznie. Szach i mat. Nie wiedziałem, że rozmawiam z Umberto Eco.
> Nie wiedziałem, że rozmawiam z Umberto Eco.
Auć.
Touche. Obustronnie.
Skorzystam z tego, że Panowie się na chwilę rozeszli opatrzeć rany, i zadam pytanie.
„Miałem zamiar udowodnić, że niechęć do maklerów w Polsce jest – de facto – kalką antymerkantylnego wstrętu do lichwiarzy (…)”
W innym miejscu tej frapującej rozmowy czytam anatemę branży, w której dylematy moralne (łagodnie mówiąc) są nie do uniknięcia. Więc jak to jest: branża jest k…ewska (jak mawiają u nas na wsi) czy panuje do niej powszechne uprzedzenie?
Intencje Autora przy pisaniu jego komentarzy są dla mnie niezgłębione, ale o to nawet nie zapytam.
_ dorota
> na chwilę
Nie na chwilę.
> branża jest k…ewska
No cóż, jak się pracowało np. w branży farmaceutycznej, to maklerka jest przy tym niedzielnym kółkiem emerytów robiących na drutach.
> czy panuje do niej powszechne uprzedzenie?
Wyjątkowe. Jeśli skupić się tylko na warstwie językowej wypowiedzi, to okaże się, że nie ma żadnego znaczenia, z jakiego okresu w historii wyciągnie się opinie o bankowości czy giełdach. Właściwie można przenosić zdania ludzi ze świecznika z XVIII wieku w XXI bez uwzględniania kontekstu, co świadczy o tym, że nie kontekst je kształtuje, ale pewien układ strukturalny. Poza krótkim epizodem w XIX wieku branża operuje w specyficznym splocie pogardy i jakiegoś podziwu dla szarlatanerii przy jednoczesnym całkowitym pominięciu twardych danych i kontekstu społecznego. To przypomina troszkę analizy przestępczości popełnianych przez imigrantów, gdzie abstrahuje się od wielu zmiennych koncentrując się tylko i wyłącznie na zmiennej „imigrant”.
Dam przykład z Wall Street. Ludzi tam pracujących uważa się za niedouczonych wikingów. Fakty są takie, że wskaźniki wykształcenia się tam wyższe niż w innych miastach zatrudniających również finansistów – dokładniej najwyższe. Jeśli mierzyć elitarność społeczeństwa jakością wykształcenia, to Wall Street przyciąga naprawdę elitę intelektualną – nie kłóćmy się teraz o definicję tego. Za jakością wykształcenia idzie też wielkość zarobków. W efekcie w krytyce zarobków na Wall Street pomija się fakt, że to są często naprawdę bardzo dobrze wykształceni ludzie w danym społeczeństwie. Oczywiście, że to są również ludzie bardzo… agresywni, ekspansywni i głodni sukcesów nie tylko zawodowych, ale tych mniej szanowanych, jak ostentacyjna konsumpcja. Jak bankier kupi sobie apartament w NY za miliony i w nim zamieszka to wzbudza zazdrość. Jak Steve Jobes kupił apartament, w którym nigdy nie zamieszkał i później sprzedał go Bono z U2, który również tam nie zamieszkał, to kiwamy głowami, bo przecież Jobes to wizjoner a Bono to poeta.
I jeszcze drobny dopisek, bo czuję się w obowiązku podkreślenia szacunku dla Bono – można nazwać mnie fanem – nie chodzi o zarzut tylko o podwójne postrzeganie.
Tak przy okazji, kawałek tekstu The Playboy Mansion
The banks feel like cathedrals
I guess casinos took their place
…
Chance is a kind of religion
Where you’re damned for plain hard luck
z… 1997 roku.
10 lat później ktoś zarzuca mi, że nie padam na kolana przed powszechną dziś metaforą „Casino Capitalism”.
@stanczak
Nie uciekam. Po prostu nie sądzę, żeby próba odpowiedzi na pytanie: czy dopuszczalne jest zarabianie na czesne dla dziecka w sposób nieuczciwy, kłamiąc i wprowadzając klientów w błąd, stanowił jakiś poważny problem. Dotyczy to każdej branży, więc nie odbieraj mojego komentarza jako ataku na finansową.
„Problem zaczyna się, jak chcesz na bazie własnych wyborów moralnych oceniać innych”
Wchodzimy w zagadnienia metaetyczne, a nie chciałbym rozpoczynać nowego wątku. Napiszę tylko, że uważam, iż sądy moralne dotyczą obiektywnych faktów, a nie są jedynie wyrazem subiektywnych preferencji. Oczywiście możemy się w tej kwestii pięknie różnić 🙂
@ investor_ts
Wybacz mi brak odpowiedzi – poświęciłem niedzielę na spór na blogu i potrzebuję chwili oddechu zanim otworzę kolejny front 😉