Zażenowały mnie nieco pewne wypowiedzi „specjalistów” od forexu i inwestowania przeczytane przy okazji komentarzy medialnych na temat sprawy biznesmena, który przepuścił 8 milionów złotych na platformie walutowej.
Uważam, że nie można tak po prostu przejść obok nich obojętnie. Obrazują bowiem moją tezę, która brzmi mniej więcej tak: takich mamy inwestorów jaki poziom tekstów rodzimych analityków i komentatorów. Nie wszystkich oczywiście, ale tych dwóch z tego tekstu na pewno:
Nie znam tych ludzi, nigdy nie miałem przyjemności spotkać, nie interesują mnie nawet nazwiska, nie mam do nich żadnych personalnych uprzedzeń. Moja krytyka dotyczy wyłącznie prezentowanych przez nich porad, ocen i faktów. Praktycy inwestowania zapewne sami odnajdą w w/w tekście stos mielizn, powielanych stereotypów i fałszywych diagnoz. Artykuł sprawia wrażenie „eksperckiego” i zapewne wielu czytelników złapie się na te gładkie frazesy, ale na tym forum takie dalekie od logiki stawianie sprawy nie przejdzie, nie ma przy tym za wiele wspólnego z praktyką.
Posłużę się kilkoma wyimkami z tekstu (kursywą poniżej), by uświadomić zdezorientowanej części Czytelników, co konkretnie tak mnie „zdruzgotało”.
Forex to gra, która nie ma nic wspólnego z inwestowaniem. To forma kasyna, w której podejmujemy zakład czy cena danej waluty lub towaru wzrośnie – mówi nam główny ekonomista portalu XXXX XXX XXXX. //celowo nie podaję nazw i nazwisk tylko je wypikowuję X-ami//
Przerażające, że mówi to ktoś tytułowany jako „główny ekonomista”. Zaniemówić powinni na te słowa importerzy i eksporterzy, co dzień rozliczający lub zabezpieczający tutaj swoje transakcje. Jak również inwestorzy oraz zarządzający funduszami, chroniący w przepływach międzynarodowych środki swoich klientów. Ale i spekulujący walutami, którzy tej płynności pozostałym dostarczają.
Ale dla mnie Forex to wyższy stopień ryzyka niż giełda. Potrzeba na nim większej wiedzy i umiejętności. Można stracić w ciągu kilku minut, nawet sekund – przestrzega XXXX XXXX.
Skoro mowa o ryzyku w sekundach i minutach to wspomnę jedynie flash crash w USA z 2010, który wyczyścił tylko z giełd amerykańskich 862 miliardy dolarów. Ryzyko to po części subiektywna miara, ale nie sposób przemilczeć obiektywnych statystyk, które obliczają stopień przeżycia inwestorów na giełdach w przedziale 80-90%.
Czy zarabia ktoś oprócz brokerów? Oczywiście. Według ankiety przeprowadzonej przez Komisję Nadzoru Finansowego, w Polsce jest to aż 18 proc. z kilkudziesięciu tysięcy graczy. XXX wątpi jednak w te liczby: – Niby jest to 18 proc., ale to była ankieta i wydaje mi się, że mogą to być odrobinę naciągane dane.
Mówienie o naciąganiu przez brokerów statystyk w raporcie dla KNF to delikatnie mówiąc nieporozumienie. Brokerzy muszą raportować do nadzoru twarde dane wszędzie tam gdzie są dostępne, a w tym wypadku nie ma z tym problemów.
Nasi rozmówcy podkreślają, że ze względu na regulacje i inną formułę, giełda jest po prostu bezpieczniejsza i bardziej racjonalna, łatwiejsza do przewidzenia.
Nie znam takich regulacji, które gwarantują giełdzie większe bezpieczeństwo, nie wiem nawet czego ? Czystości i braku manipulacji? Takie jak w nadal nie rozliczonej aferze 4-tego lutego na naszych kontraktach FW20 czy może na cudofixingach? Wiarygodności? Jak w aferze z pierwszym notowaniem Facebooka? Niezawodności notowań? Jak w niedawnej wpadce na 400 milionów USD w Knight Capital? Czy może nadzoru? Jak w przypadku afery WGI? Albo rzetelności brokerów? Jak choćby w upadłym REFCO na przykład? Nie pamiętam przypadków o podobnym kalibrze z rynku walutowego.
Giełda bardziej racjonalna? Żal mi nawet klawiatury żeby o tym dywagować… Nie mówiąc o tym, że to inwestorzy a nie giełdy stanowią o racjonalności zachowań.
Łatwiejsza do przewidzenia? Jeśli owi rozmówcy rzeczywiście są asami przewidywania giełdy to raczej ewenement niż reguła. I stanowczo przebijają wówczas choćby G. Sorosa, który od zawsze powtarza, że nie ma pojęcia co zrobi rynek, ale nie przeszkadza mu to zarabiać:
”The idea that you can actually predict what’s going to happen contradicts my way of looking at the market.”
W tym biznesie nie chodzi bowiem o przewidywanie.
Szczególnie, że na giełdzie ile mamy, tyle możemy zainwestować. Na Foreksie zaś występuje tzw. lewarowanie – czyli de facto często gramy na kredyt. – Do naszych pieniędzy w transakcji broker dorzuca od 10 nawet do 500 proc. kwoty – wskazuje XXX. Inwestując przykładowo tysiąc dolarów, możemy dokonać transakcji na 100 tysięcy dolarów.
Zabójczo prawdziwe. Czym zatem różni się inwestowanie w oparciu o depozyt na giełdowych kontraktach terminowych od tego na walutach forexowych? Albo sprzedaż krótka akcji, do której niemal wcale nie potrzeba gotówki?
Lewarowanie najłatwiej wytłumaczyć na analogii bankowej: – Działa to tak, jak byśmy poszli do banku z 1000 zł, wpłacili go i poprosili o pożyczkę 99 tysięcy, żeby potem grać nimi na giełdzie. Tyle, że oczywiście żaden bank na takie coś się nie zgodzi. Na Foreksie tej kontroli nie ma – wyjaśnia XXX. Oczywiście, całość strat na takiej transakcji należy do nas.
Po raz kolejny punkt za spostrzegawczość. Bohater artykułu zapewne nie słyszał nigdy u kupowanych na hipotekę nieruchomościach (na sprzedaż, handel, dzierżawę, wynajem, własne zasiedzenie), do których nie potrzeba było nawet złamanej złotówki czy dolara, a których ryzyko na wiele sposobów pozbawiło owych własności miliony ludzi na całym świecie.
Nie ma też znaczenia, czy gramy na rynku surowców, czy walut – ryzyko zawsze jest ogromne.
Dla porównania – spadki o 50-80% na rynku akcji czy wręcz bankructwa spółek giełdowych nie stanowią żadnego „ogromnego” ryzyka dla cytowanych panów. Która z walut czy surowiec zdołały kiedykolwiek zbankrutować?
Przez to nie ma chwili na przemyślenie decyzji. Giełda pod tym względem jest prostsza i bezpieczniejsza, działa w określonych godzinach. Daje czas na wytchnienie, zastanowienie się i ochłonięcie – dowodzi xxxx xxxxx. Po zamknięciu giełdy jest chwila na przeanalizowanie swoich ruchów, zaplanowania kolejnych. Na Foreksie tego po prostu nie ma.
Otwieram oczy szeroko ze zdziwienia i jedyne co przychodzi mi do głowy to dość znana, choć może nie do końca przyzwoita myśl: gdzie sprzedają tak dobry towar, pod wpływem którego można wyprodukować tego typu odkrycia ? Na forexie siedzę już 10 lat, nie spotkałem jeszcze nikogo kto narzekałby na 24 h handel, jeśli już to słyszałem o zaletach możliwości szybkiej reakcji na wydarzenia. Dla porównania „prostszy i bezpieczny” rynek giełdowy potrafi wyprodukować przez noc takie luki, po których brokerzy dzwonią z prośbą o uzupełnienie depozytu. Co gorsza – GPW zabrała niedawno inwestorom część czasu „na ochłonięcie” , wydłużając godziny pracy. Może ów skrócony czas na przemyślenie wpłynął na spadek obrotów?
Na Foreksie tego po prostu nie ma. Tak samo zresztą jak i informacji.
Jakiej informacji może brakować obu panom? Może tej niejawnej, tak popularnej na giełdzie, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy…
O ile na giełdzie wiadomo, na czym często opierają się reakcje inwestorów – raporty spółek, informacje o inwestycjach i inne informacje – to na Foreksie panuje „szum informacyjny”, jak to określa XXX.
Im bardziej zagłębiam się w te „objawienia” tym bardziej ogarnia mnie przerażenie. Chciałoby się jakichś dowodów, statystyk, cytatów, na próżno… Więc ja przypomnę tylko, że 70% obrotu giełd amerykańskich robią dziś maszyny, algorytmy, które dość nonszalancko obchodzą się z informacjami ze spółek i innych. Po prostu je bezczelnie ignorują. Zupełnie jak kolejna część inwestorów zwana analitykami technicznymi. Żeby nie powiedzieć o pasywnych, miliardowych inwestycjach w produkty indeksowane czy w ETFy.
To jednak nie wszystkie wady Foreksa. Kolejną jest fakt, że to rynek zdecentralizowany, nie ma nad nim jednej instytucji kontrolnej.
Ja proponuję obu panom rozpocząć prosty biznes z taką wiedzą – zarządzania aktywami na forexie lub doradzania. Bardzo szybko i boleśnie się przekonają ile instytucji kontrolnych zapuka do ich drzwi…
W Polsce grać można głównie przez brokerów, rzadko jest bezpośredni dostęp do handlu z innym inwestorem. Tak naprawdę nigdy nie wiemy z kim zawieramy transakcje. Najczęściej z brokerem. A zarobek klienta to strata brokera – zaznacza XXX XXX.
Muszę zasmucić naszych bohaterów bo być może jeszcze tego nie wiedzą. Kupując akcje z tabeli na naszej giełdzie nigdy się nie dowiedzą od kogo! Sugeruję spróbować choć raz, żeby się o tym przekonać. Co gorsza – można w tych transakcjach trafić po drugiej stronie na animatora, który pracuje dla brokera, a wówczas , rzecz straszna, jego zysk będzie naszą stratą…
Przede wszystkim, od zdobycia niezbędnej wiedzy, którą można czerpać zarówno z internetu, jak i książek.
Nareszcie. Pierwsze i ostatnie zdanie wypowiedziane z sensem.
Niestety, wiedza ekonomiczno-finansowa to jedno, a Forex to drugie. Ponieważ opiera się on głównie na zakładach i gigantycznych pokładach emocji, na decyzje mamy ułamki sekund, a obracamy nierzadko o wiele większymi pieniędzmi, niż kiedykolwiek byśmy zarobili, granie na Foreksie wymaga naprawdę twardej psychiki. Jak mówi nam XXX XXXX, wedle wieści gminnej wielu dobrych graczy to byli wojskowi – bo mają wystarczająco dużo samodyscypliny.
Nie chcę się już czepiać pojedynczych fraz, każda kolejna tylko bardziej pogrąża w braku sensu. Odniosę się tylko do jednego – twardej psychiki.
Proszę zauważyć, że podczas całego tego wywiadu nie pada ani razu fakt najistotniejszy dla efektywności inwestowania – wypracowania swojej przewagi, czy to za pomocą odpowiedniej strategii posiadającej pozytywną wartość oczekiwaną, czy za pomocą pomysłu na jej zbudowanie (np. arbitraż ) albo choćby umiejętności, które w tym pomogą (tzw. alfa). To swoisty i trwały trend w naszych mediach, dostrzegany na szczęście i piętnowany przez praktyków inwestowania.
Co ma więc zapewnić owa „twarda psychika” ? To nie ona gra na parkiecie, nie ona tworzy idee i przewagi, nie ona podejmuje decyzje. Jest kompetencją wtórną, nie pierwotną.
XXX XXXX zaś wskazuje: – Ktoś, kto naprawdę chce zarabiać na Foreksie, musi patrzeć na to długoterminowo i bardzo uważać. Ważna jest tu konsekwentność, którą trudno utrzymać. Brak konsekwencji prowadzi do błędów, a te do strat. Dotyczy to nie tylko laików, ale i profesjonalistów – podkreśla analityk. Opanowanie, samodyscyplina, a przede wszystkim wyznaczenie sobie pewnej strategii, planu działania – elementy te mogą być na Foreksie o wiele ważniejsze, niż wiedza ekonomiczna.
Od lat pytam: po co komu silne nerwy i samodyscyplina jeśli NIE posiada najpierw przewagi ???!!! Co tak konsekwentnie powinien stosować jeśli najpierw tego czegoś nie powołał do życia???!!! Konsekwentne stosowanie metod niesprawdzonych, niezweryfikowanych, o których przewadze nie mamy pojęcia, może prowadzić tylko do jednego – tego co zrobił ów człowiek z 8 milionami. Bajanie o silnej psychice wygląda jak papuzie gderanie zasłyszanego zwrotu. Sam plan to nie wszystko. Plan i strategie większość grających i na forexie i na giełdzie opierają się na tym samym – czy to szczęśliwym trafie (ang. luck), zwodniczej intuicji (ang. discretion) lub analizie technicznej z krzywego zwierciadła. Na to nie pomoże żadne opanowanie i samodyscyplina. Pomijanie tego wszystkiego to zwykła mitomania i jazda po stereotypach.
Dobra, starczy. To najgorszy tekst jaki czytałem z udziałem „ekspertów”…
—-kat—
68 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
@ Harry – z wyjątkiem Linka (który jest w trakcie tłumaczenia) wszystkie te tytuły dawno już zostały przetłumaczone na język polski
🙂
Także jest w czym wybierać. O wiele trudniej jest przekonać ludzi do czytania, ludzi, którzy są przeświadczeni, że w sieci jest wszystko i nie warto kupować książek, ale rownoczesnie nie są w stanie zweryfikować, czy dane informacje są rzetelne czy nie.
@mwojciechowski
„Ja go traktuje jako śmieszny przykład argumentu polegającego na uogólnianiu – nie jako porównanie do złodziei i pijaków”
Trzeba było to napisac na wstępie.
Jak Pan wie po fakcie każdy jest mądry na tyle by móc sie wytłumaczyć i wcale to nie tłumaczy jakie miał Pan intencje.Wręcz przeciwnie może je zaciemniać. Ale wierze Panu .W końcu to tylko gadka szmatka.
” Nie opłacasz mnie.”
Oczywiście że nie dlatego było napisane:
„Proszę łaskawie o tym pamiętać bo pamięć płata figle i nie brac do siebie bo raczej mam na myśli brokera jako instytucję.”
„Twoja prowizja idzie również na GPW, KDPW, KNF’u.”
Zupełnie mnie to nie interesuje jak torcik jest dzielony potem. Dla mnie to jednostkowy niepodzielny 100% koszt i ilość karmionych jest z punktu widzenie tego tematu nie mówiąc o mnie jako kliencie zbedna.
Rozwadnianie tematu tak jak słusznie zauważył Pan nie wspominając o policji itd 🙂
Z mojej strony to pragne podziękować za dyskusję.
Może słowa czasem zbyt szorstkie , a jedyne przesłanie to by pamiętać , że prowizja waży i jest płacona zawsze i z punktu widzenia klienta jest to jeszcze jeden pewien rodzaj ryzyka.
Lub może jak by to pewnie ujął mój szanowny adwersarz jako opłata za obniżenie ryzyka 🙂
@Harry
Nie chce obdzierać cie ze złudzeń, ale wszystkie książki które wymieniłeś w swoim poście (może za wyjątkiem Nixona), są kompletnie bezużyteczne.
Harry:
„Wystarczy poprosić przeciętnego inwestora o jego trading log book!!!”
To idź poproś Eldera lub Linka o ich trading Logi 🙂
Stanisła Bareja -„Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” – Bo każdy pijak to złodziej. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=y3HrdbLPImw
@Less
Z Barei i nie tylko to bardziej lubie tego gościa.
http://www.youtube.com/watch?v=M2hd46Qgq7M
@Less
Obejrzałem sobie ten fragment „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”
No i zajarałem ,że złamałem podstawowe zasady chigieny z brudną ściera i bez pukania…….
I understand. 🙁
…..i zbłędem ortograficznym za który przepraszam.
@ Piechur – podaj 3 argumenty dlaczego te ksiązki są beuytzeczn. I co jest użyteczne?
@GZalewski
Użyteczność książek o tradingu według Piechura:
1. Treści w nich zawarte powinny pomagać/umożliwiać zarabianie na tradingu
2. Treści w nich zawarte powinny być świeże i dotyczące rynków teraźniejszych.
3. Treści w nich zawarte powinny być na wyłączność to znaczy że nie mogę ich znaleźć nigdzie indziej za darmo.
Teraz lecimy:
1. Międzyrynkowa analiza rynków walutowych – książka wydana w 1991 r. – dwie dekady temu. Mam wyjaśniać dalej?
2. Analiza techniczna rynków finansowych – Treści w niej zawarte mogę znaleźć za darmo w sieci. Przykład pierwszy z brzegu:
http://stockcharts.com/help/doku.php?id=chart_school:technical_indicators
3. Zawód – inwestor giełdowy. Książka wydana bodajże w 1992 r. W okresie kiedy naprawdę trzeba było się postarać aby nie zarabiać na giełdzie w USA. Wychwalanie MACD-a – krzyżaki średnich już dawno przestały działać. Wychwalanie dywergencji – ponad 50 proc. dywergencji wynika po prostu z niedostosowania wskaźnika do rynku (błędna kalibracja). Elder ma więcej błędów ale nie sensu się na ten temat rozpisywać.
4. High Probability Trading – kolejne pozycja z serii pt „blablanie o wszystkim i o niczym”. Trochę psychologii, trochę bardzo podstawowych wskazówek odnośnie wejść i wyjść. Pierwszy lepszy kanał na You Tubie oferuje w sumie więcej za darmo:
http://www.youtube.com/user/TradersLog/videos?view=0
Zamiast wydawać pieniądze na ta wszystkie książki, lepiej wpłacić je do jakiegoś brokera oferującego mikroloty i grać z myślą że je się pewnie przegra ale zdobędzie doświadczenie.
@ pit65
Pamiętaj saper myli się tylko raz, DOPÓKI mina jakiegoś członka mu nie urwie! 🙂
Użyteczność książek o tradingu według Piechura:
1. Treści w nich zawarte powinny pomagać/umożliwiać zarabianie na tradingu
2. Treści w nich zawarte powinny być świeże i dotyczące rynków teraźniejszych.
3. Treści w nich zawarte powinny być na wyłączność to znaczy że nie mogę ich znaleźć nigdzie indziej za darmo.
Teraz lecimy:
1. Międzyrynkowa analiza rynków walutowych – książka wydana w 1991 r. – dwie dekady temu. Mam wyjaśniać dalej?
2. Analiza techniczna rynków finansowych – Treści w niej zawarte mogę znaleźć za darmo w sieci. Przykład pierwszy z brzegu:
http://stockcharts.com/help/doku.php?id=chart_school:technical_indicators
3. Zawód – inwestor giełdowy. Książka wydana bodajże w 1992 r. W okresie kiedy naprawdę trzeba było się postarać aby nie zarabiać na giełdzie w USA. Wychwalanie MACD-a – krzyżaki średnich już dawno przestały działać. Wychwalanie dywergencji – ponad 50 proc. dywergencji wynika po prostu z niedostosowania wskaźnika do rynku (błędna kalibracja). Plus jeszcze kilkanaście innych błędów.
4. High Probability Trading – kolejne pozycja z serii pt „blablanie o wszystkim i o niczym”. Trochę psychologii, trochę bardzo podstawowych wskazówek odnośnie wejść i wyjść. Pierwszy lepszy kanał na You Tubie oferuje w sumie więcej za darmo.
http://www.youtube.com/user/TradersLog/videos?view=0
Zamiast wydawać pieniądze na ta wszystkie książki, lepiej wpłacić je do jakiegoś brokera oferującego mikroloty i grać z myślą że je się przegra ale zdobędzie doświadczenie.
Ad, 1,2,3,4 – w jaki sposób wyrobic sobie krytyczne spojrzenie na cokolwiek, nie sięgając do niczego?
Chciałbym mieć nadzieję, że każdą z tych ksiazek Pan przeczytał i swoje spojrzenie opiera na tym, a nie bo zerknął Pan na spis treści i zobaczył rok wydania.
Moje podejscie jest takie, z dowolnej ksiazki jesli choc jedno zdanie zainspiruje mnie do czegos to jest to dobra ksiazka.
A teraz konkretnie
Ad 1- tak prosze wyjasnic. Bo ja po lekturze zadałem sobie parę pytan, ktore doprowadzily do takiego a nie innego patrzenia na rynek. (
As 2. – tak treści w niej zawarte znalazły się w sieci – kopiowane, powielane z błedami, przekreceniami itp. Jesli dostaje Pan ksiazke to dostaje Pan pełny wykład autora – moze Pan wykazac gdzie jest niespojny, nielogiczny itp. W sieci ma Pan kolaż niepodpisany najczesciej przez nikogo.
Ad 3. Znam mnostwo osob, ktore szanują te ksiazke. Zadna z nich nie szanuje jej za wskazniki. Tylko za zupelnie co innego. Ale rozumiem, ze psychika gracza dzis i psychika gracza z 1982 roku to światy całkowicie odlegle?
Ad 4. Nie podoba mi sie ta ksiazka z kilku powodów. Ale znów, zebym mogl takie zdanie powiedziec, musialem przeczytac wiele innych rzeczy, zeby moc zweryfikowac dlaczego. Ale tez wielu osobom, ktorzy nic innego do tej pory nie przeczytali da szanse postawienia pytan i poszukiwania odpowiedzi.
Argument daty w przypadku ksiazki jest wyjątkowo naiwny.
Ad. ostatnie zdanie – zamiast czytac ksiazki lepiej grac mikrolotami,m popelniac setki bledow i nie wiedziec, skąd są te błedy. Bo wiedza wrodzona niestety nie istnieje.
(przeszedłem na Pan, zeby nie wyszło napastliwie, ale zgodnie z netetykietą mozemy rozmawiac w drugiej osobie)
Generalna zasada jest taka, zazwyczaj im starsza książka tym lepsza, gdyż pozwala zrozumieć i skłania do myślenia.
Wprawdzie aż do 90% literatury to często bleble, ale patrz niżej. Są jednak pozycje naprawdę dobre i użyteczne ale zazwyczaj nie sprzedają się dobrze, a dla wydawnictw liczy się przede wszystkim zarobek, więc nie są wznawiane lub nowa propozycja tegoż autora ich już nie rajcuje.
Moje podejscie też jest podobne, z dowolnej ksiażki jeśli choć jedno zdanie zainspiruje mnie do czegoś to jest to dobra książka.
Żeby zarabiać na tradingu to trzeba cieżko popacować, dużo zrozumieć by być w stanie odsiać ziarno od plew w tym co jest wokół serwowane, albo po prostu mieć do tego wyjątkowy talent, jak zresztą do wszystkiego.
Sorry miało być tak:
Moje podejscie też jest podobne, z dowolnej ksiażki jeśli choć jedno zdanie zainspiruje mnie do czegoś to jest książka warta przeczytania (choć niekoniecznie dobra).
@GZalewski
1. Nie twierdze że nie należy czytać żadnych książek o tradingu. Ja tylko stwierdziłem że nie należy kupować i czytać tych konkretnych książek o tradingu.
2. Odnośnie książki Murphego – Międzyrynkowa…Jedyna wartościowa część tej ksiąki to fragment na temat powiązań surowców przemysłowch i spożywczych. Nic więcej. Reszta niby odkrytych przez Murphego powiązań nie wytrzymała próby czasu, czego najlepszym przykładem jest zachowanie dolara do złota.
Jednak najważniejsze pytanie brzmi – Co ta książka ma wspólnego z tradingiem na Forexie, rynku akcji lub towarowym? Odpowiedż: Nic. Książka Murphego może spodobać się jedynie fundamentalistom, lubiącym poczytać o rzeczach które wydarzyły się 25 lat temu.
3. Jestem pewien że psychika gracza z dwudziestoletniej hossy różni się znacząco od psychiki gracza z ponad dziesięcioletniego trendu bocznegu. Najlepszy dowód to te setki udanych traderów z czasów Wielkiego Rynku Byka, które nie poradziły sobie póżniej i w okolicach 2001/2002 r. postanowiły odejść na emeryturę i zająć się pisaniem książek o tradingu. Wtedy właśnie nastąpiła gwałtowna hossa na rynku ksiażek o tradingu 🙂
4. Odnośnie argumentu daty. Są ksiązki o tradingu, które wytrzymują próbę czasu, czego zresztą dowodem są kolejne wznowienia. Korony przykład to choćby „Technical Analysis of Stock Trends” wznowiona ostatnio chyba po raz czternasty. Jednak zdecydowana większość tego typu książek starzeje się i przestaje być aktualna i co za tym idzie przydatna.
Stock market juz nie jest tym czym byl kiedys. Czasy gdy day traders zarabiali po 30 mln rocznie minely bezpowrotnie. Teraz jest sie glownie przeciwko komputerowi co widac to kupujac akcje. Bez wzgledu na to ile nie kupujesz, wszystko odbywa sie w lotach po 100 a day traders traduja z reguly po 1000. Zachowanie czlowieka mozna przewidziec, bo chcac zarobic, z reguly trzeba zakonczyc pozycje i biorac masy powodowalo to zmiane ceny. Komputerowi jest to obojetne, zarabia na frakcjach i stad wieksza nieprzewidywalnosc.
Odnosnie forex, to prawdziwy biznes nie bawi sie w trading lecz zabezpiecza walute przed zmianami, co jest konieczne by zabezpieczyc zysk z kontraktow fizycznych, ktore zakoncza sie w przyszlosci.
Tak sie zastanawiam, ile jest funds, ktore zajmuja sie tylko forexem? Chyba nie ma takich, a to swiadczy o forexie. Jesli juz jest investment na forexie to long term. Short term jest nie do przewidzenia i potrzeba tylko odpowiedniego czasu by przegrac.
Interesujacy artykul odnosnie High Frequency Trading in New York Times. Jest odnosnie kontraktow ale to samo odnosi sie do akcji. Wyniki badan nie sa budujace dla retail investors i nic dziwnego, ze retail juz nie jest tak zainteresowany tradingiem jak kiedys i jednoczesnie szuka miejsc gdzie HFT moze nie wystepowac. Personalnie makes me sick, ze takie systemy sa dozwolone. Mysle, ze nastapi czas, ze HFT nie bedzie dozwolony – wystarczy, ze ratail bedzie odchodzil z rynku. Day trades daja wystarczajaca liqudity bez HFT.
http://www.nytimes.com/2012/12/04/business/high-speed-trades-hurt-investors-a-study-says.html?hp
Po pierwsze, bądźmy precyzyjni: w ścisłym znaczeniu forex jest to rynek wymiany walutowej zdominowany przez banki, obejmujący przede wszystkim swapy (ok. 45%) oraz bezpośrednie transakcje spotowe (ok. 40%). Dane podaję za BIS, niestety sprzed trzech lat – w tym roku ma się pojawić nowy raport. Dostęp do tego rynku jest limitowany i w większości retail traders nie ma do niego dostępu (chyba, że za pośrednictwem ECN).
Jednak większość brokerów walutowych to tzw. market makers i tam tak naprawdę nie kupujemy żadnej waluty, tylko kupujemy, lub sprzedajemy kontrakty CFD na waluty i inne instrumenty np. towary i indeksy. Zlecenia zwykle w ogóle nie trafiają na rynek i w praktyce gra się przeciw brokerowi. Zajmując długą lub krótką pozycję u takiego broka tak naprawdę uruchamia się algorytm, który zmienia stan rachunku w zależności od kursu walut, jednak prawdziwego rynku walutowego się nie dotyka, płacąc przy okazji sporo wyższy spread niż na rynku międzybankowym.
I co by tu nie mówić – CFDs to są w gruncie rzeczy derywaty służące czysto spekulacyjnym zakładom między dwoma stronami. Warunki w jakich uprawia trading większość graczy w zasadzie niewiele się różnią co do istoty od obstawiania wyników Ligi Mistrzów u bukmachera. Tam też wiedza i umiejętności mają znaczenie ; )
Polecam też zastanowić się nad faktem, że na liście Wprost jest całkiem sporo osób związanych z giełdą, ale nie ma żadnego foreksowego krezusa z tysiącami procent zysku. Jest za to założyciel X-Trade Brokers ; )
W tym świetle część tez tego nieszczęsnego artykułu jest słuszna. Liczy się też przekaz ostrzegawczy. Na rynkach akcyjnych nawet średnio rozgarnięty gracz jest w stanie długoterminowo osiągnąć zysk. CFDs to trochę jak zabawa w muzykalne krzesła, z których jedno zawsze zajmuje broker. I żeby nie było – sam żyję z tradingu na fx, też zjadłem na nim zęby. Mam jednak nadzieję, że market makers odejdą do lamusa.