Na blogach bossy nie podjęliśmy tematu umowy zwanej ACTA, która wzbudziła wiele szumu. Dzięki temu udało nam się ominąć gorączkę pierwszych reakcji i walki na kije bez dokładnego rozeznania sprawy. Dziś, kiedy największy kurz medialny opadł, warto spojrzeć na pewne punkty styczne pomiędzy tzw. piractwem a spekulacją.

Jeśli spojrzeć na historię giełd, to spekulacje zawsze przeciwstawiano inwestowaniu. Spekulantów potępiano a inwestorów wynoszono na pomniki. Negatywna łatka wobec spekulacji pozostaje obecna i co kilka lat klasa polityczna próbuje uporządkować rejon rzeczywistości, który wymyka się kontroli. W sumie od zawsze uważałem, że walczący ze spekulacją są populistami. Na gruncie procesu politycznego sprawa wydaje się stosunkowo prosta i  łatwa do przeprowadzenia. Korzystając z przewagi w dostępie do mediów można najpierw wykreować wroga w postaci finansjery a później obiecać walkę z nim kanalizując emocje społeczne. Przeciwna strona nie może się bronić, jak nie może bronić się żaden wykreowany twór, którego do wspólnego mianownika sprowadza tylko zdanie oskarżyciela. Dlatego tak łatwo ludzie dali sobie wmówić, że za kryzys roku 2008 odpowiadają głównie banki, kiedy uczciwie analizujący temat mówią o splocie czynników.

Dziś ten sam mechanizm próbuje zastosować wobec tzw. piractwa sieciowego, które sprowadza się do kradzieży. W istocie, dla mojego pokolenia jest to ledwie nowe wcielenie czegoś, co robiliśmy wszyscy w młodości. Kiedyś, jeśli ktoś kupił czarną płytę, to pożyczał koledze, który przegrywał na kasetę. Wbrew powszechnej opinii nie był to proceder polski, ale ogólnoświatowy. Oczywiście każdy z mojego pokolenia miał przekonanie, że dobra płyta jest wartością i jak tylko trafiała się okazja lub pieniądze kupowaliśmy płyty w sklepach traktując „przegrywanie”, w kategoriach czegoś tymczasowego. Dziś muzyka, która krąży w sieci znajduje nabywców innymi kanałami (PDF 230k). Jeśli jest dobra dla odbiorcy. Jeśli jest zła, zalega gdzieś na dyskach twardych zapomniana. Nie mam wątpliwości, iż terabajty danych ściąganych przez młodsze i starsze pokolenie nie są konsumowane, więc argumenty o tym, że i tak nie kupią płyt, które ściągnęli z sieci jest w pełni zrozumiały. Sam w młodości przegrywałem na kasety płyty, których nigdy później nie słuchałem a zabijałem gramofonem Mister Hit te ulubione.

Mimo ostatniej ofensywy medialnej walczących z piractwem jestem przekonany, iż showbiznes oraz ewidentnie służący mu dziś politycy muszą nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. W przeszłość odchodzą czasy, w których można było zostać milionerem bez jednego zagranego koncertu. Dziś płyta znów staje się częścią szerszej całości życia artysty. Wydanie płyty oznacza konieczność ruszenia w trasę i promowania własnej twórczości w bezpośredniej konfrontacji z odbiorcą oraz próbę zarobienia pieniędzy poprzez zapełnianie sal koncertowych. Czasy się zmieniły, ale część zwyczajnie nie chce dostrzec pełzającej rewolucji, która wymiata z rynku starych królów i kreuje nowych papieży. Tak, jak globalizacja zmiotła władzę państwa narodowego nad kapitałem, tak sieć zamiata model, w którym można było kreować miernoty na gwiazdy i jeszcze pozwalać im kupować własne samoloty. W dobie powszechnie dostępnych treści w sieci, kupujących nie da się okradać słabym towarem i – jak sądzę – z tym mają największy problem niedawni, wielcy tego świata. Konsument dostał władzę, której nie chciano mu dać – może popróbować przed kupnem bez reklamowej ściemy.

Dla przeciwników ACTA, do których dumnie, choć biernie sam się zaliczam, mam pocieszenie – nie ma rządu, który wygrał ze spekulantami i nie będzie państwa, które wygra z piractwem w sieci. Przeszłość uczy, że elity potrafią przegapić moment, w którym świat się zmienia. Elity rzymskie przegapiły narodziny chrześcijaństwa, które prezentowało uniwersalniejsze treści niż panteon. Elity katolickie przegapiły klimat, jaki przygotował grunt pod powodzenie rewolucji Lutra. Dziś elity światowe i prowincjonalne przegapiają internet, który jest najważniejszym wydarzeniem początku XXI wieku. Młodym ludziom nie da się odebrać najważniejszego narzędzia w ich życiu a dla dzisiejszego 30-latka internet jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Dla 20-latka jest niczym pełne półki w supermarkecie – oczywistością. Oczywistością są również treści w internecie. Elity proponują powrót do świata, w którym na półkach byłby tylko ocet. Zwyczajnie nie da się pogodzić internetu z ofertą „mamy tylko ocet i proszę nie pytać dlaczego tak drogo?”.

Nie oszukujmy się też, że to obecny polski rząd jest specjalnie zły. Zwyczajnie trafiło na obecną ekipę. Każdy inny premier i minister kultury robiliby to samo, jak robiły to inne rządy przymuszone obawami i – pewnie – szantażem ze strony większych państw. W istocie trudno być zdziwionym, że USA angażują w ACTA swoje ambasady. Ameryka ma trzy, może cztery branże, które kreują markę i bogactwo państwa. Przemysł zbrojeniowy, paliwowy, nowe technologie, sektor finansowy – który się chwieje – i wreszcie showbiznes. W przypadku ACTA nie idzie więc o górnolotne tezy „kradzież jest zła”, ale o obronę jednego z największych towarów, jakie zostały w USA, na których można zarobić na eksporcie. Koniec obecnego modelu będzie też oznaczał koniec konkretnego źródła pieniędzy budujących wielkość kraju. Dlatego po upadku ACTA politycy amerykańscy wymyślą kolejny sposób na walkę z piractwem, ale poniosą porażkę za porażką.

Spekulanci przechodzili ścieżkę, którą dziś kroczy tzw. piractwo sieciowe i wygrali. Czy ktoś jeszcze pamięta, że Georga Sorosa również chciano wsadzać do więzień? Za spekulacje walutami. Dziś Soros poucza w Davos polityków a ci grzecznie słuchają jego autorytetu. Potrzebował tylko 20 lat, by z pozycji pirata rzucającego na kolana Wielką Brytanię i Azję stać się bohaterem zapraszanym na salony. Nie byłoby tak, gdyby historia nie przyznała Sorosowi racji. Politycy, których Soros upokarzał w ostatnich dekadach XX wieku, już dawno nie liczą się na świecie a spekulanci mają się dobrze. Dlatego w gronie dzisiejszych piratów sieciowych szukałbym przyszłych liderów nowej rzeczywistości.

60 Komentarzy

  1. ASX

    ewentualne zwycięstwo piratów, ma też taki powód, że wielu odbiorcom nie przeszkadza jakość nagrań krążących w sieci, nie jest przeszkodą, że wielu partii instrumentów po prostu nie słychać, ale co tam, jest muza i nie ma problema ..

  2. ASX

    oczywiście nie sugeruję, że koncerny operujące na tym polu są rzecznikami i promotorami wysublimowania :)..

  3. Adam_S

    Adamie, zgadzam sie z toba, choc temat ktory poruszyles dotyczy tylko czesci ACTY. Wg roznych wersji moze sie przeniesc poza Internet i uderzyc w leki generyczne, czesci samochodowe, GMO i inne. Najgorsze jest to ze nikt nic oficjalnie nie wie.
    Rzad podpisal i teraz sie tlumaczy ze nie wie co za bardzo podpisal. Jezeli choc troche prawdy jest w tym co mozna wyczytac w roznych artykulach to nie wyglada to ciekawie.

    Ponizej link to czesciowo political fiction, czesciowo prawdziwy – wywad redaktora Nowego Ekranu z „Anonimusem”. Nie wiem czy jest prawdziwy. Z jednej strony w czesc rzeczy tam opisanych wierze, w czesc nie. i sam nie wiem czy chcialbym aby to byla prawda… Niby dobrze ze mamy „ochraniarzy” ale z drugiej strony zatrwazajaca jest slabosc panstw.

    http://lazacylazarz.nowyekran.pl/post/50643,wywiad-z-anonymousem

  4. _dorota

    Analogia między piractwem sieciowym a spekulacją giełdową wydaje mi się całkowicie naciągana – nie widzę podobieństw (bo przewidywane zwycięstwo piractwa takim podobieństwem nie jest). Ale pomińmy to.

    Bardzo trafne jest wskazanie na mentalność użytkowników internetu – bo ACTA w istocie uderza w podstawy obecnego dominującego sposobu korzystania z sieci. Dla 20-30-latków sieć jest rzeczywiście jak sklep z półkami pełnymi – darmowego! – towaru. Dlaczego mieliby się tego wyrzekać? Uważają, że mają święte prawo do darmowych treści (które ktoś jednak musiał wytworzyć).

    Bardzo ciekawy artykuł omawiający istniejące modele finansowania treści zamieszczanych w sieci i ich ograniczenia*:
    http://www.kti.ue.poznan.pl/sites/default/files/W%20Cellary_Rzeczpospolita.pdf

    *gdybym zamieściła link płatny, to nikt by tego artykułu nie przeczytał, prawda? 🙂

  5. astanczak (Post autora)

    > Uważają, że mają święte prawo do darmowych treści

    W TV też mają darmowe treści w zamian za opłaty abonamentowe i reklamy.

    Większość TV funkcjonuje na zasadzie mała opłata a później „all you can eat” plus opłaty za treści ekstra za coś nowego.

    Paradoksem obecnej sytuacji jest to, że piraci sieciowi zorganizowali dokładnie taki system. Te wszystkie serwisy, których zamknięcie wywołało tyle szumu, działały na zasadzie „za mały abonament możesz ściągać do woli”. Przecież nie dokładali do tego, więc opłaty za wystawianie treści musiały być mniejsze od opłat zyskiwanych od płacących abonament. Oczywiście po stronie dostarczających treści byli ludzie a nie przedsiębiorstwa dysponujące prawami.

    Moim zdaniem pierwszy, który jakoś pogodzi w sieci model abonamentu z opcją „all you can eat” zajmie rynek.

    1. trystero

      @ astanczak

      Z całym szacunkiem, ale pominąłeś istotną kwestię. TV płaci twórcom za treści, które później w tym modelu sprzedaje konsumentom. Piraci sieciowi kradną treści a potem je sprzedają, ewentualnie kupują kradzione treści a potem je sprzedają.

      Kradzione telefony na aukcjach też są tańsze niż nie-kradzione w sklepie.

      Ok, teraz widzę, że nie pominąłeś.

      Tylko, że takie modele biznesowe już istnieją – choćby Netflix. Nie zlikwiduje to jednak piractwa sieciowego bo na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy po prostu nie chcę płacić za coś co mogą mieć za darmo.

      Dwuletnie czy pięcioletnie telefony komórkowe można dostać za darmo. Mimo to są ludzie, którzy kradną nowe telefony. Bo chcą mieć nowe. Za darmo. Nie ma modelu biznesowego, który ich zadowoli 🙂

  6. astanczak (Post autora)

    @ trystero

    > ale pominąłeś istotną kwestię

    Czyżby? A to zdanie: „Oczywiście po stronie dostarczających treści byli ludzie a nie przedsiębiorstwa dysponujące prawami”

    1. trystero

      @ astanczak

      Zobaczyłem później i poprawiłem swój komentarz.

      Dodam tylko, że moja analogia z telefonami jest o tyle nietrafiona, że oglądanie filmów w Internecie jest LEGALNE. Zabronione jest co najwyżej umieszczanie filmów i czerpanie zysków z pokazywania filmów.

  7. _dorota

    „W TV też mają darmowe treści w zamian za opłaty abonamentowe i reklamy.”

    Jak wzamian za opłaty, to nie darmowe. Jak wzamian za reklamy: przytaczany przez mnie artykuł właśnie dobrze omawia słabości modelu „sponsorskiego”

  8. astanczak (Post autora)

    > Nie zlikwiduje to jednak piractwa sieciowego bo na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy po prostu nie chcę płacić za coś co mogą mieć za darmo.

    Wyobraź sobie serwis, który za małą opłatą daje dostęp do całego katalogu EMI. Dba o archiwizację, katalogowanie, nie szkodzą mu migracje z komputera na komputer i przenosiny z systemu na system.

    Niech tylko największa wytwórnia ogłosi, że za małą miesięczną opłatę daje dostęp do całego katalogu (który i tak już jest w sieci) i myślę, że piraci zostaliby zlikwidowani, jako mniej wygodni. Nikt nie chce zrozumieć, że piratów trzeba pokonać metodami rynkowymi a nie metodami policyjnymi. Ludzie i tak wydają pieniądze w sieci. Wydają tam miliardy dolarów na wirtualne zabawki, wirtualne życia i bzdurne treści – tylko trzeba się po nie schylić i zrobić im dobrze.

    Zobacz tą statystykę:

    http://www.policja.pl/palm/pol/1/44124/Od_10_lat_spada_liczba_kradziezy_samochodow.html

    Myślisz, że to zaleta policji czy może jakiś inny mechanizm tu zadziałał?

    1. trystero

      @ astanczak

      Rozumiem Twój tok rozumowania i myślę, że jest słuszny w odniesieniu do ludzi o pewnym poziomie dochodów.

      Ja nie mam problemu płacić Onetowi 7 zł za mecz Ligi Mistrzów. Z wyboru, nie posiadam telewizora i gdyby Cyfra Plus sprzedawała w Sieci mecze ligi angielskiej czy hiszpańskiej za 10 zł to chętnie bym je kupił. Nie sprzedaje i traci klienta.

      Jest jednak duża grupa ludzi, która nigdy nie zapłaci – bo nie ma albo nie chce i żaden model biznesowy, który wymagać będzie opłaty tego nie zmieni. A nikt nie zaoferuje nowego hitowego filmu za darmo!

      1. astanczak (Post autora)

        > Jest jednak duża grupa ludzi, która nigdy nie zapłaci – bo nie ma albo nie chce i żaden model biznesowy, który wymagać będzie opłaty tego nie zmieni. A nikt nie zaoferuje nowego hitowego filmu za darmo!

        Internet i rewolucja cyfrowa niosą nowe wyzwania, jak nowym wyzwaniem była maszyna parowa dla rzemiosła i silnik spalinowy dla konia. Ekonomia rynkowa polega na tym, że to sprzedawca ma się dostosować do nowych warunków a nie klient. Dziś mamy odpowiedź „prohibicyjną” a nie rynkową.

        Od tego mają speców od marketingu, żeby wyciągnęli od ludzi te kilka dolarów.

        Gdyby ludzie na świecie wydawali pieniądze tylko na to, co chcą, to kapitalizm upadłby już dawno 😉

        Myślę, że mamy pełzającą rewolucję. Twórcy treści dostosowali się wcześniej do TV (np. sposobem filmowania w filmach dla TV, gdzie nie można było robić planów z pełnymi postaciami, bo ludzie na ekranie mieli głowy wielkości piłeczki od pingponga), radia w samochodzie (długość utworu i jakość miksu) i teraz będą musieli dostosować się do cyfrowego kopiowania, albo rynek ich wyprostuje.

  9. Adam_S

    To jest jak z narkotykami – legalizujac je i kontrolujac, przejmia rynek mafii a ich miejsce zajmie w miare legalny biznes.
    to samo z prostytucja.
    ale nie ma woli rzadu aby tego dokonac.

  10. lesserwisser

    A ja mam taki przykład, zżycia wzięty. W wakacje, na letnisku dwie starsze panie opiekują się dziećmi swoich dzieci oraz dziećmi znajomych swoich dzieci, bo w kupie im raźniej, a ich rodzice pracują.

    Wieczorem jedna z opiekunek czyta dzieciakom jakieś historyjki z książki pożyczonej od sąsiadów. Nie wiadomo czy kupionej, czy znalezionej gdzieś, czy też dostali ją w prezencie (a możeofiarodawca ja ukradł).

    Mama jednego z dzieciaków, jako prawniczka, na serio rozważała przypadek, czy nie można się przyczepić do tego że występuje tu naruszenie praw autorskich, bo raz książka nie została kupiona, ma miejsce publiczne rozpowszechnianie jej treści, trzy niema zgody autora ani wydawcy jako posiadacza praw do niej na takie praktyki.

    Na śmiech -jako reakcje innej mamy – i słowa, chyba żartujesz, pada odpowiedź typu -Wcale nie,wszystko do tego zmierza, bo obecnie korporacje stawiają wszystko na głowie, by mieć bat na konkurencję, i są bezwzględne w egzekwowaniu własnych praw.

    Jeśli Apple zaskarżyło Samsunga, że skopiował prostokątny kształt jakiegoś ich urządzenia, inna zaś firma ciąga inna po sadach za umieszczenie w tym samym miejscu jakiegoś klawisza/przycisku funkcyjnego, to wierzę że wszystko jest możliwe.

    Znajomy był managerem zespołu Kombi i opowiadał jak walczyli z wydawcą ich płytek (B lub S Polska) by obniżyli ceny dysków cd z ich muzyką, bo wyraźnie tu przesadzali, co odbijało się na sprzedażach i powodowało nielegalne kopiowanie. No i co firma medialna absolutnie się nie zgodziła na to,bo to było sprzeczne z ich polityką.

    Było to z 10lat temu,mówił wtedy, że opłacałoby się sprzedawać te płyty za 20a nawet 15 zł, bo ich produkcja kosztowała nie więcej jak 5 zł.

    Jeśli więc kogoś dziwi,że młodzi zdobywali nagrania drogą nie w pełni legalną to ja się im wcale nie dziwię, bo sam bym tak robił.

    Acta – ad acta.

  11. _dorota

    Less, ten przykład to demagogia, a mama-prawnik jest raczej nietęgim prawnikiem, skoro taką rzecz rozważa.

    Część problemu polega na tym, że ludzie tak przyzwyczaili się do darmowych treści, że – jak to tutaj ktoś trafnie zauważył – nie zapłacą z zasady, bo nie. Z drugiej strony dysponenci własności intelektualnej też nie dorośli do rozwiązania problemu – bo najwyraźniej próbują rozwiązać go siłowo, przez środki przymusu.

    Internet wyewoluuje w śmietnik szajsowych treści dla szajsowych odbiorców. Rzeczy naprawdę coś warte będzie się rozpowszechniać kanałami chronionymi, za opłatą.

    1. astanczak (Post autora)

      > _dorota

      czeka nas jeszcze integracja TV z Internetem, bo to kolejna rewolucja, która jest za rogiem. Na dziś TV posiliła się popularnością HD i odbiorników LCD, LED itd. Twórcy treści, producenci i nadawcy razem się wzmacniają, ale tu też rynek się wysyci.

  12. Corvin

    Nie wiem tylko czy zwróciliście uwagę ale są badania, że największymi odbiorcami legalnej muzyki są ludzie, którzy ściągają ją z sieci. Może później pogooglam. Ponad to poza tym wszystkim jest masa hipokryzji wielu artystów ba o producentów by nie zaistniało gdyby nie piractwo, nikt by nie kupił za kilkadziesiąt zł płyty nieznanego zespołu i nie poszedłby tym bardziej na ich koncert. Części artystom się zdaje, że gdyby nie było piractwa byli by bogaci, nie sądzę właśnie dlatego że gdy to jest za „darmo” ktoś wysłuchał tego co prezentują, poszedł na koncert a może kupił ich nową płytę w sklepie. Bez tej promocji byli by Ci artyści anonimowi. Tak samo Microsoft ich windows jest tak popularne bo przez wiele lat ludzie mieli ich pirackie kopie na domowych komputerach i teraz sądzą że to jedyny słuszny system bo nie znają alternatyw. Gdyby piractwa nie było spora część musiałby te alternatywy poznać. Ale to nie koniec hipokryzji, spora część użytkowników jak sądzę posiada bardzo wydajne łącza internetowe po to by ściągać właśnie multimedia, do stron nie jest to tak konieczne. niestety często te multimedia nie są legalne ale co operator/provider i tak zarabia na tym krocie. Wreszcie spójrzcie na masę urządzeń: odtwarzacze divx, mp3 nawet telewizory z wbudowanymi odtwarzaczami mówimy o najbardziej znanych markach i co te divx są niby legalne? Te firmy są często właścicielami firm fonograficznych. Śmiechu warte i to jest hipokryzja.

  13. chybil

    Pamiętajcie że ACTA to nie tylko pliki z filmami czy kulturą.
    To patenty, to możliwość blokowania małych firm z potencjałem z powodu konstrukcji „urządzenia o kwadratowym kształcie” co narusza patent, to aspiryna z polfy, to części zamienne do aut itp.
    To już nie rozrywka wieczorową porą w domowym zaciszu, to już konkretna gospodarka, miejsca pracy, firmy.

  14. pawel-l

    W pierwszej chwili podobał mi się apel Żakowskiego o bezpłatny dostęp do kultury. Ale uprzytomniłem sobie, że to jest ten sam sposób myślenia jak z bezpłatną edukacją i służbą zdrowia albo publiczną telewizją. Nieważne że jakość coraz gorsza ważne że za darmo.
    To chyba droga donikąd.
    Młodych ludzi można zrozumieć. Płacą na wysokie emerytury obecnego pokolenia, na utrzymanie rolników i górników, płacą w końcu na filharmonie i instalacje artystyczne, na Zaiks (kupując np. czyste płyty CD i idąc do fryzjera) i na komitet kinematografi. I po zapłaceniu zabójczych rat za kredyt, już im nie starcza na kupowanie muzyki czy filmów.
    To jest nie fair.

    Czy naprawdę prawa do piosenki muszą trwać 75 lat ? Może wystarczy 5?
    Każdy z nas wykonuje jakąś pracę za którą najczęściej dostajemy jednorazową opłatę. Dlaczego w przypadku tzw. twórców dostają pieniądze wielokrotnie ? Może potrzebny jest limit 😉

    Pamiętajmy też, że ostatnie dziesięciolecia trwał boom kredytowy. Ludzie trwonili pieniądze m.in. na rozrywkę i sport. Następne lata to będzie okres ograniczenia wydatków. Show bizness nie może już liczyć na taką bonanzę jak do tej pory.

    Ja bym takim optymistą nie był. Władze mają poteżne narzędzia do kontroli społeczeństwa. Wystarczy parę przykładowych procesów pokazowych aby zastraszyć większość. Myślę że konfrontacja będzie się zaostrzać a zwycięzcy nie będzie…

  15. lesserwisser

    A gdzie jest mój ostatni komentarz, bo coś wyjątkowo długo się nie pojawia?

    Czyżby jakąś filtrację włączono na mnie?

    1. astanczak (Post autora)

      @ lesserwisser

      nic nie czeka na zatwierdzenie – niczego twojego nie ma w spamie i w usuniętych = poszukaj w innych wątkach – może coś ta wysłałeś.

  16. lesserwisser

    @ astanczak

    „poszukaj w innych wątkach – może coś ta wysłałeś.”

    jak by był w innych wątkach, to by się chyba na zajawce „Najnowsze komentarze” w RSS, anie widzę.

    Dostałem potwierdzenie „Dziękujemy za komentarz”

  17. pit65

    @lesserwisser

    Bo dzisiej firmy przechodza od patentowania konkretnych produktów do pojęć abstrakcyjnych określających te produkty.I zaczyna się cyrk czyli szaleństwo.

    Apple opatentowało czarna ramkę , a samo korzysta jako core swego systemu z „darmowych” /czytaj wolnych od zawłaszczenia/ ta drogą rozwiązań programistów FreeBSD.Dzięki temu niejaki św. pamięci Steve Jos mógł wykreowac markę Mac .
    Wykorzystanie pogardzanej darmochy zamknięcie kodu i patentowanie bzdur celem ochrony tzw. marki.W/g litery prawa jest to OK , ale pokazuje kto jest kim i za ile. Oczywiście jeżeli ktoś chce to zobaczyć , a nie ekscytować się światłem jupiterów jedynie.
    Ten sam Jobs który poległ ze swym najlepiej rozwiniętym na owe czasy „okienkowo” Jabłuszkiem dwie dekady temu.
    I żeby nie było ,że pogrążam Jobsa zrobił kawał dobrej roboty promującej produkt.Chodzi o to ,żeby nie odnosić wrażenia ,że to jedynie jego produkt co po takich patentowych bzdurach można wywnioskować. Jego padł dawno temu i nie należy o tym zapominać.

    @chybil

    Właśnie o to chodzi, a nie o kiczowata sztuke kiczowatego Hollywood za urągające kwoty dla odbiorcy. Chodzi by kicz jedynie słusznych rozwiązań zapanował w coraz większym zakresie.

  18. karroryfer

    Bardzo dobry wpis – i ciekawa analogia do spekulantów.
    Oczywiście że Autor ma rację – nadeszły nowe czasy i czas aby starzy się do nich dostosowali ( odwrotnie i tak nie przejdzie – najwyżej przyśpieszymy proces zmian w globalnej wiosce nawet u nas można się przecież przenieść do obwodu Kaliningradzkiego który napewno ACTA nie podpisze.
    Prawo autorskie ( w obecnym rozumieniu ) to jakiś potworek. Dlaczego niby czytelnie ( a nawet wypożyczalnie książek takoż do niedawna filmów) mogły być legalne a „pożyczanie” ( po nowemu oczywiście – ale przecież jak autor napisał większość tego co jest ściągane nie jest potem słuchane zbyt namiętnie )
    Ciekawe też jest w tym kontekście czy wg ACTA nagrywanie muzyki z radia byłoby legalne. I czy można było ją „pożyczyć” żonie, bratu czy przyjaciółce …

  19. gzalewski

    „Prawo autorskie ( w obecnym rozumieniu ) to jakiś potworek. Dlaczego niby czytelnie ( a nawet wypożyczalnie książek takoż do niedawna filmów) mogły być legalne a „pożyczanie” ( po nowemu oczywiście – ale przecież jak autor napisał większość tego co jest ściągane nie jest potem słuchane zbyt namiętnie )”

    Wypowiem się jako twórca, a równoczesnie własciciel wydawnictwa.
    Choc raczej to będzie stawianie pytań, niż klarowny pogląd, bo sam nie mam pojęcia, jak pewne sprawy rozwiązać.

    1) kilka dni temu usłyszałem wypowiedź jakiegoś logika, dlaczego np. fryzjer puszczając muzykę w swoim zakladzie musi płacic tantiemy, ale juz za uzywanie fotela nie musi.
    I coś w tym faktycznie jest. Fotel fryzjerski (albo stomatologiczny itp) tez moze byc traktowany jako czyjś „twór” i korzystanie z niego tez mozna uznac za wielokrotne

    2) WIelu zwolenników „swobodnego korzystania” z dóbr kultury – płyt, ksiazek itp. argumentuje, ze wielu autorow/tworcow nie byloby znanych wiec nikt by ich w ogole nie kupowal, piractwo daje im szanse zaistniec.
    Dobre, tylko bardzo uproszczone. Ciekaw jestem jaką konstrukcje nalezy zastosowac do ksiazek, zeby to uzasadnic (tu nie ma szansy koncertowania, ani sprzedazy koszulek z twarzą autora)?

    3) „Dlaczego niby czytelnie ( a nawet wypożyczalnie książek takoż do niedawna filmów) mogły być legalne a „pożyczanie”…
    Ten proces jest trochę bardziej złożony.
    Czytelnie, biblioteki kupowały ksiażki. Później pożyczały.
    W sieci wygląda to trudniej – wezmy na przyklad proceder sprzed kilku lat, gdy na forach pojawiało się kupę cwaniaczków sprzedających całe paczki (na plytach CD) książek zeskanowanych, albo spiraconych.
    Ludzie za grosze kupowali te zestawy. Nie mieli problemu by zaplacic kilka-kilkanascie złotych, komus kto to udostepnil. Z tym, ze pieniadze nie szly w zaden sposob do autora/wydawcy itp.

    4) Mam przekonanie, ze latwiej sie udostepnia w sieci pliki pozyskane tanio/darmo niz gdy samemu cos się kupiło w formie cyfrowej.

    5) wiele osob pyta mnie, czy wyd. Linia bedzie wydawalo ksiazki w formie e-bookow. NIezmiennie odpowiadam – a jak zorganizowac system zakupow, zeby autor cokolwiek z tego miał? (pomijajac juz fakt, ze wiele ksiazek „technicznych” z wykresami nie nadaje sie na Kindle’a)
    Pracuje nad wydaniem Drogi Inwestora w takiej formie. Tylko dlatego, ze jako autor i wydawca, moge odpuscic płatnosci – w imię eksperymentu. Ale już z cudzą ksiażką nie bedzie mi tak łatwo – bo jednak autorowi trzeba zaplacic.

    Wiele osób mowi czemu e-booki nie są tansze, przeciez odpadają koszty druku. No 🙂 Tylko mało kto wie, ze wlasciciele praw (do zagranicznych tytułów) podniesli oplaty licencyjne 3-krotnie na ebooki. To wszystko co się oszczedza na papierze idzie do wlasicieli praw (byc moze to zwiekszenie marzy ma na celu zarobienie na mniejszej legalnej sprzedazy)

    Jako wydawca papierowych wersji, zastanawiam sie – udostepnie ebooka. DObra nawet tanszego – ale on zabije mi całą sprzedaz (byc moze. NIe mam pewnosci). Moze cena powinna byc 20-30 pln i ludzie chętnieby kupili. Ale ja musze miec pewnosc, zeby oplacic autora(prawa), tlumacza (nie studenta dorywczo, tylko kogos kto zna terminologie), korekte itp. Odpada skład (tradycyjny, bo i tak trzeba otagowac, przerobic na przyjazny format cyfrowy) i koszt druku i papieru.
    Póki co ryzyko nie warte podjęcia – z mojej perspektywy

    6)Pytań jest więcej. Najczęściej szczegółowych – jak coś faktycznie rozwiązać – a nie tylko demagogia przeciw demagogii

    7) Mam w głowie taki pomysł. Chciałem zaproponować wydanie ksiażki polskiemu autorowi i na stronie wydawnictwa oglosic, ze robimy coś w stylu „cegiełek” – zapłać za tę książkę ile uważasz, 80% twojej wpłaty pójdzie dla autora. Ba zapłać w ciemno – zostań mecenasem. (chodzi o to, zeby autor dostał coś w rodzaju zaliczki)
    To eksperyment, ale może się skończyć jak niegdyś w przypadku płyty NiN – czyli autor słabo na tym wyjdzie

  20. Corvin

    „2) WIelu zwolenników „swobodnego korzystania” z dóbr kultury – płyt, ksiazek itp. argumentuje, ze wielu autorow/tworcow nie byloby znanych wiec nikt by ich w ogole nie kupowal, piractwo daje im szanse zaistniec.
    Dobre, tylko bardzo uproszczone. Ciekaw jestem jaką konstrukcje nalezy zastosowac do ksiazek, zeby to uzasadnic (tu nie ma szansy koncertowania, ani sprzedaży koszulek z twarzą autora)?” – tu nie chodzi moim zdaniem oto że taki pogląd kreują zwolennicy „swobodnego korzystania” to jest dopiero uproszczenie, nie chodzi o wytłumaczenie piractwa że to jest uzasadnienie jego istnienia. Nie, nie zauważ Grzegorz proszę, czy wydałbyś pieniądze na kogoś kto jest zupełnie nieznany. I tu nie chodzi o ideologię, tylko o suchy fakt, że dzięki w ten sposób zdobytej popularności część twórców została zauważona, przez szerszą publiczność. Znacznie szerszą. Muzyka jest kwestią dużo bardziej subiektywną niż książka. Są też różnice: książki można przeczytać spis treści, recenzje (np mówiące o merytorycznej zawartości książek)są dostępne fragmenty online do przeczytania.

  21. gzalewski

    Z tym wydawniem pieniędzy na „nieznane” nie jest tak prosto.
    Czesc ludzi uwielbia – eksplorowac nowe obszary i ryzykowac, inni nie – wolą jak ktos im coś juz napisze.

    Ja bardzo lubię w Amazonie – skakac po tym co kupują inni, ktorzy kupili rzeczy, ktore tez wybralem. Trafiam w baaardzo dziwne zakątki.
    Ale rozumiem, ze są tacy, którzy chcą mieć „sprawdzone”. Byc moze boją sie frustracji z nieudanych zakupów.

    Ale i dla nich jest coś – bo przy nowych rzeczach mogą poczytac opinie innych.
    Z tym, ze dopoki inni byli realnymi ludzmi, a nie wpisami „zatrudnionych” było łatwiej.
    W kazdym razie nie ma prostych rozwiązań. Cały czas trzeba coś wymyślać na nowo.

  22. gzalewski

    swoja droga takie pomysly:
    „Polska wciąż nie dostosowała przepisów do unijnych regulacji, zgodnie z którymi za każdą wypożyczoną z biblioteki książkę jej autorowi należy się honorarium. Resort kultury twierdzi, że dyrektywę wdrożył, ale wyłączył z niej biblioteki, archiwa i szkoły. Część ekspertów wskazuje jednak, że z opłat nie można zwolnić wszystkich bibliotek i archiwów. Jeśli już, to raczej biblioteki szkolne. Niekoniecznie musi to oznaczać, że po wdrożeniu unijnych regulacji każdy, kto wypożyczy książkę, będzie musiał za nią płacić. Ten ciężar może wziąć na siebie budżet państwa lub samorządy. Eksperci szacują, że może chodzić o 10-20 mln zł.”
    generalnie jako idea niezle, ale w Poslce to raczej droga do dobicia bibliotek. Co prawda, takie dzialania moglyby wspierac fundacje, ale nie jestem pewien, czy nawet te do tego powolane robią to należycie (https://blogi.bossa.pl/2010/03/30/rozwod-po-pieciu-latach/)

  23. Corvin

    Zgadzam się na Amazonie jest to zrobione super. Z wydawaniem pieniędzy to ja co innego miałem na myśli, z prostej psychologii kupowanie czegoś to przyjemność, płacenie za to to ból. (bardzo upraszczam) kupujemy coś jeśli przyjemność jest większa od bólu, lub go równoważy. W przypadku gdy nie nie zna przyjemności -> nie wiemy co kupimy i jest ona wątpliwa zostaje nam tylko ból, masochiści nie stanowią większości ;-). Nie jestem za piractwem ale trochę patrze niekorzystnie jak się 2-3 ligowy tfu’rca w mediach produkuje, że to wszystko przez piractwo, to delikatnie sobie nie zdaje sprawy / lub nie chce sobie zdawać sprawy z rzeczywistości tu mowa o muzykach a nie pisarzach. Btw wspomniałeś o kserowaniu książek to jest niestety często jedyny dostępny sposób na uczelni mieć notatki kiedy profesor zaleca literature od dawna niedostępną w druku jest 1 egz w uczelnianej bibliotece. Btw w moim przypadku ja bym nie kupił ebooka przepłacił bym chętnie i kupił pbooka 😉 – książkę drukowaną za bardzo je cenię i dużo przyjemniej się czyta i ma się coś konkretnego a nie plik na dysku.

  24. gzalewski

    To tak na marginesie, opowiem Ci historię prawdziwą z ostatnich miesięcy.
    WIele lat temu mój obecny wspolnik przetlumczyl ksiazke.
    Ona od dawien dawna nie jest juz wznawiana.
    I nagle ukazała się na rynku – w jego tłumaczeniu (i jeszcze jednego autora).
    Wszystkie ionformacje na temat tłumaczy zostały zachowane.
    WYdali to jacys mlodzi ludzie – jak im sie wydawało legalnie.
    Gdy tlumacz sie do nich odezwal, to poinformowali go, ze przeciez napisali kto tłumaczył i to powinno go w pełni usatsyfakcjonowac.
    Ale nie podjeli najmniejszej nawet proby, zeby sie rozeznac, czy tak mozna czy nie.
    To pokazuje jak słaba jest przede wszystkim wiedza na temat tego, co jest legalne, a co nie.

  25. poszi

    ACTA to jest dużo szersza sprawa niż tylko o „piratach” w sieci.

    Ale jeśli chodzi o sprawę materialnych praw autorskich, to jest to kolejny etap wojny, którą prowadza koncerny ze społeczeństwem, wojny, która krok po kroku przez lata okradła społeczeństwo z public domain.

    Od początku istnienia ludzkiej cywilizacji, dzielenie się informacja, kopiowanie było tym, co tworzyło kulturę. Oczywiście kopiowanie wtedy było trudne i dopiero prasa drukarska obniżyła koszty kopiowania i rozpoczęła proces masowego rozpowszechniania informacji. Zaczątkiem copyright była cenzura władz, które bały się wolnego obiegu masowej informacji (krytycznej lub niebezpiecznej dla nich). Copyright dawał prawo do wydawania jakiegoś dzieła wydawcy, jako nagroda za udział w cenzurze i jako sposób na walkę z nieprawomyślną, nielicencjonowana literaturą.

    W ramach łagodnienia reżimów, w szczególności transformacji Wielkiej Brytanii w monarchię konstytucyjną, prawo do wydawania książek przestawało być sprawa polityczna, a stawało komercyjną i wydawcy, zrzeszeni w gildii wydawców, którzy wcześniej otrzymali monopol na wydawanie dzieł, stali się zbyt mocni. Pierwszym prawo copyright z prawdziwego zdarzenia, statut królowej Anny, był próbą na znalezienie złotego środka między dobrem autorów wydawców i społeczeństwa. Statut Anny przyznawał 14-letni monopol na wydawanie dzieła w zamian za nieskrepowane prawo do dostępu do tego działa przez społeczeństwo po tym okresie. Sam wstęp do aktu głosił, że to „An Act for the Encouragement of Learning”, umowa społeczna mająca za celu rozwój kultury, w zamian za monopol na określony czas, jako motywacje finansową do twórczości, ale bez demotywatora w postaci możliwości spijania śmietanki w nieskończoność. Statut Anny stanowił podstawę anglosaskiego systemu prawnego i inspirację dla autorów amerykańskiej konstytucji, którzy zapisali, że kongres ma prawo do ustanowienia copyright „To promote the Progress of Science and useful Arts, by securing for limited Times to Authors and Inventors the exclusive Right to their respective Writings and Discoveries”. Pierwotny copyright w USA trwał 14 lat z możliwością przedłużenia o kolejne 14. Dzieła wymagały rejestracji.

    Obecnie copyright trwa w nieskończoność. Teoretycznie w zależności od kraju jest to jakaś długa wielkość lub 70 lat po śmierci autora, ale za każdym razem, kiedy czasem jakieś dzieła maja wypaść z ochrony, copyright się przedłuża. Każdy dostrzeże absurd tak długiej ochrony (jaką motywację do dalszej pracy ma nieboszczyk, którego prawa ciągle są chronione). Brak konieczności rejestracji dzieła oznacza, że nie wiadomo, jak skontaktować się z autorem, nie wiadomo, czy autor żyje, wiele dzieł odchodzi w zapomnienie (lub jak wczesne filmy ulegają fizycznej destrukcji), bowiem nie można ich legalnie kopiować, a nie ma nikogo, kto mógłby takiej zgody udzielić. Wszystko po to, żeby m.in. firma Disney, którego większość twórczości to adaptacje dzieł z public domain, mogła czerpać zyski z zawłaszczania tej publicznej własności.

    Copyright to niesłychanie niebezpieczne prawo. To ekonomicznie monopol, a politycznie cenzura. Tak niebezpieczne przepisy wymagają niesłychanej rozwagi. Dalsze rozbudowa monopolu i cenzury to szaleństwo.

  26. gzalewski

    poszi pojechałeś na ostro.
    A jak w tym wszystkim mam się ja – szary autor książki, który chcialby zarobic kilka złotych na tym, ze poswięcilem swoj czas.
    Porozmawiajmy o mnie, a nie o jakichs wydumanych reżimach i monopolach.

    Jak mam sie zachowac, gdy widze cały fragment mojego tekstu przepisany i podpisany innym nazwiskiem. A pozniej ten ktos mowi, ze to są takie rzeczy, że „używa się tych samych słów”?
    Rozumiem, że smialo moze argumentowac o publicznej własnosci?

    A moze inaczej – jesli ktos moje ksiazku udostepnia na chomiku, to moze ma prawo wejsc do wydawnictwa wziąć kilka kartonów ksiazek i rozdac je na ulicy?
    Przeciez to wlasciwie to samo.

  27. poszi

    @gzalewski,

    Zacznę od tego, że nie napisałem nigdzie, że jestem przeciwny prawom autorskim samym w sobie. Ale to ma być środek do celu jakim jest rozwój kultury i wiedzy, a nie cel sam w sobie.

    „Jak mam sie zachowac, gdy widze cały fragment mojego tekstu przepisany i podpisany innym nazwiskiem. A pozniej ten ktos mowi, ze to są takie rzeczy, że „używa się tych samych słów”?”

    Masz prawo do domagania się zdjęcia tekstu, przeprosin, a nawet rekompensaty pieniężnej, zwłaszcza, że człowiek popełnia plagiat, czyli narusza prawa moralne, a nie tylko materialne (konceptu tego nie ma w prawie anglosaskim, ale uważam go za słuszny).

    Jeśli to jednak blogger-dzieciak, to poza mailem z upomnieniem chyba nie warto wytaczać chyba wielkich dział.

    „A moze inaczej – jesli ktos moje ksiazku udostepnia na chomiku, to moze ma prawo wejsc do wydawnictwa wziąć kilka kartonów ksiazek i rozdac je na ulicy?
    Przeciez to wlasciwie to samo.”

    Nie, to nie jest to samo. Naruszenie praw autorskich, a kradzież to zupełnie inne czynności zarówno prawnie, jak i moralnie. Kradzież fizycznego przedmiotu zabiera coś oryginalnemu właścicielowi, naruszenie praw autorskich, kopiowanie, nie pozbawia niczego. Oczywiście można się zastanawiać nad tym, czy takie kopiowanie:
    a) nie zabiera potencjalnego klienta autorowi
    b) nie sprawia, że zniechęcony słabą sprzedażą autor nie wytworzy kolejnego dzieła.

    Punkt a) to strata potencjalna dla autora, punkt b) to strata również dla społeczeństwa. Z punktu widzenia interesu społeczeństwa, to b) sprawia, ze copyright jest potrzebny. Ale ochrona „długość życia+70 lat” nie motywuje bardziej niż „14 lat z możliwością przedłużenia o 14”.

    Moim zdaniem podejście do copyright powinno być od drugiej strony.
    Kopiowanie jest czymś dobrym. To poszerza wiedzę, rozprzestrzenia idee, tworzy kulturę. Bez copyright mielibyśmy jednak tylko dzieła na zamówienie lub amatorskie (co samo w sobie nie oznacza od razu złe: patrz np. Linux). W interesie społeczeństwa jest istnienie również dzieł profesjonalnych i dla nich (i tylko dla nich) społeczeństwo nadaje autorom ograniczone czasowo prawo do monopolu, kontrakt społeczny, w zamian za monopol na pewien czas, będziemy mieli prawo do cieszenia się tym dziełem w dowolny sposób później.

    Żyjemy od niedawna w nowym świecie nieskrepowanego przepływu idei. Nigdy nie można było tak tanio i łatwo dzielić się informacją. To jest czymś dobrym. To w świecie informacji i idei jest jak replikatory w Star Treku. Założę się, że producenci (nie mówiąc o posiadaczy sztabek złota 🙂 ) też lobbowaliby, żeby zabronić takiego szatańskiego wynalazku, który zabiera im zyski.

  28. astanczak (Post autora)

    @ gzalewski

    >A jak w tym wszystkim mam się ja – szary autor książki, który chcialby zarobic kilka złotych?

    Pogodzić się z rewolucją i robić swoje. Szukać sposobu na to, żeby książka sprzedała się mimo wyciekania treści do sieci (specjalnie pomijam słowo piractwo).

    Ciągle są na świecie ludzie, którzy kupują książki mimo tego, że mogą ściągnąć z sieci. Żaden sieciowy pirat nie wygra z twoim wydaniem książki Wspomnienia gracza giełdowego Edwin Lefevre’a, które jest zwyczajnie piękne. Książka drukowana, w twardej oprawie i na ładnym papierze staje się towarem elitarnym. Za kilka lat większość książek będzie w wersji elektronicznej i trzeba się z tym pogodzić, ale ciągle będą wydawane książki warte kupienia właśnie ze względu na wartość dodaną w postaci papieru, jakości wydania i wszystkiego tego, co czyni książkę piękną i wartą postawienia na półce.

    Pojawi się też snobizm na książki analogiczny do czarnych płyt – są tacy, którzy płacą za analoga 2 lub 3 razy więcej niż za CD.

    Trzy cytaty:

    „British sales of seven-inch records peaked in 1979, with 89 million copies sold, but as CDs became more popular they slumped to less than 180,000 in 2001. Last year sales rose to 223,000”.

    „Downloads are quick and easy but nothing beats the joy of holding a heavy piece of vinyl,” Steve Clancey, a Brixton rare records and vinyl dealer told The Sun.

    „Vinyl sounds richer and there’s something special about the cover art and sleeve notes which you cannot get with digital tunes.”

    http://www.telegraph.co.uk/culture/music/music-news/7398399/Vinyl-records-sales-rising-as-old-fashioned-albums-enjoy-a-renaissance.html

    Dla wydawnictw takich, jak twoje to chyba ciekawy trend.

  29. gzalewski

    Adam wiesz ze zgadzam sie z tym co napisales w 100%. CO wiecej wlasnie tak robie.
    I w kolko powtarzam, ze wszedlem w bramze snobistyczną 🙂

    @ poszi
    Dobrze, ze doprecyzowales, bo pierwszy post odebralem inaczej

  30. Corvin

    @poszi „amatorskie (co samo w sobie nie oznacza od razu złe: patrz np. Linux)” – to jakieś bluźnierstwo, niby Windows jest profesjonalne? bo ładnie – mam nadzieję że nie dzielisz tu się nie wiedzą lub jakimiś przesądami, tu siedzą głównie ludzie związani z finansami i gotowi to przyjąć za prawdę, Linux był amatorski w swoich początkach, tą fazę mamy dawno za sobą, historia > 20 lat. To nie jest to forum, na dyskusje technologiczne, także proszę nie wypisywać takich rzeczy.

    @gzalewski – właśnie przyszedł mi pomysł wykorzystywany przez wydawnictwo informatyczne Manning, umieścić w stopce każdej strony książki nazwisko kupującego typu kopia dla Grzegorza Zalewskiego a sam plik zabezpieczyć przed edycją

    @astanczak – zgadzam się kompletnie, dlatego wolę książkę drukowaną, oryginalną płytę itd

  31. gzalewski

    @Corvin
    Ja o takich rzeczach myslalem juz przed laty. Na zasadzie budowania troche lojalnosci klientow

  32. poszi

    @Corvin,

    Linux powstał jako projekt amatorski. I był już całkiem niezły i kompletny (z otoczka GNU) zanim do udziału w rozwoju zabrały się osoby otrzymujące za to wynagrodzenie (wtedy stał się częściowo „profesjonalny”). Słowo „profesjonalny” w języku polskim ma konotację „solidny”, ale mnie chodziło tylko o profesjonalny=”w ramach profesji, za wynagrodzeniem”.

  33. poszi

    Warto jeszcze dodać, że praca za wynagrodzeniem nie musi kłócić się z wolnym dostępem. Nad Linuksem pracują osoby otrzymujące za to wynagrodzenie (podobnie nad np. Firefoksem), ale sam kod jest dostępny w wolnej licencji dla każdego.

  34. Corvin

    Teraz nad jądrem linuksa, nie mówimy o otoczce GNU pracują ludzie zatrudnieni w korporacjach takich jak Google, Intel, nawet o dziwo Microsoft. Mi chodziło tylko by ludziom nie związanym zawodowo z branżą IT nie mieszać w głowach, że jest to system amatorski czyt. niesolidny, zabawkowy itd. Faktem jest, że za pomocą tzw community powstało coś tu akurat mówimy o całym oprogramowaniu co ma bardzo wysoką wartość merytoryczną a powstało w znacznej mierze za darmo, częściowo jako bunt przeciwko patentowaniu oprogramowania, które doszło do granic absurdu. GNU oznacza specjalną licencję antypatentową. to tak w telegraficznym skrócie.

  35. Corvin

    @gzalewski – przepraszam znowu w pośpiechu nie napisałem jak trzeba, chodziło mi o ebooki ich zabezpieczenia, jak w każdej kopi dasz nazwisko właściciela to wstyd będzie puścić to dalej, kopię też trzeba na ile się da zabezpieczyć przed edycją.

  36. gzalewski

    @Corvin
    Tylko wydatki na zabezpieczenia to taka walka z wiatrakami.
    Z drugiej strony jestem w trakcie testów Kindle’a. I o ile rozumiem jego wykorzystanie przy beletrystyce, to juz przy rzeczach z przypisami, wzorami, wykresami to porazka.
    Swoją drogą wydane przeze mnie Wspomnienia gracza giełdowego – w wydaniu z komentarzem to cudowna praca edytorska. W wersji na Kindle’a porażka.

  37. Corvin

    @gzalewski – no tak a ja myślałem o pdf, nie wiem jak to jest z piractwem na kindla, no i ten problem z grafiką ( + konwersja pdf -> format Kindle) mnie skutecznie odstrasza od ebook readerów. Wyświetlacze na pewno to się zmienią z czasem, będą nowe tanie technologie i wtedy to będzie miało większy sens.

  38. poszi

    @Corvin,

    Zamiast profesjonalne/amatorskie powinienem był napisać komercyjne/niekomercyjne, a to i tak nie oddaje wszystkich niuansów.

  39. pit65

    @Corvin

    Amatorski to był win98 podczas gdy jądro linuxa było już w pełni 32 bitowym profesjonalnym wieloużytkownikowym systemem.
    Jedyne czym nie było to popularność na desktopach ze względu na ograniczone wsparcie programowe ze strony firm /gry/ itp. , a w związku z tym potoczne wyobrażenie ,że jeśli nie popularne wg jedynie słusznego guru Gatesa to było amatorskie.
    Zreszta długie lata kłamliwej propagandy MS zrobiło swoje, ale skoro się rozwinął ten „wrzód na D…” jak zwał go Balmer to pewnie „amatorskość” nie jest była gorsza od „profesjonalności”. Wręcz przeciwnie rozwijała się pomimo nieprofesjonalizmu wg. profesjonalistów 🙂
    NIe należy mylić dystrybucji z linuxem . Linux to jądro systemu .
    Dystrybucja to jądro + oprogramowanie użytkowe wydawane na płytach potocznie też zwane linuksami.
    GNU to nie amatorskość tylko kod pisany na licencji zwanej GNU, którą zainicjował i prowadził R. Stellman.
    Nad jądrem pracują dzisiaj ludzie pracujący w korporacjach Novell /dystrybucja Susie/ , Red Hat, Oracle /Open Office/ , Google /Android/.
    Pewnie MS też zgodnie ze swoja filozofią „jak nie uda się zdyskredytować, pogrzebać, wykupić uznaj za swoje” , ale szczerze wątpie ,że nad rozwojem , raczej podglądaniem rozwiązań.
    Kiedys dużo się pisało o skopiowaniu rozwiązań jądra /nie mylić z kodem/ do XP i Win 7 z innego unixowego produktu jakim jest FreeBSD , który nie ma restrkcji w licencji takich jak w GNU niepozwalających zamykać kod.
    Złośliwi twierdzili ,że całe jądro inni że jedynie stos sieciowy , który w win98 był jedna wielką niedoróbą.
    Na peewno jednak Steve Jobs zaadoptował kod i rozwiązania z tego systemu do wykreowania swych Mac-ów . Bezspornie.

    Dlatego podzielam pogląd poszi-ego , że darmowość w sensie nie zamykania rozwiązań w idiotycznych patentach „na 100 lat” przyczynia się do rozwoju jako całości .Także korporacji w stylu MS, które od zawsze tworzyły krzywy wizerunek swych konkurentów nie szczędząc forsy i nie przebierając w środkach przed obrona monopolu.

    Dzisiaj można powiedziec ,że korporacje z rozsądku pokochały „darmochę i amatorskość” wg. niektórych „profesjonalistów”. 🙂

  40. Pink Floyd

    Dobry plik PDF moze tez bardzo dobrze wygladac na Kindle’u. W sensie estetycznym lepiej niz natywny format ksiazki Kindlowej.

    Rowniez zauwazylem, ze ksiazki techniczne, gdzie sa wzory, kody, tabelki etc., wygladaja niestety slabo.

    Wierze jednak, ze z czasem e-ksiazki beda coraz lepszej jakosci 🙂

  41. Corvin

    @Pit65 Zgadzam się tylko nie chciałem pisać tego wszystkiego tutaj na blogu Bossy. To ostatecznie portal finansowy ;-). Niemniej to jest wiedza, dobrze nieść ją szerzyć. I zwiększać świadomość, że nie wszystko złoto co się świeci i jak wielka hipokryzja stoi za sukcesem finansowym dużych korporacji, też patrz wątek o facebooku. W Polsce na pewno piractwo wypromowało Windows.

  42. Pink Floyd

    Odnosze wrazenie, ze jak MS cos zrobi, to jest niezbyt fajne. Jakby ludzie, informatycy tam pracujacy, byli „gorsi” od tych co stoja za linuxem, applem etc. 🙂

    win98 nie bylo hitem, to fakt. Ale tez wiele osob zdecydowanie bardziej zaakceptuje ta „niedobra” filozofie MS, niz filozofie linuxowa. Po prostu zwykle za linuxem siedzi mimo wszystko inny czlowiek niz za windowsem. Bylbym ostrozny z tym, aby dzialania MS byly warte tylko krytykowania…

    I z racji tego bloga nie bede wnikal juz w teorie systemow operacyjnych…

  43. Corvin

    @Pink Floyd nie, nie krytykowania absolutny szacun 😉 dla umiejętności marketingowych Billa Gatesa i osobę dla której był wzorem czyli dla Marka Zuckeberga, to są tacy inni Market Wizards

  44. Pink Floyd

    Bill Gates to wielki Market Wizard 🙂 To, czego sam IBM z os/2 warp (pamieta to ktos jeszcze??) nie potrafil zrobic pod koniec lat 80., Bill z Windowsem i owszem. Koniec koncow IBM dal sobie zupelnie spokoj z systemami dla uzytkownikow domowych.

    Natomiast o ile w latach 80. i 90. Windows nie istnial w zastosowaniach przemyslowych, to obecnie jest duza konkurencja dla wszlekiej masci unixow i linuxow w tych profesjonalnych zastosowaniach. Bynajmniej piractwo tutaj niczemu nie pomoglo 🙂

  45. pit65

    @PInk

    Nie o tym było słowo – informatycy nie sa gorsi może jedynie lepiej opłacani 🙂
    w98 było hitem może nie w sensie technologicznym, ale marketingowym w promowaniu okienek.Jobs ze swoim bardziej technologicznym Apple poniósł klęskę.
    Osobiście jestem wielkim fanem w98 i Windowsa, ale nie należy mylić to z dwuznacznymi działaniami korporacji MS.

    @Corvin

    „W Polsce na pewno piractwo wypromowało Windows.” + niska siła nabywcza płac w latach 90-ych + słabe zabezpieczenia implementowane przez Redmond w swym produkcie.
    Czasem sobie myślę ,że słabe zabezpieczenia to cecha , która byłą najlepszą promocją tego produktu w świecie czemu cześć oddał Balmer na którejś z konferencji prasowej wyrażając sie w mniej więcej taki sposób w odpowiedzi na piracenie ich sztandarowego produktu- ” Lepiej gdy używają pirata niż gdyby mieli przejść do konkurencji”.
    To wyraża ducha tej korporacji jak i innych.

  46. pit65

    @PInk

    „To, czego sam IBM z os/2 warp” – nie tylko IBM w latach 90-ych poległ Novell ze swym produktem .
    Ale warto napisać w jaki sposób.
    IBM wypromowało architekturę „PC-ta” darmowością licencji czego nie zrobił Commodore czy wspominany Apple.
    Na tę architekturę systemem operacyjnym w owym czasie był jedynie DOS.
    I w ten kontekst wchodzi GATES ze swoimi okienkami jako nakładka dla DOS-a.Wtedy okienka były jedynie nakładkami.Dodatkiem do systemu.
    I na czym polegało w dużej cześci „genialność” wizarda. Na skopiowaniu tzw. MS-Dos i sprzedawaniu go ze swoja nakładką okienkową , która odmawiała pracy z produktem IBM DOS.
    Jednocześnie rozpoczęła sie fałszywa nagonka marketingowa jakoby błędy w IBM DOS eliminowały ją ze współpracy z okienkami z Redmond podczas gdy była to zamierzona cecha wizarda.
    Typowe działanie wielkiego czarodzieja.Takimi sposobami wyrosła jego wielkość.

  47. pit65

    @PInk

    I Jeszcze mały szczegół.
    Na architekturze OS/2 v.3 oparto Windows NT który był owocem czasowej współpracy MIcrosoftu z IBM , którego potem ulepszono do XP i dzisiaj sie cieszymy z Win7.
    Jedynym czysto autorskim systemem z Redmond jest wspominany juz ułomny w98.

  48. Corvin

    Zmienilismy profil tego wątku z finansowego na informatyczny 😉

    @Pit65 trochę mieszasz polecam uważne przeczytanie:
    http://en.wikipedia.org/wiki/History_of_Microsoft_Windows

    To co ja napisałem to była ironia do obydwu Panów, mentalność Balmera dokładnie oddaje mentalność tego typu sukcesu bo tak było i jest. I całe to gadanie o piractwie to jest właśnie ilistracja jak piractwo sprzyja biznesowi dużemu biznesowi. Sprawa nie tylko dotyczy powyżej wymienioonych Tj. napisałem powyżej i to czego mogą nie zrozumieć ludzie niezwiązani z branżą, że to super IT nie zawsze powstawało metodami -> super technologie -> super kasa i super spółki na giełdzie -> dojście do takiej pozycji wymagało pewnej zdolności rynkowej (zasługującej na pejoratywne określenia lub nie) a nie technologicznej.

    Nie wiem czy reszta czytelników bloga się trochę w tym wątku trochę nie pogubiła bo jest nieco z innej bajki ;-).

  49. pit65

    @Corvin

    Nie mieszam tylko streszczam to co najważniejsze vs. tzw obrona wartości przez ludzi którzy tych wartości nie szanowali dochodząc do sukcesu.
    I pamietając o tym, w taki a nie inny sposób chcą „zamrozić” sobie panowanie w czasie.
    Wielki czarodziej pamięta jak wykorzystał współpracę z ówczesnym gigantem IBM wkładając partnerowi kij w szprychy modyfikując jego DOS.

    I ta pamięc obecna jest w każdym produkcie MS. Objawiająca sie jako niekompatybilność z konkurencją. Już na etapie instalacji nie dopuszcza do instalacji konkurencyjnego produktu, integracja przeglądarek aby konkurencja nie powieliła jego czarodzieja drogi do sukcesu itd itd.
    Jakże to odmienne od Torvaldsa, który stworzył kod od podstaw i powiedział budujcie sobie z niego co chcecie i sprzedawajcie lub darowujcie, ale zawłaszczyc go nie możecie jako swoje.

  50. Corvin

    @Pit65 jednak nie chcesz doczytać, to ja wkleję: „Meanwhile, Microsoft continued to develop Windows NT. The main architect of the system was Dave Cutler, one of the chief architects of VMS at Digital Equipment Corporation (later acquired by Compaq, now part of Hewlett-Packard).[3] Microsoft hired him in August 1988 to create a successor to OS/2, but Cutler created a completely new system instead. Cutler had been developing a follow-on to VMS at DEC called Mica, and when DEC dropped the project he brought the expertise and around 20 engineers with him to Microsoft. DEC also believed he brought Mica’s code to Microsoft and sued.[4] Microsoft eventually paid US$150 million and agreed to support DEC’s Alpha CPU chip in NT.”

    tzn jeśli chodzi o historię z resztą tego co piszesz się zgadzam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *

Opinie, założenia i przewidywania wyrażone w materiale należą do autora publikacji i nie muszą reprezentować poglądów DM BOŚ S.A. Informacje i dane zawarte w niniejszym materiale są udostępniane wyłącznie w celach informacyjnych i edukacyjnych oraz nie mogą stanowić podstawy do podjęcia decyzji inwestycyjnej. Nie należy traktować ich jako rekomendacji inwestowania w jakiekolwiek instrumenty finansowe lub formy doradztwa inwestycyjnego. DM BOŚ S.A. nie udziela gwarancji dokładności, aktualności oraz kompletności niniejszych informacji. Zaleca się przeprowadzenie we własnym zakresie niezależnego przeglądu informacji z niniejszego materiału.

Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.