Doradca dla Kowalskiego i „słup” dla formalności

Trwa debata dotycząca możliwego zniesienia (w dotychczas obowiązującym kształcie) licencji na maklera oraz doradcy inwestycyjnego. Argumenty zwolenników utrzymania dotychczasowego stanu rzeczy są argumentami typowymi w sytuacjach, gdy jakaś koncesjonowana, licencjonowana, czy monopolistyczna usługa ma zniknąć. I nie ma co się temu dziwić, gdyż wiadomo, że chodzi o pieniądze. Choć w przypadku maklerów licencja nie ma już takiego znaczenia jak kilkanaście lat temu, zaś w przypadku doradcy zaczyna mieć coraz mniejsze.

Szkoda jednak, że zwolennicy status quo zapominają w jakiej rzeczywistości żyją. Gdy dziesięć lat temu dostałem propozycję pracy w jednym z TFI, brak którejkolwiek z licencji nie był żadną przeszkodą, by powierzyć mi portfel w zarządzanie. To były dopiero początki tego zwyczaju, ale firmy spostrzegły, że mogą zatrudniać „obowiązkowych” dwóch doradców, choć faktycznie konkretne czynności i decyzje mogą być wykonywane przez osoby bez licencji. W ten sposób zaczęła funkcjonować instytucja „słupa”. Widoczne było to szczególnie w czasie recesji w branży w latach 2002-2005, gdy nowo powstające firmy inwestycyjne poszukiwały „taniego” człowieka z licencją. Najlepiej bezrobotnego, bo nie grymasił. W zasadzie nie musiał nawet przychodzić do biura.

Czytam argumenty przeciwników nowych propozycji i mam niezłą rozrywkę. „Posiadanie licencji było czynnikiem odstraszającym przed robieniem rzeczy nieetycznych.” Autor tych słów – Maciej Bombol rozwiązał chyba właśnie odwieczny problem ludzkiej natury, nad którym głowili się filozofowie i etycy od lat. Aby ludzie byli etyczni wystarczy wprowadzić licencję, zakończoną egzaminem zawierającym „elementy związane z etyką inwestowania” (zamiast inwestowania możemy wstawić dowolną rzecz).

Z kolei Andrzej Stec (Puls Biznesu, od tygodnia członek ZMiD) pisze: „Licencje to dowód wiedzy, kompetencji czy przede wszystkim pasji osób je posiadających. Ponadto to również 20 lat tradycji”. I nie wiem, czy nie obraża to wszystkich tych bez licencji, którzy od lat działają na tym rynku pełni pasji, wiedzy i kompetencji. Wielu z nich działa prywatnie, ale ogromna liczba pracuje w instytucjach finansowych. Argument tradycji jest sympatyczny. Tylko, że w imię tradycji można było pozostawić różowe i niebieskie karteczki do zleceń i system jednolitego kursu dnia.

W zalewie argumentacji chyba stracono z pola widzenia jeden maleńki element. Gdy tworzono rynek kapitałowy doradca inwestycyjny miał być doradcą klienta w trudnym procesie podejmowania decyzji inwestycyjnych i zajmować się jego finansami. Zawód stał się jednak tak hermetyczny i drogi, że obok niego powstała w ciągu ostatnich kilku lat konkurencja. Konkurencja, która ma o wiele większy wpływ na pieniądze i finanse osobiste zwykłego Kowalskiego – doradcy finansowi. Doradcą finansowym może zostać każdy – etyczny, nieetyczny, z kompetencjami, bez kompetencji – nie ma znaczenia. Co więcej zwykły człowiek z ulicy nie widzi różnicy między doradcą inwestycyjnym a finansowym (ci drudzy zresztą skrzętnie to wykorzystują). Ba odnoszę wrażenie, że czasem firmom, które zatrudniają setki doradców finansowych i kilku doradców inwestycyjnych też jest to na rękę. Wszak to sprzedaż generuje widoczne od razu przychody.

Może więc zamiast utrzymywać fikcję, zacząć zastanawiać się jak przemodelować system, z uwzględnieniem większej odpowiedzialności, wszystkich którzy w jakiś sposób mają do czynienia z pieniędzmi klientów.

Kilka lat temu dyskusja o liberalizacji naszego rynku mocno mnie rozgrzewała. Dziś wzruszam ramionami, bo na rynku finansowym można działać bez licencji z pasją i zaangażowaniem realizując swoje cele. Jest co prawda jeden aspekt, który mnie interesuje – być może zarządzając środkami moich najbliższych nie będę już łamał prawa (bo dziś są to czynności maklerskie, wymagające licencji).

Felieton ukazał się w PArkiecie z dn. 26.06.2010

20 Komentarzy

  1. pepe

    „Czytam argumenty przeciwników nowych propozycji i mam niezłą rozrywkę. „Posiadanie licencji było czynnikiem odstraszającym przed robieniem rzeczy nieetycznych.” Autor tych słów – Maciej Bombol rozwiązał chyba właśnie odwieczny problem ludzkiej natury, nad którym głowili się filozofowie i etycy od lat.”

    Aż źle się czuję, że muszę poprawiać Pana – człowieka związanego z dziennikarstwem wiele lat. Otóż słowa Macieja Bombola zostały wyrwane z kontekstu. Chodziło o to, że jak ktoś poświęci ileś tam miesięcy/lat na zdobycie licencji doradcy lub maklera i będzie czuł jak dużo wysiłku w to włożył, to będzie mieć większe wątpliwości do złamania prawa/zrobienia rzeczy nieetycznej i ktoś taki pomyśli z pewnością dwa razy zanim coś zrobi. Czemu? Ponieważ można utracić dożywotnio licencję, a wtedy można pożegnać się z karierą na rynku kapitałowym.

    Osobiście jestem za tym aby znieść licencję doradcy inwestycyjnego, wprowadzić certyfikat CFA jako ten, który upoważnia w Polsce do zarządzania finansami, a makler papierów wartościowych powinien być w niezmienionej formie licencjonowany, chociażby po to, aby ambitnym studentom ułatwić dostęp do zawodu (pokazać, że na czymś się znają) i zapewnić dobry start po skończeniu uczelni.

  2. gzalewski (Post autora)

    Nie przekonuje mnie ta argumentacja
    „jak ktoś poświęci ileś tam miesięcy/lat na zdobycie licencji doradcy lub maklera i będzie czuł jak dużo wysiłku w to włożył, to będzie mieć większe wątpliwości do złamania prawa/zrobienia rzeczy nieetycznej i ktoś taki pomyśli z pewnością dwa razy zanim coś zrobi. Czemu? Ponieważ można utracić dożywotnio licencję, a wtedy można pożegnać się z karierą na rynku kapitałowym.”
    Chcielibyśmy być może, żeby ludzie byli etyczni i tak rozważali swoje działanie na rynku. Ale niestety tak nie jest.

  3. Dark

    „..a makler papierów wartościowych powinien być w niezmienionej formie licencjonowany, chociażby po to, aby ambitnym studentom ułatwić dostęp do zawodu (pokazać, że na czymś się znają) i zapewnić dobry start po skończeniu uczelni.” – bo to jest najwazniejsze w tym zawodzie 😉

  4. gzalewski (Post autora)

    zapytam może tak – jaki jest sens przygotowania zakresu materiałow czy to na doradcę, czy to na maklera tak szerokiego, jeśli na rynku i tak występuje pewna specjalizacja. Może jednak rozsądniej byłoby to „pociąć” i „poszatkować”, tak aby każdy mógł zdawać kolejne poziomy w miarę zdobywanych doświadczeń, kwalifikacji i potrzeb.

  5. ralfowitz

    Jesli bym pozostawił licencje, to żeby ambitnym utrudnić… niektórzy bywają groźni ze swoimi ambicjami (tudzież ambicjami rodziców, otoczenia, kompleksami, pędem do prestiżu). Licencje trzeba znieść, żeby mogli się legalnie wykazać wszyscy którym coś wychodzi. Pracowici, rzetelni, znający się. To jest właśnie pasja, a nie zdobywanie kwitów – to najwyżej ambicja.

  6. pepe

    Licencja jest po to, aby wykazać się wiedzą, co prawdą teoretyczną ale jednak. Nie od dawna wiadomo, że licencja nie gwarantuje tego, że zarządzający będą robić niesamowite wyniki po kilkaset procent miesięcznie, dlatego powtarzanie tego w kółko jest już męczące i apeluję aby tego nie robić. Chodzi o to, aby dać ludziom możliwość wybicia się (pokazania na rynku pracy). I żeby było jasne – nie chce aby dostęp do zawodu mieli tylko ludzie, którzy mają licencję. Jestem zwolennikiem tego, iż taki potencjalny zarządzający powinien najpierw pochwalić się swoim statementem, czyli wyniki na własnym rachunku + doświadczenie. Licencja ma być tylko dodatkiem, który ma zrobić wstępna selekcje wśród kandydatów. Zatem tym bardziej nie rozumiem tak ogromnego oburzenia ludzi, którzy tych licencji nie mają…
    Chciałbym jeszcze prosić, aby Ci, co piszą, że w zachodnich krajach nie ma żadnych licencji etc., najpierw to sprawdzili, bo jest to nic innego jak powtarzanie utartych argumentów ludzi z KNFu, którzy nawet tego nie sprawdzili. A podpowiem, że nie do końca jest to prawda. 🙂

  7. zyga

    To jest artykuł autora, który nie ma licencji doradcy inwestycyjnego (zresztą maklerskiej też nie ma). Nic dziwnego, że gardłuje za jej zniesieniem. Lepiej by autor wziął się do nauki i pokazał co potrafi. Niech przystąpi do egzaminu na doradcę inwestycyjnego i niech zda, a potem niech zabiera głos. Jak zweryfikować jego wiedzę? Jak powierzyć mu pieniądze? Ma wiedzę choćby teoretyczną?

  8. gzalewski (Post autora)

    @zyga
    Gdyby się Pan wczytał dokładniej, to może jednak zwróciłby uwage, że autor bynajmniej nie gardłuje. Raczej jest mu obojętne, choć uważa że zniesienie (albo istotne zmiany) pomogłyby rynkowi.
    Swoją drogą, czy zdanie egzaminu na prawo jazdy jest gwarancją umiejętności bezpiecznej i profesjonalnej jazdy, czy może wyłącznie potwierdzeniem zdolności do zdania egzaminu?

    „Jak zweryfikować jego wiedzę?” – na to odpowiadają kontrahenci i zleceniodawcy

    „Jak powierzyć mu pieniądze?” – czemu działalnosc na rynku utożsamia się wyłącznie z powierzaniem pieniędzy?

    „Ma wiedzę choćby teoretyczną?”- mam nieśmiałą nadzieję, że jednak mam. Gdzieś tam moje publikacje w rożnych bibliografiach się pojawiają.

  9. gzalewski (Post autora)

    @ pepe
    zerknij jeszcze tu:
    http://www.parkiet.com/artykul/7,789028_jak_nieuczciwi_moga_byc_polscy_maklerzy_.html

    Tam rowniez wypowiada się Maciej Bombol
    WYdaje mi się, ze te dwa podejscia są nieco sprzeczne.

  10. osoamoroso

    @gzalewski

    Do mnie osobiście najbardziej przemiawia Pański (o ile pamięć mnie nie myli) argument – analogia z budowlanki. Zaoszczędzone 5000 PLN nie możemy oddać w zarządzanie „byle komu”, musi to być osoba z licencją ale jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie aby oszczędności całego życia, a nawet więcej (kredyt hipoteczny!) powierzać osobom nad którymi nikt nie sprawuje żadnej kontroli.
    Argument z doradcą finansowym też trafny!

  11. mirek

    Generalnie problem zawęża się do licencjonowania doradztwa i możliwości prowadzenia rachunku dla osób trzecich. Widzę też pewne podobieństwo do problemu prawników po studiach lecz bez aplikacji. Dla młodych ludzi paradoksalnie całkowite zniesienie licencji i tak może utrudniać dostęp do branży – dalej mogą być zatrudniane osoby całkowicie niekompetentne do nagabywania jako doradcy finansowi. Natomiast licencja, której zdanie nie powinno być zbyt łatwe choć dałaby pewien minimalny odsiew. Poza tym taka (nowa) licencja powinna umożliwiać prowadzenie własnej jednoosobowej działalność w zakresie doradztwa. I to by była prawdziwa zmiana na rynku.

  12. lesserwisser

    @ pepe

    „a makler papierów wartościowych powinien być w niezmienionej formie licencjonowany, chociażby po to, aby ambitnym studentom ułatwić dostęp do zawodu (pokazać, że na czymś się znają) i zapewnić dobry start po skończeniu uczelni.”

    Wolne żarty. Apeluję: „Pepe wróć”.

    @ gzalewski

    Oj, swoja drogą, niepotrzebnie wkradło się trochę demagogii, w niektóre wypowiedzi, zamiast rzeczowych argumentów.

    ” Swoją drogą, czy zdanie egzaminu na prawo jazdy jest gwarancją umiejętności bezpiecznej i profesjonalnej jazdy, czy może wyłącznie potwierdzeniem zdolności do zdania egzaminu ?”

    Oczywiście zdanie egazaminu na prawo jazdy, nie daje gwarancji bezpiecznej i profesjonalnej jazdy, gdyż do tego dochodzi sie poprzez praktykę i w odpowiednim czasie, a przecież na prawko zdają poczatkujący, z reguły.

    Natomiast zdanie egzaminu na prawo jazdy, daje okresloną gwarancję, (czytaj pewność), że taki delikwent:

    1. zna przepisy ruchu drogowego (czytaj prawne zagadnienia obrotu papierami wartościowymi itp),

    2. ma chocby minimalne pojecie o pracy silnika i i różnych inastalacji pojazdu (czytaj zna zasady działania mechanizmu rynkowego, akcji, obligacji, fwlutowego, terminowego itp),

    3. no i najwazniejsze potrafi w miarę prawidłowo poruszać się w ruchu oraz wykonywac odpowiednie manewry w typowych sytuacjach drogowych (czytaj wie jak posługiwac się różnymi zleceniami, analizami AT i AF, zarządzania kapitałem oraz zarzadzania ryzykiem).

    Podobnie egzamin na doradce inwestycyjnego daje pewne (czytaj jakieś minimalne choćby) gwarancje(czytaj założenie graniczące z pewnością)w miarę bezpiecznej i profesjonalnej jazdy po rynku. Choc taki doradca wystepuję tu bardziej w roli instruktora jazdy, niż samego kursanta.

    Oczywiscie. podobnie jak, sam fakt zrobienia prawa jazdy, nie gwarantuje bezpiecznej i kulturanej ani też przepisowej jazdy, tak samo posiadanie licencji nie gwarantuje przepisowego, merytorycznego i uczciwego doradztwa.

    Podobnie, moim zdaniem, lepiej iść się leczyć do dyplomowanego lekarza niż niedouczonego znachora, nastawionego na żerowanie na ufnych i naiwnych, i trzaskanie kasy.

    Sugeruje więc aby trochę lepiej dobierać argumenty,

    Nie znaczy to wcale, że nie podzielam wielu pogladów wyrazonych przez autora, jak chocby faktu nielagalnosci doradzania w najbliższej rodzinie, czy też prowadzenia rachunku konkubiny czy konkubenta.

  13. gzalewski (Post autora)

    @ lesserwisser
    demagogia przeciw demagogii. Bo dla mnie „ankieta” ZmiD to jest demagogia. POdana w taki sposob ze to niby rzetelny głos środowiska.
    Zwróć uwage, ze nie ma żadnej debaty. Po prostu ZmiD (i niektórzy przedsatwiciele środowiska) są przeciw. Zadnych propozycji nowych rozwiązań, choćby uwzgledniajacych istnienei doradcy finansowego. A to oznacza, że środowisko chyba nie ma zielonego pojęcia, ze dla zwyklego Kowalskiego doradca finansowy i inwestycyjny to jedno i to samo.

    Piszesz „Podobnie egzamin na doradce inwestycyjnego daje pewne (czytaj jakieś minimalne choćby) gwarancje(czytaj założenie graniczące z pewnością)w miarę bezpiecznej i profesjonalnej jazdy po rynku. ”

    NIe. Daje pewność, że osoba która się uczyła ma łąawość przyswajania duzych partii materiału. A nie mamy pewności czy ma choćby minimum zdolności analitycznych, logicznych i wielu innych.
    CO do merytoryki – widziales cytaty w poprzednim wpisie – to mówily osoby piastujące „odpowiedzialne” stanowiska w instytucjach rynku, a nie młody koleś, który właśnie zdał egzamin.

    I jeszcze jedno, pewnie wiesz, że wiele osób działajacych od lat na rynku chciałoby zrobic licencje, ale… nie ma czasu. Tak nie ma czasu na przygotowanie się do TAK SKONSTRUOWANEGO egzaminu. Bo to oznacza, że trzeba zawiesić na pewien czas (różne są opinie od 2 miesięcy w górę) swoją aktywność i się uczyć, żeby zdać egzamin, a nie żeby zweryfikować swoją wiedzę.
    Nie sądzisz, że to jednak absurdalne?

  14. lesserwisser

    @ gzalewski

    „demagogia przeciw demagogii. Bo dla mnie “ankieta” ZmiD to jest demagogia. Podana w taki sposób, że to niby rzetelny głos środowiska.”

    Ten argument akurat przyjmuję i się zgadzam, że ich serca i rozumy są tam gdzie interes. A @ zyga napisał co napisał, zapewne nie bez kozery.

    Nie tylko dla zwykłego Kowalskiego doradca finansowy i inwestycyjny to jedno i to samo, również dla wielu obytych z rynkiem, bardziej niż zwykle. I myślę, że „środowisko” ma tego świadomość i odpowiednio to rozgrywa. Dobrze więc, że ktoś zwraca na to uwagę.

    Mimo, że generalnie sympatyzuję z tezami tekstu, to jednak nie do końca przekonuje mnie argumentacja przedstawiona w odpowiedzi na głosy dyskutantów. Czemu dałem wyraz,zamieszczając moją skromną opinię.

    Ale dobrze, że temat ten został podniesiony i dyskutuje się go otwarcie i wielowątkowo, gdyż faktycznie ręce opadają jak się czyta takie niemerytoryczne kocomoły, i to wygłaszane przez osoby piastujące “odpowiedzialne” stanowiska w instytucjach rynku.

    Ale może, dzięki temu, teraz otworzą się niektórym oczy i wreszcie zrozumieją, że jacy ludzie takież i instytucja, a z kolei jakie instytucje tacy i ludzie. Mamy tu bowiem do czynienia z negatywnym sprzężeniem zwrotnym, ze szkodą dla samego rynku jak i inwestorów.

    Piszesz- „NIe. Daje pewność, że osoba która się uczyła ma łatwość przyswajania duzych partii materiału. A nie mamy pewności czy ma choćby minimum zdolności analitycznych, logicznych i wielu innych.”

    To prawda, ale racz zauważyć, że porównujemy się do egzaminu na prawo jazdy, do którego zazwyczaj odbywają się na kursie, ćwiczenia praktyczne z jazdy, czyli lekcje z instruktorem w warunkach bojowych.

    Nie wyobrażam sobie doradzania, jedynie po suchej wprawce teoretycznej, bez odbycia szkoleń praktycznych oraz choćby krótkiego terminowania, podobnie jak aplikant prawniczy.To powinno być częścią kursu na doradcę, chyba że ktoś nie chce.

    I jeszcze jedno: „wiele osób działających od lat na rynku chciałoby zrobić licencje, ale… nie ma czasu. Tak nie ma czasu na przygotowanie się do TAK SKONSTRUOWANEGO egzaminu….Nie sądzisz, że to jednak absurdalne?”

    Otóż nie sądzę, aby to było wręcz absurdalne. Takie jest już życie, że trzeba poświęcić coś aby zyskać coś i trzeba z tym żyć. No chyba, że egzamin jest specjalnie skonstruowany tak absurdalnie, by utrudnić osobom trzecim, wejście do tego grona. Ale tu nie mam zupełnie wiedzy w temacie.

    A argument o brak czasu niczego nie usprawiedliwia, bo można go zbyć kontrargumentem, że widocznie Pan nie potrafi odpowiednio zorganizować swoich zajęć i gospodarować swoim czasem, albo też nie chce z czegoś zrezygnować ( zarobkowo lub przyjemnościowo).

    Mogę tylko szczerze współczuć, choć z drugiej strony mogę rozumieć pewną frustrację piszącego. Spotykałem bowiem kolekcjonerów papierków (zaświadczeń, dyplomów, licencji, uprawnień), i to takich palantów, którzy faktycznie nie tylko mało umieli ale również niewiele rozumieli, jak rynek naprawdę działa i jak się ze sobą zazębiają jego elementy.

    A podsumuję swoją wypowiedź tak – jestem za, nawet jak jestem przeciw.

  15. gzalewski (Post autora)

    „A argument o brak czasu niczego nie usprawiedliwia, bo można go zbyć kontrargumentem, że widocznie Pan nie potrafi odpowiednio zorganizować swoich zajęć i gospodarować swoim czasem, albo też nie chce z czegoś zrezygnować”
    No ja to napisałem troche w reakcji na to co słysze. Jak ludzie robią. Pół biedy jak pracodawca jest wspaniałomyślny i daje „luz” na okres przygotowania się do egzaminu. Ale jeśli nie jest….

    (co do prawa jazdy, nie zapedzałbym sie w te umiejetnosci po zdaniu, bo jestem żywym przykladem tego, ze samo prawo jazdy to jednak mało.)

  16. gzalewski (Post autora)

    jeszcze jako uzupełnienie. głosy różne:
    http://www.parkiet.com/artykul/936192_Burza_wokol_pomyslu_zniesienia_licencji_dla_maklerow_i_doradcow.html

  17. TK

    Jestem zwolennikiem całkowitej liberalizacji rynku, tak usług finansowych, jak i każdego innego. Jeśli Kowalski chce w ramach dobrowolnej obustronnie umowy powierzyć pieniądze w zarządzanie Wiśniewskiemu, albo leczyć się u Wiśniewskiego, albo kupować leki od Wiśniewskiego, to nikt nie powinien się w to wtrącać. Ich wola, ich sprawa, „chcącemu nie dzieje się krzywda”, jak mawia pewien polityk. Rynek najlepiej sam się reguluje, z czasem pojawiają się dobrowolne standardy/certyfikaty branżowe, które wypada zrobić, aby zdobyć zaufanie klientów. Ale na pewno państwo nie powinno zakazywać dobrowolnej umowy dwóch stron albo udzielać licencji/koncesji na podstawie wydumanych kryteriów. Znam przypadek, w którym dyplomowani lekarze o dużym autorytecie wysyłali chorego na skomplikowaną i kosztowną operację kolana, po czym świadcząca swe usługi „na czarno” niedyplomowana kręgarka nastawiła i wyleczyła to kolano w pół minuty. Oczywiście nie zawsze tak musi być, ale każdy powinien mieć możliwość podjęcia samodzielnej decyzji i osobistego ryzyka. Państwo nie może bronić obywatela przed nim samym.

  18. sneer quen

    a jednak pracodawca bedzie chciał w jakiś sposób rozróżnic potencjalnych pracowników podczas rekrutacji. jesli będzie miał kogoś z wieloletnim stażem to może przy odrobinie wysiłku sprawdzic wyniki i zasięgnąc opinii, jesli ten ktos ma doswiadczenia malo ale nie mial eksponowanego stanowiska to taki papier cos o człowieku mówił. skoncza się polskie licencje doradcy to pracodawca będzie chciał zobaczyc świstek CFA bo tak jest na całym swiecie przyjęte // bez wchodzenia w dyskusję o cel i sens // CFA to 3 lata min doswiadczenia zawodowego i 2.5 roku minimum cyklu egzaminów 🙂
    więc niech sie ludzie podniecają – praktyka i tak pewnie pójdzie w tym kierunku ….

  19. qewr

    „Kilka lat temu dyskusja o liberalizacji naszego rynku mocno mnie rozgrzewała. Dziś wzruszam ramionami, bo na rynku finansowym można działać bez licencji z pasją i zaangażowaniem realizując swoje cele. Jest co prawda jeden aspekt, który mnie interesuje – być może zarządzając środkami moich najbliższych nie będę już łamał prawa (bo dziś są to czynności maklerskie, wymagające licencji).”

    Bzdura. Właśnie problem polega na tym, że nie potrzeba licencji maklera/doradcy żeby zarządzać (bo mogą to robić ludzie bez licencji, pod warunkiem, że w firmie jest „słup”, o czym wcześniej sam Pan zresztą pisze), tylko trzeba mieć pozwolenie na prowadzenie działalności maklerskiej. Pozwolenie wydawane przez KNF bardzo uznaniowo. To jest największa bariera i to się nie zmieni.

  20. gzalewski (Post autora)

    głos w dyskusji:
    http://pb.pl/4/b/2010/07/05/Maklerzy_do_lamusa__I_nic_w_zamian

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *

Opinie, założenia i przewidywania wyrażone w materiale należą do autora publikacji i nie muszą reprezentować poglądów DM BOŚ S.A. Informacje i dane zawarte w niniejszym materiale są udostępniane wyłącznie w celach informacyjnych i edukacyjnych oraz nie mogą stanowić podstawy do podjęcia decyzji inwestycyjnej. Nie należy traktować ich jako rekomendacji inwestowania w jakiekolwiek instrumenty finansowe lub formy doradztwa inwestycyjnego. DM BOŚ S.A. nie udziela gwarancji dokładności, aktualności oraz kompletności niniejszych informacji. Zaleca się przeprowadzenie we własnym zakresie niezależnego przeglądu informacji z niniejszego materiału.

Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.