Po egzotycznej wyprawie po afrykańską ropę, miałem zamiar zająć się tematem znacznie bliższym rynkowi w Polsce, ale wtorkowy ranek przyniósł informację o podwyżce stóp procentowych w Australii a środa dane o dynamice PKB. Dla inwestorów zaangażowanych na rynku walutowym decyzja Reserve Bank of Australia (w skrócie RBA) nie była zaskoczeniem, gdyż zeszłoroczny, dynamiczny wzrost zmienności na rynku pary AUD/JPY (australijski dolar vs. japoński jen) uczynił Australię i jej walutę ważnym punktem poszukiwania szybkich zysków.

Serwisy wykorzystały podwyżkę stóp procentowych w Australii, do przypomnienia, iż nie wszystkie banki centralne świata zawieszone są pomiędzy brakiem obniżek stóp (np. Europejski Bank Centralny, czy Bank Japonii) a obniżkami stóp procentowych (Rezerwa Federalna i Bank Anglii). W tle pojawiają się informacje, iż Australia zdaje się być odporna na globalne spowolnienie i recesyjne strachy dzięki temu, iż blisko położone Chiny zapewniają stały i dynamiczny popyt na dobra oferowanie przez jej gospodarkę.

Rzućmy zatem okiem na ten egzotyczny i daleko położony od Polski kraj, który wyjątkowo rzadko trafia na pierwsze strony rodzimych serwisów giełdowych i gazet. W istocie to dość nudne i stabilne politycznie państwo, które większości rodaków kojarzy się głównie z kangurami i Aborygenami a miłośnikom egzotycznych dźwięków z didgeridoo – ponoć gra na tym oryginalnym instrumencie relaksuje. Zapewne młodsi wiekiem dołożą do tego zestawienia kilka gwiazd kultury pop.

Z punktu widzenia rynku surowcowego Australia jest krajem wyjątkowym. Przeglądając opracowania organizacji Minerals Council of Australia zobaczymy, iż wyspa jest światowym liderem w produkcji różnego rodzaju rud metali (np. tlenku glinu, tlenku tytanu). Drugim na świecie producentem cynku, diamentów, rudy żelaza, ołowiu, uranu i złota. Trzecim na świecie producentem niklu oraz srebra i wreszcie piątym na świecie producentem aluminium, miedzi oraz węgla brunatnego. Wyjątkiem jest ropa i gaz, które w Australii występują rzadko, co powoduje, iż blisko 12 procent australijskiego importu przypada właśnie na paliwa.

Jeszcze lepiej prezentują się statystyki eksportu, który czyni Australię światowym liderem na rynku rud kilku metali, cynku, ołowiu i węgla oraz drugim na świecie eksporterem uranu. Wyliczenia fenomenu surowcowego Australii należy poszerzyć jeszcze o statystyki economic demonstrated resourses (EDM) – niestety nie znam polskiego tłumaczenia terminu – którymi mierzy się ilość udokumentowanych źródeł możliwych do wykorzystania w zgodzie z rachunkiem ekonomicznym.

To bogactwo naturalne czyni Australię jednym z największych beneficjantów dynamicznego rozwoju gospodarek azjatyckich. W istocie na przestrzeni ostatnich 10 lat udział eksportu minerałów z Australii do gospodarek chińskiej i indyjskiej wzrósł z 5 procent do blisko 30 procent. Oznacza to, iż gospodarka australijska staje się jednym z głównych źródeł, dzięki którym rozwijają się nowi gracze na globalnym rynku – Chiny i Indie – a zarazem wskaźnikiem i możliwą ofiarą potencjalnego spowolnienia. Nie wspominając już o tym, iż popyt ze strony rynków wschodzących spowodował, iż rozgrzała się ona zbyt mocno.

Przykład Australii jest kolejnym dowodem na to, iż centrum surowcowego świata przesuwa do Azji, która nabiera własnej wagi. W kolejnych latach informacje z Australii będą pojawiały się w serwisach giełdowych coraz częściej a pożary, cyklony i susze nawiedzające ten kraj będą równie ważne, jak huragany zbliżające się do wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, czy burze śnieżne w Chinach. W wolnej chwili warto rzucić okiem na jeszcze ciepłą prezentację (format ppt – PowerPoint) z konferencji, która odbywa się właśnie w Canberze. To obraz gospodarki australijskiej w pigułce.

20 Komentarzy

  1. appfunds

    W takim razie proponuję obejrzeć Brazylię i Bovespę.
    Dodatkowo podpowiem, że nawet Buffett w zeszłym roku miał część kasy w brazylijskich realach.

  2. astanczak

    kiedyś była taka moda na rynku, że porównywało się np. kondycję polskich indeksów z indeksami Ameryki Płd. – najczęściej Bovespy – ale rzadko poparte było to prostym narzędziem w stylu korelacja. Często były to widzimisia analityków.

    Miałem okazję kiedyś rozmawiać z jednym z pracowników naukowych zajmujących się Ameryką Płd. i mówił mi, że "to przestało być modne" – coraz mniej magistrantów, coraz mniej artykułów i książek na ten temat. Passent pisał to samo o dziennikarzach – że właściwie nie ma w Polsce dziennikarzy przybliżających Amerykę Płd (wymienił dwóch z GW: M. Stasińskiego i A. Domosławskiego (piszącego z pewnych pozycji ideologicznych).

    Ciekawostką jest to, że np. rynek miedzi – bardzo wdzięczny temat na jakiś kolejny post – pojawia się w Polsce bez analiz największych producentów surowca z Ameryki Płd. Nie wiem, czy jest w Polsce osoba, która jest wstanie z pamięci wymienić największych producentów miedzi na świecie mimo tego, że kondycja KGHM i rynku miedzi jest nową moda w komentarzach analityków. Zapewne w kolejnych latach zainteresowanie krajami Ameryki Płd. będzie rosło – jak wieloma krajami, które są bogate w surowce.

  3. barnaba

    Czyli okazuje się, że nie jesteśmy jedynym krajem w którym podnoszą stopy% 😉
    Zastanawiają mnie 2 rzeczy (po przejrzeniu prezentacji).
    W jak dużym stopniu gospodarka Autralii zależy od surowców? Trudno przecież ich nazwać gospodarką rozwijającą się. Czy wie Pan coś
    na temat innych przemysłów czy usług, które napędzają wzrost PKB?
    Z drugiej strony uderzył mnie brak bezrobocia, który jednak nie generuje wzrostu inflacji. W opracowaniu mówi się o tym, że Australia
    dotarła do ściany, przemysł narzeka na brak rąk do pracy, a nie występuje praktycznie presja płacowo – cenowa patrz sytuacja w Polsce.
    Podejrzewam, że rząd zdecyduje się na szersze otwarcie na emigrantów z Azji i za parę lat będą mieli Azjostralię 😉

  4. astanczak

    @barbaba

    większość danych o Australii można znaleźć na stronie Australian Bureau of Statistics (http://www.abs.gov.au) – przekopanie się przez te dane może zająć tygodnie.

    I teraz odpowiedzi na pytania:

    Bezrobocie i emigracja: bezrobocie jest najniższe od lat siedemdziesiątych (dziś 4 procent) i to powoduje, że pracodawcy muszą płacić więcej – tylko w zeszłym roku płace w Australii wzrosły o 4 procent.

    To jednak połowa opowieści. Australia ma 21 mln ludności i przyjmuje rocznie około 150.000 emigrantów. W efekcie populacja kraju rośnie o blisko 1,5 procent (łącznie ze współczynnikiem urodzeń, który sięga 0,9 procent). Mimo tego można mówić raczej o braku rąk do pracy niż bezrobociu – stopa bezrobocia na poziomie 4 procent oznacza, że gospodarka idzie właściwie na pełnym zatrudnieniu i jest na dobrej drodze do dynamicznego wzrostu inflacji.

    Eksport i PKB: eksport minerałów daje około 40 procent całego eksportu Australii, ale Australia to potęga pod względem rolnictwa – np. światowy lider na rynku wełny. Przeszło 60 procent całej produkcji rolnej trafia na eksport. Jednak sama gospodarka ma strukturę nowoczesną – około 60 procent PKB wytwarzanych jest w usługach. Proszę jednak zobaczyć w tej prezentacji wykres terms of trade (maszeruje – delikatnie mówiąc – na północ) – to wskazanie, że dobrobyt kraju zależy od eksportu.

    Już po opublikowaniu tekstu na blogu pojawił się w The Economist artykuł o gospodarce Australii:

    http://www.economist.com/finance/displaystory.cfm?story_id=10809492

    Obok i przy okazji zadanych przez Pana pytań: warto przeczytać tekst na blogu Janusza Jankowiaka "O inflacji trochę inaczej":

    http://januszjankowiak.bblog.pl/wpis,o;inflacji;troche;inaczej,444.html

    który pokazuje, że przyszedł czas, w którym o inflacji trzeba myśleć w nowy sposób.

  5. m13czu

    Witam serdecznie,

    podobny post popełniłem dzisiaj na blogu Pana Piotr Kuczyńskiego. Temat nie związany z australia a z rynkiem. Swoją drogą to gdzie można zamieszczać swoje komentarze do tego co sie dzieje na rynku ale nie w kontekście tygodnia (podsumowanie tygodnia sesji etc)??

    Pozwole sobie wkleić to tutaj i prośba o komentarz.

    Przeczytałem ostatnio ciekawy komentarz o tym dlaczego M1 do M3 nie mówi już nic o podaży pieniądza i dlaczego ta korekta to coś większego niż każdy by się podziewał (wg mojej prywatnej oceny)

    http://www.urbandigs.com/2007/12/making_money_out_of_thin_air.html

    I tu powstaje pytanie. Czy związku z tym że wracamy do początku, czyli momentu kiedy to dług był na bilansach banków, nie oznacza że możemy mieć niezły jednak kryzysik jak w 1929? Pytam tu w kontekście standardowej dźwigni różnych innych instytucji i instrumentów które "przejmowały" pożyczki banków tzn bank nie miał ich dłużej na swoim bilansie. Skoro banki główne (ale nie centralne) maja dźwignie 10:1, a pożyczki trafiły do hedge fundów i innych a ci mieli znowu 10:1 albo lepiej (tu ciekawostka,Thornburg ktory ostatnio sie ?[edycja]? – przepraszam za zwrot, miał dźwignie 18:1, Carlyle który [edycja] się wczoraj mial 36:1) to w związku z tym wykreowano dużo wirtualnego pieniądza, nie mierzalnego M1 do M3. Teraz mamy proces de-leveragingu (przepraszam za taki zwrot), a czy właśnie problem dźwigni nie był problemem kryzysu 1929? Czy nie grozi nam powtórka z rozrywki, chociaż połowa tego co w 1929?

    Dziękuję za komentarz.

  6. astanczak

    @m13czu

    Na początek: zrobiłem edycję komentarza, bo były w nim słowa, których na stronie biura być nie może. Niestety pamiętam jeszcze czasy cenzury i ramki w tekstach wskazujące ingerencję. Nie znoszę tego i dlatego mam prośbę o panowanie nad językiem. To pierwszy taki przypadek na tym blogu i dlatego została zrobiona edycja – każdy następny komentarz będzie usuwany bez czytania. To uczciwsze rozwiązanie, każdy może pisać słowa, jakie mu pasują do opisu sytuacji rynkowej, ale w dowolnym miejscu w sieci z wyjątkiem tego miejsca.

    >gdzie można zamieszczać swoje komentarze

    Platform blogowych jest kilka. Na portalu blogowym Agory (blox.pl) jest kilka osób, które prowadzą blogi związanie z giełdą. Tam można liczyć na wzajemną dyskusję pomiędzy piszącymi blogi – osoby wzajemnie czytają swoje blogi i linkują do siebie w ramach tzw. syndykatu. Proszę spróbować swoich sił.

    > a czy właśnie problem dźwigni nie był problemem kryzysu 1929?

    Kryzys 1929 miał wiele przyczyn. Jedną była zapewne zła odpowiedź na ten kryzys. Dziś wszyscy wiedzą, że wówczas problemem była między innymi płynność i zorientowani monetarnie ekonomiści powiedzieliby, że kryzys 1929 można było opanować/złagodzić poprzez zwiększenie płynności. Z tego punktu widzenia dzisiejsze działania Fed i innych banków centralnych są słuszne, bo pracują min. nad płynnością systemu.

    Źródła kryzysu to nie leczy, ale daje nadzieje na to, że system będzie działał dalej i wróci do równowagi. Pewnie wykreuje to nową bańkę – być może właśnie obserwujemy ją na rynku towarowym.

    Jeśli miałbym wyrazić swoją opinię, to dla mnie miarą wiarygodności osoby piszącej komentarz lub ocenę dzisiejszej sytuacji w USA jest właśnie to, czy powołuje się na kryzys z 1929 roku. Mówiąc w skrócie, jak widzę datę 1929, to nie czytam dalej.

    >Czy nie grozi nam powtórka z rozrywki, chociaż połowa tego co w 1929?

    Załamanie gospodarki światowej? Hiperinflacja? Głód? Warto jednak mieć proporcje wobec dzisiejszych wydarzeń – zresztą nie wiem, jak zmierzyć kryzys miarą typu „1 kryzys ala 1929” lub „1/2 kryzysu ala 1929”.

  7. m13czu

    Dziękuję za komentarz, rozumiem edycje. pozdrawiam.

  8. m13czu

    Dodam może jeszcze że nie jestem zwolnennikiem teorii mega kryzysu. Bardziej skłaniam się do teorii "7 lat chudych" dla całej gospodarki. Pewnie że są rynki na których zarobić można zawsze, patrz forex:).

    P.S. Rok 1929 nie został wymieniony w podany przeze mnie arcie. To było moje pytanie. Temat głodu wbrew pozorom jest "na topie". Żywność bije rekordy cenowe a dofinansowanie dla krajów trzeciego świata pozostało na tym samym poziomie bądź zostało obcięte.

  9. astanczak

    > skłaniam się do teorii „7 lat chudych” dla całej gospodarki.

    Żadna z ostatnich recesji – jeśli mówimy o Stanach Zjednoczonych – nie trwała 28 kwartałów (7 lat). To jest jeden z błędów, który moim zdaniem popełniają komentatorzy – kreślą recesyjne scenariusze na lata nie patrząc, iż dane historyczne nie uzasadniają takich prognoz. Kolejny błąd, to utożsamianie zmian indeksów giełdowych z całą gospodarką.

  10. m13czu

    Zgadzam się z okresem recesji w stanach. Jednak już za granicą takie cuda wianki się zdarzały. Jestem skłonny twierdzić że ta obecna recesja, czy też kryzys na rynkach finansowych (odmieniany przez wszystkie przypadki), to nie zwykły standardowy przypadek. Zaczęło się to w sierpniu 2007, zobaczymy czy coś wyjaśni się po drugim kwartalem 2008. Teoretycznie odbicie akcji powinno nastąpić przez końcem drugiego kwartału aby zająć dobrą pozycję. Już pojawiają się jednak opinie że potrwa to dłużej. Czytałem ostatnio opinię z Bear stearns, iż zakładają że potrwa to co najmniej do "po wakacji" czyli Q3 – mieli tu na myśli problemy na rynkach kredytowych. Skoro problem jest na tym podstawowym rynku, a Warren Buffet twierdzi że game is over dla jednego z elementów tego rynku (ubezpieczycieli, dokładnie chodzi o marże) to twierdzę że bez kredytu nie można liczyć na szybki wzrost.
    pzdr
    P.S. W innym miejscu dodałem komentarz odnośnie filmu.

  11. astanczak

    Kryzys na rynku kredytowym to tylko część gospodarki. Wygląda na to, że przekłada się na jej resztę i możliwe, że zaowocuje recesją. Nie ma wątpliwości, że dziś w USA nie cena kredytu, ale jego dostępność jest problemem. Im dłużej będzie trwało zacieśnianie dostępności finansowania kredytem – ale też obligacjami – działalności gospodarczej, tak długo ryzyko dłuższej recesji będzie wysokie. Problem w tym, że dochodzi tam już do paradoksów i rynek zagalopował się w recesyjnych scenariuszach. Dla przykładu obligacje municypalne w USA sięgnęły statusu obligacji śmieciowych. Nic – poza emocjami i strachem – nie uzasadnia takiego postrzegania tego segmentu rynku. Dlatego min. Buffet chciał zjeść kawałek tego tortu, ale ubezpieczyciele powiedzieli mu, że nie oddadzą najlepszej części swojego biznesu.

    A w kwestii prognozowania długości i głębokości recesji, to zrobił się z tego jakiś nowy sport międzynarodowy – każdy ma coś tu do powiedzenia. Możliwe, że to wynik działalności dziennikarzy, którzy żyją z zadawania pytań typu, czy to już dno? Myślę, że nikt dziś nie wie, czy to już dno.

  12. m13czu

    W takim razie US gov z FEDem będą drukować coraz więcej pieniędzy, coraz więcej a dolar będzie sobie spadał w dół dopóki cały świat nie siądzie i nie zastanowi się co z tym fantem dalej zrobić. FED będzie również powoływał się coraz częściej na wczoraj (14/03/2008) wyjęte z kapelusza prawo ustanowione w 1930 roku o możliwości ratowania "nie banków" a la Bearn Stearns. Wg mnie US traci pozycję supermocarstwa, jest coraz bardziej (czy da się więcej?) przeżarta korupcją (nazwijmy to lobbingiem) i władzą korporacji, zakłamane w mediach. Zwykli ludzie w prawdziwym życiu (nie tym z telewizji) wiążą koniec z końcem a klasa średnia w usa ulega rozmyciu, ceny idą do góry bardziej niż pokazują to wspaniałe wskaźniki. I będzie jeszcze gorzej. Tak to nie kryzys z 1929 roku bo chłopaki będą drukować coraz więcej pieniędzy bądź dawać pożyczki (czy właściwie pieniądz bo czy 28 dniowa pożyczka nie przerodzi się w "stałą pożyczkę"?) aby tylko firmy nie upadały z wielkim hukiem przed wyborami. Sprawa jest poważniejsza niż się wydaje. Czekam jeszcze tylko na zmaterializowanie się plotki o giełdzie w iranie gdzie ropą będzie handlować się euro czy czymś innym. Nie twierdzę że na takim rynku nie da się zarobić.
    P.S. Ba, nawet trzeba:)
    P.S.2 Cały czas twierdzę że taki boom się już nie powtórzy i byle kto w usa nie będzie jeździł super samochodem. Te czasy odchodzą w zapomnienie.

  13. astanczak

    Uważam, że wtorkowy krok Rezerwy Federalnej to bardzo dobre posunięcie i nietypowe. Z perspektywy piątkowego zamieszania wygląda na nieskuteczne, ale to – mimo naturalnego wiązania obu wydarzeń – jednak coś innego. Proponuję poczekać z ocenami do czasu, kiedy pojawią się wyniki kwartalne spółek finansowych. Zobaczymy, czy poczynione w zeszłym kwartale rezerwy wyczyściły już księgi i jakie trupy w szafie ma sektor finansowy. Ja akurat byłem entuzjastą np. kroku Citi – w zeszłym kwartale wrzucili do koszyka pod nazwą straty wszystko, co się dało i to z zapasem. Myślę, że wyniki kwartalne będą tym razem bardzo, bardzo ważne i w kolejnych tygodniach najczęściej powtarzanym słowem na rynku będzie rollercoaster.

    >Cały czas twierdzę że taki boom się już nie powtórzy

    to proszę rzucić okiem na ostatnie dane o bilansie handlowym – deficyt na 16-letnich minimach i to nie dlatego, że popyt w USA spada, ale dlatego, że eksport rośnie.

  14. m13czu

    >to proszę rzucić okiem na ostatnie dane o bilansie handlowym – deficyt na 16-letnich minimach i to nie dlatego, że popyt w USA spada, ale dlatego, że eksport rośnie.
    Eksport mozę sobie rosnąc ale tego zwykli ludzie nie odczuwają. Mam rodzinę w usa i wiem jak sytuacja wygląda od środka. Jest coraz gorzej a nie lepiej. Kolejne restauracje zamykają – pewnie przez ceny żywności.

    W kontekście głodu:
    http://opinion.inquirer.net/inquireropinion/columns/view/20080324-126033/After-oil-and-rice-crises-a-power-crisis
    i jeszcze coś o kradzieży metali:
    http://www.usnews.com/articles/news/national/2008/03/27/price-hikes-lead-to-rash-of-metal-thefts.html

    Coż, nasze Ministerstwo Prawdy (patrz orwell) serwuje nam ciągle dobre dane tylko że te dane odbiegają od rzeczywistości dla zwykłego człowieka. To świat pigmenów (czytaj wallstreet) ma może dobrze. Co ciekawe wiele osób zapomina że w wiele osób żyje z odsetek (osoby na emeryturze w usa) a już drugi raz w ciągu 10 lat oprocentowanie depozytów spada (brawo Ben) tym razem przy wysokiej inflacji (tak tak inflacja jest wyższa w rzeczywistości niż te cyferki które widzimy – dzięki Ci Ministerstwo Prawdy).

    pzdr

  15. m13czu

    Dorzucam jeszcze w kontekście zamieszek i głodu z NY times
    High Rice Cost Creating Fears of Asia Unrest
    http://www.nytimes.com/2008/03/29/business/worldbusiness/29rice.html?_r=2&adxnnl=1&oref=slogin&pagewanted=1&adxnnlx=1206872326-aKmYX8qvg1cL2puIH34I7g

    Warto pamiętać o tym że jest coraz więcej ludzi w miastach na świecie a ludzie w miastach łatwiej mogą się zorganizować i