Wykres dnia: mega-techy na huśtawce
W minionym tygodniu światem bujały banki centralne, wyniki kwartalne spółek i słabe dane makro w USA. W sumie jak zwykle, a jednak jakby inaczej.
W minionym tygodniu światem bujały banki centralne, wyniki kwartalne spółek i słabe dane makro w USA. W sumie jak zwykle, a jednak jakby inaczej.
Nie lubimy czytać i słuchać o stratach w inwestowaniu, co ma swoje uzasadnienie psychologiczne, ale tylko przez ich analizę jesteśmy w stanie znaleźć błędy i poszukać wniosków oraz usprawnień.
Dwa miesiące temu pisałem o nieuniknioności ryzyka: w życiu osobistym, zawodowym i finansowym. Nieuniknioność polega na tym, że osoby za wszelką cenę minimalizujące wszelkie ryzyka narażają się na ryzyko, że ich ostrożna postawa sprawi, że nie osiągną tego, co chciałyby osiągnąć i co mogłyby osiągnąć, biorąc pod uwagę ich umiejętności i zaangażowanie. Wskazałem wtedy, że traktowanie otrzymywanych od życia szans jak kupony na loterię jest rozsądną postawą. Nawet jeśli szansa na spektakularny sukces jest niewielka, ale „kupon” kosztuje relatywnie niewiele (ewentualna strata ma ograniczony charakter), wzięcie tej szansy ma sens, nawet jeśli przyjmuje się ryzyko niepowodzenia.
Pod koniec marca Howard Lindzon opublikował tekst, w którym uznał przyciąganą uwagę za czwartą klasę aktywów, obok akcji, obligacji i surowców.
Praktyczny przewodnik poszukiwania anomalii, w które da się zyskownie inwestować – tym zajmę się poniżej w ramach kontynuacji poprzedniego wpisu, gdzie prezentowałem książkę D. Hale „Cash rules: Reminiscences of a Day Trader”.
Nie ma chyba dziś modniejszej idei na rynku – a dokładniej w komentarzach na temat rynku – niż Wielka Rotacja. Standardowe ujęcie mówi, że pieniądze uciekają z sektora technologicznego w stronę reszty rynku, a zwłaszcza spółek wrażliwych na politykę Fed i stąd np. mocny wzrost indeksów złożonych z akcji spółek o małej kapitalizacji. Może warto jednak zadać pytanie, czy nie obserwujemy właśnie mechanizmu pierwszych rozczarowań inwestorów na polu generatywnej AI, która jakoś nie chce zmaterializować się zarabianiem pieniędzy?
Minęły blisko dwa tygodnie, od sesji na której indeksy na GPW niespodziewanie zanurkowały (A co tu się wydarzyło). Okazaliśmy się wówczas awangardą zachodnich rynków, które dopiero dzień później doświadczyły podobnego tąpnięcia. W tej chwili jesteśmy znów nieco niżej, zaś sam układ wykresu indeksu WIG wygląda niepokojąco, choć daje również pewną nadzieję.
W klasycznej terminologii analityce wykresów, w tej sytuacji mogliby napisać „rynek doszedł do wsparcia i jeśli go przebije to mamy szansę dalszych spadków, a jeśli się od niego odbije to mamy szansę na wzrosty”. Jak mawiają krytycy analizy technicznej „czyli nic nie wiesz”.
Od kilku dni eksploruję temat obsunięć na zwycięskich spółkach, czyli tych spółkach, które osiągają spektakularne czterocyfrowe stopy zwrotu. Wykorzystam serię „wykres dnia” by spojrzeć na problem z jeszcze jednej strony.
To będzie o książce opartej na dość burzliwych faktach z życia tradera, która normalnie powinna przejść bez echa, ale znajduję w niej jednak coś, co warto poddać refleksji.
Wczoraj przedstawiłem dane dotyczące obsunięć na zwycięskich spółkach z GPW a konkretnie na 5 spółkach z najwyższą stopą zwrotu w ostatniej dekadzie. Wszystkie analizowane spółki osiągnęły czterocyfrowe stopy zwrotu.