Dawno , dawno temu przez kilka miesięcy współpracowałem z redakcją jednego z dzienników gospodarczych. Siedziba redakcji mieściła się wówczas w starym biurowcu z nieistniejącą klimatyzacją. W lipcu w pomieszczeniach redakcji była temperatura nie do wytrzymania. Otwieranie okien nie dawało żadnego efektu. Dodatkowo okna w jednej z sal wychodziły na południe. Dziennikarze radzili sobie zaklejając je gazetami, żeby ochronić się przed wszechobecnym skwarem. To było takie lato, podczas którego wszyscy poruszają się w zwolnionym tempie.
Pamiętam, jak przyszedłem do redakcji i słyszę bardzo podniesiony głos jednego z redaktorów prowadzących numer. To co mówił, nie nadaje się do zacytowania w tej notce. Redaktor był uznawany, za jednego z bardziej „dobitnie wyrażających” swoje zdanie i nie wykluczającego przy tym „ozdobników” na k…, ch… itp.
Okazało się, że ofiarą jego krytycznej tyrady był jeden z młodszych dziennikarzy, który właśnie napisał tekst o branży piwa w Polsce. Tekst był oparty na materiale przesłanym przez jeden z browarów. W materiale dziennikarskim ukazało się zdanie, na którym został zbudowany tytuł i lead brzmiące mniej więcej tak: „chłodniejsze lato wpłynęło na wyniki browarów”. Redaktor prowadzący perorował: „człowieku k… spójrz za okno, k…. Czy Ty w ogóle myślisz? Skwar dookoła jest taki, że wszyscy za chwile zdechną, a ty piszesz, o chłodniejszym lecie? Zastanowiłeś się w ogóle, co masz przed sobą?”
Ta historia przypomniała mi się w ubiegłym tygodniu, gdy pomyślałem sobie „dziś już nie ma tak czujnych redaktorów prowadzących”.
[tryb dyskusji politycznej wyłączam – bardzo proszę o omijanie tematów posłów, polityki i tego typu nie wnoszących nic spraw związanych z ideologią]
Chodzi o raport wykonany przez firmę badawczą Maison, wykonany na zlecenie fundacji Maciuś, a który przytoczyły niemal wszystkie media koncentrując się na jednym haśle „800 000 dzieci w Polsce jest niedożywionych”. Wszelkie źródła prowadziły do lakonicznej notatki zamieszczonej przez PAP (http://www.pap.pl/palio/html.run?_Instance=cms_www.pap.pl&_PageID=1&s=infopakiet&dz=kraj&idNewsComp=92940&filename=&idnews=96251&data=infopakietinfopakietinfopakiet&_CheckSum=-258626239).
To co mnie zainteresowało od początku to owe 800 000. Niestety nigdzie nie można było dotrzeć do raportu, który by wyjaśniał jaka jest metodologia tych badań, jakie były postawione pytania itp. Jak już wspominałem brakło też w mediach dziennikarza prowadzącego, który zadałby sobie i innym pytanie „K.., 800 000, ale to dużo czy mało…, ile właściwie jest dzieci w wieku szkolnym w Polsce”.
Nota bene, ta notka PAP pokazuje jak cudownie wygląda „modyfikacja” informacji w mediach. W pierwotnej notce podawano, że chodzi o dzieci z klas 1-3. Później było już, że 800 000 dzieci w szkołach jest niedożywionych. A w niektórych tytułach dzieci już głodowały.
Wróćmy do owych 800 000 tysięcy. Nawet nie wiedząc jeszcze, o jaką grupę dzieci chodzi to liczba ta stanowi ponad 2% całkowitej ludności w Polsce, co sprawia, że już warto się zastanowić, czy mamy z problemem społecznym, czy coś nie tak jest z badaniami.
Na stronach fundacji Maciuś jedyną liczbą za raportu jest przesuwający się pasem z „newsem” –„Prawie co dziesiąte dziecko w Polsce cierpi z powodu głodu lub niedożywienia”. „co dziesiąte”, czyli liczba dzieci w Polsce na bazie tego „paska” to ok. 8 000 000. Ale, ale… Według danych GUS-owskich dzieci w wieku 0-14 jest 5,7 mln. Czym jest więc ta 1/10 ????
Idźmy dalej z informacji GUS-owskich wynika, że w szkołach podstawowych uczy się około 2,4 mln dzieciaków (to klasy 1-6, a raport dotyczył tylko 1-3).
Czyli upraszczając raport mógł dotyczyć połowy z tych 2,4 mln. A to oznaczałoby, że mamy poważny problem społeczny, skoro blisko 2/3 dotyczy problem głodu.
Albo badania są…. słabej jakości. Niestety nad tymi liczbami nie pochylili się dziennikarze. Znów zabrakło redaktora prowadzącego, który zaapelowałby do zwykłej logiki. Wreszcie po blisko dwóch tygodniach od pierwszej publikacji JEST – ktoś zastanowił się nad metodologią tego raportu. Profesor Janusz Czapiński (któremu badaniom i wątpliwościom z nimi związanymi, również kiedyś popełniłem notki) – zaczął zadawać pytania o metodologię. Całość tekstu tu „Czapiński: 800 tys. dzieci głoduje? Raport można wyrzucić do kosza. Sondażownia odpowiada: Badania przeprowadzono metodą w pełni uprawnioną” , a ja się zastanawiam, czy media przez dwa tygodnie będą teraz zastanawiały się nad jakością logiki i podstawowej statystyki wśród pracujących w nich dziennikarzy, robiąc z tego newsy na czołowych stronach gazet i portali.
Czy naprawdę jeśli pojawia się gdzieś jakaś liczba, to nie można włączyć krytycznego spojrzenia i zastanowić się, czy ona ma sens. I naprawdę nie chodzi o rozmywanie ważnego problemu społecznego, tylko o rozsądne spojrzenie na pewne sprawy. Zwłaszcza, że w podlinkowanym wyżej materiale pojawiają się szacunki PCK, Polskiej Akcji Humanitarnej, ale te dotyczą większych prób, niż dzieci z klas 1-3.
A tu dawny wpis na podobny temat: Refleksje o badaniach statystycznych.
PS. Oczywiście należy również się zastanowić, czy między przedstawicielami firmy Maison a Januszem Czapińskim (odpowiedzialnym za badania „Diagnoza Społeczna”) nie istnieje żaden konflikt. Bo jak to wśród akademików bywa to też ważnym czynnikiem.
19 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
@ GZalewski
Widziałeś to: „Próba w naszym badaniu jest spójna z danymi Centrum Informatycznego Edukacji, a także z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, które pokazują, że od 67 proc. (wg CIE) do 69 proc. (wg GUS) szkół podstawowych jest zlokalizowanych na wsiach – mówi prof. Dominika Maison.”
Po prostu brak mi słów.
Toż pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy jest taka, że szkoły na wsiach są mniej liczne. Jest ich więcej ale uczy się w nich mniej dzieci. Tak więc jeśli prof. Maison ważyła odsetkiem wiejskich szkół to zdecydowanie przeważyła wiejskie dzieci w badaniu.
Tak więc gdyby prof. Maison badała liczbę niedożywionych szkół to miałaby rację ale prof. Maison badała liczbę niedożywionych dzieci. Przecież to jest elementarne.
Cytuję: W roku szkolnym 2006/07 do prawie 3800 szkół podstawowych w miastach i przeszło 9700 szkół na wsi – uczęszcza ogółem 2,45 miliona uczniów. Średnio na 1 szkołę na wsi przypadało 104 uczniów, zaś w miastach 367.
Niestety ani Grzegorz, ani Trystero pieniędzy z ‚Maciusia’ nie zobaczą, pani Maison już została wynagrodzona, metoda jest uprawniona i i firma i fundacja są szczęśliwe, bo wszystko wyszło po ich myśli… Sam też po niusie na fejsbuku napisałem maila do Maisona, ale nie jestem dziennikarzem, czy profesorem, to mi nie trzeba odpowiadać…
Dziś o 10.00 słuchałem w TOK FM (podczas porannego śniadania) audycji poświęconej temu tematowi, była rozmowa z Czapińskim oraz z dyrektorem generalnym PCK.
Dziennikarz dobrze przygotował program, rzetelnie przedstawił temat no i stwierdzono, że jest to problem i to poważny, a Polska jest na trzecim miejscu od końca w Europie, pod wzgledem liczby dzieci wymagajacych dokarmiania/dożywiania.
Były zgłaszane uwagi i watpliwości co do metodologii badań zastosowanej przez Maison ale wyszło też, że jedną z podstawowych kwestii w takich badaniach jest precyzyjne zdefiniowanie co rozumie się pod hasłem: głodujące, głodne, niedożywione, wymagajace dokarmiania dzieci, etc..
PS
Za komuny, jak były w PRLu niedobory żywności, kursował żart, mówiący że na fali mody na ekologiczne odżywianie wydano u nas książkę „Potrawy z trawy. 100 przepisów na każdą okazję”,
a dziś Unia lansuje konsumpcję larw, chrząszczy i innego robactwa, jakże bogatego w białka i minerały. Tfuuu.
Ale jak to mówią – pierwsze śliwki robaczywki – to tak apropos szczawiu i mirabelek.
@ lesserwisser
Jak byłem dzieciakiem to jadłem szczaw. Nie dlatego, że byłem głodny tylko, że miał interesujący kwaskowaty smak – idealny w czasie wycieczek do lasu w letnie upały.
„Idźmy dalej z informacji GUS-owskich wynika, że w szkołach podstawowych uczy się około 2,4 mln dzieciaków (to klasy 1-6, a raport dotyczył tylko 1-3). Czyli upraszczając raport mógł dotyczyć połowy z tych 2,4 mln. A to oznaczałoby, że mamy poważny problem społeczny, skoro blisko 2/3 dotyczy problem głodu.”
Dżizas, raport mówi o 800 tysiącach. Czy to jest połowa z 2,4 mln? Problem głodu dotyczy 2/3 z czego? 800 tysięcy to 2/3 z 1,2 mln, a nie z 2,4 mln.
Straszny chaos jest w tych zdaniach, a przecież za oknem nie ma upału.
A ja jak byłem dzieciakiem to jadłem mirabelki i paliłem papierosy, a teraz nie palę, a szczawoiu nie jadłem bo mówili ze ma on duzo żelaza więc bałem się zardzewieć, ot głuptasek.
@ Wojtek S
Ale ogólnie twoja logiczna kalkulacja sztymuje i zbieżna jest z rachunkiem Maciusia, który jak na to forma imienia wskazuje jest chyba z dolnej gupy podstawówki (klasy 1-3).
Połowa z 2,4 mln to 1,2 mlz a 2/3 z tego to 800 tys!
A można podsumowac dyskusję o tym powąznym problemie tak, wszystko się zgadza oprócz rachunku, co jest pretekstem do mówienia że nie ma problemu.
@ GZalewski, Wojtek S., lesserwisser
Hm, wygląda na to, że oni zrobili sondaż dotyczący dzieci w klasach 1-3 i wyszło im, że około 10% jest niedożywionych a potem ekstrapolowali te wyniki na wszystkie dzieci i stąd im wyszło te 800 000.
Założę się, że 80% tych niedożywionych ma nadwagę. Spytasz takiego 3 godziny po śniadaniu, to zawsze powie, że jest głodny.
Oni na pewno zrobili ekstrapolacje, ale to tym wiekszy problem juz nie mediow, tylko badaczy ze nie zastanowili sie nad liczba. A inny problem to nie podanie metodologii i wlasnych wnioskow. Bo byc moze te byly odrobine zniuansowane – choc widzac jak tworcy badania sie bronia, chyba jednak nie byly.
Ale ten szczaw to mają jeść, czy nie mają?
Pytanie czy w XXI nazwiemy niedożywieniem to co było tak nazywane wcześniej. Głownie dzięki rozwojowi chemii w krajach zachodu ilość kalorii nie jest (takim) problemem jak kiedyś. Jeśli jednak zapytamy czy te dzieci mają odpowiednio zbilansowaną dietę to może okazać się że nawet liczba 0.8 mln jest zaniżona. A to ma znaczenie nie tylko w rozwoju problemów kardiologicznych ale też rozwoju mózgu itd.
@ gzalewski
Ach te KaCHy… Tak bardzo je wszyscy kochamy, że aż trudno byłoby sobie wyobrazić życie bez nich:P Mieszkając w USA miałem kiedyś szefa Włocha – bardzo miły gość. Kiedyś jak wszedłem do kuchni to mało nie dostałem piłką baseballową, bo Mike był akurat zajęty testowaniem nowego kija! Też czasem myślę, że taki szef to dobra sprawa (może dlatego, że zaczynałem szkołę w okresie końca komunizmu, a nasza nauczycielka potrafiła sobie z nami poradzić, że o kilku wskaźnikach złamanych na mojej dłoni za gadanie nie wspomnę!), ale są granice. Gdy uczyłem w szkole w UK to nauczycielowi nie wolno było podnieść głosu na ucznia, a tym małym pętakom można było wszystko (nigdy nie zapomnę miny substitute teacher, który po wejściu do klasy został brutalnie uświadomiony, że cokolwiek by nie robili, to on nie ma nawet prawa dać im detention!). Nic dziwnego, że mimo dobrych pieniędzy jakie zarabiają tam nauczyciele (nauczyciel matematyki lub fizyki dostaje na start 35 tys. GBP, a jeśli jest dobry to po paru latach i uzyskaniu stopnia advanced skills może dojść do 50!), 3/5 z nich kończy przygodę z edukacją w krócej niż 5 lat! No ale przecież nasz kochany aniołek nic nie zrobił, a krzyczenie spowoduje, że się przestraszy szkoły i zniszczy mu to przyszłość!
Odpowiedź na pytanie dlaczego używamy takich liczb w tytułach jest akurat bardzo prosta – bo ‚krzyczą!’ Prawda jest taka, że mało kto zainteresuje się niedożywionymi dziećmi, jeśli od czasu do czasu takie tytuły się nie pojawią. Źle się dzieje jednak, gdy okazuje się, że metodologia badań była do bani! Przypomina mi to taki filmik z TV w UK (zrobiony zdaje się przez Polaków), w którym ich dziennikarz opowiadał o Polsce i tym co widział podczas Euro 2012. Pod koniec wywiadu spytano go o rasizm. Odpowiedź pokazała to, co obecnie dzieje się w mediach – ‚Wiecie, trudno mówić o rasizmie. Prawda jest taka, że 99% ludzi szło na mecz, aby dobrze się bawić. Ale takie story jest nudne! Przecież duża TV czy gazeta nie pokażą headlines ‚Mecz się odbył i wszyscy dobrze się bawili’ Kto by kupił taką gazetę? Ale jeśli będzie tytuł ‚Rasizm i burdy kibiców podczas meczu’ – to jest tytuł! Tak jak w tradingu, gdzie złe trades wpływają na nas dużo bardziej, tak i w życiu, takie newsy są dużo bardziej chwytliwe!
@ lesserwisser
Ponieważ moja panna jest Tajką czuję się moralnie zobligowany do komentarza na temat robactwa, szczególnie obserwując kryzys z koniną:) Zakładam, że 99% z Was nigdy nie próbowała smażonych robaków (jakie by one nie były) i snuje swoje domysły! W zeszły roku, gdy byłem z panną w Tajlandii na wakacjach, Nopparath kupiła torebkę smażonych robaków (kilka rodzajów wprost z patelni) i oczywiście jako dobra narzeczona zaoferowała mi kilka. Jako biały człowiek przyzwyczajony do produktów paczkowanych i przetrzymywanych w chłodniach (że nie wspomnę o wszystko mówiących labels, które w najmniejszych detalach opisują zawartość koniny!) odmówiłem wykręcając się przy tym zbyt dużym obiadem. Myślałem, że to załatwi sprawę, ale moja ukochana zakamuflowała kilka i gdy wróciliśmy do domu usłyszałem pytanie: ‚Darling, you hungry or not?’ Pomyślałem o tych przepysznych naleśnikach z mango i sosem kokosowym sprzedawanych na ulicach i z uśmiechem odpowiedziałem ‚Hungry so much that I could eat you all:P’ Możecie sobie wyobrazić wyraz mojej twarzy, gdy nagle pojawiły się smażone robaki:) No ale słowo się rzekło. I wiecie co – wcale nie były takie złe! Spędziłem w Tajlandii już ponad pół roku i w tym czasie próbowałem wielu rzeczy, które dla białego człeka wydają się niejadalne (np. smażone węże). Nie interesuje mnie, czy to EU a może ktoś inny próbuje upowszechnić ich zjadanie. Jako ekonomista, wychowany w duchu idei Smitha i Freedmana, jestem zainteresowany tylko jednym słowem ‚choice’! Problem jest taki, że w naszym zajebistym kraju nikt nas o zdanie nie pyta, ale próbuje się wszystko narzucić (jak za komuny). Nie interesuje mnie czy lubicie smażone robaki, ale jeśli jakaś restauracja chce je oferować i są chętni (możliwe że Azjaci mieszkający w tamtej okolicy) to nie jest to Wasz problem!!! Możecie spróbować, albo powiedzieć nie dziękuję! Jakkolwiek by te robaki nie wyglądały (pomijam fakt, że SĄ ONE BOGATE W BIAŁKO), hipokryzją jest pisanie o tym w sposób jaki to zrobiłeś (sugerujący wyższość naszego jedzenia, w obliczu chyba największego skandalu z żywnością, który pokazuje, że mimo wszystkich kontroli tak naprawdę to nie mamy pojęcia co jemy!). Być może w Twojej książce „Potrawy z trawy. 100 przepisów na każdą okazję” znajdzie się przepis na coś ‚innego’, bo jak wszyscy wiemy ‚chrząszcz brzmi w trzcinie’!:P
@Harry
„Jako ekonomista, wychowany w duchu idei Smitha i Freedmana, jestem zainteresowany tylko jednym słowem ‘choice’”
no nie wiem czy miałeś jakikolwiek wolny wybór jak Twoja wybranka rzekła ‘Darling, you hungry or not?’ 🙂
To musiało byc bolesne dla ideii typu ‚choice’ 😉
@ pit65
Ależ oczywiście, że miałem kolego. Naprawdę byłem głodny, a kwestia wyboru pojawiła się dopiero po chwili, razem ze smażonymi insektami:P Choice był dość prosty – spróbować czegoś nowego i zobaczyć uśmiech na jej twarzy (mój body language jest bardzo czytelny, więc gdybym się skrzywił jak po soku z cytryny, to drugi raz już bym nie musiał próbować; w sumie to zauważyłem, że Nopparath jest bardzo dumna z faktu, że nie jestem jak typowy farang z zachodu i zazwyczaj jem ich potrawy ze smakiem!), albo powiedzieć, że w tym momencie mam ochotę na coś słodkiego i stracić twarz! Pomyśl o swojej kobiecie – czasem jej ustępujesz i mimo, że często odbieramy to jako brak wolności i wyboru (w końcu są lepsze rzeczy do robienia niż spędzenie całego dnia w poszukiwaniu jednej torebki:P), to jednak wybór wciąż istnieje. W całej Azji funkcjonuje tzw. face concept, który po części pokrywa się z filozofią zachodnią (more or less ale raczej less, bo zachodnie społeczeństwo już dawno zatraciło swoje wartości). Jest taki filozof w Niemczech – prof. Robert Speamann, który opisuje koncepcję bycia człowiekiem. Stwierdza On (w uproszczeniu), że bycie human being wyraża się tym, iż jesteśmy w stanie spojrzeć na innych z ich perspektywy (a przynajmniej spróbować) i wybrać to, co jest najlepsze dla ogółu. Dla przykładu – głodny kot zawsze zabije mysz, ponieważ nie jest się w stanie postawić w jej sytuacji i podąża za prostymi instynktami! Ponadto, Azjaci są bardziej słowni niż my i jeśli powiesz coś przy świadkach, to często odbierane jest to jako danie słowa. Jeśli je złamiesz, to przez wszystkich którzy słyszeli jak to mówiłeś, będziesz postrzegany jako osoba nieszczera, niegodna zaufania (tracisz twarz)! Jesteśmy razem już kilka lat i wciąż się uczę. Natomiast, w każdej sytuacji, gdy nie jestem pewien czy rozumiemy coś w ten sam sposób (a przeczytałem już kilka książek na temat Tajskiej/Azjatyckiej kultury), postanowiłem wybierać jej uśmiech:) W końcu wszyscy wiemy, że ‚Adam Smith was wrong’ too:P!
@ Harry
„Jakkolwiek by te robaki nie wyglądały (pomijam fakt, że SĄ ONE BOGATE W BIAŁKO), hipokryzją jest pisanie o tym w sposób jaki to zrobiłeś (sugerujący wyższość naszego jedzenia, w obliczu chyba największego skandalu z żywnością, który pokazuje, że mimo wszystkich kontroli tak naprawdę to nie mamy pojęcia co jemy!).”
Co ty mówisz (piszesz znaczy się), a gdzie ja sugeruję wyższośc naszego jedzenia i to jeszcze w jakiś sposób? A żeby było jasno to ja, mimo że nie jestem szczególnie obrzydliwy,żadnego robactwa jeść nie będcę (niezależnie jak spreparowanego) jeść nie nie zamierzam, bo jestem taki bardziej oldskulowy. No, może wyjatek zrobie dla hiszpańskiej muchy, ale to w przyszłości!:)
A hipokrytami to są urzędasy z Brukseli, którzy zazynają proponować coś takiego. Niech najpierw, ci postepowi trend setterzy, wprowadzą owe cymesy do menu stółówek, kantyn i restauracji Unijnych oraz takich że gali i pokażą jak je zajądają ze smakiem, to może z czasem się przekonam.
Bo ja, choć raczej oldskulowy, to jestem strasznie podatny na nowe lepsze i staram się to naśladować jak się da, szczególnie zaś gdy jest to lans celebrycji, ale dwulicowości nie znoszę, z hipokryzją włącznie.
@ lesserwisser
‚a dziś Unia lansuje konsumpcję larw, chrząszczy i innego robactwa, jakże bogatego w białka i minerały. Tfuuu.’
A jakbyś nazwał to ‚Tfuu’?? Jeśli komentujesz w ten sposób coś, co dla innych jest normalnym pożywieniem (jak schabowy dla Ciebie, zanotujmy, że nie spróbowałeś nigdy smażonego chrząszcza prawda? A Angole jak widzą nasz bigos i mówią Tfuu to też mam ochotę przedstawić im KaCHę!) to niby jaki to pokazuje stosunek do ich pożywienia?? W gwoli ścisłości, Azjaci (Tajlandia, Cambodża Laos tam byliśmy z panną) na co dzień jedzą ryż (tak chętnie jak my chleb i ziemniaki) razem z chicken, beef, pork etc z dużą domieszką przypraw (a mają ich setki!), robaki są bardziej przekąską i to dla ludzi z bardziej agrarnych/uboższych części kraju.
Ja nie mówię, że masz jeść robaki i specjalnie nie widzę w jaki sposób EU może nas do tego zmusić. W końcu to nie farmy wiatrowe! Jeżeli będzie jakiś happening to każdy będzie miał ochotę spróbować i samemu wyrobić sobie zdanie. A w stosunku do tych robaków w mediach zrobiono taki szum i cyrk jak wokół związków partnerskich pokazując to jako ustawę dającą prawa homoseksualistom, mimo, iż stanowią oni zapewne mniej niż 10% ‚potencjalnych beneficjentów’!
Sam jestem old school lover i nie znoszę całego tego main stream szajsu (chyba jestem już na to za stary), ale mieszkanie w kilku różnych krajach na na kilku kontynentach (razem z ludźmi z całego świata) nauczyło mnie, że nie powinniśmy komentować w negatywny sposób rzeczy, których nie rozumiemy. Jak mówi guru soft skills Dale Carnegie w swojej książce’ How to Win Friends & Influence People’ czasem lepiej jest nie mieć racji/zdania niż kogoś urazić:)
P.S. Co do smażonych robaków to nie gryzą i są nawet zjadliwe. Tu masz link z małym opisem http://www.nbcnews.com/id/45048564/ns/travel-travel_tips/#.UTz6a9Z95c8 Jak widać nawet w takich wysoko rozwiniętych krajach jak USA, Japonia, Australia czy Nowa Zelandia jada się tego typu ‚przysmaki’:P
@ Harry, lesserwisser
Mogę polecić tę prezentację z TED
no i powoli zaczyna sie wyjasniac
http://wyborcza.pl/1,75478,13593334,Jak_to_glodem_800_tys__dzieci_bylo__Smutna_opowiesc.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza#Cuk
„Pytanie brzmiało: „Jak się panu wydaje, jakiego procentu dzieci w klasach 1-3 w pana szkole czy gminie może dotyczyć problem niedożywienia?”. Z odpowiedzi wynikało, że średnio może być takich dzieci 7,8 proc.”