Kiedy ludzie nie mają wyboru, życie jest wręcz nie do zniesienia. Ponieważ liczba dostępnych wyborów wzrasta – tak jak się to dzieje w naszej kulturze konsumpcyjnej – autonomia, kontrola oraz wyzwolenie wniesione przez tę różnorodność są potężne i pozytywne. Ponieważ jednak liczba wyborów ciągle rośnie, zaczynają się pojawiać negatywne aspekty posiadania wolności wyborów. Liczba możliwości dalej wzrasta, te negatywy eskalują, aż w końcu jesteśmy nimi przeciążeni. W tym miejscu wybór wcale już nie uwalnia, ale osłabia. Można nawet rzec, że tyranizuje.
Powyższy fragment książki Barry’ego Schwartza „Paradoks wyboru” wydał mi się doskonałym początkiem rozważań dotyczących tego, czy pasywne inwestowanie, jest do pogodzenia z naszą naturą. W dużym uproszczeniu, czy idea „pasywnego inwestowania” jest faktycznie tak banalna i prosta, że możemy nasze pieniądze w ten sposób lokować i zupełnie nic nie będzie się z nami działo. A przynajmniej nic z tego, o czym się mówi w kontekście aktywnej spekulacji rynkowej, czyli o tych wszystkich emocjach, frustracjach, niepokojach będących konsekwencją konieczności dokonywania ciągłych wyborów, utrzymywania dyscypliny, przestrzegania ustalonych przez siebie zasad i planów. Po prostu inwestujemy, kładziemy na wiele lat nogi na stole, a pieniądze same rosną. Czyż nie?
Niestety idea pasywnego inwestowania ma bardzo słaby punkt i jesteśmy nim my sami.
Barry Schwartz rozpoczyna swoją książkę od anegdotki. Wybrał się do sklepu kupić normalne jeansy. Młoda sprzedawczyni zasypała go pytaniami o to, jakie to mają być spodnie – slim fit, easy fit, jakiś inny fit. I tu zaczęła się jego udręka. Po pierwsze, musiał wybrać, a po drugie zastanawiać się KTÓRE BĘDĄ najlepsze. Zatęsknił za czasami, gdy szło się do sklepu i był jeden rodzaj spodni. Jak sam napisał refleksyjnie, nie jest dobrze, gdy kupno spodni zajmuje nam zbyt wiele czasu.
Co jednak wybór jeansów ma wspólnego z rynkami i pasywnym inwestowaniem?
Gdy decydujemy się zainwestować pieniądze na rynku, ale nie chcemy spekulować, nie chcemy siedzieć dzień w dzień przed terminalem, dokonywać analiz, decyzji, wyborów, obserwować wiadomości z całego świata – idea pasywnego inwestowania wydaje się doskonała. A przynajmniej taka była KIEDYŚ.
Nie tak dawno – dwie, trzy dekady temu dla osób, które chciały zainwestować pieniądze i nie monitorować codziennych zmagań rynków świetnym rozwiązaniem były fundusze inwestycyjne. Wybór był dość prosty. Mieliśmy do wyboru trzy rodzaje funduszy – obligacji, akcji, zrównoważone. W zależności od podejścia do ryzyka mogliśmy wybrać jeden z nich. Oczywiście należało się zdecydować, którą z firm wybrać, ale długoterminowe statystyki sugerowały, że wyniki są zbliżone, więc w gruncie rzeczy można było rzucić kostką. Dziś samych funduszy obligacji jest kilka różnych rodzajów – obligacji krajowych, zagranicznych, korporacyjnych, wysokiego ryzyka, niskiego ryzyka, udających, że nie ma w nich ryzyka i wiele, wiele innych.
W połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy pracowałem w Gazecie Parkiet pisałem o NOWOŚCI jaką był ETF na indeks SP500 (zadebiutował w 1993). Idea była genialna. Odtwarzamy koszyk akcji, z minimalnymi kosztami. Uzyskujemy fundusz, który nie ściga się z rynkiem, bo go naśladuje, a dodatkowo ma minimalne koszty zarządzania, bo nie ma potrzeby zatrudniać zarządzających. Z czasem pojawiały się ETF-y na kolejne najważniejsze indeksy. Z czasem pojawiły się kolejne ETF-y na … niemal wszystko. Dziś mamy ETF-yna kawałek indeksu, na ostatnie spółki w indeksie, na pierwsze spółki w indeksie, na spółki, które mogą wejść do indeksu. –Życie inwestora pasywnego nie jest już życiem „wybiorę i zapomnę” – stało się życiem „CO DO CHOLERY MAM WYBRAĆ!”. Decyzje, decyzje, decyzje. To co jest cechą aktywnego inwestora i spekulanta, również stało się rzeczywistością pasywnych inwestorów.
Gdy już wreszcie dokonamy wyboru zaczyna się prawdziwe piekło. Mieliśmy się nie interesować rynkami, ale w jaki sposób się nimi nie interesować, jeśli newsy same włażą nam do smartfona. Jak się nie interesować, gdy dowiadujemy się, że akcje spółek produkujących guziki rosną, a my przecież rok temu zrezygnowaliśmy z ETFa na indeks WSPANIAŁY GUZIK i wybraliśmy ETF na indeks PRZYSZŁOŚĆ SUWAKÓW.
Barry Schwartz nazywa to żalem podecyzyjnym. W odróżnieniu od żalu oczekiwanego, czyli frustracji związanej z myślami „a co jeśli kupię guziki, a to suwaki będą rosnąć? W każdym przypadku nasza natura, nasza skłonność do myślenia, do dzielenia włosa na czworo staje się naszym przekleństwem.
W „Pułapkach myślenia” Daniel Kahneman przedstawia wyniki eksperymentu związanego z pewnym wyborem. Respondentom zadano pytanie o ocenę, która z wymienionych postaci będzie czuła większy żal – Paul czy George
- Paul ma udziały w spółce A. W ubiegłym roku zastanawiał się, czy ich nie sprzedać i nie kupić udziałów w spółce B, jednak nie zdecydował się na to. Teraz dowiaduje się, że gdyby przerzucił się na akcje spółki B, miałby dzisiaj $1 200 więcej.
- George miał udziały w spółce B. W ubiegłym roku sprzedał je i kupił akcje w spółce A. Teraz dowiaduje się, że gdyby pozostał przy akcjach spółki B, miałby dzisiaj $1 200 dolarów więcej.
Wolelibyście być Georgem czy Paulem. Który z nich – waszym zdaniem – odczuwa większy żal?
Jeśli uznaliście, że większy żal będzie odczuwał George to jesteście wśród 92% respondentów tak odpowiadających. Choć sytuacja obu inwestorów jest identyczna, to różnica między nimi jest taka, że Paul znalazł się w danej sytuacji wskutek zaniechania, zaś George w wyniku działania!
Proszę sobie to podkreślić. Przeważająca większość z nas wynik podjętych działań ocenia gorzej niż ich nie podjęcie!
Wydaje się, że to cudowna wiadomość dla inwestorów pasywnych. Lepiej nie robić nic, niż coś robić. Jeśli uznać to, za element naszej „natury”, to w niej sprzymierzeńca. Naturalnie, w chwili, gdy uda nam się już na coś zdecydować (i nie ulegać pokusie ciągłego porównywania).
Ciekawe, czy ktokolwiek z czytelników zastanawiał się kiedykolwiek nad zwrotem „pasywne inwestowanie”. Dla wielu z nas to po prostu neutralna zbitka słów. A może nawet coś atrakcyjnego, ciekawego, mądrego, fajnego.
Jednak, przymiotnik pasywny w języku polskim nie ma tak pozytywnych konotacji. W Słowniku Języka Polskiego, Witolda Doroszewskiego pasywny to: nie mający inicjatywy, bierny, nieaktywny, obojętny.
To nie są pozytywne odniesienia. Nieaktywny i bierny! To coś co jest nam – jako ludziom – bardzo trudno zaakceptować. Nie przepadamy za utratą kontroli. Chcemy mieć przekonanie, że coś od nas zależy. W grach wyraźnie losowych, o których badani wiedzą od samego początku, że są losowe, mimo wszystko, gdy wynik idzie po ich myśli, uważają, że to jednak wynik ich działań. Wybierając jako opcję „pasywne inwestowanie” w pewnym stopniu pozwalamy sobie utratę kontroli!
A to jest już wbrew naszej „naturze”. Wbrew temu, co o sprawczości myśli większość z nas.
Stąd taki ogromny kłopot z przekonaniem się do tego pomysłu, a później z jego realizacją. Bo jednak – rynki stale się zmieniają, nasz kapitał podlega wahaniom, długoterminowe statystyki są po naszej stronie, ale… jednak uruchamiają się w nas chciwość i strach. Chciwość – bo gdzieś tam była lepsza inwestycja (żal podecyzyjny) oraz strach – bo co z tego, że statystyka jest po mojej stronie, jeśli właśnie w tym tygodniu tracę PIĘĆ PROCENT! Albo więcej.
Wspomniałem wcześniej, że kilka dekad temu wybór inwestora pasywnego był znacznie prostszy – kilka ETFów na podstawowe indeksy, kilka rodzajów funduszy i to wszystko. Można było się cieszyć pomysłem „inwestowania w indeks” i tym, że jesteśmy tacy mądrzy w tym wyborze, bo przecież z badań wynika, że nie da się pokonać indeksu gdy jest się aktywnym spekulantem. No ale tak, było, gdy indeksów, ETFów były raptem kilka. A teraz mamy ich dziesiątki przeróżnych, czyli znów musimy wybrać, zdecydować i patrzeć, że właśnie ten, który wybraliśmy jest gorszy. A dodatkowo jesteśmy w rozterce, czy na pewno wybrać najgłówniejszy z indeksów, czy może jednak pozwolić sobie na wiarę, w to, że lepszy będzie indeks również główny, ale spółek technologicznych (lub innych).
W naszej naturze leży nieustanne porównywanie się z innymi, ciągłe ściganie i rywalizowanie. I znów drogi pasywny inwestorze – będziesz musiał te skłonności powstrzymać. A łatwo nie będzie. Zwłaszcza podczas hossy, gdy ty – zarobisz powiedzmy 50 procent w rok, ale inni (inne indeksy) wzrosną 100%. I pomyślisz sobie – to niedopuszczalne, że zarobiłem ledwie 50%.
Wbrew temu co pozornie się wydaje, że pasywne, długoterminowe inwestowanie może być lepszym wyborem dla osób które nie chcą się zajmować rynkami, tylko inwestować wyłącznie swoje nadwyżki finansowe, rzeczywistość nie jest tak różowa.
Właśnie dlatego, ze nasze naturalne skłonności, tendencje, uprzedzenia, czy jak mawiają psychologowie – błędy poznawcze, sprawiają, że czyha na nas zbyt dużo pokus sprzecznych z ideą pasywnego inwestowania
– nie znosimy utraty kontroli
– lubimy mieć przekonanie, że rzeczywistość od nas zależy
– uwielbiamy porównywać się z innymi oraz
– żałować, że nie wybraliśmy lepszej opcji
Być może najlepiej ujął to Tom Hoougaard w książkę, której polski przekład szykuję w ramach wydawnictwa Linia do wydania na jesień – Best Loser Wins (krótkie recenzje Tomka Symonowicza: https://blogi.bossa.pl/2023/02/10/najlepszy-nieudacznik-wygrywa/ oraz https://blogi.bossa.pl/2023/02/14/najlepszy-nieudacznik-wygrywa-czesc-2/). Książka jest co prawda skierowana do spekulantów, aktywnych traderów, ale niestety w świetle tego o czym wyżej pisałem zdaje się doskonale pasować również do pasywnych inwestorów.
Normalna istota ludzka myśląca tak jak wszyscy nie ma szans na zarabianie pieniędzy na rynkach finansowych. Inaczej mówiąc, normalny człowiek nie da sobie rady
Hougaard uważa, że większość z nas jest najzupełniej normalna. I ta normalność (czyli właśnie pewne predyspozycje psychologiczne związane z wnioskowaniem, a w uproszczeniu – nasza natura – sprawia, że większość z nas nie poradzi sobie na rynkach.
Pieniądze, które inwestujemy sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec tego co mogą z nami zrobić, niemal jak Frodo, Bilbo oraz Gollum wobec potęgi Pierścienia Władzy.
[tekst jest częściową transkrypcją wykładu, który prowadziłem podczas konferencji Warsaw Passive Investing Conference, 24. kwietnia 2023]
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.