Spore zainteresowanie wzbudziła publikowana tu przez mnie kilkanaście dni temu moja rozmowa z jednym z wieloletnich inwestorów na temat jego nieustannych prób poradzenia sobie na rynku i nie zawsze satysfakcjonujących wyników tych wysiłków.
Pod tekstem zapraszałem do kontaktu każdego, kto chciałby podzielić się swoją historią, wnioskami, ocenami, poradami itd. Odezwał się doświadczony trader, dzięki któremu powstała kolejna historia, dość różniąca się od poprzedniej i z pewnością również wciągająca na swój sposób. Zapraszam do lektury.
Cała nasza wirtualna rozmowa dość mocno się rozrosła i jeszcze trwa, więc musiałem podzielić ją na części, pierwsza z nich poniżej.
***
Kat: Już na wstępie trzeba uprzedzić czytelników bloga, że … my się nieco znamy, choć głównie wirtualnie. Było dla mnie zaskoczeniem, iż zgłosiłeś się i zaproponowałeś tę rozmowę. No to może kilka słów o sobie na rozgrzewkę?
Immortal: Klasycznie odpowiem- moje nazwisko i tak nic nikomu nie powie 🙂 A ja bardzo cenię sobie przy tym własną prywatność, dlatego nie udzielam się w mediach społecznościowych, jeśli już to tych inwestycyjnych i to pod nickiem. Nie chcę mieszać dwóch światów. Na co dzień jestem freelancerem i robię zlecenia z zakresu grafiki, reklamy itp
Ale sam możesz zaświadczyć, że nie jestem botem, bo mieliśmy okazję pogadać podczas jednego ze spotkań nieistniejącej już chyba grupy usnetowej pl.biznes.wgpw. Od czasu gdy przestała być aktywna ja nadal siedzę w tym biznesie, to już 20 kilka lat zdaje się. Choć miałem jakieś przerwy na „przegrupowanie”, przemyślenie, naładowanie od nowa akumulatorów.
Trochę z rozrzewnieniem wspominam tamtą grupę pl.biznes.wgpw, bo wtedy w zasadzie stawiałem pierwsze kroki w kontraktach terminowych. A tak naprawdę to sama grupa w większej części dyskusji była biciem piany jak patrzę na to dziś, zresztą jak wiele grup tego typu. Choć był na niej jakiś trolling, który wydawał się wkurzający, to nie było takiego hejtu jak dziś. No i zastartowało z niej kilka karier, które widzę trwają do dziś. Piotr Kuczyński , Rafałz (wtedy również jako Cromwell), Marcin Kiepas, Malin, no i wy na blogach bossy.
Lepsza była grupa na futures.pl, szkoda że zniknęła, bo poziom był znacząco wyższy. Więc zostało mi obserwowanie waszych blogów, na których sporadycznie sam coś komentowałem. Miałem również zawodowy epizod analityczny, ale nie czuję się w tym, jestem rasowym traderem, który przeszedł przez wszystkie rodzaje piekła w tej branży 🙂
Kat: OK, rozumiem więc, że właśnie dlatego zdecydowałeś się na tę rozmowę, żeby opowiedzieć nam o tych piekłach? Czy jest jakiś inny powód?
No w zasadzie i tak i nie… Skoro w poprzednim wywiadzie pytałeś rozmówcę o historię przeżycia na rynku, to moja również może być kanwą kilku krwawych i pouczających wątków 🙂
Tak jednak myślę, że popchnęły mnie dużo mocniejsze powody. Mam sporo doświadczeń, wiedzy i rad, a żył wiecznie nie będę. Nie mam daru produkowania takich tekstów edukacyjnych jak ty, co najwyżej mogę wszystko to rozrysować. No to może dzięki tej wirtualnej rozmowie jest okazja, by moje „mądrości” zostawić kolejnym pokoleniom?
Moje własne kolejne pokolenie nie bardzo odziedziczyło po mnie pasję do inwestowania. Jeden syn został muzykiem i giełda dla niego to jakiś rodzaj matrixa, a pieniądz to jakaś męcząca konieczność życiowa. Drugi syn z kolei więcej siedzi w świecie gier onlinowych niż w normalnym życiu. Niedawno jednak faktycznie podłapał bakcyla i zainteresował się kryptowalutami. Już myślałem z przejęciem, że będzie okazja nauczyć go tego, co sam potrafię, a tu klops. On ma wdrukowane, że na krypto się robi jeden skok życia, czyli jedną grubą transakcję, a potem z tego żyje do emerytury 🙂 Więc jak mu zacząłem pokazywać, że to jednak nieco bardziej złożony proces, to uciekł do świata wirtualnego. No to może chociaż w tej branży strzelankowej uda mi się wbić w jakąś karierę.
Kat: No dobrze, to jaka jest Twoja historia przeżycia na giełdowych rynkach?
Pytanie w jakiej tonacji to opowiedzieć? Przez pryzmat bankructw czy może odrodzeń? Albo od razu przejść do tego, że po latach mogę o sobie powiedzieć półzawodowy trader, który potrafiłby się z tego utrzymać? I robi to, gdy nie ma lub nie szuka zleceń na swoje grafiki. W sumie kilka razy myślałem nawet żeby żyć tylko z tradingu, ale po jednej próbie dałem sobie spokój na dobre. Czułem się bowiem wyjałowiony intelektualnie – brak kontaktów międzyludzkich na jakimś minimalnym poziomie, powtarzalne, nudne transakcje, brak wyzwań itd. To nie dla mnie… Więc trading jest dla mnie dziś albo tłem albo uzupełnieniem jedynie.
Akcjami zająłem się chyba w 1997 roku, ale to było taka udawana aktywna spekulacja, na zasadzie jak był zysk, to się go brało, jak poszło w straty, to się je hodowało aż do momentu, gdy kurs wróci. Nie było w tym wielkiej myśli ani analizy. Zresztą w tamtych czasach nie było jakichś sensownych materiałów, z których można było jak dziś czerpać garściami. A pewnie pamiętasz, że najważniejszym motywem kupowania akcji było to, czy OFE sprzedają czy kupują, bo wtedy to one rządziły giełdą. No dopóki nie przyszedł krach dot-comowy w 2000 roku i lekko rozwalcował moje przekonania o „spekulacji” akcjami.
A zresztą z powodu mojej natury akcje wydawały mi się jakoś mało adrenalinowe, szczególnie gdy przychodziły okresy długiej flauty, a wtedy spekulacji day tradingowej jak dziś nie było. Bo jak ? Skoro nie było notowań online, a z każdym zleceniem trzeba było dzwonić do maklera! 🙁
Na szczęście pojawiły się wtedy pierwsze kontrakty terminowe, na indeks WIG20, co wydało mi się zacnym podmuchem w żagle moich marzeń. Do momentu oczywiście gdy zdmuchnąłem pierwszy rachunek 🙂 Z trzech chyba, jak dziś na to patrzę, powodów:
– przelewarowania, czyli zbyt wielkich pozycji w odniesieniu do kapitału,
– luk nocnych, które potrafiły zrobić wyłom w rachunku po otwarciu w przeciwną stronę,
– i gry bez sensownej strategii, która wymuszałaby dyscyplinę.
Robiłem wówczas wszystko za pomocą najprostszej wskaźnikowej A.T. , ale miałem problem z ustawieniem stop-lossów i egzekwowaniem ich. Więc w zasadzie bankructwo było zasadną karą. W każdym razie było to dla mnie jak czerwona płachta na byka i powiedziałem sobie przed lustrem:
„Nigdy więcej takiej spontanicznej gry i nigdy więcej nie wysadzą mnie tak z siodła!”
I prawie się udało dotrzymać tej obietnicy 🙂
Potem przez jakiś czas handlowałem tylko akcjami, ale przede wszystkim uczyłem się. Nakupiłem sporo literatury i przede wszystkim zabrałem się za transakcyjne systemy komputerowe. Zresztą w najprostszy możliwy sposób – w excelu. I to była chyba najlepsza szkoła ponieważ zacząłem rozumieć rolę statystyki, losowości, prawdopodobieństw, niestacjonarności, poszukiwania sławnego „edge”.
I wtedy pojawił się forex. Spełnienie marzeń. Dziesiątki instrumentów do wyboru, 24h handel bez ograniczeń, zmienność, lewar, zawsze gdzieś jakaś hossa i bessa, platformy z coraz ładniejszymi gadżetami. Żyć nie umierać. Od razu się w tym zakochałem i z wzajemnością, bo miesiące nauki nie poszły na marne. Zacząłem rozumieć tę grę i wreszcie stabilnie zarabiać. Aż do momentu gdy wymyśliłem sobie, że można robić to wszystko na skróty dla szybszego zysku. Zabrnąłem z tego powodu w 2 strategie:
1. Martyngałową. Jej złudny urok polega na tym, że po każdej stracie powiększasz wielkość pozycji w kolejnej transakcji, i tak aż do uzyskania zysku.
2. A jak się zakład martyngałowy robił zbyt duży, to zostawiałem gołą pozycję, czekając aż się sama wyrobi na plus. Ponieważ takich pozycji było w pewnym momencie kilka na różnych instrumentach i w obu kierunkach, więc się jakoś ze sobą kompensowały.
Wszystko aż do czasu. Przyszedł moment, że straty puchły, a nie chciałem już dopłacać, uparłem się, że zlikwiduję stopniowo tę piramidę. I chyba na szczęście dla mnie rynek zrobił to sam za mnie, czyli mały kryzysik spowodował całkowitą anihilację rachunku nieco nawet poniżej zera wartości. To był moment na walnięcie się solidnie w głowę i zabranie się za siebie na serio.
Nie robiłem przerwy, bo ja wiedziałem jak się traduje, tylko zamiast tego pozwalałem sobie na lenistwo umysłowe, zastępując prawdziwy handel iluzorycznymi strategiami, które tylko powiększały ryzyko.
Mogę powiedzieć, że od tego czasu jestem uleczony. Nauczyłem się dyscypliny w zarządzaniu ryzykiem, stop-lossy to część mojego życia. Przestałem szukać i eksperymentować, skoncentrowałem się na jak najlepszej praktyce w tym, co już potrafię i to procentuje. Na forexie handluję głównie indeksami, towarami i czasem walutami. Można powiedzieć, ze tradersko czuję się spełniony.
Do tego mam rachunek IKE, gdzie po prostu skupuję regularnie ETFy. Ta pasywność też popłaca, zresztą nie mam czasu na analizowanie spółek.
Kat: Jednym słowem nie szukasz już swojej drogi, ponieważ ją odnalazłeś? I masz opracowany każdy element swojego inwestycyjnego planu czy strategii? I to procentuje w sensie w miarę regularnych zysków?
Jest dokładnie tak. Ale ja pracowałem na to ponad 20 lat, tysiące godzin, bankructwa. Nie żałuję jednak ani chwili, ani jednego złego momentu czy błędu, bo to, kim jestem teraz jako trader jest idealną sumą tych doświadczeń. Jeśli czegoś żałuję to tego, że tej wiedzy nikt mi nie przekazał gdy zaczynałem, chociaż może to nie tyle wiedza co doświadczenia budują.
W sensie zyskowności nie mogę narzekać od pewnego czasu, gdy dojrzałem jako trader. Ale też już nie muszę się tak spinać na siłę na zyski, gdyż mam jak pisałem stabilne źródło dochodu, co daje pewien luksus braku przymusu grania za wszelką cenę.
Tak wygląda moja krzywa zysków za poprzedni rok, właśnie wypełniam PIT więc przeliczałem rachunek foreksowy:
Jak widać są dłuższe okresy bezczynności gdy musiałem się zająć zleceniami w swojej pracy. Gdy miałem luzy, albo gdy celowo nie brałem zleceń, oddawałem się tradingowi z apetytem. Handluję wtedy właściwie co dzień i w ubiegłym roku miałem tylko 2 dni stratne, ale to z powodu błędów, które popełniłem przy wprowadzaniu zleceń (fat finger error). Przy tym moja wielkość pozycji nie jest duża, pozwalam sobie na stratę ok 0,2-0,3% kapitału w jednej stratnej transakcji.
(dopisek Kat- widziałem wydruk z rachunku, więc mogę potwierdzić, że zgadza się z tym, co na wykresie).
***
W drugiej części, którą musimy jeszcze dokończyć, pytam mojego rozmówcę o używane strategie, o błędy, o rodzaje analiz, o porady.
—kat–
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Przyznam się że jestem strasznie ciekawy tych 20 lat doświadczenia i czym zaowocuje w wywiadzie.
Pozdrawiam
Najciekawszy wywiad z zarabiającym traderem jaki czytałem, dodatkowo zweryfikowany przez Pana wykres kapitału. Wydaje mi się, że przemyślenia, rady, wiedza autora będą bardzo interesujące i inspirujące, jeżeli będzie chciał się nimi podzielić. Pozdrawiam.