„Nasz wzrost wygląda jak wzrost Amazon-u. Z tym że nasz rynek jest większy a wzrost szybszy” – twierdził założyciel firmy WeWork Adam Neumann. Dziś, po nieudanym debiucie giełdowym, stał się bohaterem książki o swoim upadku. Mowa o „Billion Dollar Loser: The Epic Rise and Spectacular Fall of Adam Neumann and WeWork”.
„Nasz wzrost wygląda jak wzrost Amazon-u. Z tym, że nasz rynek jest większy a wzrost szybszy” – stwierdził założyciel firmy WeWork Adam Neumann w rozmowie z autorem publikacji(jej polski tytuł to „Miliardowy nieudacznik: epicka kariera i spektakularny upadek Adama Neumanna i WeWork”). I dodał:”Pomyśl o fazie w której akurat jesteśmy, jako fazie książek dla Amazona. Oni zaczęli od sprzedaży książek, by stać się internetowym sklepem, w którym można kupić wszystko. My wykorzystujemy pracę do tego by wejść do szerszej kategorii. Jaka to kategoria? Życie”.
Reklamowe twierdzenia na wyrost to standard w amerykańskim środowisku start-upów. Ale utrzymywanie, iż osiągnie się większy sukces niż Amazon wymaga sporej odwagi. Czym zatem dokładnie zajmuje się firma WeWork? Otóż założyciel spółki pochodzi z Izraela. Jego prapradziadek wyemigrował do tego kraju z Polski w 1934 r. Sam Neumann już jako nastolatek zwracał na siebie uwagę efektownym wyglądem: ma 196 cm wzrostu i nosił długie, układające się włosy. Jego koledzy do dzisiaj wspominają, że jak szedł korytarzem w liceum do wszystkie dziewczyny się za nim oglądały.
W Izraelu mieszkał w kibucu, czyli spółdzielczym gospodarstwie rolnym, którego ważną częścią było to, by członkowie czuli się częścią wspólnoty. To o tyle istotne, że właśnie to poczucie wspólnoty było inspiracją do stworzenia w 2010 r. WeWork. Teoretycznie była to jedna z wielu firm zajmująca się wynajmowaniem hurtowo całych biurowców albo ich części a następnie dzieleniem powierzchni na mniejsze części i podnajmowanie ich małym firmom.
Ich unikatowe podejście do biznesu miało polegać na tym, że biura We Work miały odtwarzać poczucie wspólnoty, które Neumann odczuwał mieszkając w izraelskim kibucu. Dlatego przykładano wagę do designu. W pierwszym budynku WeWork – 154 Grand Street w Nowym Jorku, który otworzył podwoje w lutym 2010 r. poszczególne biura oddzielone były przezroczystymi szybami, które miały sprawiać wrażenie, iż wszyscy pracują razem.
Na ścianach widać było stare cegły, pozostawiono także odnowioną, stuletnią podłogę (budynek pochodzi z 1900 r.). Meble wyglądały bardziej na pochodzące z mieszkań, niż z biura. Neumann miał zwyczaj mówić o najemcach „członkowie” tak jakby wynajmując od niego biuro stawali się członkami ekskluzywnego klubu. „Potrzebujesz prawnika? Jeden jest pięć boksów stąd” – zdarzało mu się mawiać.
Wyglądało na to, że pomysł chwycił. Bo choć czynsz nie był najniższy, to szybko znalazło się siedemnastu najemców, którzy byli skłonni płacić więcej za stylowy design, elastyczne warunki umowy i poczucie wspólnoty. Tak więc wydawało się, Neumann wpadł na pomysł, który znajdzie swoje miejsce na rynku i będzie dzięki niemu w stanie zbudować zyskowną firmę.
WeWork zaczął podpisywać umowy na kolejne budynki i znajdywać dla nich najemców. Jednak najciekawsze w historii Adama Neumanna jest to w jaki sposób pozyskiwał pieniądze od inwestorów. Większość firm na rynku coworkingu obracała kapitałem rzędu kilkuset tysięcy dolarów. Do 2012 r. Neumann zebrał 7 mln USD tylko od rodziny i przyjaciół.
I wydawało się, że rodzina i przyjaciele nie zrobili złego interesu. W tymże 2012 r. WeWork przyniósł 1,7 mln USD zysku. Z tym, że był to ostatni zyskowny rok w historii firmy. Charyzma i showmaństwo Nuemanna sprawiły, iż pieniądze od inwestorów zaczęły płynąć jak woda i nie domagali się, by firma przynosiła profity, przyjmując argumenty Neumanna, iż WeWork jest jak Amazon, czyli jest w fazie dużych inwestycji, które pozwolą mu osiągać wysokie zyski w przyszłości.
Pierwszym większym zewnętrznym inwestorem w firmie był biznesmen z nowojorskiej branży nieruchomości Joel Schreiber. Neumann zaimponował mu. Schreiber powiedział, że chciałby zainwestować w jego spółkę. Zapytał o to, na ile wycenia swoją firmę. Ten po namyśle podał kwotę „wyssaną z palca” 45 mln USD. Przy czym WeWork wówczas nie miał wynajętego nawet jednego budynku. Schreiber bez słowa zgodził się z wyceną i oświadczył, że kupuje jedną trzecią udziałów w firmie za 15 mln USD.
To doświadczenie nauczyło Neumann, że w rozmowach z inwestorami podawanie wycen „z sufitu” może być dobrą strategią. Kolejny inwestor, fundusz venture capital Benchmark wpłacił 16,5 mln USD za 16,5 proc. udziałów, co wyceniało całą firmę na 100 mln USD. Kolejne wyceny rosły w tempie geometrycznym. W 2013 r. kolejny fundusz DAG Ventures kupił udziały za 40 mln USD po cenie, z której wynikał iż cała spółka jest warta 440 mln USD. W lutym 2014 r. JP Morgan Asset Menagment wraz z kilkoma innymi inwestorami przejęło akcje WeWork za 150 mln USD (wycena firmy 1,5 mld USD).
Po kolejnych miesiącach do firmy wpłacono 355 mln USD przy wycenie 5 mld USD. Ta ostatnia wycena umiejscawiała WeWork przed Spotify i wśród tuzina najcenniejszych start-upów z wartością powyżej miliarda dolarów. Apetyty Neumanna ciągle rósł. Kiedy jego pracownicy przynosili mu prognozę przychodów i zysków, którą mieli przedstawić inwestorom Neumann kazał im pomnożyć wszystkie liczby przez dwa albo trzy.
Na inwestorach także robiło wrażenie, że WeWork zwiększa przychody co roku o 100 proc. Choć nie zwracali uwagi na to, iż koszty rosły w podobnym stopniu. „Po prostu zaakceptowali gdy powiedzieliśmy im, że nowa wycena spółki to 10 mld USD” – opowiada w książce jeden z pracowników WeWork. W czerwcu 2015 r. Glade Brook, Fidelity i kilku innych inwestorów kupiło akcje serii E WeWork za 434 mln USD przy powyższej wycenie.
Wszystkie wątpliwości co do tego, czy WeWork jest wart tych pieniędzy były lekceważone. „Kiedy ludzie inwestowali w Facebooka przy wycenie 10 mld USD, uważano ich za wariatów. Nie sądzę, by tego teraz żałowali” – powiedział jeden z przedstawicieli funduszu Benchmark w rozmowie z „The Wall Street Journal”. Kiedy później pytano ludzi z Benchmarka dlaczego ciągle inwestowali w WeWork, odpowiedzieli:”Adam był bardzo przekonujący”.
W 2017 r. Neumann spotkał się z japońskim miliarderem Masayoshi Son. Założyciel WeWork bardzo mu się spodobał. Powiedział mu jednak, że działa ze zbyt małym rozmachem. „W czasie walki kto wygrywa: szaleniec czy roztropny gość?” – spytał Masayoshi Son założyciela WeWork. 24 sierpnia 2017 r. oficjalnie ogłoszono, iż Masayoshi Son zainwestuje w firmę Neumanna 4,4 mld USD.
„Billion Dollar Loser” to reporterska książka pisana w podobnym stylu co „Bad Blood” („Bad Blood” to publikacja opowiadająca historię innego start-upu, który zwiódł inwestorów Theranos). Oparto ją na setkach wywiadów z osobami związanymi z „WeWork”. Czyta to się doskonale, tym bardziej iż Neumann jest bardzo interesującą osobą. Sposobem bycia przypomina bardziej guru sekty, niż biznesmena. Choć, jak widać, takie cechy potrafią być przydatne w prowadzeniu interesu. „Billion Dollar Loser” to bardzo ciekawa i pouczająca lektura. Po jej przeczytaniu już nigdy nie przejedziemy obojętnie obok biura WeWork w Warszawie. Gorąco polecam!
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Jestem w stanie zrozumieć przeciętnego, niedoedukowanego inwestora który dał się wciągnąć w oszustwo i utopił poważny majątek.
Ale managerów wielomiliardowych funduszy, którzy na inwestycjach i zarządzaniu ryzykiem zjedli zęby zwyczajnie zrozumieć nie potrafię.
Kiedy ludzie inwestowali w Bitcoina po 20 tys USD uważano ich za wariantów. Nie sądzę, by tego teraz żałowali 🙂