Na naszym profilu twitterowym linkowaliśmy i trochę żartobliwe komentowaliśmy informację o zakazie picia alkoholu w czasie dnia przez dealerów Londyńskiej Giełdy Metali (LME).
Ochota na żarty pojawia się w sposób nieunikniony kiedy wypływa tego typu zaskakujące zestawienie: alkohol i odpowiedzialna praca, w której obraca się ogromnymi pieniędzmi. Czy komuś przyszłoby do głowy, że w takiej instytucji można półformalnie co dzień w przerwie raczyć się trunkami wyskokowymi? Już sam news tego typu przesuwa wyobraźnię w absurdalne obszary znane z filmów ponadczasowego Barei albo chociażby bliższej Brytyjczykom serii skeczów Monthy Pythona. No dobrze, ale spójrzmy na ów problem z nieco bardziej poważnej strony.
Bynajmniej nie chodzi o to, że dealerzy mogą gdzieś po kątach lub w toalecie trąbić hektolitry trunków procentowych z ukrytych tzw. piersiówek. Albo w pełnych antyków gabinetach raczą się whisky serwowaną z bogatego barku. Choć niewykluczone, że i takie osobniki bywają, to w tym przypadku jednak chodziło o pewien popularny i okraszony tradycją zwyczaj wychodzenia w przerwie na lunch do pubu czy restauracji, w co niemal zawsze włączało się alkohol w umiarkowanej ilości. To część zawodowej kultury City, uświęcony element męskiego świata białych kołnierzyków operujących w świecie dużych pieniędzy i wysokiego ryzyka.
Problem w tym, że zwyczaj ten wszedł w nieco niebezpieczne obszary a LME jest ostatnią instytucją, w której te praktyki aprobowano. Zaczęto widywać dealerów LME w klubie Playboya czy innych dość nielicujących z powagą zawodu miejscach i czasie. W duchu 21-wiecznej ewolucji obyczajowej władze LME powiedziały „dość”! Tym bardziej, że szefem została kobieta. Zakaz ten ma więc zasadniczy związek z prestiżem instytucji i duchem czasów, a nie stanem poczytalności jej pracowników „po spożyciu”, więc nie skręcajmy na siłę w tę stronę. Przynajmniej oficjalnie.
Bo w takiej przerwie potrafiono osuszyć całkiem sporo butelek trunków wszelakich. Potwierdzenie tego faktu dał dziennikarzowi „Financial Times” nie kto inny jak sam Nigel Farage, czyli pierwsza twarz brexitu! Ten sam, któremu teraz poza brexitowymi kłamstwami zarzuca się przyjęcie prezentów wartych setki tysięcy funtów od powiązanego z Rosją biznesmana. Okazuje się, że Farage tuż po studiach zaczął pracę właśnie na LME i brał nieustannie udział w alkoholowych lunchach w przerwie. Rozrywkowe życie rodem z lat 80-tych przetrwało w „najlepszej” formie właśnie w tej 143-letniej instytucji.
Nieuchronnie jednak pojawia się pytanie: jaki wpływ miała ta tradycja na decyzje podczas transakcji dokonywanych po powrocie do pracy z wesołej uczty w pubie? Cóż, obstawiam, że każdy z czytających te słowa natychmiast uruchamia w swojej wyobraźni ciąg skojarzeń, które kończą się jakąś komediowo-dramatyczną sceną finalną. Albo wręcz sam poczuje się ekspertem z ugruntowaną w tym temacie wiedzą, ponieważ już kiedyś osobiście próbował koktajlu składającego się z drinka i tradingu. Ja na przykład mam ambicje dowiedzieć się o tej branży wszystkiego, z tego typu zdarzeniami włącznie. I moim opartym na empirycznych doświadczeniach zdaniem nie jest to najlepsza mieszanka. Puszczają bowiem wówczas hamulce strachu i ryzyka, zasady same proszą się o łamanie, a brawura miesza się z furią po przegranej transakcji. Nie polecam.
No więc jak w takim razie wpływało to na panów dealerów metalowych? Nie posunę się do aż tak daleko idących spekulacji. Mogę się co najwyżej przez chwilę zastanowić, co o tego rodzaju tradycji myśleli inwestorzy, którzy składali swoje niemałe zlecenia w ich ręce do realizacji. Ale pewnie nie miało to dla nich jakiegoś melodramatycznego znaczenia, o ile zlecenia były zrealizowane jak należy. A poza tym trzeba też nieco uwzględnić specyfikę sytuacji.
Nie chodzi bynajmniej o to, że po kilku latach tego trybu pracy „z wyskokiem” można się na nawet duże dawki uodpornić albo nauczyć wydajnie pracować „pod wpływem”. To zadanie do analizy dla psychologów czy lekarzy. Dealerzy na LME to specyficzny zawód, w którym zarządza się „jedynie” zleceniami klientów a nie ich portfelami, a City to… no właśnie – City.
LME to relikt naszych czasów. Ostatnia w Europie giełda, na której handluje się w systemie open-outcry, czyli osobiście na specjalnym parkiecie zwanym Ringiem, przy użyciu głosu i mowy rąk wg ustalonych kodów. Członkowie giełdy zasiadają w specjalnych, czerwonych fotelach, przerzucając się ofertami. Mają przy tym zakaz opuszczania fotela i używania telefonu pod groźbą wielotysięcznej kary. Te licytacje na zlecenia trwają w 5-minutowych blokach dla każdego z 9 metali osobo, na jednej sesji bloków porannej i drugiej popołudniowej. Trochę to z innej epoki, ale nadal ma dla inwestorów znaczenie.
Te krótkie sesje i ich końcowy kurs stanowią punkt odniesienia dla całego świata. LME stanowi ważne miejsce dla zabezpieczenia produkcji lub zapewnienia dostaw za pomocą kontraktów lub opcji. Można tu również skorzystać z fizycznej dostawy, LME patronuje sieci magazynów na całym świecie. Trzeba jednak mieć świadomość, że znacząca część handlu odbywa się na wewnętrznych sesjach poza Ringiem, a także na coraz mocniejszym systemie elektronicznym. Ring to więc bardziej dziś tradycja, dżentelmeński rytuał konserwatywnej Anglii, ale nadal ostoja finansowego porządku i zaufania. Zupełnie tak jak angielska tradycja celebrowania esencji życia społecznego w pubach, która zaczęła zostawiać rysę na nobliwym wizerunku LME pewnym nieumiarkowaniem jej członków ( również w kontaktach z koleżankami) .
Ci ostatni nawet po kilku głębszych nie mieli chyba większych problemów we wzajemnych licytacjach na popołudniowych 5-minutowych sesjach. W końcu realizowali jedynie zlecenia klientów, czysto techniczna sprawa. Nawet jeśli jednego poniosło, to w zbiorowości takie ekscesy są niwelowane przez niewidzialną rękę rynku.
—kat—
3 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
[i]Członkowie giełdy zasiadają w specjalnych, czerwonych fotelach, przerzucając się ofertami. Mają przy tym zakaz opuszczania fotela i używania telefonu pod groźbą wielotysięcznej kary.[i/]
A jak rozumieć zakaz używania telefonów przez tych członków giełdy?
[i]Ja na przykład mam ambicje dowiedzieć się o tej branży wszystkiego, z tego typu zdarzeniami włącznie. I moim opartym na empirycznych doświadczeniach zdaniem nie jest to najlepsza mieszanka.[i/]
Jaką konkretnie branże masz na myśli?
Zza tematu alkoholowego wyłania się tutaj ciekawszy szkic przemian londyńskiego City. Bo przecież picie to jest tylko jeden z rytuałów świata opanowanego przez kolesiów z pijackich klubów (giełda, ale i polityka, biznes, wszystko). Demokratyzacja i wpuszczenie kobiet (o zgrozo) jest nieuchronne. Żeby już nie mogły powstawać zbiorowe zdjęcia kilku premierów in spe, jak to np.:
https://historycollection.co/10-shocking-facts-about-the-bullingdon-club-oxfords-ugly-secret/9/
Brexit przyspieszy zgon tego układu. Amen i osikowym kołkiem dobić.
Zastanawia mnie czemu moje pytania do autora, z 21 czerwca, do dziś zostały bez odpowiedzi, co jest tym dziwniejsze że, jak zauważam od dłuższego czasu, na forum zamierają komentarze, i większośc wpisów pozostaje bez odzewu.
Chyba powinno się skorzystać z każdej okazji by trochę rozruszać BBe i może czegoś dowiedzieć przy okazji???
"Problem w tym, że zwyczaj ten wszedł w nieco niebezpieczne obszary a LME jest ostatnią instytucją, w której te praktyki aprobowano. Zaczęto widywać dealerów LME w klubie Playboya czy innych dość nielicujących z powagą zawodu miejscach i czasie. W duchu 21-wiecznej ewolucji obyczajowej władze LME powiedziały „dość”! Tym bardziej, że szefem została kobieta. Zakaz ten ma więc zasadniczy związek z prestiżem instytucji i duchem czasów, a nie stanem poczytalności jej pracowników „po spożyciu”, więc nie skręcajmy na siłę w tę stronę. Przynajmniej oficjalnie."
A w klubie Play Boya w Mayfair od lat party dla swoich klientów w czasie tzw LME Week (po pracy), organizowała firma Gerald Metals, i jakoś dotychczas nikomu to nie przeszkadzało.
Zawsze się jednak znajdzie jakaś aktywistka z akcji MeToo psitu albo przewrażliwiony gay, którym mogą nie podobac się dziewczyny w skąpych strojach i zrobią z igły widły, a w dobie polit-poprawności robi się z tego wielkie halo.