Jeszcze na chwilę chciałbym wrócić do „krachu” na amerykańskich giełdach z ostatniego czwartku (6 maja), który sam nazwałem „dominem” ze względu na jego seryjną dramaturgię.
Emocje nie opadły choć znaleziono winnych.
Amerykańskie komisje nadzoru SEC i CTFC, po sprawdzeniu milionów transakcji, nie potwierdziły by przyczyną załamania było błędne zlecenie wprowadzone do systemu przez kogokolwiek lub cokolwiek. Nie było „błędu grubego palca” (fat finger error) jak wstępnie pisałem kilka dni temu. Temu, że żyły nim przez kilka dni fora internetowe i blogosfera nie ma się co dziwić. Jeśli jednak o błędzie (dosłownie) „gamoniowatego” maklera na akcjach Procter & Gamble pisze bez żadnej weryfikacji dawna Gazeta Prawna (dziś połączona z Dziennikiem) to po raz kolejny należałoby zapytać o rzetelność mediów, które uzurpują sobie prawo do bycia „profesjonalnymi” głosem rynku finansowego (nie mówiąc o prawnym). Citigroup powinna domagać się od gazety przynajmniej solidnych przeprosin, z których zresztą Dziennik był dobrze znany ze względu na ich imponującą ilość, jaką był zmuszony co raz zamieszczać.
Winnym okazał się niewydolny i nieskoordynowany amerykański system notowań i transakcji, dokładnie w takiej mierze jak to opisywałem w poprzednim wpisie na te temat.
Wygląda na to, że zapalnikiem było, jak wyszło poprawnie zresztą ze śledztwa Adama :-), spore zlecenie sprzedaży (lub zajęcia krótkiej pozycji) w małych kontraktach terminowych na E-Mini 500 (na indeks S&P). Nie wiadomo czy była to pozycja kierunkowa (jednostronna) czy część arbitrażu lub zabezpieczenia. Faktem jest jednak, że wydusiła cały popyt rozciągający się 5% poniżej pierwszej ceny egzekucji. Skoro nie był to błąd systemowy to znaczy, że inwestor miał zabezpieczenie w depozytach i przyzwolenie na taką wielkość pozycji. Trudno uwierzyć, że niedoszacowano popyt po drugiej stronie gdyż takie transakcje pochodzą zwykle od profesjonalistów. Być może, że mimo wszystko jakiś błąd wystąpił. Jednak nie należy liczyć na to, że sprawca przyzna się do rzeczywistych intencji jeśli nie ma oskarżeń. Mogła to być również część transakcji arbitrażowej/hedgingowej, która z jakichś powodów nie doszła do skutku.
Niemniej jednak rynek kasowy zareagował niemal idealnie synchronicznie gdyż wartość indeksów spadła w ślad za kontraktami a to znaczy, że masowe zlecenia sprzedaży na akcje poszły chwilę po kontraktach, w głównej mierze z automatów niwelujących odchylenia (arbitraż) oraz z funduszy ETF, odwzorowujących indeksy (tu zanotowano ogromny wzrost obrotów). To pociągnęło dalej wszelkie stopy zabezpieczające, generujące zlecenie „po rynku” (nasze PKC) i w konsekwencji włączenie „hamulców” na NYSE w postaci tzw. LRP (Liquidity Replenishment Points). Wprowadzone kilka lat temu powodują, że w przypadku wzrostu zmienności kojarzenie stron transakcji przechodzi ze stanu automatycznego do interwencji manualnej animatorów i specjalistów. Podgląd na zmianę tego stanu umożliwiają zresztą platformy handlowe dostarczane przez brokerów i firmy software’owe.
Innym następstwem tego zamieszania była, w uproszczeniu rzecz ujmując, samopomoc wynikająca z tzw. Regulacji NMS w ramach której zlecenia wędrują po elektronicznych łączach na inne giełdy, zapewniające korzystniejszą cenę realizacji. I tu właśnie wywalił się cały system. O ile na NYSE nastąpiło spowolnienie handlu to na pozostałych parkietach transakcje szły w normalnym trybie, a że dominowały zlecenia sprzedaży więc popyt został tam wyrugowany do samych korzeni (nawet do ceny 1 centa – to dzięki jeszcze innej regule, dającej prawa animatorom). Powstałe, dość spore różnice w wycenie tego samego papieru na różnych giełdach sprowokowały jeszcze większą podaż, w tym z automatów. To oczywiste, że jeśli ktoś widzi cenę 50$ na jednym parkiecie i 30$ na tę samą spółkę w notowaniach na innej giełdzie to w sytuacji drastycznych spadków sprzedaje swoje papiery po wyższej z tych cen, jeszcze bardziej nakręcając spiralę spadków.
Amerykanie wyciągnęli stąd przynajmniej jeden słuszny wniosek – jeśli trzeba użyć hamulców to jednakowych na wszystkich połączonych giełdach tak by nie powtórzyła się ta sytuacja.
Nie zawiodły więc maszyny ale człowiek, który zaprojektował ich zestawienie. Przy okazji jeszcze raz wyszło, że brak masowego tradingu pochodzącego z algorytmów (High Frequency Trading) potrafi doprowadzić do wyschnięcia niezbędnej płynności. Ale przynajmniej nazwa krachu po nich pozostała: FLASH CRASH
—Kat—
PS. Gdyby ktoś chciał poczytać w oryginale pełen raport ze śledztwa:
http://sec.gov/news/testimony/2010/ts051110mls.htm
PS2. Pojawiła się teoria, powiązana kursami Jena i transakcjami na kontrakty terminowe na Nikkei, że to z Japonii przyszła feralna transakcja na derywatach.
5 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Jakie z tego wnioski – brak speców od ryzyka, którzy by wcześniej mogli zidentyfikować takie „dziury” w systemie.
Można na tym przykładzie zobaczyć jak się kreci slabymi rekami. Otóż szybkie zmiany w krótkim czasie, powodują wyrzucenie z rynku drobnicy, która stanowi niczym planktom pokarm dla wielorybów. Najlepsze jest to, ze wiele osób w ferworze zapomina, ze takie odejscie od poziomu rownowagi- (co to nagle nikt nie chce akcji, ktore wczesniej szly po wyzszych cenach? przy czym sytuacja firmy np.P&G nie zmienila sie w ciagu 5 minut) – w ogromnym procencie przynosi „rebound”.
Wyglada, ze bylo to zwykly synergiczny efekt – efekt na jakim buduje sie kazdy tick na gieldach i na OTC. Nawet gdyby ktos eksplorowal w ten sposob niefektywnosc rynku – a przeciez trigger dla stopów zostal znaleziony- to taka teoria spiskowa nie wroci kasy tym co stracili. Trzeba takie mozliwosci przewidywac i uwzglednic w MM i RM. Pewnie są ludzie na swiecie, ktorzy maja kase i czas zeby takie niefektywnosci mechanizmu wylapywac.
Tylko, ze w pewnym momencie czlowiek dochodzi do konstatacji, ze jakby odrywamy się od underlying / bazowej idei rynku pochodnych czy tez akcji i wchodzimy w grę w pieniążki i batoniki (aka batony – znane 3 cyfrowe wolumeny zlecen na GPW).
@kathay – off topic
Czy możesz powiedzieć parę słów na temat książki: John Carter „Mastering the trade” Warto, nie warto, dlaczego? Zakładam, że znasz bo kiedyś u Grzegorza na futures wspominałeś o tej pozycji 🙂
A tak przy okazji może czas na ponowny wpis z polecanymi pozycjami – jakieś nowości ?
Abstrahując od technologi to rynek był tak przegrzany ,że każdy gwałtowniejszy ruch by to spowodował.
Posługując się terminologia chaosu entropia w układzie wzrosła do niespotykanych rozmiarów.
Na marginesie :
Jest to także pomocne w analizie HFT .One stabilizują notowania w układzie z natury niestabilnym. Entropia rośnie. I potem lawinowo zmienia się poziom notowań.
Efektem ubocznym jest eliminacja trendu jaki znamy z klasycznej AT.
@ pit65
w jednym słowie zrobiłeś literówkę (ch zamiast h), którą filtr zatrzymał – po akceptacji komentarza poprawiłem ten drobny błąd, ale dla jasności reguł informuję, że coś takiego miało miejsce.
Widocznie urządzenie filtrujące nie zna starego dowcipu:
„Te .uje to rozumiem ale co to jest ta abstra ?”