Używam takiego właśnie tytułu nieco z przekory, chciałem tym samym zaznaczyć pewną kontrargumentację w poniższym tekście, pokazując, że nie wzbraniamy się między nami blogerami pięknie różnić w dyskusjach 🙂
Planowałem pierwotnie zrobić komentarz pod wpisem Trystero o tytule „Efektywne czytanie wiadomości finansowych”, ale zrobiło się tego tyle i na tyle istotne, że postanowiłem wrzucić to na blogu głównym.
Po kolei więc.
Investainment, czyli medialne prognozy, rekomendacje i analizy giełdowe na pograniczu show, to w znacznej części szum i marketing. Eksperci radzą, co przytacza Trystero, żeby nie kierować się nimi w swoich decyzjach i wyborach, traktować to jako rozrywkę, ciekawostkę, może tylko co nieco jako inspirację. W jakiś sposób mają trochę racji, ja chciałbym jednak nieco skontrować ów pogląd o bezużyteczności, lub może raczej relatywnej bezużyteczności tych występów.
Jak odróżnić co w mediach jest analizowane i rekomendowane grubą ściemą, a co rzeczywistym przekonaniem autora tychże produkcji? No jeśli ktoś na wizji pajacuje, albo robi za złotoustą gwiazdę skupioną na sobie, jeśli forma jest ważniejsza od treści, to raczej nie mamy wątpliwości. Ale zapewne spora grupa ludzi z CNBC, Bloomberga, Parkietu, TVN BIS, by wymienić te znane, jest motywowana nie efekciarstwem, lecz jak najlepiej pojętą ideą pokazania się z profesjonalnej strony, próbą zrobienia wszystkiego na co ich stać. Choć to jest i tak bez znaczenia dla kontekstu, który spróbuję wyłożyć.
Trystero cytuje w swoim wpisie Philipa Tetlocka, eksperta od prognozowania, autora świetnych książek na ten temat, najczęściej chyba cytowanego badacza niezwykle trudnego i zawodnego zajęcia jakim jest dokonywanie prognoz przez fachowców, którzy niestety potrafią się mylić w wielu przypadkach częściej niż amatorzy. Tetlock radzi więc na podstawie swoich doświadczeń nie kierować się w żadnym wypadku rekomendacjami medialnych analityków, przepowiadaczy, guru i innych tego typu osobników. A ja nieco w poprzek doradzę: tak naprawdę nie ma to znaczenia w świecie, w którym poprawne czy może raczej trafne prognozowanie jest niemożliwe, nie tylko na rynku giełdowym zresztą.
Jaka jest bowiem różnica w trafności między tym, co radzi medialny czy mniej medialny analityk, a tym co ustrzeli małpa rzutem w tabelę notowań, albo ktokolwiek losujący na chybił trafił z worka z nazwami spółek? Otóż żadna! Gdyby rzeczywiście analitycy posiadali zdolności trafnego wyboru spółek, czy prognozowania zachowań spółek, i tylko na tym polegałby giełdowy sukces, fundusze i inne instytucje finansowe zarabiałyby krocie, gdy tymczasem 80% z nich nie jest w stanie pobić zwrotów osiąganych z pasywnej inwestycji w indeksy giełdowe. Nie mówiąc o profesjonalnych analitykach rekomendujących w przeszłości kupno spółek, które wykrwawiały się miesiącami, zmierzając do ostatecznego bankructwa. Co do małp, to w przeszłości opisywałem w szeregu wpisów dość znaną, empirycznie testowaną wielokrotnie prawidłowość: losowe strzały małp są w stanie pobić trafnością czy zyskownością wybory dokonywane przez ekspertów od giełd i finansów. W tym układzie każdy dowolny wybór losowy akcji nie wydaje się być gorszą inwestycją. Klucz do sukcesu leży w zupełnie innym miejscu. Mianowicie w zarządzaniu pozycją i ryzykiem, a więc w czymś, czego małpa ani ślepy los nie potrafi.
W tych rozważaniach o naturze prognozowania, jako części procesu inwestycyjnego, cały czas nacisk kładzie się na trafny wybór spółki, która może urosnąć. Być może w jakimś krótkim okresie trafienie może okazać się nawet poprawne. Trzeba jednak wziąć poprawkę na:
A/ losowość rynków – nikt nie jest w stanie przewidzieć, co spółce przytrafi się w przyszłości (za tydzień, rok, pięć lat), co diametralnie zmieni jej stan.
B/ dryf wznoszący – rynki akcji dużo częściej poruszają się w fazie wzrostów, średnio ok. 75% czasu, w tym układzie trafny wybór spółki może być wynikiem głównie właśnie hossy na rynku akcji. Oczywiście w każdej bessie trafność zyskownego wyboru drastycznie spada, choć jeśli rozszerzymy okres pomiaru, okaże się, że i wówczas decyzja była trafna, bo kursy wracają często do nowych maksimów. Ale to właśnie przede wszystkim bessa na rynku lub na samej spółce weryfikuje rzeczywiste umiejętności „prognostyczne” analityka. W sumie zupełnie niepotrzebne dla kogoś, kto nie bawi się w rynkowy timing.
Oczywiście istnieją wybitni inwestorzy, doradcy czy analitycy, którym zdarzać się może znacznie większy procent trafionych wyborów. Zwykle jednak to nie oni pojawiają się w mediach ze swoimi typami, a jeśli już to na tyle sporadycznie, że ich podpowiedzi i tak zginą w chaosie losowości (akurat może się zdarzyć, że zostaną skłonieni do podania rekomendacji, która okaże się nietrafna, co nie jest niczym dziwnym).
Doświadczony trader czy inwestor potrafi sobie z tym wszystkim poradzić ponieważ dysponuje umiejętnościami stosownego reagowania na zmiany w spółce, czy to przez obserwację informacji czy wykresów, czy automatycznego działania na ryzyku (np. stopy obronne). Jednak medialne porady, typy i podpowiedzi są skierowane przecież do masowego odbiorcy, który co najwyżej potrafi złożyć sobie długoterminowy portfel metodą „kup i trzymaj”, z którego co jakiś czas pozbywa się być może jakichś akcji pod wpływem emocji oraz właśnie podpowiedzi (choć konkretne rekomendacje sprzedaży to raczej margines tej branży), a nie rzeczywistej wiedzy. Wspomnijmy o tym, że gdyby słuchał tuzów giełdowego inwestowania, którzy niemal od początku obecnej hossy w USA sugerują pozbycia się akcji, stałby się mocno wkurzonym inwestorem, który nie zarobił nic, podczas gdy indeksy rosną jak na drożdżach pompowane drukowanymi pieniędzmi i ujemnymi stopami.
Podsumujmy: dla masowego odbiorcy nie ma specjalnego znaczenia skąd pada sygnał kupna tej czy innej spółki jeśli jest to jedynie okazyjna prognoza, dla której nie będzie ciągu dalszego (np. sugestii sprzedaży z powodu złej kondycji). Równie dobrze lub gorzej może wybrać sam. Co więcej, jak pokażę później, kupno akcji rekomendowanej w mediach może być świetną okazją do ponadprzeciętnego zysku, ale oczywiście nie w formie długo czy średnioterminowych inwestycji, w które angażuje się spora ilość pasywnych inwestorów.
Problem z „kup i trzymaj” polega na czym innym, czego niestety od pana Tetlocka nie usłyszymy.
Otóż po pierwsze – spółki nie mają niekończącego się czasu życia. Np. żadna spółka objęta pierwszym indeksem Dow Jonesa nie istnieje do dziś. Bankrutują, są przejmowane, zdejmowane z giełdy itd. W związku z czym kupno jednej, dowolnej spółki, nawet nie wiem jak dobrze prognozowanej, nie musi być dobrą lokatą emerytalną, kres może nadejść w każdej chwili.
Po drugie – wybór tylko jednej spółki nie jest dobrym pomysłem, także z wielu innych względów niż samo bankructwo, o niebo lepszym wyborem jest złożenie sobie portfela kilku spółek, który ma szansę lepiej przetrwać giełdowe zawieruchy. Lub w obecnych czasach w ogóle zdystansować się od jakichkolwiek prognoz i rekomendacji, czy też własnych w tym kierunku wysiłków, i wybrać 1 lub więcej ETFów, lub innych pasywnych instrumentów naśladujących indeksy, które zbankrutować nie mogą.
Po trzecie – sukces w inwestowaniu nie leży w samym wyborze spółki, dużo bardziej może w ustaleniu chwili pozbycia się jej zanim zbankrutuje lub przejdzie do puli śmieciowej.
Świetnie, że Tetlock wierzy w optymalną selekcję akcji, choć jest to w zasięgu możliwości raptem garstki inwestorów i analityków, ale całej reszcie nie można przecież odmówić sensu inwestowania giełdowego. Marzy mi się w związku z tym, że Tetlock kolejną książkę napisze o tym, jak bardzo medialne, małpie i inne losowe prognozy są lepsze/gorsze w długim terminie od pasywnego inwestowania z jednej strony i racjonalnej selekcji z drugiej, oraz jak w związku z tym dokonywać owego optymalnego wyboru.
CDN
—kat—
1 Komentarz
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Z całym szacunkiem ale dokonałeś tutaj pewnego tricku: zasugerowałeś, że będziesz pisał o NIE czytaniu wiadomości finansowych a napisałeś o nie czytaniu prognoz finansowych.
Otóż wiadomości finansowe to nie tylko prognozy finansowe to także na przykład całe Blogi Bossy czy całe komentarze analityków Bossy.
Natomiast to w jaki sposób przeszedłeś od wypowiedzi Tetlocka o infotainment do krytyki kup i trzymaj i to krytyki kup i trzymaj jednej spółki pozostaje dla mnie zagadką. Nie znam nikogo (choć pewnie ktoś taki istnieje) kto poleca strategię kup i trzymaj jednej spółki.
Nie wiem czy Tetlock wierzy w optymalną selekcję akcji. Na jakiej podstawie tak napisałeś? Stawiam dolary przeciwko orzechom, że Tetlock nie wierzy natomiast w strategię kup i trzymaj jednej spółki.
Nie do końca rozumiem też argument o pierwotnym składzie indeksu Dow Jones. Ten argument ma sens tylko jeśli rzeczywiście krytykujesz ideę wybrania jednej spółki i trzymania jej do końca życia, inwestora lub spółki by zacytować kultowy polski film.
Przy okazji: inwestycja w oryginalnych uczestników pierwszego 30-spółkowego DJIA z 1928 dałaby wyższe stopy zwrotu niż sam indeks od tego czasu. Co prawda tylko 9 spółek z tej 30 ciągle było w indeksie w 2008 (badanie jest z 2009 roku) ale tylko jedna zbankrutowała a pozostałe 20 zostały przejęte. W przypadku przejęcia akcjonariusze otrzymują pieniądze za swoje akcje więc takie zjawisko nie jest zagrożeniem dla długoterminowego inwestowania.