Problem strat to nie tylko zagadnienie typowo matematyczne.
W jednym z artykułów (w polskiej prasie poruszającej tematy giełdowe) znalazłem stwierdzenie o stratach w transakcjach jako błędzie popełnianym przez inwestorów. To domaga się głębszej refleksji. A jednocześnie kwestię tę można potraktować jako suplement do mojej niedawnej serii o 10 mitach giełdowej psychologii.
Mamy w takim razie kolejny do rozpatrzenia, który roboczo nazwijmy:
Mit 11. Strata w transakcji to błąd inwestora.
Niewątpliwie inwestowanie, a już szczególnie trading, to okazja do popełnienia wielu błędów. Wyodrębniając je i nazywając możemy ocenić które z nich są rzeczywiście zawinione przez inwestora. I przy okazji sprawdzić, na ile winy są świadome, to ma bowiem szereg kolejnych implikacji dla jakości wyników na rachunku.
Najgorszym błędem jest ten, który można nazwać „działaniem sabotażowym”. Jeśli inwestor świadomie łamie ustalone przez siebie wcześniej zasady czy działa niezgodnie z regułami, to jest rzeczą oczywistą, że popełnia błąd. Mamy do czynienia z czymś co można by nazwać „zewnętrznym zaburzeniem procesu inwestycyjnego”. Np. nie stawianie stopów obronnych pomimo założeń o ich zdyscyplinowanym używaniu, albo nie wejście w zaplanowaną transakcję, czy też zawarcie transakcji zupełnie nie planowanej, impulsywnej. Tego rodzaju błędy popełniane są zwykle świadomie. Jeśli nieświadomie, to tym gorzej, najpierw należałoby odzyskać nad sobą kontrolę.
Na marginesie – jeszcze gorszym błędem jest brak takiego procesu w ogóle. Czyli brak planu gry, brak strategii.
Ale nie o tego rodzaju błędy „samo-sabotażu” chodziło we wspomnianym artykule. Straty były bowiem analizowane obiektywnie, czyli z założeniem, że transakcje odbywają się zgodnie z planem i regułami.
Najczęstszym wytłumaczeniem zarówno „samo-sabotażu”, jak i szeregu innych wpadek decyzyjnych, są błędy emocjonalne. W środowisku nasyconym niepewnością, ryzykiem, zmiennością, nerwami, stresem i lękiem przed nieznanym, organizm wchodzi w fazę „walcz lub uciekaj” (w przypadku kobiet „zaopiekuj się lub zaprzyjaźnij”). To włącza cały szereg emocji, które zaburzają decyzje. Mówi się wprawdzie o ograniczonej świadomości w takim wypadku, ale i tu inwestor ma szansę przejąć pełną kontrolę nad swoim zachowaniem dzięki stosownej dyscyplinie.
Z kolei brak stosownej wiedzy, a co za tym idzie niepełnej tego świadomości, łączy się z całym szeregiem tzw. błędów poznawczych, które odkrywa i analizuje modna ostatnio ekonomia behawioralna (czy finanse behawioralne). W ich założenia wpisana jest częściowa nieracjonalność postępowań inwestorów, co powoduje, że zamiast logiki posługują się oni skrótami, stereotypami i przeczuciami. Np. ‚błąd potwierdzenia’ powoduje, że inwestor poszukuje i uznaje tylko fakty uzasadniające swoje przekonanie o dalszym kierunku ruchu rynku (lub posiadanej pozycji), ignorując tym samym wszelkie kontrargumenty. Jak twierdzi Noblista Daniel Kahneman – unikanie wszystkich błędów poznawczych jest niemożliwe
Nawet jednak działając logicznie zdarza nam się popełnić błąd wyciągania niepoprawnych wniosków czy nieprawidłowych ocen. Da się to naprawić lub uniknąć przy większej uważności i samokontroli, szczególnie gdy wypływają z pomyłki, roztargnienia czy niezrozumienia. Czasem jednak wynikają one z posiadania zbyt małej ilości informacji lub informacji złej jakości.
I dochodzimy wreszcie do miejsca, które autor wspomnianego artykułu miał na myśli, czyli do czegoś, czego do błędów nie sposób zaliczyć, nawet z pozoru. Chodzi o coś, co można nazwać „jakością procesu inwestycyjnego”. Mam na myśli straty z góry i na stałe wkalkulowane w poprawnie wykonany proces inwestycyjny. Na przykład w przypadku systemu transakcyjnego, realizowanego w pełni mechanicznie, zyskownego, trudno mówić o doraźnym błędzie inwestora. Straty to permanentna i nieunikniona część tego procesu, nie istnieją bowiem 100% trafne strategie aktywne (poza arbitrażem).
Posłużę się dla lepszej ilustracji analogią przetargu. Załóżmy, że startuje w nim 10 oferentów i każdy przedstawi ofertę zgodną z kryteriami oceny komisji przetargowej. Wygra zawsze tylko jeden. Czy można mówić, że pozostałych dziewięciu popełniło błąd? W żadnym razie! Nawet gdyby wszyscy spełnili warunki w 120%, to i tak dziewięciu zostanie odrzuconych. Ponieśli stratę (koszty przygotowania), ale nie popełnili błędu. Nieunikniony koszt startu w przetargu stał się częścią procesu, zupełnie jak w inwestowaniu giełdowym.
Proces inwestycyjny, a już szczególnie trading, to świadoma zgoda na ryzyko, a więc na poniesienie okresowej straty w pojedynczej transakcji lub ich ciągu, szczególnie gdy używa się zleceń obronnych, choćby najpopularniejszego typu stop-loss. Akceptacja nietrafnych transakcji to NIE JEST działanie polegające na błędzie. To nieunikniony koszt zdarzeń losowych, rynkowych, prawdopodobieństwa i przyjętej strategii działania, z góry wpisanych w jej założenia.
Jeśli wziąć pod uwagę strategie w pełni mechaniczne, albo dowolne narzędzia Analizy technicznej, to już na etapie sprawdzania/testowania ich jakości działania (czyli przewagi, albo wartości oczekiwanej) uzyskujemy jakiś procent wejść nieudanych, sygnały fałszywe czyli szum. Świadomie godzimy się na ich pojawienie się podczas realnej gry. Projektujemy i akceptujemy straty o określonej częstotliwości i wielkości. I nie wynikają one z pomyłek czy błędów inwestora, są z góry zaprogramowane, wkalkulowane i wynikają ze zmienności oraz sposobu działania samych rynków i strategii. Można mówić o błędzie przy projektowaniu takiej strategii, ale nie o stracie z powodu błędu inwestora, szczególnie gdy suma wszystkich transakcji wygląda zyskownie. Błędem jest za to sytuacja przeciwna – brak zarządzania ryzykiem czyli brak stopów.
W Analizie fundamentalnej czy intuicyjnej kwestia ta wygląda nieco bardziej kompleksowo, a to z powodu każdorazowo podejmowanej decyzji o charakterze szacunkowym, oceniającym, subiektywnym. W to miejsce wkradać się mogą wszelkie błędy wymienione wyżej. Choć nawet wówczas przy pewnej powtarzalności decyzji godzimy się na pewien margines nietrafności. Natomiast elementem pozorującym błędy jest choćby ilość i jakość posiadanych informacji oraz ich zmiana w czasie. Po pierwsze więc – nigdy nie posiadamy dostępu do wszystkich informacji, świadomie więc akceptujemy niepełny obraz do analizowania i podejmowania decyzji. Po drugie – po zawarciu transakcji otrzymujemy nowe informacje, nieznane wcześniej, które mogą zmienić obraz posiadanej pozycji na negatywny. Trudno jednak mówić o stracie z powodu błędu w tym przypadku, nie mamy wszak dostępu do informacji, które dopiero się pokażą.
I jeszcze jeden przypadek – typowo techniczny. Brak płynności czy brak ofert może prowadzić do niemożności zamknięcia transakcji z zyskiem. Trzeba to oczywiście wkalkulować w ryzyko, ale trudno mówić o błędzie inwestora w wypadku nadzwyczajnego wyschnięcia rynku. Ryzyko płynności wpisuje się w koszt strategii.
Gdyby więc odnieść się do samej treści mitu, należałoby być może ocenić proporcje wyliczonych wyżej rzeczywistych błędów decyzyjnych do planowych strat wynikających z samej „jakości procesu inwestycyjnego”. W przypadku całkowicie mechanicznych strategii pojedyncze straty są z góry zaprojektowane i nie wynikają z jednorazowych błędów decyzyjnych, tylko ze specyfiki modelu (a więc zero błędów). Przy pozostałych rodzajach inwestowania i tradingu udział błędów człowieka w pojedynczej stracie jest znacząco wyższy, ale nie w całości z nich wynika.
O konsekwencjach i objawach tego w kolejnym wpisie.
—kat—
6 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Tekst dobry i trudno się z nim nie zgodzić.Chociaż rynek ma to do siebie że z każdą tezą można dyskutować i każdy będzie miał racje – bo będzie mówił o własnych oczekiwaniach ( lub podejściu).
Ja jednak się dziwie pomijaniu powodu ogromnej większości (60 %,20 % to ,,złe'' dane dopiero 20 % to psychologia),,błędów'' czy też ogólnie słabej zyskowności.Natomiast na każdym kroku podkreślanemu na realnych dużych rynkach (Eurex/CME).
Zanim ktokolwiek oceni swoją skuteczność czy predyspozycje powinien odpowiedzieć sobie na pytanie – czy jestem dokapitalizowany ? Czy mnie STAĆ na granie ? Będąc niedokapitalizowanym z definicji będzie się popełniać wszelkie błędy – bo będzie strach,bo będzie niewiara w siebie.
Będzie się zamykało pozycje przy pierwszym lepszym obsunięciu przy najsłabszej korekcie.
W PL wszyscy pomijają ten NAJWAŻNIEJSZY punkt sądząc że inwestor już sam sobie na to odpowiedział.Niestety to jest matka wszystkich błędów.
Pózniej czytamy że giełda to ruletka i że tak w ogóle to oszustwo jest…
Jajogłowi w swoich książkach zawsze piszą, że straty trzeba wręcz polubić. Więc polubiłem. I najczęściej było tak, że jak miałem dobry dzień, to robiłem kilkadziesiąt transakcji i miałem kilka czy kilkanaście pipsów zysku albo i nie. Więc wymyśliłem sobie, że mi sie to nie podoba. I teraz strat bardzo nie lubię. I prawie zawsze traktuję stratę jako wynik błędu. Oczywiście takie rozumowanie prowadzi do wniosku, że można grać bez strat. Tak pieknie nie jest, ale jestem przeświadczony, że straty można bardzo mocno ograniczyć
Polubić straty to lubią masochiści piszący książki i pisanie sprawia im ulgę po wtopie tak jak ten gość, który poszedł do doktora i twierdzi , że masturbuje się młotkiem, a lekarz pyta " I to Panu sprawia przyjemność???".
Odpowiedź: Tylko wtedy jak nie trafię 🙂 .
Ja tam nigdy strat nie polubie wbrew nawiedzonym masochistom.
IMO strata nie jest błedem jest … stratą, a może powstać w wyniku błędu
jak również "poza błędem".
I tu należałoby zdefiniować błąd, czyli to czego należy unikać w procesie decyzyjnym .Dla każdego może być to coś odmiennego.
Wiedza o tym powoduje ,że strata staje się nielubianą acz akceptowaną częścią gry.
……akceptowaną oczywiście w tym sensie jeżeli suma nie-strat przewyższa sumę strat. W przeciwnym wypadku cały proces decyzyjny okazuje się być błędem prowadzącym do nieuchronnej straty.
Możemy więc więc wyróżnić błąd na poziomie pojedynczego "drzewa" i na poziomie "lasu", a jak ktoś lubi bawić się w dywersyfikację to na poziomie "puszczy" też jest możliwość błędu 🙂
Hej pit-cie;)
Pokerowa analogia: o ile trzymasz sie strategii i podejmujesz wlasciwe decyzje (ev+) wynik na "transakcji" jest wtorny. Wielu zawodowcow sprawdza stan konta raz na tydzien lub rzadziej zeby nie sugerowac sie wynikami i nie psuc mindsetu kiedy graja. Skupiaja sie wylacznie na podejmowaniu dobrych decyzji, nie interesuje ich wariancja na malej probce. Prawo wielkich liczb, te sprawy…pozdro
(Nie)lubienie strat to ciekawy temat, chętnie zrobię z tego wpis,
podziękowania za inspirację 🙂