Poprzednia notka O szaleństwie znalazła ograniczone zrozumienie i czytelników, ale – nie wątpię – utrwaliła obraz mojej skromnej osoby, jako zwolennika chciwych drani. Widać taka rola blogera, że pisze a internet słowa nosi. Z honorem zatem przyjmuję obsadzenie w roli ambasadora zepsutej Wall Street, pociągnę temat w przyszłości a dziś zajmę się kolejną kliszą, jaka funkcjonuje w opisie rynku – chciwością.
Postawię tezę, iż nie ma rynku osoby zajmującej się spekulacją, inwestowaniem czy chociażby śledzeniem wydarzeń giełdowych, która nie słyszała o Gordonie Gekko. Bohater filmu O. Stone’a stał synonimem bankiera inwestycyjnego, który z gry w oparciu o poufne informacje uczynił sposób obecności na rynku. Rysunek postaci Gekko w „Wall Street” był na tyle wyraźny, iż w powszechnym mniemaniu Gekko i „Wall Street” stały się właściwie jedynymi kalkami, jakimi operuje się, gdy przychodzi pisać o wydarzeniach na rynku. Nie ma właściwie afery, aferki czy plotki z Wall Street, przy której nie sięgałoby się po Gekko.
Problem w tym, że postać Gekko to charakter rodem z Wall Street lat osiemdziesiątych XX wieku a nie początku XXI wieku. W istocie stylu, w jakim operowano przeszło 25 lat wstecz już dziś nie ma. Skończyła się epoka wrogich przejęć na masową skalę tylko po to, żeby poszatkować spółki i sprzedać w częściach nic nie robiąc sobie z tego, że przy okazji likwiduje się setki miejsc pracy. Nikt sięgając dziś po kalkę Gekko nie zauważa, iż Wall Street bliżej do kreowania często dobrych połączeń i przejęć – świetny przykład to ślub Hewlett-Packard i Compaqa – niż wrogich najazdów w celu zaorania firmy w poszukiwaniu zysku. Dziś rolę barbarzyńców typu Gekko przejęli często szanowani ludzie, których nazywa się mianem aktywnych udziałowców (nie mamy chyba polskiej nazwy dla activist shareholder).
Jak bardzo wpleciona w umysły jest klisza Gekko dobrze widać po zupełnym niezrozumieniu drugiej części Wall Street. W prasowych doniesieniach większość skupiała się na ewolucji postaci Gekko, który wychodząc z więzienia zmienia się w zawziętego krytyka Wall Street. Naprawdę jednak dziadunio Gekko wychodzi z więzienia do świata, którego już nie ma. Nikt, z kim rozmawiałem o drugiej części Wall Street nie odnotował, iż w sequelu nie ma już doprowadzonego od mistrzostwa – jakkolwiek je rozumiemy – insidingu. Całość gry przesunęła się na poziom zarządów banków, które do spółki z nadzorem i rządem muszą ratować inne banki, bo wywrócił się system a nie jeden czy drugi spekulant na Wall Street. Inaczej mówiąc po 25 latach słynne greed is good funkcjonuje, jako ciekawostka a nie klucz do rozumienia rzeczywistości.
Prywatnie uważam, że Wall Street nie jest dziś dużo bardziej zepsuta niż inne branże i bez trudu mogę poszukać w pamięci przykładów z sektorów, które są znacznie bardziej zdemoralizowane a za którymi nie ciągnie się klisza Gekko. Sądzę, że większość czytelników bez trudu sięgnie do własnej pamięci po przykłady afer w sektorach paliwowych, farmaceutycznych, zbrojeniowych czy nawet wielce szanowanego sektora przemysłowego, w których roi się od przekupstw, łapówek, lobbingu czy fałszywych dokumentów. Wszyscy jednak będziemy mieli problem ze znalezieniem kliszy, która spersonifikuje zepsucie jakiegoś przedstawiciela zawodu czy całej branży. Zwyczajnie w popkulturze figura chciwego drania została zarezerwowana dla Wall Street.
Oczywiście ktoś może postawić pytanie, dlaczego inne branże nie dorobiły się takiego popkulturowego pomnika, jak Gekko? Nie umiem odpowiedzieć, ale bez trudu zadam inne. Może Gekko nie był wcale czymś charakterystycznym dla Wall Street i dziś świat roi się od różnych Gordonów G., którzy po cichutku robią te swoje mniejsze lub większe przekręty? Może wszyscy dziś już wiedzą to, co wiedział Brel pisząc finałową zwrotkę Les Bourgeois? Badacze, którzy zechcieli porzucić stereotyp Wall Street, jako siedliska chciwych węży wzajemnie zjadających własne ogony, przyznają, iż w 2008 roku bailout nie był wcale bailoutem Wall Street, ale bailoutem całego stylu życia zbudowanego wokół rynków finansowych i pieniądza, jako takiego.
Dla uprzedzenia pewnych zarzutów, które – mam prawo podejrzewać – pojawią się pod notką wyjaśnię, iż nie stawiam tu pomnika bankom z Wall Street, insiderom i różnej maści przestępcom w białych kołnierzykach. Pytam tylko skromnie, czy sięgając od blisko trzydziestu lat po ducha Gekko nie popadamy w truizm i nie gubimy przy okazji szerszego obrazu, w którym problemem nie są wcale rynki finansowe, ale splot interesów, pragnień, nieodpowiedzialnych polityków i konsumentów? Dlatego, kiedy następnym razem ktoś będzie wmawiał wam, iż Gekko pozostał symbolem sięgnijcie po lustro, które postawił światu znacznie ważniejszy dziś film o związkach Wall Street z rzeczywistością – Margin Call. Mam przekonanie, iż pięć lat po kryzysie ciągle z trudem przebija się teza, iż w 2008 roku to nie chciwa Wall Street dostała wezwanie do uzupełnienia depozytu, ale świat, jako taki.
66 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
@astanczak
„To zależy, z jakiej dekady weźmiesz podręcznik do zarządzania.”
Niech będzie z ostatniej dekady, powiedzmy od 2000 r., chętnie bym się dowiedział co na ten temat myślą wiodący autorzy, bo do 2000 roku to byłem raczej na bieżąco, a potem sobie odpuściłem.
Ale nie przypuszczam aby były w tym względzie jakieś istotne zmiany i nadal koncepcja stakeholder corporation nie poszła do lamusa. W wielu krajach np w Niemczech obowiązkowa jest reprezentacja załogi w radach nadzorczch więc tych kwesti się nie lekceważy, a wprost przeciwnie – chołubi się je w firmach.
@ poszi
Dołek 2002 to dołek bessy po 2000 roku a 2008 to koniec kolejnej hossy. Nie mam nic przeciwko takiemu wyborowi w tym wypadku, bo pokazuje zachowanie spółki po połączeniu w danym cyklu koniunkturalnym. Tekst przywołany pokazywał, jak zapatrywano się na fuzję w jej trakcie i jakie były efekty dla akcjonariuszy, kiedy były do skonsumowania.
Pominę już fakt, że nie ja nie przywołałem nazwiska z zarządu, więc nie będę też nikogo bronił. Mnie interesuje cena akcji i stopa dywidendy. Reszta to zmienne, które można, ale nie trzeba brać pod uwagę.
@ lesserwisser
> chołubi się je w firmach.
Że strawestuję klasyka – ponoć w notce za naiwnego robię tu ja!
Przekupuje lub tak zarządza, żeby izolować reprezentację załogi w spółkach córkach.
PS. Hołubi piszemy przez samo h.
@astanczak
„Jeśli coś tylko warto odnotować, to fakt, iż świat nie zaakceptował tej idei wrogich przejęć i wymyślono dla spółek strategie typu poison pill.”
No tak, zgadza się. I doszliśmy do tego co mamy teraz.
Przecież to w interesie owych korporacyjnych biurokratów jest by nie było wrogich przejęć. To oni mają najwięcej do stracenia. Efekt jest taki jak to przewidywał Gekko:
„The new law of evolution in corporate America seems to be survival of the unfittest.”
@astanczak
„Przekupuje lub tak zarządza, żeby izolować reprezentację załogi w spółkach córkach.”
To chyba niemożliwe? Przecież świat wielkiego biznesu jest podobno taki cacy: praworzadny, uczciwy, nie chciwy i spolegliwy. To chyba jest bezpodstawne pomówienie, tylko ktoś naiwny może w to uwierzy. 🙂
„PS. Hołubi piszemy przez samo h.”
Przypadkowo to wiem, ale chciałem sprawdzić czy mnie poprawisz. 🙂
@ astanczak
Ździebko manipulujesz. Po pierwsze: wybierając jako ilustrację przykład wymuszonego przez rząd przejęcia. Przecież „poza tym”, doprawdy drobiazg, wyasygnowano kilkaset mld dolarów.
Po drugie:
„Po 5 latach banki są w miarę zdrowe, dobrze skapitalizowane a system, jako taki nie upadł.”
Przy takim wsparciu – a co ważniejsze: przy stworzeniu bankom środowiska wyjątkowo niskich stóp procentowych nie dziwota, że system sie odrodził.
„Pominę już fakt, iż rząd i Fed nie mogły pozwolić sobie na znacjonalizowanie banków, bo szok byłby taki sam, jakby banki po prostu upadły.”
To jest ciekawa kwestia: na ile mógłby sobie wtedy faktycznie pozwolić rząd amerykański. Bo oburzenie opinii publicznej było wyjątkowo silne a sentyment wobec banków drastycznie zły. Gdyby wtedy wynuszono na sektorze finansowym emisje bez prawa poboru kierowane do Departamentu Skarbu, to pies z kulawą nogą nie ująłby się za bankierami. Wymiana zarządów i podporządkowanie przeszłyby z całkowita akceptacją opinii publicznej.
Oczywiście to nie naród jest suwerenem w Stanach, tylko lobby finansowe. Dlatego takie jak powyższe rozważania można nazywać „urban legend”. Nigdy nie przećwiczymy scenariusza alternatywnego.
@ _dorota
> Ździebko manipulujesz.
Myślę, że wątpię, ale dysonans poznawczy to jedno z uniwersalnych praw w psychologi, więc nie dziwi mnie sięganie po tego typu argument.
Finalnie, jak tak zaczniemy zbierać te wszystkie liczby, to okaże się, że z 700 dużych baniek blisko 1/3 poszła na FM i FM (jeszcze raz podkreślę, instytucje powołane dla sprzedawania wyborcom american dream), AIG, który jest ubezpieczycielem a nie bankiem inwestycyjnym i w małym stopniu synonimem Wall Street oraz General Motors (jednego z generałów, który miał zbudować american dream).
Najbardziej znienawidzone banki jednak spłaciły TARP dając godną szacunku stopę zwrotu podatnikowi, więc o żadnym prezencie nie może być mowy, ale to nie przeszkadza, żeby napisać:
> Oczywiście to nie naród jest suwerenem w Stanach, tylko lobby finansowe.
Brzytwa Ockhama chyba nie jest zbyt popularnym narzędziem w tej dyskusji, więc pozwolę sobie już rzucić ręcznik.
@astanczak
A ja mam taki oto dysonans:
Czyż GM nie został uratowany w obawie …. o sektor wcale nie motoryzacyjny. Na swoje szczęście mieli hiper długi w sensie skali IMO.
A co ubezpieczał AIG? I kto to coś ubezpieczał w AIG dzięki czemu stało się co się stało . Ktoś miał dream ktoś robił na tym biznes. Oczywiście ,że AIG coś z tego miało tak jak Grecja, Cypr itd do czasu.
„Najbardziej znienawidzone banki jednak spłaciły TARP dając godną szacunku stopę zwrotu podatnikowi,”
NO cóż dla banku czyjś dług jest aktywem.Skoro uratowano pasywo firmy będące aktywem bankowym no to cóż w liczbach stopa zwrotu może być imponująca. Problem w tym ,że nikt poza bankiem takiej czarownej virtualnej operacji zrobić sobie nie może i jeszcze zapisac jako zysk, co wynika z uprzywilejowania o ktorym wspomniałem wcześniej.Dlatego też „biedne” AIG i generał nie mogły podarować podatnikowi większej ilości pustych liczb w sensie stopy zwrotu bo zrobiłyby konkurencje bankom na „wolnym” rynku pustych zer.
I teraz co te liczby podarowane podatnikowi znaczą , Ano dla podatnika tyle ,że będzie je musiał spłacić w przyszłości /wszak inwestycja nie wypaliła, a liczby pozostały/, czego pewnikiem nie zauważy upojony radością obdarowanego.
Oczywiście nie musi być i pewno nie będzie to podatnik amerykański wszak mamy globalizację od przenoszenia ryzyk tam gdzie ich nie ma.
Jedna uwaga: banki spłaciły TARP wyłącznie dzięki stworzeniu im wyjątkowo korzystnego otoczenia niskich stóp.
I tak możemy obserwować wynalazek finansowego perpetuum mobile: zażegnano ciężki kryzys wywołany przelewarowaniem, banki w jeszcze lepszej formie niż przed, tylko main street boryka się z uporczywą deflacją.
„Brzytwa Ockhama chyba nie jest zbyt popularnym narzędziem w tej dyskusji”
Istnieją jeszcze inne narzędzia rozumowania, np. bardzo przydatna w prawie starorzymska zasada „cui prodest”. Zawsze jednak łatwiej użyć argumentu pt. „urban legend” lub brzytwy Ockhama 🙂
OK, nie przeciągam.
Dorota Dorota
Cieszy, gdy w Bossablo odnosimy się do naszej rzeczywistości; od kilku lat statystujemy przecież w teatrum chciwości poza granicami przyzwoitości.
Efektownym marszem kończymy falę korekcyjną dla recesji. Jeszcze ze swobodnego wymachu prawej posypie się iskra i rozrzuci po ziemi paczki od Świętego Mikołaja.
Wybierzmy opcję put i będziemy ją mieć pod ręką przez siedem długich miesięcy, do Jasnej Góry. Po Świętym Mikołaju kryzysu ciąg dalszy,kolejna odsłona. Azja ślepo, na pamięć i CHCIWIE zarządza cierpieniem. Europa siedzi jak mysz pod miotłą. Dzielna Polska.
Nad Ameryką, Bóg kreśli radykalnie, przez siedem miesięcy, znak krzyża.Aby świat poczuł i pojął życiodajną treść i wartość dwóch patyczków przecinających się na jednej płaszczyźnie pod kątem prostym.
@ Deli Deli
Zastanawiam się, czy warto pielęgnować sobie w umyśle jakieś wizje przyszłości.
Im mniej myślę tymi kategoriami i im bardziej rygorystycznie egzekwuję sygnały, tym mniej złe mam wyniki.
No, chyba że się przyszłość opisuje poetycko 😉
Dorotko
przyszłość jest ciekawa a obrazy przeszłości i wizje przyszłości pielęgnują ducha. Duch za to prowadzi znużone czy też zagubione ciała.
Pomagam sobie leczę się kontemplacją na poziomie alfa, beta i medycyną ludową.
Język na poziomie dobrej metafory tłumaczy otaczającą rzeczywistość.
Dorota
Twoim miłym komentarzem sprowadziłaś mnie jednak na ziemię. Choć jak widzisz nie od razu: „nie od razu miła, nie od razu…” Będzie sprostowanie.
Powinno być: fale alfa-theta.
Ponieważ wyczytałem to w książeczce o małym nakładzie, kilka słow charakterystyki.
Fale alfa o częstotliwości 7 – 14HZ towarzyszą medytacji i modlitwie.
Fizyczne ciało regeneruje się najszybciej, gdy preważają fale alfa.
Fale theta 4-7Hz występują nadzwyczaj rzadko. Mogą wystąpić w stanach jasnowidzenia, inspiracji albo w głębokiej leczącej medytacji. Stan theta związany jest z sennością i p r z y j m o w a n i e m n o w y c h i n f o r m a c j i (podkr. wł. Z.B.).
Żródło: Keith Sherwood, Sztuka duchowego uzdrawiania,W-wa1990, materiały szkoleniowe do użytku wewnętrznego, nakład 1500 egz.
@ Deli
Będzie to oftopikowe (za co wszystkich przepraszam), ale rzecz jest na tyle serio, że zabrnę dalej w oftopik.
Deli, radzę zachować dużą ostrożność w poszukiwaniach metod pracy z umysłem, dopóki jeszcze nie słyszysz głosów na jawie. W najlepszym przypadku to stracony czas.
Istnieją bezpieczne metody wyciszenia i „wyostrzenia” się jednocześnie: biegaj, uprawiaj jogę, tai-chi lub chi-kung. Jedz własciwie i módl się 🙂 Omijaj szerokim łukiem wszystko, co w dziale „ezoteryczne” i co choć najlżej śmierdzi sektą.
Pozwoliłam sobie coś poradzić, mam nadzieję, że nie odczytasz tego jako przejawu arogancji. Ta opinia to wynik własnych poszukiwań i sporego oczytania w temacie.
Oj jak mnie korci aby dobić gada 🙂 (chciwości) ostatnim sztchem, takim coup de grace (ale bez litości :)), raz na zawsze, wszem i wobec, na dobre ( i złe).
I chyba się wreszcie szarpnę, bo mnie strasznie korci. 🙂
Dorota
Ależ oczywiście, repertuar odnowy jest bogaty! Ja osobiście zamiast biegać i ćwiczyć chi chi spłodziłem parę zdolnych dzieciaków, zbudowałem domek pod miastem, posadziłem drzewo i drzewa, których gmina nie pozala mi ściąć.
Wracając do rzeczy. Myślę, że z planu pierwszego wyrzuciliśmy to co dla mnie najważniejsze – dobrą prognozę. Mam nadzieję, że po 13 grudnia i do lata przyszłego roku będziesz się jeszcze interesować kondycją rynków i docenisz wizję, którą przekazałem biorąc Ciebie za Wenę (od Wenus) mej niesfornej wyobraźni.
Muszę już kończyć, widzę kątem oka jak niejaki lesserwiser robi przed lustrem okrutnie łojowe miny. Winię siebie osobiście za to, że przez tak długi staż blogowania nie potrafiłem wpływać na jego wyobraźnię a jeno wywoływałem rezonera i egzegutora. Za chwilę sama zobaczysz, zakładam się z Tobą, a mówię Ci to jako Twój wróż a może nawet stróż.